1. Nowi niewolnicy
*Junie*
Minęły cztery lata odkąd mój brat został wydziedziczony. To się stało tak nagle i niespodziewanie, po prostu pewnego dnia zeszliśmy na kolację, a gdy zapytałam "Gdzie James?", mama odpowiedziała tylko:
- Kto to James?
Od tam tej pory nie wolno nam było o nim rozmawiać.
Był najstarszy, więc teraz pewnie to na mnie i brata spadnie zajęcie się rodzinnym biznesem. Mój brat może być innego zdania, ale mnie niezbyt do tego ciągnęło. Niestety, ale nasza rodzina zajmowała się dość nielegalnymi sprawami dotyczącymi niewolnictwa i prostytucji.
Jake wszedł do mojego pokoju bez uprzedzenia. Oderwał mnie od moich rozmyślań, po czym bez słowa ruszył w stronę okna.
- A zapukać to nie łaska? - warknęłam w jego kierunku, ale on nic sobie z tego nie zrobił.
- Z twojego pokoju jest lepszy widok - wyjaśnił niedbale.
- Niby na co?
Byliśmy bliźniakami i w większości przypadków rozumieliśmy się bez słów. Nie trwało długo aż udzieliła mi się jego ciekawość i podeszłam do niego. Widok wychodził na ogród znajdujący się z przodu rezydencji, jednak dało się też zobaczyć część podjazdu, to właśnie on przykuł naszą uwagę. Wóz, który się tam zatrzymał mieliśmy okazję widywać już nie raz, to przeważnie nim transportowani byli niewolnicy.
- Chyba mamy nowych niewolników - oznajmił, choć to zdążyłam już zauważyć.
Nasz pracownik wyprowadził dwie postacie. Chłopak i dziewczyna mieli przypięte do obroży łańcuchy, mężczyzna wyprowadzał ich jak psy. Aż zrobiło mi się ich żal, byli chyba mniej więcej w naszym wieku.
- Śliczna - wyrwało mi się na widok dziewczyny.
Choć jej ubrania były raczej marne, nie były w stanie przysłonić jej naturalnej urody. Teraz było mi jej szkoda jeszcze bardziej, wydawała się taka krucha i delikatna, przecież ona nie przetrwa jeśli przerobią ją na niewolnicę seksualną.
Mimo że mi się to nie podobało, zachodnie skrzydło rezydencji poniekąd służyło rodzicom jako ośrodek, często łamano i szkolono tam niewolników, jeszcze częściej mieliśmy gości, którzy za odpowiednią kwotę mogli robić tam z tymi biednymi ludźmi co tylko chcieli. Zadbano o wszystko, kamery na każdym kroku, straż, osobne wejścia, mocne wygłuszenie i wszystko zamknięte.
- Chłopak też niczego sobie - dodał mój brat, sprowadzając moje myśli z powrotem do mojego pokoju.
Trochę mnie to rozbawiło i dzięki temu na reszcie mogłam się trochę rozluźnić.
- Trójka dzieci i żadne hetero. - Uśmiechnęłam się lekko.
- Hej, przecież dziewczyny też mnie kręcą. - Mrugnął do mnie. - Przynajmniej dzięki temu mamy o czym gadać.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Oboje odwróciliśmy się w tamtą stronę.
- Proszę - zawołałam.
Po chwili naszym oczom ukazał się lokaj, spojrzał na mnie, a potem jego wzrok zatrzymał się na Jake'u. Mężczyzna zmarszczył brwi, ale nic na ten temat nie powiedział.
- Ojciec was prosi - oznajmił chłodno.
Mój brat i ja spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. ,,Ojciec''?
- To ojciec jeszcze pamięta, że ma dzieci? - skomentował Jake.
Pamiętał. I czekał na nas na dole.
Rodzice teoretycznie byli razem i prowadzili wspólny interes, ale w zasadzie to każdy z nich zajmował się swoimi sprawami, rzadko widywało się ich razem, mieli osobne pokoje... I mieli swoich niewolników, z którymi mogli zrobić wszystko na co tylko mieli ochotę. Niewolnicy się nie mogli sprzeciwić w przeciwieństwie do małżonka. Wydaję mi się, że było im bliżej do partnerów biznesowych niż do małżeństwa.
Poza ojcem, czekała na nas również dwójka niewolników wyprowadzonych z transportu i pracownik, który ich pilnował. Stali tak ze opuszczonymi głowami i słuchali tego co ma nam do powiedzenia ojciec. Teraz miałam okazję dokładniej się im przyjrzeć, wcześniej sądziłam, że ubranie dziewczyny było kiepskie, ale w porównanie ze strojem chłopaka było naprawdę wspaniałe. A przynajmniej nie było porwane. Ewidentnie pochodzili z innych ośrodków z radykalnie innym podejściem. Oba stroje były szare i luźne, ale jego było już wyraźne znoszone, no i ona chociaż miała na sobie buty.
- Czy to to o czym myślę? - Jake od razu przeszedł do rzeczy.
Rzadko mieliśmy okazję porozmawiać z ojcem o czymś, co nie dotyczyło rodzinnego interesu.
- To dla was - oświadczył, wskazując na niewolników.
Nigdy nie mieliśmy własnych. Zawsze mówiliśmy, że ich nie chcemy. Jake tłumaczył się tym, że lepiej nie mieszać pracy z rozrywką, ja po prostu uważałam, że to podłe i nieludzkie. Wielokrotnie próbowano nam jakiegoś wcisnąć, ale nigdy nie byliśmy postanowieni przed faktem dokonanym.
- Żartujesz... - powiedziałam to tak cicho, że nie byłam nawet pewna, czy to usłyszał.
- Bynajmniej - zbył mnie. - Spóźniony prezent urodzinowy. Niewolnica z najbardziej wymagającego ośrodka w kraju dla Jake'a. I niewolnik dla Junie.
No po prostu cudownie.
- To chyba jakiś żart. - Pokręciłam głową, niedowierzając. Nadal to do mnie nie docierało.
Prezent urodzinowy, dobre sobie. Gdzie niby mogę zwrócić ten prezent? Nie chcę go. Nie chcę mieć niewolnika.
- Mi pasi - odezwał się nagle Jake, podchodząc bliżej.
- Co? - zapytałam zaskoczona, gdy przechodził obok, ale w żaden sposób nie zareagował.
Zachowywał się jak nie on. Nie widziałam po nim żadnych emocji. To na pewno był mój brat?
- Nigdy nie mieliśmy niewolników, ale należąc do rodziny najwyższa pora to zmienić - oznajmił, nie okazując żadnych emocji.
Podszedł do swojej niewolnicy, po czym w dość brutalny sposób złapał ją za brodę i szarpnął do góry, by spojrzeć na jej twarz. Ojcu widocznie podobało się takie zachowanie i miałam szczerą nadzieję, że Jake robi to wszystko na pokaz. W końcu jak inaczej można to wyjaśnić? Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał.
- Poza tym, znając ojca, na pewno będą konsekwencje, jeśli nie przyjmiemy tak... wyjątkowych prezentów. - Wykręcił twarz dziewczyny, oglądając najpierw jej jeden profil, a potem drugi. - A oni trafią pewnie do rodzinnych ośrodków, gdzie zrobią z nimi wszystko to, czego nie zrobiliśmy my.
Spojrzałam na ojca, to co mówił Jake brzmiało jak coś, co jak najbardziej mogło się wydarzyć, mimo to liczyłam, że zaprzeczy. Byłam naiwna.
Mężczyzna skinął głową, w geście potwierdzenia.
- Jake wie jak to działa.
Po tych słowach wyjął dwie podpisane teczki, domyśliliśmy się, że w środku były dokumenty. Żyliśmy w tej rodzinie zbyt długo, by nie wiedzieć jak wyglądają te dokumentacje. Musieliśmy jeszcze tylko podpisać i staniemy się oficjalnie ich właścicielami.
- Więc jak? - zapytał, wystawiając jedną teczkę w stronę Jake'a, a drugą w moją.
Nie chcę być częścią tego świata, nie chcę mieć niewolnika. Rodzice doskonale o tym wiedzą, a mimo to postanowili zrobić coś takiego. Tylko że jeśli się nie zgodzę tego chłopaka spotka o wiele straszniejszy los niż u mnie. Popatrzyłam na tego chłopaka, wyglądał okropnie. Chyba wyczuł mój wzrok, bo lekko uniósł głowę, by na mnie spojrzeć, chociaż nie powinien tego robić. Speszona tym odwróciłam się w stronę dziewczyny. Ona... u mojego brata...
- Biorę ją - oświadczył Jake i wziął dokumenty.
Jeszcze raz spojrzałam na chłopaka. No przecież nie pozwolę, by znów trafił do ośrodka.
- Ja jego też - powiedziałam, biorąc od ojca teczkę.
*Jake*
Ja i Junie wzięliśmy naszych niewolników do swoich pokoi. Jak już kiedyś mam mówiono, osobiści niewolnicy zawsze muszą być pod ręką, dlatego my swoich powinniśmy trzymać w pokojach. Niewolnik nie może mieć swojego pokoju, bo wtedy poczuje się zbyt swobodnie, a to jest niedopuszczalne.
- Usiądź - powiedziałem, gdy niewolnica weszła do środka, po czym uznałem, że powinienem doprecyzować. - Na łóżku.
Podszedłem do biurka, na którym położyłem dokumenty i bez zastanowienia sięgnąłem po długopis.
Zawahałem się jednak, wciąż nie mogłem przestać myśleć o zachowaniu siostry.
- Junie powinna bardziej uważać - westchnąłem, odwracając się w stronę niewolnicy. - Mogłaby chociaż udawać. Ja wiem jaka ona jest, ale w naszej rodzinie to nie przejdzie, nie z tym nazwiskiem...
Spojrzałem na dziewczynę, która potulnie wykonała rozkaz i usiadła na łóżku. Miała pokornie spuszczoną głowę, a dłonie ułożone na kolanach. Ciekawe, czy się bała? Ech, głupie pytanie. Na pewno była przerażona.
- I po co ja ci to mówię... - spojrzałem w dokumenty, by zobaczyć jak ma na imię - Shelly.
Skinęła głową, by dać mi do zrozumienia, że mnie słucha. Odkąd przyszliśmy, nie odezwała się ani słowem. Nie mam zbyt dużego doświadczenia z niewolnikami. Nie spędzam z nimi za dużo czasu. Muszę dać jej wyraźne pozwolenie, że może się odzywać?
- Ładne imię - powiedziałem. - Jestem Jake, a moja siostra to Junie.
Znowu skinęła, ale nadal milczała. Przejrzałem szybko jej dokumentację, nie było tam żadnych informacji, że jest niemową, czy coś w tym stylu. Taka potulna i milcząca nie jest w moim typie. Znaczy nie powiem jest całkiem ładna i pewnie mógłbym się z nią zabawić, ale jakaś taka... bez charakteru.
- Nie martw się, nie zostaniesz ze mną długo. - Odwróciłem się w jej stronę. Na te słowa zareagowała lekko unosząc głowę. Czyli jednak nie było jej wszystko jedno. - Wpadłaś w oko mojej siostrze i o ile dobrze ją znam...
Idealnie w tym momencie rozległo się pukanie.
- No właśnie. - Podszedłem do drzwi i je otworzyłem, wpuszczając do środka Junie i jej niewolnika.
- Jake, słuchaj. Mam do ciebie prośbę... - zaczęła, a ja już wiedziałem, o co jej chodzi.
- Przyniosłaś dokumenty? - zapytałem tylko. - Jeszcze nie podpisałem, jeśli ty też nie, to możemy się zamienić.
Junie wyglądała na mocno zdziwioną, choć moim zdaniem nie powinna być, w końca przyszła tu dokładnie po to.
- Naprawdę byś się zgodził? - zapytała podejrzliwie, powoli wysuwając w moją stronę teczkę z dokumentami.
- Pewnie. Dla mojej siostrzyczki wszystko - zaśmiałem się, po czym ruchem głowy wskazałem na jej niewolnika. - Poza tym chłopak na nic ci się nie przyda jako zabawka, a ona ci się podoba, prawda?
Policzki Junie wyraźnie poczerwieniały i nie wiedziała, co ma mi odpowiedzieć.
Wzruszyłem ramionami.
- Mi nie przeszkadza, jeśli moja zabawka jest chłopakiem.
- Nie nazywaj ich tak - uniosła lekko ton. - Oni są ludźmi, nie przedmiotami.
Zmarszczyłem brwi. Nie powinna tego mówić przy niewolnikach. Ja naprawdę się cieszę, że ona ma do tego zupełnie inne podejście niż nasi rodzice, ale niech się z tym tak nie obnosi.
Podszedłem do niej i położyłem jej dłonie na ramionach.
- Junie, wiem, że masz złote serduszko, ale nie możesz go za często pokazywać. Nie wszystkim podoba się twoje nastawienie do niewolników, nie możesz traktować ich tak łagodnie, bo będą chcieli to wykorzystać.
Spojrzała na mnie gniewnie i zrzuciła z ramion moje dłonie.
- Przestań cytować matkę. Twoich zdaniem bycie dla nich wrednym jest lepsze?
- Ich trzeba trzymać krótko - odparłem twardo.
- Przestań.
Nie chciałem się z nią kłócić, ale czułem, że do tego właśnie zmierzamy. Lepiej zakończyć tę dyskusję, nim będzie na to za późno. Wziąłem od niej teczkę chłopaka i przekazałem jej tę z dokumentami niewolnicy.
- Rób jak chcesz - powiedziałem, rozkładając nowe dokumenty na biurku.
Kątem oka zauważyłem, że Junie bierze niewolnicę za rękę i kieruje się z nią do drzwi. Shelly chyba zdała sobie sprawę, że nie należy już do mnie i dała się poprowadzić swojej nowej właścicielce.
Przy drzwiach jednak obie się zatrzymały. Junie jeszcze raz obróciła się w moją stronę.
- Jake, tylko go nie skrzywdź. - Miała zmartwiony głos. Domyśliłem się, że chodzi jej o tego niewolnika. - Nie chciałabym, żeby przeze mnie...
- Zobaczę - uciąłem krótko, bo nie chciałem już dłużej o tym rozmawiać.
Gdy wyszły zostałem w pokoju sam z nowym niewolnikiem. Wskazałem mu łóżko, a on zorientował się, że ma zająć na nim miejsce, tak jak wcześniej niewolnica.
W miejscu, w którym podpisuje się właściciel, złożyłem podpis: ''Jake Maddison'' i przejrzałem informacje na temat mojej nowej zabawki. Szybko natrafiłem na rzecz, która mnie zaniepokoiła.
- Blizny? - zdziwiłem się.
Szybko przeczytałem opis. Pamiętałem, co było napisane w dokumentacji Shelly, więc łatwo mogłem to sobie porównać. Kiedy skończyłem, miałem ochotę parsknąć śmiechem.
- No nieźle. - Odwróciłem się w kierunku chłopaka. - Od razu widać kto tu jest faworyzowany. Shelly była wzięta z bardzo wymagającego ośrodka, jako luksusowy towar, dziewica, bez żadnych śladów przemocy. Tymczasem ty masz pełno blizn i jesteś z burdelu. Jakiegoś daleko, ale przynajmniej znajdującego się pod naszą pieczą, to chociaż wiem, że nie masz żadnych chorób. Nasi ''pracownicy'' są regularnie badani.
- Niezbyt delikatne te wasze badania - powiedział cicho.
No proszę, nie spodziewałem się, że coś od niego usłyszę, tym bardziej nie taki komentarz. To jednak było coś zupełnie innego niż Shelly.
Zamknąłem teczkę z dokumentem i włożyłem ją do szuflady.
- Jeśli dalej będziesz pyskować, to ja też nie będę zbyt delikatny - zagroziłem ostro.
- Przepraszam, panie... - odparł po dłuższej chwili. Nawet nie próbował ukrywać jak ciężko przyszło mu powiedzenie tych dwóch słów...
Wysłałem służącego po jakieś ubrania i przybory łazienkowe, z których mógłby skorzystać mój niewolnik. Mieliśmy wielu niewolników, którzy przebywali w wydzielonym dla nich skrzydle, więc byliśmy przygotowani na to, że mogli pojawić się nowi.
Nie ufałem temu chłopakowi, jak na razie był w stanie, gdzie głupie rzeczy mogły mu przychodzić do głowy, dlatego zanim poszedłem do łazienki przygotować się do snu, zamknąłem drzwi na klucz. Dałem mu potrzebne rzeczy i poleciłem mu, by przygotował sobie posłanie, a następnie zniknąłem za drzwiami. Prawie wszystkie sypialnie w naszej rezydencji miały prywatne łazienki, w tym mój i mojej siostry. Gdy wróciłem do pokoju zobaczyłem, że mój niewolnik zrobił to, co kazałem. Później chłopak wziął piżamę i przybory, które przyniosła mu służba.
Jeśli mam być szczery, to nie podobała mi się piżama, którą tu dostał. Luźne szare spodnie i szara koszula na guziki, wyglądało to na szorstki i sztywny materiał. Nie pasowało mu, było to takie... surowe i przygnębiające, najchętniej bym to z niego jak najszybciej zdjął.
W zasadzie to... mógłbym to zrobić. W końcu po to tu był... Nie. Nie mogłem tak myśleć.
Niedługo później oboje położyliśmy się spać. Ja na łóżku, a on na posłaniu, które znajdowało się na podłodze przy ścianie. Nie mogłem spać, nie wiem jak długo tak leżałem, ale było to dziwne, nigdy nie miałem problemów z zaśnięciem. Wydawało mi się, że chłopak szybko zasnął, ale dopiero później zdałem sobie sprawę jak bardzo się myliłem. Był środek nocy, więc wszędzie było cicho, gdy usłyszałem, że chłopak wstaje i powoli podchodzi do mojego łóżka.
Nadstawiłem uszu, niepewny tego co się zaraz wydarzy. Nagle usłyszałem kliknięcie i otworzyłem oczy w idealnej chwili, by zaobserwować zamach. W ostatnim momencie złapałem za jego ręce, które znajdowały się gdzieś nad moim gardłem.
- Zwariowałeś? - warknąłem, siłując się z nim.
Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, ale chłopak wyraźnie zwiększył swoje starania. Na szczęście byłem od niego silniejszy. Udało mi się przerzucić go na łóżku, tak bym znalazł się nad nim i go unieruchomił. To stało się bardzo szybko, jednak mój wzrok zdążył się już przyzwyczaić do ciemności na tyle, bym zobaczył przedmiot, który trzymał chłopak i którym się na mnie zamachnął. Rozpoznałem go natychmiast. To był mój scyzoryk. Scyzoryk, który trzymałem w szufladzie. Musiał przeglądać moje rzeczy, gdy byłem w łazience i zostawiłem go samego w pokoju. Widocznie to był błąd.
A ja skarżyłem się na to, że tamta niewolnica wydawała mi się zbyt nudna. Ścisnąłem jego rękę na tyle mocno, by zmusić go do puszczenia narzędzia. Z tym chłopakiem zdecydowanie nie będę się nudził.
Uśmiechnąłem się chytrze na samą myśl.
- Chyba rozumiesz, że zasłużyłeś na karę.
_ - _
W sumie to ta książka nie była w planach, bo to nie ona miała być zamknięciem tego uniwersum, ale chcę sprawdzić jak pójdzie mi napisanie panxniewolnik z perspektywy właściciela. No i tu mamy też historię o dziewczynach... No nic, zobaczymy jak to wyjdzie.
Tak więc mam nadzieje, że się spodoba. Jak zawsze zachęcam do komentowania i wyrażania swojej opinii!
Życzę miłego czytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top