8. - Na granicy śmierci
-ESNA-
Wszystkie zapachy zniknęły pozostawiając po sobie pustkę. Czułam jak moje zęby i pazury boleśnie się łamią. Nie rozumiałam co się dzieje. Przeraziłam się. Ból i pieczenie nie ustępowały. Po chwili jednak poczułam ulgę, a potem wszystko zniknęło...
~*~
Otworzyłam oczy i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jestem w swojej ludzkiej formię. Na stałam na korytarzu dokładnie w tym samym miejscu, w którym wszystko na moment znikło. Rozejrzałam się po korytarzu i zauważyłam, że nie jestem tu sama. Obok mnie stał mój ojciec przytulający moją matkę. Na jego twarzy malował się smutek, a moja matka cicho łkała. Zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu i dopiero po chwili zauważyłam, że Sean był w coś wpatrzony. Podążając za nim wzrokiem dotarłam do białego wilkołaka leżącego bezwładnie na ziemi, przy którym pochylał się Nike. Ale zaraz! To byłam ja w postaci wilkołaka... albo raczej czegoś co go przypominało, bo w tej chwili wyglądałam jak krzyżówka trzech ras - wilkołaka, kotołaka i wampira.
~ Mamo? Tato? Co się dzieje? ~ Spojrzałam pytająco na rodziców, jednak ci nie zwrócili na mnie uwagi. ~ Irma?! ~ Zawołałam swojego kota, ale ten mi nie odpowiedział. Z Kajmirem było podobnie. ~ Co się dzieje? ~ Zapytałam samej siebie. Nagle koło mnie przeszedł Bruno i Alan, którzy podeszli do mojego ciała leżącego bezwładnie na ziemi i je podnieśli gdzieś niosąc. Spojrzałam na ojca słysząc jak ten wydaje rozkazy. Po chwili wraz z mamą ruszyli w kierunku gabinetu alfy, jednak ja postanowiłam pójść za betami. Jak się okazało zabrali moje ciało do mojego pokoju gdzie położyli mnie na łóżku. Po chwili opuścili pokój. Podeszłam do łóżka i spojrzałam na moje drugie wcielenie połączone we trzy. Nawet nie wiedziałam jak to nazwać. Nie wiedziałam co się ze mną działo.
Postanowiłam pójść za betami. Ruszyłam w stronę drzwi i próbowałam je otworzyć naciskając za klamkę, ale moja dłoń przeszła przez nią. Zaskoczona odsunęłam się o krok. Spróbowałam jeszcze raz i niemalże przeszły mnie ciarki widząc jak moja dłoń przenika przez klamkę od moich drzwi.
~ Czym się stałam? ~ Zapytałam samej siebie. Przez głowę przeszła mi myśl, że umarłam i stałam się duchem, ale czy to w ogóle było możliwe?
Biorąc głęboki oddech spróbowałam przejść przez drzwi i jak się okazało udało mi się. Nie byłam pewna, dlaczego tak się stało, ale za to wiedziałam, że nie mogę taka pozostać. Ruszyłam w kierunku gabinetu alfy i nie zastanawiając się dłużej przeszłam przez drzwi wchodząc do środka. Byli tam już wszyscy. Milczeli. Milczeli do momentu aż nie usłyszeli huk, a na końcu ryk. Mój ojciec, Nike i bety poderwały się i wybiegły z gabinetu. Wyszłam w ślad za nimi i dostrzegłam siebie stojącej na korytarzu. Warczałam i próbowałam ich zaatakować, ale powstrzymał mnie ojciec przemieniając się w dużego basiora. Przygniótł mnie swoim ciężkim ciałem do ziemi, a doktor Nike wyciągnął strzykawkę i wstrzyknął mi jej zawartość.
Sean na powrót przemienił się w człowieka i spojrzał na mnie smutnymi oczami.
~ Tato, to nie ja. ~ Powiedziałam łamiącym się głosem. To naprawdę nie byłam ja. Ja stałam tuż obok przyglądając się całej tej sytuacji. Byłam jak widź oglądający film w kinie.
- Zabierzcie ją do lochów i tam zamknijcie. - Rozkazał i ruszył z powrotem w kierunku gabinetu. Spojrzałam na bety, które podnosiły mnie i niosły w kierunku schodów. Postanowiłam ruszyć za nimi. Dotarliśmy do lochów. Zamknięto mnie w jednej z cel. Cztery bety w tym Alan stanęli na straży, a pozostali ruszyli za Brunem do alfy. Przeszłam przez kraty i podeszłam do swojej wilczej strony śpiącej nieruchomo na metalowym łóżku w celi.
Stałam tak i wpatrywałam się w siebie przez ponad trzy godziny, które zapełniała mi rozrywka w kształcie mojego przebudzenia i próbowania ucieczki z celi, jednak było to na marne. Przy piątej próbie poszło mi znacznie lepiej. Jeden z betów niepotrzebnie otworzył drzwi celi co moja druga strona wykorzystała i rzuciła się na niego rozszarpując mu gardło. Potem rzuciłam się na Alana, ale nie zdążyłam go zabić, bo przerwał mi inny beta wbijający mi ostrze w ramię, a potem przecinający mi bok. Warknęłam na niego i się na niego rzuciłam rozszarpując mu gardło. Potem pobiegłam w kierunku wyjścia. Upewniając się, że Alan żyje ruszyłam za mną. Moja druga strona wybiegła na zewnątrz.
Moja druga strona łatwością ominęła dwójkę strażników u bramy i pobiegła w głąb lasu, a ja za nią. Zauważyłam, że ruszył za mną Bruno. Czyli nie był u alfy? W takim razie gdzie był?
Po godzinie w końcu dotarłam na polanę. Byłam znacznie wolniejsza od swojej drugiej natury i Bruna. W końcu oni byli w postaci wilkołaków, a ja w postaci ludzkiej.
Podeszłam do swojej wilczej strony i Bruno, który w tej chwili próbował mnie uspokoić co mu się udało. Jednak po chwili z lasu wyszedł duży, majestatyczny wilkołak, który podszedł do Bruna. Beta niemalże od razu wstał na równe łapy i zaczął groźnie powarkiwać na czarnego. Niestety nie potrafiłam wyczuć jakiej był rangi. Nawet nie słyszałam o czym rozmawiali.
~ Dlaczego? Dlaczego nie potrafię ich zrozumieć? ~ Pytałam samej siebie.
~ Ponieważ nie jesteś już magicznym. ~ Podskoczyłam przestraszona i odwróciłam się w kierunku kobiety, która stała koło mnie. Była bardzo piękna i ubrana na biało. Jej włosy były w kolorze ciemno brązowym, a oczy piwne. Emanowała od niej spokojna, a zarazem dumna i pełna odwagi aura.
~ Kim jesteś? Czego od mnie chcesz? I jak to możliwe, że mnie widzisz? ~ Zapytałam zmieszana jak i zarazem podenerwowana. Kobieta uśmiechnęła się do mnie lekko.
~ Nazywam się Nela Wolf. ~ Powiedziała ciepłym głosem. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Nela Wolf?! Ta Nela Wolf?!
~ Ale jak to możliwe? Przecież ty nie żyjesz!
~ Tak... To prawda. Nie żyję. ~ Kiwnęła głową. ~ Wiesz gdzie się teraz znajdujesz? Wiesz dlaczego mnie widzisz i dlaczego oni ciebie nie widzą ani nie słyszą?
~ Nie. ~ Odpowiedziałam po chwili namysłu.
~ Jesteś na granicy.
~ Granicy? Jakiej granicy do cholery?!
~ Na granicy świata zmarłych i świata żywych. ~ Wyjaśniła. Spojrzałam na nią zdziwiona.
~ Ale to oznacza, że ja nie żyję?
~ Żyjesz. ~ Odpowiedziała krótko. Spojrzałam na nią zdezorientowana. ~ Tylko on trzyma cię przy życiu. ~ Wskazała na moje drugie wcielenie.
~ Nie rozumiem. Możesz mi to wyjaśnić?
~ Oczywiście. ~ Kiwnęła głową. ~ Za nim się urodziłaś twoja mama spotkała na swojej drodze złego człowieka. Dokładnie łowce, który zaczarował ją silnym czarnym zaklęciem. Wróżka o imieniu Wanser pozbyła się tego zaklęcia, ale jak się okazało ono nie zniknęło tak całkiem. Przeszło ono na kogoś innego.
~ Na kogo?
~ Na ciebie. Twoi rodzice doskonale o tym wiedzieli.
~ Więc dlaczego mi nie powiedzieli? Czy to całe ukrywanie i chronienie mnie było spowodowane tym zaklęciem?
~ O to powinnaś zapytać rodziców. Nie mnie. ~ Powiedziała i spojrzała na moje nieruchome drugie wcielenie, które w dalszym ciągu leżało na ziemi.
~ Dlaczego tutaj jestem? To przez to zaklęcie?
~ Tak. ~ Odpowiedziała krótko. ~ Klątwa miała spowodować, że twoja matka zapadnie w długi sen, z którego nie będzie mogła się wybudzić, ale klątwa przeszła na ciebie zmieniając swój kształt. Od tego dnia twoje drugie wcielenia nie będą już takie same, Esna. Nosisz w sobie pasożyta, który z każdym dniem będziecie cię zabijał. ~ Spojrzałam na nią przerażona. ~ To co teraz tutaj widzisz to jeden ze skutków tej klątwy. Drugim skutkiem ubocznym jest ''nie-śmierć''. Twoja dusza wyszła z twojego ciała i błądzisz teraz na linii śmierci i życia.
~ Mogę tam wrócić? ~ Zapytałam niepewnie. Nela przytaknęła głową na co odetchnęłam z ulgą. ~ Mam do ciebie masę pytań. ~ Zmieniłam temat nie chcąc jak na razie o tym rozmawiać. Musiałam sobie to wszystko sama ułożyć w głowię.
~ Nie... Jeszcze się kiedyś zobaczymy i wtedy zadasz mi te pytania. ~ Powiedziała z uśmiechem, po czym zniknęła. Westchnęłam i spojrzałam na Bruna, a potem na czarnego wilkołaka uciekającego w las. Nagle moje ciało poderwało się z ziemi i nim zdążyłam zareagować moje ostre zęby wbiły się w kark bety.
Pisnęłam zaskoczona, a gdy tylko zauważyłam nagły i szybki ruch z mojej strony z moich oczu wypłynęły łzy. Usłyszałam dźwięk łamiącej się kości, a następnie zauważyłam jak ciało wilkołaka upada bezwładnie na ziemię.
Moje drugie wcielenie puściło kark bety i odeszło od niego o kilka korków, by następnie rozpocząć przemianę. Upadłam nieruchomo na ziemie przemieniona w człowieka. Patrzyłam na to wszystko i nie mogłam w to uwierzyć... Czy on... Czy on nie żyje? Czy ja go zabiłam?! Zabiłam Bruna?!
Spojrzałam na ciało Bruna i zauważyłam jak zaczyna się świecić. Po chwili z jego ciała wyleciały dwie świecące się kulę. Jedna z nich niebieska zmieniła swój kształt ta wielkiego basiora, a druga odleciała w kierunku nieba. Spojrzałam na wilka, który pochwycił mój wzrok.
~ Powinnaś już wracać do swojego ciała, Esna. ~ Powiedział.
~ Kim jesteś? ~ Zapytałam zdziwiona.
~ Nazywam się Pierro i jestem wilkołakiem Bruna. ~ Powiedział, łbem wskazując na nieruchome ciało wilkołaka leżące obok mojego nagiego ciała. Po chwili mój wzrok znów wrócił do Pierro, ale jego już nie było. Zniknął.
Dopiero po chwili na polanę dotarł mój ojciec wraz z betami. Sean przemienił się w człowieka i podbiegł do mojego ciała. Mój wujek Niklaus podbiegł za to do ciała nieżywego wilkołaka. Poczułam jak pod powiekami wzbierają mi się łzy. On nie żył. Nie żył z mojej winy.
- Co jest? - Zapytał Sean Niklausa. Wujek spojrzał na niego smutnymi oczami i pokręcił głową na nie.
- Nie żyje. - Powiedział smutno. Z moich oczu wypłynęły łzy. Zabiłam go. Zabiłam Bruna. Zakryłam twarz rękami i nagle poczułam jak otacza mnie zimno, a następnie ciemność. Dałam się jej pochłonąć, bo wiedziałam, że opieranie się nic tu nie pomoże.
~*~
Otworzyłam oczy czując coś uciskającego moje ręce i nogi. Ziewnęłam i próbowałam się podnieść, ale coś mi to uniemożliwiało. Spojrzałam na swoje nadgarstki i zauważyłam, że zostały one przypięte jakimiś łańcuchami. Tak samo było z moimi nogami. Warknęłam zła i próbowałam się uwolnić, jednak to nic nie pomogło. Wyczułam, że łańcuchy były zrobione z srebrna i białego złota, jednak byłam trybrydą. Moje ciało nie reagowało bólem na srebro czy białe złoto. Byłam na odporna.
Po chwili usłyszałam dźwięk przekręcającego się klucza w drzwiach. Spojrzałam w tamtym kierunku. Drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł mój ojciec wraz z mamą i Niklausem. Całą trójką podeszli do mnie i otwarli szeroko oczy widząc, że się obudziłam.
- Esna? Czy to ty? - Zapytała niepewnie mama.
- Oczywiście, że to ja. - Odpowiedziałam zła. - Dlaczego mnie przypięliście? - Wskazałam głową na łańcuchy, którymi przywiązali mnie do łóżka.
- Dla naszego i twojego bezpieczeństwa. - Odpowiedział poważnie alfa. - Pamiętasz coś w ogóle? - Zapytał. Odwróciłam wzrok starając się na nich nie patrzeć. Oczywiście, że pamiętam. Ja nawet to widziałam. - Esna, odpowiedź na moje pytanie. - Warknął groźniej, jednak ja dalej nie odpowiadałam. - Esna. - Warknął na mnie głosem alfy. Spojrzałam na niego zszokowana.
- Nie podnoś na mnie głosu alfy. - Warknęłam na niego, próbując wyszarpać rękę z więzów, jednak to było na marne. Łańcuchy były zbyt grube, a ja byłam wciąż ospała i słała, by je przerwać. Możliwe, że Nike podał mi coś specjalnego, by osłabić moje ciało.
- Nie rozkazuj mi, gówniarzu. - Warknął ostro.
- Sean! - Wrzasnęła, Rebe uderzając go otwartą głową w tył głowy na co ten groźnie na nią warknął. I znowu mu się za to oberwało. Naburmuszony odwrócił od niej wzrok i znowu utkwił go we mnie, jednak nic nie powiedział. Do rozmowy włączył się wujek.
- Esna czy mogłabyś odpowiedzieć na pytanie taty? - Zapytał.
- Nie. - Odpowiedziałam od razu. - To wy najpierw odpowiedzcie na moje pytania.
- O co chodzi?
- Dlaczego ukrywaliście przed mną to, że wisi nad mną klątwa? - Zapytałam wściekła. Rodzice spojrzeli na mnie zaskoczeni. Chyba nie spodziewali się takiego pytania z mojej strony.
- Skąd wiesz? - Zapytał Sean.
- To nie jest ważne. Ważniejsze jest to, że mnie okłamaliście. Pewnie nie tylko mnie... - Warknęłam. Rodzice westchnęli.
- Esna, to nie tak jak myślisz. Baliśmy ci się o tym powiedzieć. - Zaczęła niepewnie mama. - Nie wiedzieliśmy nawet czy klątwa ze mnie przeszła na ciebie. Nie zauważyliśmy żadnych tego oznak.
- A teraz? Nie widzicie co ona ze mną zrobiła? - Zapytałam zła. Rodzice znowu spojrzeli na mnie zaskoczeni. - Ta klątwa zmieniła mnie w potwora. Zabiłam Bruna i dwójkę innych wilkołaków! Ja nawet nie mogłam na to nic poradzić. To nie byłam ja. Ja stałam obok i jedyne co mogłam to obserwować. Nic więcej! - Wrzasnęłam.
- Jak to? - Zapytał zdziwiony Niklaus. Postanowiłam, że opowiem im o tym co wydarzyło się tamtego dnia. Pominęłam jednak spotkanie z Nelą i tego co mi powiedziała. Nie chciałam im mówić, że wkrótce mogę umrzeć.
- Rozmawiałaś z wilkołakiem Bruna po jego śmierci? - Dopytywał zafascynowany Niklaus.
- Ech, no tak. - Wzruszyłam ramionami. - Ale czy moglibyście mnie uwolnić? Jakoś nie komfortowo czuje się z tymi łańcuchami.
- Myślę, że tak. Nie stwarzasz już zagrożenia, a przynajmniej na razie go nie stwarzasz, jednak będziemy cię mieli na oku, Esna. Nie chcemy by to powtórzyło się drugi raz. Najlepiej będzie jak nikomu o tym nie powiemy.
- A co z Brunem? Jak wyjaśnicie jego śmierć?
- Pogrzeb odbędzie się jutro. - Powiedział mój ojciec. - Coś wymyślimy, Esna. - Dodał i opuścił moją sypialnie. Moja mama poszła w ślad za nim. Spojrzałam na wujka, który rozpiął łańcuchy i pomógł mi wstać z łóżka.
- Mam pytanie... - Niklaus spojrzał na mnie pytająco. - ...Ile spałam?
- Tydzień. - Odpowiedział krótko i opuścił moją sypialnie. Westchnęłam i ruszyłam w kierunku garderoby. Wybrałam z niej czyste ubrania i ruszyłam do łazienki, by wziąć długi i gorący prysznic.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top