6. Cisza przed burzą
*Junie*
Niewolnik jest tylko niewolnikiem. Jego potrzeby są nieważne. Żyje tylko po to, by zadowalać swojego pana. Słyszałam to wszystko już tak wiele razy, a teraz te słowa znów odbijały się echem w mojej głowie.
Wiedziałam, że ta cała sytuacja z daniem nam obroży elektrycznym miała mi po prostu pokazać jak wielka przepaść dzieli nas i niewolników, w końcu to przecież nie było konieczne, by to nasi niewolnicy je testowali, mogliby to robić jacykolwiek inni. Zresztą nie było przecież pewności, że będziemy ich używać.
- Wygląda pani na zmartwioną - usłyszałam za sobą głos Shelly, która właśnie szykowała się do wyjścia.
- Tak? - Uśmiechnęłam się do niej, niestety mój wyraz nie był w stanie w pełni ukryć moich prawdziwych emocji.
Widziałam, że zestresowała się i przez chwilę się nad czymś zastanawiała. Ostatecznie podeszła po prostu kilka kroków bliżej mnie.
- Co cię martwi? - zapytała po chwili wahania.
Widziałam jak bardzo stara się nie używać słowa "pani", choć pozbycie się nawyku, którego uczono ją przez kilka ostatnich lat nie było proste. Mimo wszystko bardzo doceniałam to, że się starała.
- Zamyśliłem się - odparłam, ponownie zmuszając się do uśmiechu.
- Mogę zapytać nad czym?
Musiałam przyznać, że trochę zdziwiło mnie jej zainteresowanie. To był chyba najlepszy dowód na to, że zaczynała czuć się przy mnie swobodniej, gdyby tak nie było to pewnie nie próbowałaby zadawać mi pytań i się czegoś dowiedzieć. Niestety moja reakcja widocznie ją speszyła i pomyślała, że jednak powiedziała coś źle.
- Nad tobą - odparłam, zanim Shelly zdążyła zacząć przepraszać.
- Nade mną? - zdziwiła się. - Inne pokojówki na coś się skarżyły?
- Nie, nie - starałam się ją uspokoić. - Nie zrobiłaś nic złego, po prostu...
Nie wiedziałam jak powinnam to powiedzieć, nie zamierzałam rzucać słów na wiatr. Chciałam zwrócić jej wolność, zdawało mi się, że to coś o czym marzy każdy niewolnik, niestety jednocześnie miałam świadomość tego, że szkolenia w ośrodkach skutecznie tłumią w swoich "podopiecznych" wszelkie nadzieje na powrót do normalnego życia.
Wiedziałam, że to nie będzie proste, ale skoro już obrałam to sobie za cel, nie czułabym się dobrze ukrywając przed nią to do czego zmierzam. Nie wiem, tylko dlaczego czułam, że mój plan może nie zostać zbyt dobrze przyjęty.
- Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale... Nie chcę, żebyś była moją niewolnicą. Nie chcę też, żebyś trafiła do jakiegoś ośrodka, czy coś - dodałam szybko, żebyśmy miały w tej sprawie jasność. - Nie chcę, żebyś w ogóle była niewolnicą.
Dziewczyna milczała dłuższą chwilę. Tak jak podejrzewałam, nie przyjęła tego tak, jakbym sobie tego życzyła.
- Dlaczego mówi mi pani takie rzeczy? - powiedziała to takim tonem, jakby naprawdę zabolało ją to, co ode mnie usłyszała. Jej palce zacisnęły się na elektrycznej obroży, która stale pozostawała wyłączona. - Ja...
Nie rozumiem, czy komuś komu siłą odebrano wolność nie zależy najbardziej na tym, by ją odzyskać? Poczuła się odtrącona, niepotrzebna? Nie traktowałam jej źle, ale mimo wszystko była tu zniewolona i nie mogła decydować sama o sobie. Rozumiem, że mogłaby nie mieć gdzie wrócić, ale chyba lepsze to niż pozostanie tutaj między ludźmi, którzy moją ją skrzywdzić.
Dziewczyna pokręciła głową, jakby odganiała od siebie jakieś myśli, po czym skierowała się do drzwi.
- Powinnam już iść - powiedziała, wyglądając przy tym na dość zestresowaną. - Nie chcę się spóźnić.
Nie mogłam pozwolić jej wyjść w takim momencie, szybko do niej podeszłam i złapałam za rękę, by zatrzymać ją na miejscu.
- To znaczy, że nie chcesz być wolna? - Nadal nie mieściło mi się to w głowie. - Nie chcesz żyć normalnie?
Shelly odwróciła się w moją stronę, a jej wzrok mógł powiedzieć mi więcej niż jakiekolwiek słowa, które mogłaby teraz wypowiedzieć. Puściłam ją.
- Przecież to niemożliwe - wyszeptała ledwie słyszalnie, po czym opuściła pokój.
Dziewczyna, pewnie tak jak wszyscy niewolnicy, uważała, że odzyskanie wolności leży poza jej zasięgiem. Panom raczej nie jest na rękę, jeśli ich "własność" myśli o odzyskaniu jej, ale ja nie czułam się częścią świata, który zniewalał tych, których uznał za gorszym.
Skoro byłam panią Shelly i mogłam zrobić z nią co tylko chciałam, to chciałam ją uwolnić. Tyle że to delikatna kwestia, nie mogę się z tym śpieszyć. Nie mogę robić nic otwarcie i zwracać na siebie uwagi. Lepiej zacząć małymi krokami, tylko że ta rezydencja jest jak klatka, a wszystkie ściany przypominają o jej zniewoleniu. Nie miałam doświadczenia w byciu właścicielką, czy była jakaś opcja, by opuścić to miejsce? Choćby tylko na chwilę... Niewolnik miał służyć swojemu właścicielowi najlepiej jak tylko mógł, ale wychodzenie z nim było zbyt ryzykowne.
Czy poza imprezami panów i niewolników, na które zapraszano mnie od lat mogłam zabrać swoją niewolnicę w jakieś inne miejsce?
Jake wiedział na ten temat o wiele więcej, ale tak samo jak ja nigdy wcześniej nie miał własnego niewolnika, więc nie wiem, czy wiedziałby coś takiego. Poza tym nie byłam pewna czy mogę go wprowadzić w moje plany. Ufałam mu, jednak ostatnio zaczęłam się bać, że on również zaczyna podzielać wartości naszej rodziny. Oprócz niego była tylko jedna osoba, do której mogłam się zgłosić, bo często z nią rozmawiałam i wiedziałam, że mimo pracowania dla mojej matki, nie uważa że to, co robi jest dobre.
Wyszłam z pokoju z zamiarem odnalezienia kobiety, o tej porze powinna być już w pracy i załatwiać jakieś sprawy dla matki. Była u nas kimś w rodzaju asystentki albo sekretarki. Szłam korytarzem, gdy nagle moją uwagę skupił głos Shelly dochodzący z pomieszczenia obok, którego przechodziłam.
- Pomogę ci - oświadczyła z troską.
Ostrożnie podeszłam do uchylonych drzwi i zajrzałam do środka. Shelly i jakaś inna pokojówka klęczały na podłodze i zbierały ubrania, które najprawdopodobniej wypadły tamtej.
- Przepraszam, nie wiem jak to się stało...
- Nie przejmuj się - uspokajała ją moja niewolnica. - Pozbieramy to i nikt nie zauważy.
- Pani Maddison się wścieknie - mówiła przejęta. - Powinnam już u niej być, jeśli znowu się spóźnię...
Pokojówka wydawała się o wiele bardziej przejęta niż powinna. Rozrzucone pranie to nie koniec świata, ale skoro panikowała tak bardzo mogło to znaczyć, że zdążyła już nieco poznać moją matkę, która potrafiła zrobić awanturę nawet z bardziej błahego powodu niż upuszczenie kosza z praniem.
- Spokojnie. Weź głęboki oddech i spróbuj się uspokoić. - Złapała ją za ramiona, jakby usiłowała powstrzymać ich drżenie, dziewczyna wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać. - Nic takiego się nie stało.
Wycofałam się nim, któraś z nich zdążyła mnie zauważyć. Nie mogłam dłużej patrzeć na tą sytuację, przecież ta pokojówka drżała na samą myśl, że spóźni się do swojej właścicielki, albo że ta dowie się o tym zajść. Nie wiem, co wcześniej musiała u niej przeżyć, że reagowała w ten sposób i nie chciałam wiedzieć.
Wiedziałam za to, że nie chciałam by Shelly była niewolnicą. Nikt nie powinien przechodzić przez to, co spotykało tu tych ludzi. Tyle że nawet jeśli znalazłabym w sobie odwagę, by sprzeciwić się temu systemowi, to nie wiedziałam jak mam to zrobić. Nie pomogę niewolnikom, jeśli nie dam rady uwolnić nawet jednego z nich. Tu był potrzebny porządny plan.
Jednak myślenie na ten temat odsunęłam na bok, bo właśnie natrafiłam na osobę, którą chciałam znaleźć.
- Circy, szukam cię - oświadczyłam, zatrzymując się przy niej.
- Ma panienka jakąś sprawę? - Skończyła wystukiwać coś na tablecie i spojrzała na mnie.
Czasem miałam wrażenie, że asystentka matki zna mnie lepiej niż ona sama. Jeśli ktoś poza Jake'iem miałby stanąć po mojej stronie to tylko ona. To co przed chwilą zobaczyłam potwierdziło moje postanowienie, by uwolnić tą niewolnicę, ale jednocześnie obudziło też we mnie nowe wątpliwości. Co ja niby mogę zdziałać sama?
Jeśli na razie nie potrafię zwrócić jej wolność, to chociaż na chwilę pomogę jej wyrwać się z miejsca, które stało się dla niej klatką.
- Raczej pytanie - doprecyzowałam. - Nie miałam wcześniej niewolnika, więc możesz mi powiedzieć jak wygląda kwestia opuszczania przez nich terenu rezydencji?
- To absolutnie niedopuszczalne - stwierdziła wprost. No oczywiście, to nie mogło być takie proste. - Chyba, że chodzi o przeniesienie lub bal organizowany przez kogoś ze Zgromadzenia.
"Zgromadzenie", kilka wpływowych rodzin, które mają najwięcej do powiedzenia na temat handlu ludźmi. Co kilka miesięcy, któraś z nich organizuje wystawne spotkanie, które nazywaliśmy "imprezą panów i niewolników". Omawia się tam przebieg interesów i często dochodzi do sprzedaży niewolników, ale co najważniejsze można było ich tam testować, wypożyczać i robić im inne okropne rzeczy. Nie zamierzałam zabierać Shelly w takie miejsce, ale bal byłby dla nas idealnym pretekstem do opuszczenia rezydencji.
- Kiedy odbywa się następna impreza? - zapytałam zaciekawiona.
- Niedługo - odparła, jeszcze zanim zajrzała w grafik. - Pamiętam, że twój brat już jakiś czas temu powiedział, że się tam pojawi.
Rodzice pewnie również będą na tej imprezie. To trochę komplikuje moje plany, ale pojawienie się tam na chwilę i wymknięcie się później nadal byłoby możliwe.
- Jake zamierza tam pójść ze swoim niewolnikiem? - dopytałam tym razem już z czystej ciekawości.
Słyszałam o tym, co się wyprawiało na tych imprezach, jeśli zamierzał zabrać tam ze sobą Davina...
- Będę musiała go o to zapytać - przyznała szczerze. - To było jeszcze zanim dostaliście swoich niewolników.
Nagle zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie zdziwiona, jakby jakiś nieprzewidziany element zrujnował jej idealnie ułożony grafik.
- Ale widzę, że tobie data i tak nie będzie pasować.
Pierwsze słyszę.
- Co takiego? - zapytałam autentycznie zaskoczona.
Nie pamiętam bym wspominała Circy o jakichś konkretnych planach, a już na pewno nie takich które moja rodzina uznałaby za ważniejsze niż pojawienie się na imprezie panów i niewolników. Cokolwiek by to nie było i tak namawialiby mnie na wzięcie udziału w balu organozowanym przez Zgromadzenie.
- Twoja matka chce, żebyś się z nią wybrała na bal charytatywny - oznajmiła, a ja nie wierzyłam w to, co słyszę. - Odbędzie się tego samego dnia.
Zamrugałam zaskoczona. Nie ma mowy, by moja matka postawiła bal charytatywna ponad balem Zgromadzenia. Poza tym zażądała bym pojawiła się na nim razem z nią. Coś mi tu nie pasowało i to zdecydowanie więcej niż jeden element.
- Żyjemy głównie z handlu ludźmi i prostytucji - podkreśliłam, bo miałam wrażenie, że Circy na moment o tym zapomniała. - I mamy się pojawić na balu charytatywnym? Tylko ja widzę, że kompletny absurd?
Ona tylko wzruszyła ramionami, najwidoczniej wiedziała coś, o czym ja nie wiedziałam.
- Tak czy inaczej twoja matka chce, żebyś się tam pojawiła razem z nią, a nie lubi, gdy coś idzie nie po jej myśli, więc nie radzę ci planować niczego innego na ten dzień - powiedziała i skinęła mi głową na pożegnanie. - A teraz jeśli pozwolisz, muszę już iść.
Następnie odeszła zostawiając mnie z tą informacją. Bal charytatywny. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. W tym musiało być coś więcej, niestety obawiałam się, że aż do samego dnia balu nie dowiem się co takiego.
*Jake*
Mój niewolnik jeszcze spał, gdy Circy zadzwoniła do mnie z pytaniem dotyczącym najbliższej imprezy panów i niewolników.
- Aha, tak. Wezmę go ze sobą - mruknąłem do słuchawki.
Szczerze mówiąc, to nawet bym o tym zapomniał, gdyby mi nie przypomniała. Postanowiłem się tam pojawić tylko dlatego, że wypadało mi tam być i dlatego, że rodzice oczekiwali, że będę się angażował w takie przedsięwzięcia.
Spojrzałem w kierunku mojego niewolnika, który nadal smacznie sobie spał w moim łóżku, najwidoczniej wczorajszy wieczór zmęczył go bardziej niż przypuszczałem.
Po kolejnej krótkiej wymianie zdań, zakończyłem rozmowę. Może i faktycznie teraz pojawił się jakiś powód, bym wziął udział w tego typu imprezie.
Zaraz po tym napisałem jeszcze wiadomość do ludzi, którym ostatnio zleciłem zadanie. Jak się okazało niepotrzebnie, bo nadal nie dowiedzieli się niczego przydatnego.
Z irytacją schowałem telefon, po czym odwróciłem się w kierunku chłopaka, który zdążył już wybudzić się ze snu.
- No proszę. - Uśmiechnąłem się. - Kto raczył się w końcu obudzić.
Chłopak usiadł na łóżku i przetarł zaspane oczy. Tej nocy nie spał w kajdankami, więc nie ograniczały mu one ruchów. Uznałem, że nie było takiej potrzeby, ale wiedziałem, że cały czas muszę zachowywać przy nim czujność. Ten chłopak jest inny niż reszta niewolników, nie wiadomo co jeszcze może przyjść mu do głowy jak będę spał.
- Dzisiaj też miałem pomagać służbie. Czemu mnie nie obudziłeś? - Miałem nadzieję, że tylko mi się wydawało, że usłyszałem pretensję w jego głosie.
- Powiedziałem, że dzisiaj przyjdziesz później - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Mhm - mruknął tylko, przeciągając się.
Podszedłem do niego i usiadłem na łóżku. Niewolnik nie wydawał się tym przestraszony czy nawet zaniepokojony, mimo to widziałem, jak uważnie mierzył dzielący nas dystans.
Miał szczęście, że akurat teraz nie miałem ochoty go przekraczać.
- Jeśli mnie pamięć nie myli - zacząłem powoli - to ustaliliśmy, że to co miało miejsce wczoraj nie było karą.
Chłopak spojrzał na mnie uważnie.
- Pamiętam - odparł, choć miałem wrażenie, że chciał powiedzieć coś innego.
- A to znaczy, że kara za kradzież kolczyków czeka cię tak czy inaczej - ciągnąłem, dla pewności, że na pewno dobrze się zrozumieliśmy.
- Domyślam się. - Skinął głową na potwierdzenie tych słów.
Nie zareagował paniką, gdy wspomniałem o karze. Był na to tak obojętny, czy może liczył na to, że po wczorajszym zostanie potraktowany łagodniej? A może to co było wczoraj miało na celu mnie jakoś wybadać i sprawdzić do czego jestem w stanie się posunąć? Uch, o wiele łatwiej byłoby gdyby trafił mi się niewolnik o bardziej przewidywalnym charakterze. Z drugiej strony, wtedy nie byłoby żadnej zabawy.
Jakoś musiałem go ukarać, to nie ulegało wątpliwości, pytanie tylko jak to zrobić. Na pewno nie będzie to coś, co pozostawi jakieś trwałe ślady, no i będę musiał zabrać się do tego sam, bo zlecenie mu jakiegoś zadania, daje chłopakowi zdecydowanie zbyt dużo czasu na wymyślenie czegoś głupiego, a nie pozwolę, żeby dotykał go ktoś inny. Wyglądało na to, że mój niewolnik będzie potraktowany w sposób, którego się spodziewa.
Tyle że ja nawet nie byłem już zły o te kolczyki i o wiele bardziej zależało mi na tym, by nikt się o tym nie dowiedział. Musiałem go jakoś ukarać i najchętniej po prostu znowu bym go przeleciał, ale jeśli to zrobię, to każdy kolejny raz kiedy się z nim prześpię będzie dla niego karą. A wczorajszy wieczór był pierwszym, ale zdecydowanie nie ostatnim razem. Jakby tu do tego podejść...
- W seksie jest coś, czego nie lubisz? - zapytałem go w pewnym momencie.
Mój niewolnik spojrzał na mnie spode łba, najwyraźniej twierdząc, że zadane przeze mnie przed chwilą pytanie to jawny podstęp.
- Nie dam się na to nabrać - mruknął niechętnie. - Jeśli coś powiem, to to właśnie zrobisz.
- Za takiego mnie masz? - zapytałem podejrzliwie, ledwie powstrzymując się przed roześmianiem.
- Tak - odparł wprost.
No dobra, przyznaję, że właśnie tak to zabrzmiało, choć pytanie miało na celu coś zupełnie innego. Jakby to powiedzieć... Chciałem raczej dowiedzieć się, co mogę zrobić, by nie posunąć się za daleko. Skoro już zdecydowałem, że go ukarzę, to mimo wszystko wolałbym wiedzieć, co chłopak jest w stanie znieść. Może wyciąganie z niego tego typu informacji poszłoby mi lepiej, gdybym go sprowokował.
Przysunąłem się bliżej i uśmiechnąłem do niego drapieżnie.
- Ale to znaczy, że nie jesteś niczemu przeciwny. - Wyciągnęłam rękę w jego kierunku, musnąłem dłonią jego szyję, a potem fragment skóry, który odsłania piżama. - To otwiera przede mną nowe możliwości.
Niewolnik odwrócił głowę w bok, by na mnie nie patrzeć, ale się nie odsunął, ani nie odepchnął od siebie mojej ręki.
- Czyli co, powtórka z rozrywki - zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- Przecież nie masz nic przeciwko. Po wczorajszym to raczej nie powinien być problem - mówiłem, wodząc dłonią po jego ramieniu.
- Ależ oczywiście, że nie, panie - powiedział zobojętniałym tonem, a ja od razu zabrałem rękę. Gdy tylko to usłyszałem, szybko straciłem ochotę na dalsze gierki.
Z westchnieniem wstałem z łóżka i zrobiłem kilka kroków w stronę biurka. Trzeba było brać się do pracy, a z nim zabawić się przy innej okazji. Nadal nie byłem pewien, czy zostawianie go samego w pokoju było dobrym pomysłem, ale miałem dzisiaj dość dużo do zrobienia, a i tak byłem już spóźniony. Miałem nadzieję, że niewolnik wiedział, co ma robić i nie wpadnie na kolejny głupi pomysł. A nawet jeśli, to i na taką ewentualność byłem przygotowany.
- Leyla przydzieli ci zadania, a ja przyjdę, gdy już uporam się z pracą - oświadczyłem, zabierając z blatu kilka teczek, nad którymi miałem dzisiaj popracować. - Mam nadzieję, że to nastąpi szybko.
- Też... - mruknął cicho.
Zatrzymałem się tuż przy drzwiach i odwróciłem z powrotem w jego kierunku.
- Co? - Chyba źle go usłyszałem.
- Nic - burknął, nadal na mnie nie patrząc. - Chcę szybko mieć to za sobą.
Później tego dnia spędziłem jeszcze kilka godzin w pomieszczeniu, które niedawno zostało przearanżowane na gabinet, w którym miałem zajmować się rodzinnym interesem. Na początek rodzice postanowili przydzielić mi parę zadań dotyczących naszego ośrodka, dostałem nawet dwóch pierwszych klientów, dla których miałem znaleźć jakieś propozycje zabawek odpowiadających ich wymaganiom, a żeby to zrobić konieczne było przestudiowanie kart niewolników. O dziwo, dziewczyna, która chciała, żeby jej znaleźć niewolnika, miała znacznie mniejsze wymagania niż facet.
Długo myślałem nad tym, że właśnie w ten sposób będę musiał pracować. Znajdowanie odpowiednich kandydatów i sprzedawanie ich ludziom, którzy będą mogli robić z nimi, co tylko zechcą...
Rozważałem właśnie dołączenie jednego z chłopaków do grona kandydatów dla tego faceta, gdy do pomieszczenia weszła moja matka.
- Wszystkich niewolników sprawdzasz tak gruntownie jak tego swojego? - zapytała, kładąc mi na biurku kolejną stertę teczek.
Podniosłem na nią znudzony wzrok. A więc pracownicy donieśli jej o mojej wizycie, ciekawe tylko czy z zemsty za te moje groźby, czy zrobiliby to tak czy inaczej.
- Myślałem, że będziesz raczej pytać o skradzione kolczyki, a nie mojego niewolnika - powiedziałem, usiłując zmienić temat. Niestety matka była odporna na tego rodzaju sztuczki.
- W tej chwili twoja wizyta w ośrodku interesuję mnie o wiele bardziej - powiedziała to z uśmiechem, jakby przekazywała służącej wytyczne na temat obiadu, a nie rozmawiała ze mną o handlu niewolnikami. - Więc? Po co tam pojechałeś?
No nic, ja nie zamierzałem mówić wszystkiego na temat mojej wizyty. Za bardzo kłamać też nie było sensu, bo za duże ryzyko, że to się wyda. Najlepiej było powiedzieć prawdę, ale pomijając niewygodne fakty.
- To nic wielkiego. - Obojętnie wzruszyłem ramionami i oparłem się wygodnie na krześle. - Po prostu coś nie zgadzało mi się w dokumentach i postanowiłem to sprawdzić.
- I czego się dowiedziałeś? - Zmierzyła mnie wzrokiem, doszukując się u mnie choćby i najmniejszego śladu, który mógłby jej powiedzieć coś więcej.
- Że nie wzięli go z sierocińca, co tłumaczy jego "charakterek". A wy zamierzaliście wcisnąć go Junie - prychnąłem, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Przecież ona w życiu by sobie z nim nie poradziła.
Na jej twarzy pojawił lekki uśmiech, który zdecydowanie nie miał na celu dodać mi otuchy.
- Ale ty sobie poradzisz. - To zabrzmiało jak rzucone w moją stronę wyzwanie.
- Oczywiście. - Uśmiechnąłem się chytrze. - Nie mogę się doczekać, kiedy nauczę go jakie zasady panują w tym domu.
Ta odpowiedź chyba ją usatysfakcjonowała. Niedługo później mogliśmy zakończyć rozmowę, a kiedy tylko opuściła mój gabinet, uznałem, że zdecydowanie należała mi się przerwa. Potrzebowałem rozprostować nogi, a jeszcze bardziej potrzebowałem kawy, więc postanowiłem przejść się do kuchni.
Rzecz jasna mogłem wysłać po kawę kogoś ze służby, ale po przejrzeniu tylu kart niewolników z rzędu i po rozmowie z matką, nie miałem teraz ochoty widzieć żadnego niewolnika. Służby jednak nie dało się uniknąć, bo pomieszczenie, przez które postanowiłem przejść, by skrócić sobie drogę do kuchni było akurat sprzątane przez pokojówki.
Szybko zmieniłem zdanie, uznając, że istnieje coś, co jest w stanie podnieść mi ciśnienie dużo skuteczniej niż kawa. Zapytałem służące, czy wiedzą może gdzie jest teraz mój niewolnik, a one powiedziały mi które pomieszczenia zostały mu przydzielone do sprzątania. Chłopak najwyraźniej całkiem nieźle uwijał się z robotą, bo zajęło mi dobrą chwilę nim go znalazłem.
- Całkiem dobrze sobie radzisz - pochwaliłem go, sam dziwiąc się tym, że moje słowa były szczere.
Niewolnik akurat zajmował się myciem okien, posłał mi krótkie spojrzenie, ale szybko wrócił do przerwanej pracy. Tak na dobrą sprawę, była to już pora, o której zamierzałem skończyć te moją małą przerwę, ale postanowiłem ją sobie przedłużyć. Jeśli miałbym wymienić jakąś zaletę pracy, którą byłem zmuszony wykonywać, na pewno byłoby nią to, że miałem tu mnóstwo swobody.
- Po co przyszedłeś?
Ruszyłem w jego kierunku.
- A jak myślisz? - Zatrzymałem się tuż przed nim.
- Jeszcze nie skończyłem - stwierdził, znów odwracając głowę w bok, by uniknąć mojego wzroku.
- Skończysz później - odparłem natychmiast.
Pochyliłem się nad nim, znajdowałem się na tyle blisko, by być w stanie go pocałować, ale chłopak mi na to nie pozwolił. Próbował się odsunąć, więc złapałem go za biodra i pchnąłem do tyłu, by uniemożliwić mu dalszą ucieczkę. W ten sposób wylądowaliśmy tuż przy oknie, byłem nawet w stanie spojrzeć na podwórko przez szybę znajdującą się zaraz za plecami mojego niewolnika.
- Jak długo jeszcze zamierzasz być nieposłuszny? - zapytałem, nieświadomie ściszając przy tym głos.
Moją uwagę przykuła jego drżąca ręka. Opierał się dłonią o parapet i trzymał w niej szmatkę, którą wcześniej mył szyby. Chyba ściskał ją całkiem mocno, bo na parapecie zaczynała powstawać mała kałuża.
- Tak długo jak będę w stanie.
- A co, jeśli już niedługo nie będziesz? - zapytałem z ciekawości.
Jego palce rozluźniły się, jakby targające nim emocje nagle się wyłączyły, a on zastygł w całkowitym bezruchu. Miałem to odebrać jako kapitulację?
- Jestem zmęczony - wyznał cicho.
- Ja też. - Zacisnął palce mocniej na jego biodrze, przyciągając go bliżej siebie, po czym jedna z moich dłoni powędrowała wyżej do jego klatki piersiowej. - Więc może pomożesz mi się odprężyć?
Chłopak podniósł rękę i oparł ją na mojej piersi tak, by móc trzymać mnie na odległość.
- Chyba nie tutaj - w jego tonie były słychać lekką panikę.
No proszę, czyli nie było mu jednak tak kompletnie wszystko jedno. Ucieszyłem się, że udało mi się w końcu wywołać u niego jakąś reakcję nieświadczącą o jego obojętności.
- Czemu nie?
- Bo ktoś może tu przyjść.
- Trudno - zaśmiałem się i znów pochyliłem się, by go pocałować, na co on znowu mi nie pozwolił.
- Wytrzymasz do wieczora - syknął, po czym jego wyraz twarzy zmienił się na bardziej zadziorny. - Przecież nie jesteś jakimś zwierzęciem, które kieruje się tylko instynktem, prawda?
Niewolnikowi znowu udało się mnie zaskoczyć. Cieszyło mnie to, bo często nie potrafiłem przewidzieć tego co powie lub zrobi. Było z nim inaczej niż z moimi podwładnymi, było ciekawie. Co prawda w rzeczywistości i tak nie zamierzałem robić tego tutaj. Jak już to wolałbym pójść do której z pokoju, ale tym razem chciałem po prostu zobaczyć jak zareaguje, ale takiego komentarza naprawdę się nie spodziewałem. Bycie zaskakiwanym przez niego podobało mi się coraz bardziej.
Puściłem go i odsunąłem się.
- Wiesz jak bardzo działa mi na nerwy ten twój cięty język?
- Uświadomisz mi to. - Skinął głową. Wyglądał na zadowolonego z przeprowadzonej właśnie rozmowy. - Ale dopiero wieczorem.
- Bądź tego pewien. - Uśmiechnąłem się, a potem oboje wróciliśmy do swoich zajęć.
Zachowywał się, jakby nasza rozmowa była tylko zwykłą sprzeczką i nie groziły mu za to żadne konsekwencję. Sam zacząłem się zastanawiać skąd brało się u niego to wszystko, niewolnicy nie pyskują swoim panom, nie sprzeciwiają się z obawy przed karą i co najważniejsze nie próbują zabić swojego właściciela. To wszystko sprawiło, że miałem tylko większą ochotę pośpieszyć moich ludzi, koniecznie musiałem dowiedzieć się więcej o jego życiu przed ośrodkiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top