Lockheed

      Starałem się zapomnieć o tych zielonych oczach, lecz nadal miałem je w głowie. Na szczęście zbytnio nie przeszkodziło mi to w zobaczeniu czy moi już... Byli poddani poradzili sobie z więźniem. Przy okazji powiedziałem im, że odchodzę... Nawet coś drgnęło we mnie widząc ich zawód, ale szybko pogratulowaliśmy sobie za współpracę, po czym już prosto ruszyłem do wyjścia z budynku. Słyszałem za metalowymi drzwiami świst wiatru.

- Świetnie... - mruknąłem, ubierając grubą, puchową kurtkę i zaciągając kaptur na głowę. Otworzyłem tylko jedno skrzydło wyjścia i od razu buchnęła we mnie śnieżyca. Warknąłem pod nosem, zamykając drzwi i ruszając ku podłużnego, betonowego budynku z pokojami dla strażników. Na szczęście podróż szybko minęła i już po chwili byłem w ciepłym pomieszczeniu. Otrzepałem się ze śniegu i odwiesiłem ciepłe ubranie do szafki. Rozejrzałem się, uświadamiając sobie jak jest tu ponuro i wręcz idealny klimat na horror. Ruszyłem powolnym krokiem, mijając gołe, szare ściany i co jakiś czas drewniane drzwi z numerami, a nade mną zwisały żarówki, które mrygały od pogody na zewnątrz. Stanąłem przed swoim pokojem, wyjmując klucze. Zawsze powoli przekręcałem kluczyk w zamku, bo zawsze wydawało się mi, że zgrzyt rozchodził się po całym budynku. Odetchnąłem gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi, może pokój nie jest największy, ale własny. Z dwa metry kwadratowe, na których znajduje się łóżko, wąska szafa i niewielkie biurko z krzesłem. Zdjąłem z siebie pelerynę i marynarkę, rozciągając się. Przejechałem dłonią po twarzy, cicho wzdychając. - Jeszcze raz mnie przeniosą, to rzucę tą robotę. - wyciągnąłem z szafy dużą torbę, pakując do niej uniform i ubrania na zmianę oraz osobiste rzeczy, zostawiając jedynie ubrania na jutro. Rzuciłem bagaż pod drzwi, zerkając na zegar. Dwudziesta... Jeszcze trochę czasu mam. Nie chciałem się kąpać, bo w taką pogodę woda zawsze jest lodowata, papierologię mam załatwioną... Usiadłem przed biurkiem, stukając długopisem o drewniany blat. Nie wiem ile tak siedziałem, ale z rozmyśleń wyrwało mnie pukanie. Wstałem ociężale, otwierając drzwi.

- Arai ja- - księgowy szybko przerwał. Nie wiem o co mu chodziło, chyba to normalne, że u "siebie" chodziłem w samych mokserkach. On jedynie wepchnął w moje ręce jakieś papiery. Szybko je przejrzałem i z każdą następną chwilą nie mogłem w to uwierzyć.

- Za co...? - mruknąłem do niego, nie mogąc oderwać wzroku od kilku słów na kartce.

- Za dobre sprawowanie i... Przeprosiny, że na ciebie wpadłem... - spojrzałem na niego, a ten wyciągał do mnie rękę z kluczykami. Oni chyba żartują..., ale podpis dyrektora na wszystkich papierach jest.  - On jest dla ciebie i dyrektor powiedział, że nie chce słyszeć sprzeciwu. - usłyszałem z lekka ostrzejszy ton od niego.

- Przekaż podziękowania... - mruknąłem, ściskając kluczyki w dłoni. James jedynie kiwnął głową i odszedł. Zamknąłem szybko drzwi, nie ruszając się z miejsca. To jakiś żart dają mi w prezencie najszybszy samolot rozpoznawczy, który ma zaledwie trzydzieści dwa egzemplarze. Zaczął oglądać kluczyki z każdej strony i faktycznie są od Blackbirda¹... Znałem je na pamięć. Otrząsnąłem się z szoku i położyłem wszystko ma biurku, sam za nim siadając, biorąc długopis i kartkę, po czym zacząłem pisać.

Westchnąłem ciężko, prostując się w plecach. Złożyłem list na kilka części i położyłem go w widocznym miejscu. Spojrzałem na godzinę, grubo po dwudziestej drugiej. Wstałem z krzesła, od razu waląc się na łóżko, niedbale okrywając się kołdrą. Czułem jak ten dzień przepełniony emocjami odbił się na mnie. Pomimo tak wczesnej pory, czułem się jakbym wspinał się na najwyższy szczyt. Nastawiłem jeszcze tylko budzik, po czym opadłem na łóżko, zasypiając.

*****

Ja zaraz to kurwa rozwale, warknąłem w myślach uchylając powieki. Walnąłem dłonią w budzik, który momentalnie wyłączył się. Mam cichą nadzieję, że jakiejś dużej zmiany czasu nie będzie między Sibir, a Nanbą bo mój cykl i tak już zwariował. Przeciągnąłem się, słysząc jak kości strzelają mi od twardego łóżka i tej samej pozycji snu. Jak szybko ogarnę się, to zdążę napić się kawy, bo chyba zasnę na stojąco. Wstałem, robiąc kilka ćwiczeń na przebudzenie, ubierając się czarny, wojskowy mundur, chowając klucze od samolotu do kieszeni, a od pokoju zawiesiłem na haczyku przy drzwiach. Spakowałem resztę rzeczy do torby, zawieszając ją sobie na ramię. Ostatni raz przeleciałem wzrokiem po pomieszczeniu, wychodząc. Szybkim krokiem ruszyłem na stołówkę, na której było kilka osób, z którymi tylko wymieniłem kontakt wzrokowy w formie "Dzień dobry". Wpadłem do kuchni robiąc kawę z sześciu łyżeczek i mam nadzieje, że to starczy. Wypiłem wszystko jednym łykiem, ruszając tym razem na niewielkie lotnisko wraz z hangarami. Szybko ubrałem przed wyjściem na zewnątrz kurtkę. Na całe szczęście wypadało się w nocy, dzięki czemu jest znośna pogoda. Stałem przy pasie startowy, wypatrując samolotu lub helikoptera. Po dłuższej chwili w końcu usłyszałem charakterystyczny dźwięk i widziałem mały czarny punkt, który robi się coraz większy, a pas startowy zaczął migać ledami.
- Nowe doświadczenia czekają. - mruknąłem, gdy czarna maszyna wylądowała.

***********************************

768 słów

Lockheed SR-71 Blackbird - samolot dalekiego zwiadu strategicznego, najszybszy samolot kiedykolwiek wprowadzony do służby operacyjnej w siłach powietrznych.

Następny rozdział szybciej xd

Mam nadzieje, że nie jesteście źli, że fabuła idzie tak powoli i dopiero w czwartym rozdziale bohater znajdzie się w Nanbie... Po prostu kocham szczegółowo opisywać wszystko, co widać XD

Możecie pisać co uważacie lub zostawić jakiś ślad po sobie~

Do następnego

Opublikowane: 16 czerwca 2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top