7. - Śmierć
-ESNA-
Po wejściu do pokoju podeszłam od razu do szafy, z której wybrałam czyste ciuchy i ruszyłam do łazienki gdzie zmyłam z siebie dzisiejszy pot i stres. Po wyjściu z łazienki natknęłam się na Cherry. Westchnęłam. Dziewczyna popatrzyła na mnie krzywo.
- Co tutaj robisz? - Zapytała wrednie.
- Mieszkam? - Odpowiedziałam chamsko. Dwudziestu czterolatka prychnęła. - O co ci chodzi? Dlaczego mnie nie lubisz?
- Dlaczego cię nie lubię? - Zapytała, po czym się bez krzty rozbawienia zaśmiała. Zmarszczyłam brwi. O co jej chodziło? - Nie lubię cię, bo się urodziłaś.
- Co? Ale jak to? Dlaczego?
- Zabrałaś mi wujka. Moją rodzinę. Tylko jego traktowałam jak ojca, bo mój zginął. - Warknęła, podchodząc do mnie, a nasze klatki piersiowe niemalże się stykały.
- Obwiniasz mnie, bo twój ojciec nie żyję, a twój wujek stracił tobą zainteresowanie? - Zapytałam zdziwiona. - To chyba nie mnie powinnaś obwiniać. Nie moja wina, że moja mama zaszła w ciążę. - Syknęłam niczym dziki kot.
- Jesteś zwykłą suką. Cieszysz mordę, bo w końcu to ty przejmujesz stado... - Prychnęła, a ja dopiero teraz zrozumiałam. Wybuchłam nagle głośnym i troszkę psychopatycznym śmiechem czym chyba zdziwiłam brunetkę. - Z czego się śmiejesz? Co jest tak śmieszne? - Zapytała, rozglądając się na boki. Moje oczy nagle błysły złotawą barwą.
- Śmieszy mnie twoja zazdrość. - Powiedziałam szczerze. Brunetka spojrzała na mnie pytająco. - Jesteś zazdrosna o mnie, a dokładnie o to co dostanę.
- Co? O czym ty pieprzysz?
- Jesteś zła, bo nie znalazłaś jeszcze swojego mate. Jest zła, bo to mnie Sean odda najliczniejsze stado na świecie. Dlaczego? Bo to ja jestem jego dzieckiem, a nie ty. - Podsumowałam wrednym uśmiechem. Na jej twarzy też wpełznąć uśmiech i już chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałam. - Cherry, jesteś też zazdrosna o siostrę.
- Co? O Cola? Dlaczego miałabym być zazdrosna o młodszą siostrę?
- Bo jest młodsza. - Odpowiedziałam. - Bo pomimo tego iż ty jesteś starsza to ona znalazła pierwsza mate. To ona ma więcej przyjaciół i to ona jest uważana za silniejszą, bo w porównaniu z tobą pogodziła się ze śmiercią waszych rodziców. Cherry, musisz zrozumieć, że... - Poczułam nagle pieszczenie na policzku, a chwile później moja głowa odleciała w bok. Otworzyłam oczy i usta ze zdziwienia po czym dotknęłam policzka i spojrzałam na wkurzoną Cherry. Nie mogłam uwierzyć, że mnie uderzyła. Uderzyła córkę alfy!
- Uderzyłaś mnie... - Warknęłam zła. Moja strona wilkołaka alfy zaczęła dominować. Poczułam jak po moim ciele rozchodzi się dreszcz, a mięśnie napinają. - Uderzyłaś alfę. - Wrzasnęłam głosem alfy. W mniej niż minutę na korytarzu znaleźli się moi rodzice, rodzeństwo oraz bety. Wszyscy patrzyli na nas z pytającym wyrazem twarzy. Zaczęłam się nagle bez krztyny radości śmiać. - Wiesz kim kurwa jestem, pieprzona delto?! - Znowu na nią wrzasnęłam i teraz byłam niemalże więcej niż pewna, że moje gałki oczne były w kolorze czarnym, a źrenice w złotym jarzącym się kolorze. Byłam na granicy przemiany, jednak jeszcze nie pozwoliłam wyjść na zewnątrz swojemu zwierzęciu.
- No i? To, że jesteś alfą nie oznacza, że nie mogę cię dotknąć. Jesteśmy rodziną, więc nie możesz mi nic zrobić za dotknięcie ciebie. - Powiedziała dumnie się uśmiechając i już miała zacząć odchodzić, ale nagle się zatrzymała i znowu odwróciła przodem do mnie. - Alfa czy nie alfa... Jesteś tylko słabą trybrydą. Głupim wybrykiem natury. Powinnaś zdechnąć. - Syknęła. Słysząc te słowa mój wilk nie czekając na moją odpowiedź przejął inicjatywę i zaczął przemianę. Nie opierałam się, bo wiedziałam, że to nic nie pomoże. Wściekłego wilkołaka nic nie zatrzyma. Nawet jego alfa.
W kilka sekund się przemieniłam. Moje ubrania teraz leżały w stępkach do o koła mnie, a ja stałam na czterech łapach szerząc zęby do swojej kuzynki. Dziewczyna warknęła i w kilka chwil przemieniła się brązowo-białą wilczyce.
- Jesteś zerem. - Warknęła do mnie w myślach. Nie zastanawiając się dłużej poderwałam się z miejsca i wyskoczyłam w losie wgryzając się, najmocniej jak tylko potrafiłam, w jej kark. Cherry zaskomlała żałośnie i próbowała mnie z siebie zrzucić, ale ona była tylko deltą, a ja alfą. Dodatkowo trybrydą z mocą czterech ras. Moje wilcze kły zastąpiły kły wampira - choć nadal byłam w postaci wilka - i to nimi mocniej wbiłam się w twardą skórę kuzynki. Ponownie zaskomlała. Tym razem udało jej się wyrwać, ale pozostawiła w moim pysku trochę swojej krwi, sierści i... ciała. Wyplułam to i ponownie do niej podbiegłam, ale ta nie broniła się. Zaczęła uciekać. Warknęłam na nią głośniej i próbując ją dogonić poczułam coś dziwnego. Zatrzymałam się i zawyłam, po czym zaskomlałam. Moje ciało przeszył potężny ból. Moje łapy odmówiły posłuszeństwa i po chwili leżałam nieruchomo na ziemi.
- ESNA! - W tle słyszałam jakieś krzyki i nawoływania. Jednak nie mogłam z siebie wydusić żadnego słowa. Skomlałam, warczałam, syczałam i wyłam. Czułam jak moje wszystkie kości zaczynają się łamać, a potem na powrót się zrastały. Oczy piekły, a w uszach zaczęło drażliwie piszczeć. Dodatkowo nic nie czułam. Wszystkie zapachy zniknęły pozostawiając po sobie pustkę. Czułam jak moje zęby i pazury boleśnie się łamią. Nie rozumiałam co się dzieje. Przeraziłam się. Ból i pieczenie nie ustępowały. Po chwili jednak poczułam ulgę, a potem wszystko zniknęło...
-REBECCA-
Siedziałam z mężem i siostrą w salonie, kiedy nagle usłyszeliśmy głośny wrzask. Poczułam jak moje ciało lekko się skula. To był głos alfy! Esna! Spojrzałam na Seana, a potem oboje poderwaliśmy się jak z procy do góry z kanapy i pobiegliśmy w kierunku schodów na piętro rodziny alfy. Na miejscu zobaczyliśmy wrzeszczącą Esnę i bratanicę Seana.
- Wiesz kim kurwa jestem, pieprzona delto?! - Znów na nią wrzasnęła głosem alfy. Spojrzałam zaskoczona na Seana, który z kolei popatrzył takim samym wzrokiem na mnie.
- Co się dzieje? - Zapytał Callas stając obok mnie. Reszta moich dzieci również tu przyszła tak jak nasze bety. Nikt nie rozumiał o co chodziło dziewczyną.
- Pewnie znowu pokłóciły się o jakąś drobnostkę. - Powiedziała znużonym głosem Kate. Postanowiłam ją zignorować. Chciałam dowiedzieć się o co chodziło dziewczyną. Esna nie często używała swojego głosu alfy. Jedynie wtedy, gdy ktoś ją ostro wkurzył lub gdy zirytował, a Cherry nigdy nie wkurzyła by ją na tyle, by Esna musiała sięgać do tak radykalnych środków.
- No i? To, że jesteś alfą nie oznacza, że nie mogę cię dotknąć. Jesteśmy rodziną, więc nie możesz mi nic zrobić za dotknięcie ciebie. - Powiedziała Cherry. Zdziwiłam się na jej słowa. - Alfa czy nie alfa... Jesteś tylko słabą trybrydą. Głupim wybrykiem natury. Powinnaś zdechnąć. - Syknęła. Spojrzałam zdziwiona na Seana. Na jego twarzy malowało się zdziwienie jak i wkurzenie. Nikt nie powinien obrażać następcy alfy, a już w szczególności delta. Nie ważne, że była członkiem rodziny. Musiała okazać szacunek alfie. Nawet temu przyszłemu. W tej chwili obraziła alfę. Nie! Obraziła dwie alfy. Seana i Esne.
Nawet nie zauważyłam, kiedy dziewczyny się przemieniły i Esna rzuciła się z kłami i pazurami na swoją kuzynkę. Esna gryzła ją i szarpała, a Cherry próbowała się wyrwać, jednak alfa dla delty jest zbyt silny.
Po chwili jednak Cherry uwolniła się z uścisku swojej kuzynki i próbowała jej uciec, jednak Esna pobiegła za nią i już miała ją chapnąć, ale nagle się zatrzymała. Po chwili upadła i zaczęła: wyć, syczeć i warczeć. Zakryłam usta dłonią słysząc jak jej kości się łamią, a potem na powrót się zrastają i tak było co kilka sekund.
- ESNA! - Wrzasnęłam i do niej podbiegłam. Gdy chciałam ją dotknąć ta podrapała mnie swoimi pazurami, więc musiałam się od niej odsunąć.
- Odsuń się. - Warknął Nike, nasz doktor. Musiał go wezwać Sean. Nike podszedł do Esna i wbił jej coś w kark. To była strzykawka z igłą oraz z jakimś błękitnym płynem.
- Co jej zrobiłeś?! - Wrzasnęła ze złości widząc jak moja córka nieruchomieje. Strach i złość zawładnęły moim ciałem i gdyby nie ramiona mojego męża otaczające moje ciało pewnie rzuciłabym się z pazurami na doktora.
- To silne środki usypiające. - Wyjaśnił doktor, podnosząc się. Spojrzałam ze łzami w oczach na Seana, a potem się do niego mocno przytuliłam. Moje ciało trzęsło się.
- Co jej się stało? - Zapytałam, nadal przyklejona do męża.
- Niestety nie jestem pewien. - Nike pokręcił głową i ruszył w kierunku Cherry, która leżała naga na środku korytarza trzymając się za zakrwawione ramie i kark. Spojrzałam na swoją nieprzytomną córkę, która nadal była w postaci... no właśnie. Jakiej? Jej ciało wyglądało inaczej.
Jej wilcze łapy i ogon zostały zastąpione kocimi. Jej pysk i ciało było w formie wilkołaka, a wilcze kły i oczy jak u wampira. Spojrzałam z przerażeniem na męża.
- Musimy zadzwonić po Henrika i Niklausa. Nigdzie nie jadę zostaje z wami. Musimy dowiedzieć się co się dzieje z Esną. - Warknął Sean i kazał betą zabrać ciało Esny do jej pokoju. - Dzieci idźcie się położyć. - Powiedział do dzieciaków, które spojrzały po sobie. - Ty też idź się połóż.
- Nie ma szans. To też moja córka. - Syknęłam i ruszyłam w stronę jego gabinetu. Usłyszałam jak wzdycha, ale za mną poszedł.
~*~
Po rozmowie z bratem i ojcem ustaliliśmy, że zmienią swoje plany i przyjadą do New York wcześniej. Sean odwołał spotkanie z kuzynem, który obiecał, że zajmie się banitami.
Jeśli chodzi o Esna. Od tamtego czasu minęły trzy godziny. Aktualnie mamy godzinę 19. Esna obudziła się przeciągu tych trzech godzin cztery razy i za każdym razem była inna. Warczała i próbowała nas zabić. Nike i Sean musieli podjąć się ostrzejszych środków. Postanowili przenieść Esnę do więzienia, które znajdywało się w lecznicy. Uśpili Esnę i za każdym razem, gdy się budziła usypiali ją raz jeszcze nie chcąc aby zrobiła i nam i sobie krzywdy.
- Alfo wiedź, że nie możemy w nieskończoność tego robić. To w końcu zabije i ją i jej drugą stronę. - Powiedział Nike, na co Sean uderzył z całej siły pięścią w biurko.
- A co mam niby zrobić?! Nie wiemy do cholery co jej jest! - Wrzasnął, wstając z miejsca. - Kiedy przyjedzie Henrik z Niklausem do cholery?!
- Gdy przestaniesz się tak drzeć. - Odwróciłam się przodem w stronę drzwi wejściowych widząc mojego starszego brata i ojca. Uśmiechnęłam się szeroko i do nich podbiegłam przytulając pojedynczo. - Ciebie też miło widzieć, siostro. - Powiedział Niklasu przytulając mnie mocno do siebie.
- Co się stało? - Zapytał Henrik. Na nowo zaczęłam im opowiadać co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Henrik tak samo jak Niklaus byli zdziwieni zachowaniem mojej córki. W sumie, każdy był.
- Może to uboczne skutki bycia trybrydą? - Zapytał niepewnie Niklaus, po chwili milczenia.
- O czym ty pieprzysz? Jesteś hybrydą, a nie posiadasz żadnych pieprzonych skutków ubocznych. - Warknął Sean, siadając na fotelu.
- No właśnie... hybrydą, a nie trybrydą. Do tej pory na świecie nie pojawiła się żadna trybryda, a przynajmniej my o żadnej nie słyszeliśmy. - Powiedział i spojrzał na mnie poważnie. - Może powinniśmy wezwać wróżkę? Najlepiej tą, która pilnuje Esne. Powinna wiedzieć o jej dziwnym zachowaniu.
- Już to zrobiłem. Przybędzie za kilka minut... - Powiedział Sean. Wszyscy umilkli. Siedzieliśmy w ciszy do momentu aż do gabinetu nie wbiegł zdyszany Alan. Był cały we krwi.
- Co się stało?!
- Esna... Uciekła i zabiła dwóch strażników. - Powiedział i oparł się plecami o ścianę.
- Gdzie teraz jest?! - Zapytałam przerażona.
- Nie wiem. Bruno za nią pobiegł. - Odpowiedział i syknął łapiąc się za głowę. Nike natychmiast do niego podbiegł sprawdzając jego stan.
- Musimy za nimi pobiec. - Powiedział Niklaus, a my wszyscy się z nim zgodziliśmy. Sean skontaktował się telepatycznie z Brunem dzięki czemu wiedzieliśmy gdzie był.
-BRUNO-
Po rozpowie z alfą skupiłem się na śledzeniu Esny. Wilkołaczyca biegła jak nienormalna przed siebie. Wydawało mi się, że czegoś szukała.
- Czegoś albo kogoś. - Odezwał się nagle mój wilk, Pierro.
- Tak myślisz?
- Tak. - Odpowiedział i zamilkł. W końcu dotarliśmy na dużą polanę, na której i ja i ona się zatrzymaliśmy. Stałem w niewielkiej odległości. Było już ciemno. Jedynym źródłem światła był piękny i duży księżyc na tle czarnego nieba i małych świecących gwiazdek. Spojrzałem z zaciekawieniem na Esna, która podeszła do strumyczka płynącego nieopodal i napiła się z niego wody. Po chwili jednak upadła na ziemię skowycząc i warcząc. Jej kości zaczęły się łapać po to by po chwili się zrosnąć. Postanowiłem do niej podejść. Moje łapy same poderwały się do biegu i już chwile później stałem na nich obok mojej przyszłej alfy.
- Esna... - Mruknąłem. Nie wiedziałem jak jej pomóc, więc postanowiłem, że zaczekam na alfę, ale gdy usłyszałem jej słaby głos w głowie proszący o pomoc... zamarłem. Patrzyłem na nią i widziałem jak z jej oczu wypływają łzy. Nie myśląc dłużej położyłem się na niej przytulając ją mocno. Zacząłem ją lizać po pysku próbując ją jakoś uspokoić. I jakie było moje zdziwienie, gdy nagle Esna przestała się ruszać. Przerażony podniosłem się i zlustrowałem jej pysk. Oczy miała otwarte, a jej klatka piersiowa podnosiła się co jakiś czas do góry. Zmarszczyłem brwi zdziwiony.
- Kim jesteś? - Usłyszałem za sobą, więc się odwróciłem i zacząłem warczeć widząc nieznajomego mi wilkołaka.
- A ty?! Jakim prawem wszedłeś bez pozwolenia na moje terytorium?! - Warknąłem zły. Wilkołak prychnął.
- Wyczułem moją mate... - Wyjaśnił, jednak to mnie nie przekonało. Nagle wzrok nieznajomego czarnego wilkołaka spadł na moją alfę. Warknąłem na niego jeszcze głośniej na co posłał mi zdziwione spojrzenia. - Czemu przytulasz moją mate? - Zapytał. Zmarszczyłem ze zdziwienia brwi. Zaraz. Co?! Czy ja dobrze usłyszałem? Esna jest jego mate.
- Nie kłam. - Warknąłem. - Za okłamanie głównego bety na jego terytorium grozi gara śmierci.
- Więc jesteś głównym betą? Ja również. - Uśmiechnął się. - Nazywam się Kensha Wolf i jestem głównym betą alfy stada Crystal Wolf. - Powiedział, wypinając dumnie pierś. Zaraz. Kensha WOLF?! Ale czy to nie przypadkiem drugi syn Tony'ego Wolfa? Brata Neli Wolf?! To by oznaczało, że jest on potomkiem Neli Wolf! Pierwszej kobiety alfy na świecie.
- A ty? Jak się nazywasz? - Zapytał i znów spojrzał na Esnę na co ja znowu na niego warknąłem.
- Bruno Taylor. Jeden z głównych bet alfy Seana Rogersa. A ta kobieta to jego córka, więc radziłbym ci na nią nie patrzeć. - Warknąłem głośno. Gdzieś z tyłu z sobą usłyszałem wycia wilkołaków. To na pewno Sean i reszta. Również zawyłem dając im znać gdzie jestem. Kensha warknął coś pod nosem i ostatni raz spojrzał na Esnę po czym pobiegł w kierunku lasu. Tchórz.
Po chwili poczułem przerażający ból. Odwróciłem głowę i zauważyłem białego wilkołaka przyczepionego kłami do mojego karku. Warknąłem i próbowałem się wyrwać, ale alfa była dla mnie zbyt silna... Potem poczułem jeszcze większy ból, a na końcu nieprzyjemny dźwięk łamiącej się kości.
-SEAN-
Gdy dotarliśmy na miejsce nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Na ziemi leżał Bruno wilczej postaci, a obok niego naga Esna. Była nieprzytomna. Przemieniłem się i podbiegłem do tej dwójki. Sprawdziłem czy moja córka oddycha i odetchnąłem z ulgą, gdy wyczułem jej oddech i puls.
Spojrzałem na Niklausa, który w człowieczej postaci pochylał się nad Brunem. Na jego twarzy pojawił się nagle smutek. Spojrzał na mnie i westchnął.
- Co jest? - Zapytałem, tuląc do siebie Esnę.
- Nie żyję. - Powiedział zaciskając szczękę. Moje ciało nagle znieruchomiało. To nie mogło być prawdą. Spojrzałem na twarz Esny i dopiero teraz zrozumiałem. Ona go zabiła. Moja córka zabiła niewinnego człowieka. Ale dlaczego? Co w nią wstąpiło? Przecież on był dla niej jak wujek... Był dla niej wzorem do naśladowania. Więc dlaczego?
- Dlaczego? Dlaczego ona go zabiła? - Zapytałem i odsunąłem od siebie ciało córki. Alan i Charlie podeszli do ciała Bruna, a pozostałe bety zabrały Esnę i ruszyli w kierunku domu głównego. Wstałem na równe nogi i podszedłem do martwego ciała swojego bety, przy którym uklęknąłem. Moje oczy zaszkliły się.
- Zabierzcie go do domu głównego. - Powiedziałem głosem pozbawionym emocji. Mój wzrok nagle przeniósł się w kierunku gęstych drzew. Wyczułem tutaj wcześniej inny zapach. Obcy zapach. - Przeszukajcie też tereny mojej watahy. Jeśli znajdziecie kogokolwiek kto nie należy do naszego stada albo należy, a nie przebywa w tej chwili w domu głównym, aresztujcie go i przyprowadźcie do mnie. - Warknąłem i ruszyłem w kierunku domu głównego po przemianie wilkołaka.
xxxxxx
Popłakałam się. 😭 Bruno był jedną z moich ulubionych postaci w całym tym opowiadaniu. Od samego początku. Nie wiem dlaczego. Po prostu go bardzo lubiłam. Nawet bardziej niż całą resztę. :(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top