I

Cała nasza trójka wyszła przed budynek; odwróciłem się jeszcze w stronę powoli zamykających się drzwi z za których to widać było wściekłych jak nikt inny graczy. 

- Selavi!

Krzyknąłem do nich jednocześnie śmiejąc się wyniośle. Zrobiliśmy jeszcze kilka kroków aż doszliśmy do dziwnego nie przypominającego niczego co mogło by istnieć w świecie realnym kryształu; stał on na podeście jakby był pomnikiem ale zamiast typowego dla pomnika pulpitu była gruba obita skórą i jakimś metalem książka. 

- W jakim regionie macie ubić tego bos-a?

Dziewczyna nieśmiało podała mi kartkę ze zleceniem a ja pośpiesznie zapoznałem się z jej treścią. Westchnąłem ciężko ale nie z powodu samego regionu gdyż ten był jednym z mniej wymagających, problem stanowił transport a dokładniej czas za jaki mieliśmy go uzyskać. 

- Wolicie zapłacić za natychmiastowe przeniesienie czy czekamy godzinę.

Oboje jednogłośnie wybrali czekanie i nie ma co się im dziwić nie dość, że byli w młodym wieku to jeszcze ich wyposażenie wskazywało na niski poziom; dla nich każda moneta była na wagę złota. Rozejrzałem się po dobrze mi znanym placu, był duży i okrągły. Chodniki układały się w spiralę której to brzegi stanowił cienki pas trawnika; granicami placu były ładnie ozdobione sukiennice. Chodnik był szeroki tym szerszy im bliżej był kryształu gdzie to znajdowało się parę ławek i dwa stoiska ze słodyczami, jedne z lodami a drugie z watą cukrową. 

- Jakie chcecie gałki?

Spytałem podchodząc do pierwszego stoiska. Zmieszali się ale szybko uspokoiłem ich uśmiechem, chyba pierwszym szczerym i uprzejmym od dawna; nawet nie wiedziałem dla czego nagle poczułem taki przypływ jakiegokolwiek szczęścia, może poczułem się odpowiedzialny za tą dwójkę jak brat odpowiedzialny za rodzeństwo a może był ku temu inny powód, nie wiem i nie chciałem tego wiedzieć faktem jednak było, iż oboje podbiegli do lady i zaczęli wybierać smaki. Zapłaciłem za gałki i usiedliśmy na pobliskiej ławce zajadając się tymi pysznościami.

- A prawie bym zapomniał nie przedstawiłem się, jestem, Cheque Blanc i gram klasą Pala... a z resztą i tak to wiecie.

- Ja jestem Len i gram klasą czarodziejki.

- A ja to Rin garam rycerzem.

Powiedzieli lekko zakłopotani a za razem ucieszeni tym, iż ktoś się nimi zainteresował i to w dobrym tego słowa znaczeniu.

- Jesteście rodzeństwem czy kolegami?

- Jesteśmy rodzeństwem, -Westchnęła- a dokładniej jesteśmy bliźniakami.

- Rin i Len, -Zaśmiałem się pod nosem.- Jesteście bliźniakami i jednocześnie otaku?

Oboje pokiwali głowami. Zaśmiałem się pod nosem oni również, nawet nie wiadomo dlaczego; musieliśmy jakoś zabić nudę w oczekiwaniu na podwózkę która to pojawiła się punktualnie. Wstaliśmy i podeszliśmy do księgi, po raz ostatni przed podróżą przyjrzałem się rodzeństwu; Len przypominała typową czarodziejkę z anime ale jej struj był utrzymany w odcieni pastelowej mięty, zaś Rin wyglądał po prostu jak rycerz w srebrnej niczym nie ozdobionej zbroi. -Ta dwójka miała przed sobą całe życie.- Pomyślałem z lekkim współczuciem, takich najbardziej było mi szkoda choć i tak niewiele ich żałowałem.

- Wpisze się pan?

Zapytała dziewczynka wyrywając mnie z zamyślenia. Otrząsnąłem się i energicznym ruchem wpisałem swój nik na odpowiedniej stronie. Wokół nas pojawiły się cienkie słupki energii przypominające klatkę, zaczęły się wokół nas obracać a po chwili znaleźliśmy się u celu naszej podróży. -Oto i Grobowy las.- Burknąłem pod nosem. Przed nami rozpostarła się panorama lasu wypełniony drzewami których odcień zieleni na liściach był tak ciemny iż można by go pomylić z czernią, na niebie panowała wieczna pochmurna noc a klimatu dodawały porozmieszczane tu i ówdzie modele starych zniszczonych ruin domów i dworków. 

- Witamy w Grobowym lesie prosimy się nie rozchodzić i nie atakować wysoko poziomowych potworów, pamiętajcie ja mam swoje limity nie mogę wskrzeszać was co trzy sekundy.

Powiedziałem prześmiewczym głosem jednocześnie otwierając złożoną w rolkę niewielką mapę; była na niej zaznaczona dokładna pozycja nasza i naszego celu, ta dokładna była jedynie nasza pozycja krzyżyk oznaczający cel oznaczał nie w jakim miejscu jest cel a w odległości od jakiego punktu powinniśmy go szukać, najczęściej w promieniu około pięćdziesięciu metrów od znacznika. Westchnąłem i szybkim krokiem udaliśmy się najkrótszą  drogą i choć nie było to daleko to i tak musieliśmy przejść przez tak zwane "Pajęcze Żerowisko". Po krótkim spacerze znaleźliśmy się nie daleko niego. Opisać je można jako małą polankę zewsząd wypełnioną pajęczynami i metrowymi pająkami; na pajęczynach miejscami były ludzkie szkielety które to na szczęście były jedynie ozdobą.

- Co robimy?

Spytała Len z lekkim przerażeniem w głosie. Zastanowiłem się przez chwilę i ale szybo je zakończyłem dostrzegając ciekawą rzecz na pajęczynach. 

- Znasz jakieś zaklęcie oparte na elektryczności? Nie wiem piorun czy pole magnetyczne?

Pokiwała głową na znak potwierdzenia. Uśmiechnąłem się cwaniacko.

- Dobra szybkie pytanko. Wolicie walczyć z tymi stonogami...

- Pająkami.

- Tak jak mówiłem wolicie walczyć z tymi pająkami przez parę godzin ryzykując, że zadanie wygaśnie czy robimy ryzykowny plan w którym to możecie paść jak muchy ale do bosa dojdziemy w pół godzinki

Oboje spojrzeli na siebie i przełykając ślinę dali swoją odpowiedź.

- Tutaj jestem paskudy!

Wykrzyczał szarżujący Rin. Wbiegł on na środek Exp-owiska i szybkim cięciem skrócił jednego o odwłok. Nie umknęło to uwadze pozostałym i rzuciły się na chłopaka z impetem. Wyszeptałem pod nosem prostą inkantację unosząc się kilka metrów nad ziemią na moich stylizowanych na orle świetlistych skrzydłach. Wokół polany pojawiła się wirująca ściana niebieskiego ognia. Spłoszone potwory jeszcze bardziej zbliżyły się do wnętrza.

- Riposta!

Wykrzyczał chłopak a wszystkie pająki zostały odrzucone w stronę płomieni. Wszystkie które zetknęły się z zagrożeniem spłonęły ale i tak pozostało parę niedobitków. I właśnie do tego potrzebowałem Len. Szybo wyskoczyła do z krzaków i zaczęła pędzić w stronę największych pajęczyn. Moby wyczuły co się święci i zaczęły ją gonić; brat odruchowo rzucił się jej na pomoc ale szybko przypomniał sobie nasz plan i z trudem został na swoim miejscu. Dziewczyna przyspieszyła bieg tak, iż omal się nie wywaliła ale cudem udało jej się dobiec. Uśmiechnęła się z wyższością i barwnym ruchem dotknęła pajęczyny. Nic nie mówiąc wystrzeliła piorun. Cała polana wypełniła się niebieskimi błyskawicami i krzykiem adwersarzy. Gdyby nie to, że byli w party pewnie podobny los czekał by i jej brata a tak skończyło się na zadrapaniach; aż strach pomyśleć co by było gdyby i o stał przy źródle tej masakry

- Dobrze nam poszło panie Cheque?

Zapytała a ja zleciałem na ziemię.

- Poszło lepiej niż myślałem.

Odparłem pochwalnym tonem i szybko otworzyłem tą nieszczęsną skórzaną książkę. Cała nasza trójka dostała po równo jakiś pajęczych skór i innych mleczek. Zamykając księgę spojrzałem kątem oka na trójkącik znajdujący się pod moim paskiem życia. Zapełnił się on delikatnie w stronę wskazują na energię.  Westchnąłem i starając ukryć moje niezadowolenie zaproponowałem dalszą wędrówkę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top