Prolog

Obudziłem się; szybko podbiegłem do umywalki, umyłem zęby i  ogoliłem. Ubrałem na siebie moje szaty i niechętnie wyszedłem z domu. -Zapowiada się kolejny piękny dzień.- Westchnąłem z pogardą do otaczającej mnie od trzech miesięcy rzeczywistości. Zamknąłem drzwi na klucz i pośpiesznie zmierzyłem w kierunku wyjścia z kamienicy. Zanim podszedłem do wyjścia przypomniałem sobie o mojej codziennej rutynie. Skinąłem ręką w powietrzu a przede mną pojawiła się lewitująca w powietrzu książka z napisem Monde d'allumettes Online. Machnąłem ręką a ta otworzyła się na stronie której szukałem. Niemalże natychmiastowo znalazłem akapit oznaczony jako "Ukrycie informacji na temat Bohatera" I choć wiedziałem, że nie za wiele to da to i tak wolałem mieć chociaż tyle aby jedyne co nieznajomy o mnie wiedział to mój nik, Cheque Blanc. Ponownie westchnąłem, jeszcze z ciekawości sprawdziłem mój stan zapałki, świeciła się, nie wiem dla czego ale w jakiś sposób widok tej animacji palącego się patyczka sprawiał mi przyjemność. Znów skinąłem dłoniom a książka rozpłynęła się w powietrzu. Lekko rozweselony wyszedłem na zewnątrz a resztki szczęścia zniknęły. Znowu zobaczyłem to miasto; to przeklęte miasto rodem z jakiegoś anime. I pomyśleć że jeszcze ze trzy cztery miesiące temu uznał bym to za dzieło sztuki. Rozejrzałem się sam nie wiem po co ale wiem, że moje życie było by leprze gdybym się tu już nie rozglądał. Zewsząd widziałem ludzi, ta ludzi to nie byli ludzie a jedynie dobrze wykonana sztuczna inteligencja, kiedyś może i imponowała wszyscy mówili "O rety oni są jak żywi, można ich pomylić z graczami" ale teraz były powodem setek dylematów moralnych. Odwróciłem wzrok i niechętnie zacząłem kierować się w stronę domu gildyjnego. Po drodze minąłem prawdziwych graczy, może ze czterech; patrzyli na mnie tym samym wzrokiem potępienia, jeden nawet splunął w moją stronę ale gdy się na niego spojrzałem szybko odwrócił wzrok jakby prosił o wybaczenie. -I pomyśleć, że niektórych to bawi.- Pomyślałem nabierając do płuc pokaźną ilość powietrza. Po dłuższej chwili drogi znalazłem się niedaleko miejsca mojej wędrówki. Stanąłem przed potężnymi drewnianymi drzwiami i pociągnąłem za klamkę wchodząc do stylizowanego na stary i obdrapany budynku gildi.

- Dzień dobry.

Powiedziałem oschle, nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, wszyscy patrzeli się na mnie ze złością i potrzebą podlizania się, przecież nikt nie wiedział jakie to dzisiaj algorytmy stworzą zadanie. Usiadłem na pobliskim krześle i poprosiłem pobliską kelnerkę o jakieś śniadanie płacąc za nie z góry. Po minucie dostałem moje zamówienie, jakiś owoc upieczony i podany w słodkim sosie i czymś co przypominało grzanki.

- Oto zadania na dziś!

Usłyszałem z zamontowanych pod sufitem baranich rogów . Wszyscy w okół rzucili się się do tablic z ogłoszeniami wyrywając sobie najłatwiejsze z możliwych quest-ów; -Ten widok nigdy nie przestanie mnie bawić.- Burknąłem pod nosem. Jak zwykle przy stołach zostali jedynie gracze mi podobni Paladyni. Już przed zamknięciem nas w tym cholerstwie na wielu forach pojawiały się posty z prośbami o osłabienie tej klasy a mimo to i tak mało kto ją grał; powód był prosty, mechanika tej klasy jest trudna do opanowania w przeciwieństwie do takiego berserka, maga, kleryka czy innej klasy Paladyn posługiwał się trzema rodzajami zasobów: Energią, Materią i Wiarą, ponadto cechuje się on największą elastycznością jednakże w przeciwieństwie do pozostałych klas Paladyn nie mia przypisanych umiejętności a poszczególne elementy które to możne połączyć w autorski skill, nie zużywa on również zasobów a manipuluje jego proporcją, jeżeli jakiegoś będzie za dużo albo za mało na gracza a czasem i na party zostanie nałożony losowy efekt nie zawsze negatywny ale wzmocnieni należą do rzadkości. Sama definicja tego brzmi jak czarna magia szczególnie w zestawieniu w z taką maną czy staminą.

Podniosłem głowę z nad talerza, walka o quest-ty prawie dobiegła końca szybko dokończyłem posiłek i złożyłem sztućce. Po dosłownie kilku sekundach wokół mnie zebrała się gromadka "poszukiwaczy przygód" którym to dzisiaj się nie poszczęściło Żaden nie miał odwagi poprosić mnie o pomoc ale i tak każdy chciał mieć mnie w swoim team-ie chociaż na ten jeden raz; i w sumie co im się dziwić odpowiednio manipulując fragmentami paladyn potrafił przywrócić gracza do życia o ile jego siało jeszcze nie zniknęło, czyli tak przez piętnaście minut. W końcu jakiś postanowił się odezwać. Nie było to zgrabne ale wydusił z siebie proste -Nie chcesz z nami pójść do lochu?- Spojrzałem na twarze otaczających mnie graczy; wszyscy wyglądali typowo do bólu. chociaż tej kwestii nie powinienem zarzucać nikomu bo sam wyglądałem jak nastolatek z anime którego błękitne włosy wkładały się w ręcz typowy dla tego rodzaju animacji sposób rozczochranego długiego uczesania. Jedyną w miarę orginalną cechą były moje dwukolorowe oczy z których to prawe było jasno zielone a prawe zadawało się być w kolorze niebieskiego ognia i takie tez sprawiało wrażenie; przynajmniej włosy pasowały mi do niebieskich szat i innych amuletów którymi się obłożyłem. Gdy rozglądałem się tak moją uwagę przykuł jeden stolik przy którym to siedziało rodzeństwo albo przyjaciele; jak widać to oni dostali najgorsze zadanie z możliwych. Dziewczynka siedziała trzymając głowę niemalże na stole zaciskając w palcach kartkę a siedzący na przeciwko niej chłopiec nieudolnie starał się ją pocieszyć. Ponownie przyjrzałem się otaczającym mnie osobą. Wszyscy wydawali się mieć w miarę porządne wyposażenie natomiast tamta dwójka dołączyła do gry szybko po przejściu na free to play jakieś tydzień przed tym "zdarzeniem". Wtedy przypomniałem sobie o pewnej zmianie w kreacji bohaterów. Każdy gracz poniżej trzynastego roku życia nie może zmienić wyglądu postaci na inny niż rzeczywisty. 

- Można zabrać talerz?

Zapytałem głośno a sekundę później obok pojawiła się kelnerka zabierając brudne naczynia. Gdy się oddaliła wstałem i zdecydowanym krokiem podszedłem do dzieci.

- Pomóc wam z zadaniem?

Zapytałem, mina tej dwójki była bezcenna choćbym opisywał bym ją i przez tysiąc lat nie zbliżył bym się nawet to ułamku tej prezencji, podobnie z resztą wszyscy mieli zdziwione twarze.

- Nam?

Spytał chłopak  z niedowierzaniem.

- A czy przy tym stole siedzi ktoś inny? 

Spytałem z oczywistą ironią biorąc od dziewczyny  świstek obrazujący zadanie; dokładnie go przeczytałem i z miejsca zrozumiałem płacz dziewczynki. -Pokonaj Bosa regionu.- Mruknąłem pod nosem.

- Kupcie coś sobie do jedzenia; za pół godziny idziemy. 

Powiedziałem tak żeby zabrzmieć choć odrobinkę przyjaźnie następnie obróciłem się na pięcie i usiadłem do swojego stolika.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top