36. - Łza

< ESNA ROGERS >

*trzy dni później*

     Od tamtego momentu minęły trzy dni. Na szczęście wygraliśmy tamtą bitwę, jednak stratę poniosło masę osób. Wielu też zginęło. Na szczęście nie była to żadna osoba, którą znam. I wiem, że jest to samolubne myślenie, jednak nie mogę nic na to poradzić. Nie jestem jedna też dumna ze śmierci tych osób, ale taka jest rzeczywistość i realia każdej bitwy. Ktoś musi zginąć. Z obu stron. 

     – Dzisiaj jest pogrzeb – powiedział Logan. 

     Spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach. Alfa westchnął i wstał ze swojego miejsca. Okrążył biurko i ukucnął obok mnie kładąc głowę na moich kolanach. Uśmiechnęłam się na to. 
     

     – Nie zadręczaj się tym. To nie twoja wina, Esna. Tak musiało być i nic na to nie poradzimy – powiedział, patrząc na mnie z dołu. 
     – Wiem, Logan – Westchnęłam. Chłopak uśmiechnął się i podniósł się do góry po to by złożyć krótki pocałunek na moich ustach. 
     – A tak swoją drogą, nadal myślisz o moim bracie? – zapytał pewnie, a na jego twarzy pojawił się niepewny wyraz twarzy.
     – A czemu miałabym o nim myśleć? 
     – Powiedziałaś mi wczoraj, że ostatnio o nim myślałaś. Myślałem, że nie chcesz być ze mną, a z nim. W końcu to twój mate, więc zrozumiem jeśli wolisz być z nim niż ze mną.
     – To zależy od tego czy znajdziesz mate czy nie. Jeśli znajdziesz mate to będę musiała się z tym pogodzić, prawda?
     – Nawet jeśli znajdę mate to nic nie znaczy, Esna. To ciebie kocham. Spójrz na mojego brata. Pomimo tego iż znalazł sobie mate woli być z kobietą którą kochał już wcześniej. Gdyby ją nie kochał na pewno wybrał by ciebie. 
     – Naprawdę?
     – Tak. Po za tym twój ojciec by mnie zabił gdybym cię skrzywił – Zaśmiał się. – A obiecuje, że do tego nie dojdzie, Esna. Za bardzo cię kocham, by wybrać inną. Uwierz mi. 
     – Dziękuje, Logan. Ja jeszcze nie wiem co do ciebie czuje, ale postaram się cię pokochać. 
     – Nie spiesz się z tym. Poczekam – Po tych słowach znowu mnie pocałował. Tym razem bardziej namiętniej i zachłanniej. 
     – Logan, mógłbyś... Och – Odsunęłam się od Logana i zwróciłam głowę w kierunku drzwi, w których zauważyła Kenshe. Chłopak wręcz ciskał w brata piorunami, gdy zauważył jak blisko siebie jesteśmy.
     – Cześć, bracie. O co chodzi? Co mógłbym? – zapytał Logan.
     – Na przykład odsunąć się od mojej mate – warknął młodszy. Spojrzałam na niego zdziwiona. Tak samo Logan. Chyba żadne z nas nie spodziewało się usłyszeć takich słów od Kenshy. 
     – Co powiedziałeś?
     – Powiedziałem żebyś odsunął się od mojej mate – wywarczał. Logan wyprostował się i skierował się powoli w kierunku młodszego brata. 
    – A jak nie, to co? – zapytał powoli. 

     Kensha warknął na niego i zamachnął się uderzając z pięści brata w twarz. Głowa Logana odleciała w bok, jednak Alfa nawet o krok się nie cofnął. Szybko zwrócił głowę w kierunku Kensha i zrobił ten sam ruch co on. Kensha pod wpływem siły brata cofnął się o krok. 
     Podniosłam się z siedzenia i podbiegłam do nich powstrzymując ich od kolejnych ruchów. Jak oni mogą się w ogóle bić? Przecież są braćmi do jasnej cholery!

    – Przestańcie! – Krzyknęłam. 
    – Jesteś przerywem, Kensha – warknął Logan. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Powiedziałeś, że mam drogę wolną i mogę robić co chce, a teraz każesz mi się od niej odsunąć? Jesteś totalnym idiotą myśląc, że możesz mieć je obie jednocześnie. Na Alais mi nie zależy, ale na Esnie już tak, więc radziłbym ci zejść mi z drogi.
     – Pieprz się – warknął Beta. Logan również warknął i już miał zrobić krok w przód, by znowu uderzyć młodszego, ale do gabinetu wszedł nagle... mój ojciec?! Ale co on tu robi?
     – Co tu się dzieje? – zapyta zaskoczony, patrząc to na Kenshe to na Logana. 
     – Nic, Sean – odpowiedział poważnie Logan, wycierając krew, która pojawiła się w kącikach jego ust. – Po prostu mój brat trochę się zagalopował. 
     – Ja? To ty odebrałeś mi moją mate! – wrzasnął. Logan wybuchł śmiechem na jego słowa. 
     – Ja odebrałem ci twoją mate?! Sam jej nie chciałeś! Kocham Esne i czy ci się to podoba czy nie ona jest moja.
     – Ej, ej, ej. Nie jestem niczyją rzeczą, dobra?
     – O co tu chodzi? Czy możecie mi to wyjaśnić?! – zapytał zdezorientowany Sean. Westchnęłam i spojrzałam przepraszającym wzrokiem na tatę.
     – Tato, przepraszam, że cię okłamałam – Zaczęłam. – Logan nie jest moim mate. Tylko Kensha. 
    – Co? Ale dlaczego twierdziłaś, że jest nim Alfa Logan?
    – Bo Kensha ma narzeczoną, która jest w ciąży. Po za tym on mnie nie chce – wyjaśniłam. 

     Tata spojrzał na Kenshe, a ja od razu zrobiłam krok w przód, by nie mógł wykonać jakichkolwiek ruchów. Wiedziałam co mój ojciec chce zrobić. Dokładnie to samo co Logan kilka minut wcześniej. Widziałam to w jego oczach.

    – Co to za wilkołak, który nie chce swojej przeznaczonej? – zapytał. Kensha spuścił głowę nie chcąc patrzeć mu w oczy. 
    – Nie musisz się o to martwić, Sean. Esna jest ze mną bezpieczna i jest jej ze mną dobrze – Odezwał się Logan. Mój ojciec popatrzył na niego surowym wzrokiem, na który nawet ja chciałam odwrócić wzrok. 
    – Jednak nadal nie jesteś jej mate. Jest nim on – Wskazał na Kenshe. – Gdy znajdziesz sobie mate wybierzesz ją, a nie moją córkę, a ja nie mogę pozwolić na to, by Esna cierpiała – warknął. 
    – Odnalezienie przez mnie przeznaczonej nic dla mnie nie znaczy. Kocham Esne i to z nią chce być. Przysięgam i obiecuje, że nigdy jej nie skrzywdzę. Nie to co mój brat – Popatrzył na Kenshe krzywym spojrzeniem. Beta warknął i trzaskając głośno drzwiami opuścił gabinet swojego Alfy i brata. Spojrzałam na ojca.
     – Tato, co tutaj robisz?
     – Jak to, co? Chce zabrać swoje dzieci do domu? Pobyliśmy się już łowcy i banitów, którzy tobie zagrażali. Wszystko jest tak jak powinno. No prawie... – dodał smutniejąc.
     – Spróbuje uratować mamę i innych zdziczałych. Tato, bo ja muszę coś ci powiedzieć. Co prawda, już wcześniej o tym wiedziałeś, ale o tym zapomniałeś, bo usunięto ci te wspomnienia. 
     – O czym ty mówisz? – zapytał. 

     Poprosiłam by on i Logan usiedli na kanapie, która się tu znajdywało i zaczęłam im od początku wszystko opowiadać. Tak samo jak Kacprowi i Maxowi opowiedziałam im Lionie i o tym, że jestem żywiołem wody. Logan nie był aż tak bardzo zdziwiony. W końcu dowiedział się o tym na polu bitwy - trzy dni temu. Mój tata za to był wyraźnie zszokowany i nawet pytałam się go czy potrzebuje przerwy albo szklanki wody, ale szybko zaprzeczał i kazał mi kontynuować.

     – Czyli możesz ocalić zmiennych, którzy zdziczali? – dopytywał. Po jego wyrazie twarzy stwierdziłam, że nadal nie może tego wszystkie przetrawić.
     – Tak. Chyba tak. Jeszcze nie wiem jak to zrobię. Muszę zapytać o to Lionela. 
     – Kiedy się z nim spotykasz? – zapytał Logan.
     – Zawsze czeka o północy w lesie – odpowiedziałam szybko. 
     – Świetnie. W takim razie pójdziemy z tobą – odrzekł mój ojciec. Spojrzałam na niego zdziwiona i szybko chciałam zaprzeczyć, ale Logan mi na to nie pozwolił.
     – Nie ma żadnego ''ale''. Idziemy z tobą i koniec kropka, Esna.

     Musiałam opuścić. Z nimi bym nie wygrała. Oboje są uparci jak osły. Ale to chyba u nas wszystkich rodzinne. Logan ma to po swojej ciotce, Neli Wolf. Ja mam to po ojcu i matce. 

~***~

*kilka godzin później*

     – Kiedy wracamy do domu? – Zapytał mnie Kacper.
     – Za dwa dni wracacie. Ja jeszcze muszę tu trochę posiedzieć.
     – Dlaczego? – Zapytał zdziwiony Max.
     – Jeśli chcecie zobaczyć jeszcze kiedykolwiek mamę to lepiej nie zadawajcie tak głupich pytań.
     – Ja też zostaje – dodaje Max. Patrzymy na niego zdziwieni.
     – Dlaczego? – Pyta Callas.
     – Jak to dlaczego? Moja mate tu mieszka, więc ja chyba też powinienem, nie?
     – Esna prawdopodobnie zostanie tu na zawsze, więc ty nie możesz też tu zostać – Odezwał się Kacper.
     – Co? Niby dlaczego?
     – Tata chce podzielić między was stado. Nie możesz tu zostać i być Alfą stada. To tak nie działa – powiedziała Calathea.
     – Calathea ma rację. Ty i reszta naszego rodzeństwa wracacie do Nowego Jorku. Samanta na pewno też z wami pojedzie.
     – Z kim i gdzie pojadę? – Do naszego stolika w jadalni przysiadła się Samanta. Akurat było tutaj pusto, bo pora obiadowa już dawno się zakończyła, więc mogliśmy na spokojnie porozmawiać.
     – Max i reszta wracają za dwa dni do Nowego Jorku. Z racji tego iż jesteś mate Maxa sądzimy, że powinnaś polecieć razem z nimi – wyjaśniłam. 
     – A ty? – zapytała.
     – Ja zostanę tu na dłużej i nie wiem czy wrócę na stałe do Nowego Jorku. 
     – Ale nie możesz mnie samej zostawić. Jesteś dla mnie jak siostra, Esna. To ty pierwsza wyciągnęłaś do mnie pomocną dłoń i pozwoliłaś na normalne życie w stadzie.
     – Przecież będę was odwiedzać – powiedziałam.
     – Nie wolisz być z własnym mate? – zdziwiła się Oliwia. Samanta spojrzała na nią z grymasem na twarzy. Zmarszczyłam brwi.
     – Sam?
     – To nie tak, że nie chce z nim być – Westchnęła. – Po prostu... nie mogę zostać jeszcze przez miesiąc z tobą? Potem mogę polecieć, jak już tak chcecie, do Nowego Jorku.
     – Ale to ty masz tego chcieć, a nie my – warknął Max. Samanta po raz kolejny westchnęłam i uśmiechnęła się do niego.
     – Chce tego, Max. Ale nie mogę zostać tu jeszcze miesiąc wraz z Esną? Potem obiecuję, że pojadę do Nowego Jorku. Oczywiście, za zgodą Alfy, bo on chyba też musi wyrazić na to zgodę.
     – Jasne, że się zgadzam – Do jadalni pewnym krokiem wszedł Logan. Alfa podszedł do naszego stolika, a na jego twarzy malował się wielki uśmiech.
     – Naprawdę? Dziękuje!
     – Nie masz mi za co dziękować, Samanta. Jesteś w końcu mate Maxa. A z tego co usłyszałem Max i Kacper zostaną wkrótce Alfami. Nie chce być wrogiem któregoś z nich. W końcu ich siostra jest moją dziewczyną – Mówiąc to podszedł do mnie bliżej i usiadł obok przelotnie całując mnie w policzek. Uśmiechnęłam się na to. – Po co mam sobie robić więcej wrogów w rodzinie.
     – Jak to ''więcej wrogów w rodzinie''? O kim jeszcze mówisz? – zapytałam zdziwiona. Logan westchnął i popatrzył na mnie smutno.
     – Chodzi mi o Kenshe. Nie odzywa się do mnie odkąd się kilka godzin temu pokłóciliśmy. Ale przejdzie mu. 
     – Miejmy nadzieję. Nie chce byście przez mnie chodzili skłóceni.
     – To nie twoja wina. Po prostu mój brat otwiera dawne rany przeszłości.
     – Co to znaczy? – zapytała Kalin.
     – Nie ważne – Logan pokręcił głową i popatrzył na mnie znacząco. Przytaknęłam głową i wstałam z miejsca. Alfa zrobił to sekundę później.
    – My już pójdziemy. Potem może jeszcze pogadamy, dobra? 
    – Oki. To do potem.

     ~***~

     Logan otworzył drzwi kluczem i przepuścił mnie pierwszą do środka. Po raz pierwszy odkąd tu jestem mogę zobaczyć jego sypialnie. Jest ona utrzymana w granatowo-białych kolorach. Po środku sypialni stoi duże dwuosobowe łóżko, a po dwóch jego stronach dwie szafki nocne, na których zostały ustawione lampki nocne. W sypialni znajduje się też fotel obok którego stoi stolik na kawę. Za kanapą stoją półki na książki, a obok nich szklane dwudrzwiowe drzwi prowadzące na duży balkon. Po za drzwiami do wyjścia w pokoju znajdują się też inne dwie pary drzwi. Jedne za pewne do łazienki, a drugie, jak się nie mylę, do garderoby.
     Logan gestem ręki zaprosił mnie bardziej do środka i kazał mi usiąść na kanapie, sam usiadł na krawędzi szklanego stolika do kawy.

     – Po twoim wzroku w jadalni wnioskuje, że chciałeś o czym ze mną porozmawiać? – zapytałam. 
     – Tak. Można tak powiedzieć – powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym chwycił krawędź koszulki i ją z siebie ściągnął. Zacisnęłam dłoń w pięść widząc jego wyrzeźbiony brzuch, barki i ręce. 
     – Logan... 
     – Chce ci w końcu trochę o nich opowiedzieć – powiedział, wskazując na swoje tatuaże. 

    Otworzyłam szerzej oczy słysząc to. Nie spodziewałam się, że tak szybko zechce o nich opowiedzieć. Wiem, że dla Logana tatuaże na jego ciele są czymś ważnym. Inni tatuują sobie jakieś malunki na ciebie, bo albo im się podoba określony malunek, albo po prostu chcą mieć jakiś tatuaż. Logan jednak jest inny. Wiem, że każdy jego tatuaż znaczy co innego.

    – Są one dla mnie bardzo ważne – dodał. – Ten tatuaż zrobiłem, gdy umarła moja matka... – Wskazał na tatuaż słońca, które zostało narysowane na jego barku. – ...Zrobiłem go dlatego, bo moja matka była naprawdę bardzo ciepłą osobą. Chodź choroba jej nie służyła ta i tak z całych sił z nią walczyła. Nawet jeśli nie udało jej się z nią wygrać. 
     – Logan, naprawdę mi przykro.
     – To nic. Już dawno pogodziłem się z jej śmiercią. Tak jak ze śmiercią ojca. Kensha przeżył to trochę gorzej – Westchnął. – Ten pół księżyc zrobiłem sobie właśnie po śmierci ojca, a tego wilka... – Wskazał na wilka siedzącego i wyjącego do księżyca. – ...Gdy zostałem Alfą stada. 
      – A co oznacza ten napis? – Wskazałam na napis zrobiony na jego piersi. Był napisany w nieznanym mi języku.
     – To po Włosku. ''Czasem zwycięża marzyciel, który nigdy się nie poddaje'' – wyjaśnił.
     – A ten tatuaż pod okiem? To łza, tak? – Wskazałam na mały, prawie niewidoczny tatuaż pod okiem chłopaka. Logan westchnął i odwrócił wzrok. Przez moment się nie odzywał.
     – Tak. To łza – mruknął cicho. – Ma ona najsmutniejszą historię i... za to właśnie Kensha mnie nienawidzi. 
     – Co? Nigdy nie widziałam, by Kensha trzyma do ciebie urazę. Dlaczego miałby cię nienawidzić za tatuaż?
     – To nie przez tatuaż. Chociaż... po tym jak sobie go zrobiłem i wyjaśniłem mu jego znaczenie był wściekły na mnie jeszcze bardziej – Zaśmiał się.
     – Co oznacza ten tatuaż, Logan? O ile mogę wiedzieć... – dodałam niepewnie. Wilkołak spojrzał na mnie. W jego oczach czaił się strach, żal, smutek i rozpacz.
     – Ten tatuaż symbolizuje rozpacz. Rozpacz po śmierci mojego najmłodszego brata, który zginął z... mojej ręki – zaczął, odwracając od mnie wzrok. Otworzyłam szerzej oczy słysząc ''młodszego brata''. To Logan i Kensha mieli jeszcze młodsze rodzeństwo? – Ale ja nie chciałem! – Krzyknął nagle. Aż się wzdrygnęłam przestraszona jego nagłym, porywczym tonem. – Stało się to podczas mojej pierwszej przemiany. Przypadkowo. Miałem wtedy piętnaście lat. Moja pierwsza przemiana odbyła się w pełnie. Równo o północy. Każdy wilkołak Alfa podczas pierwszej przemiany jest agresywny, a ja dodatkowo przemieniałem się w pełnie, więc moja agresja była większa niż gdybym przemieniał się w inny dzień. Jak wiesz, Alfy podczas swojej pierwszej przemiany muszą być same - najlepiej w lesie, bo wtedy jest mniejsza różnica, że ktoś zupełnie przypadkowo się na nie wtedy natknie – Zamilkł na chwile, by przełknąć ślinę.
     – Nie musisz tego mówić, Logan, jeśli nie chcesz. Wiem, że jest to trudne. Ja też prawie straciłam brata.
     – Nie. Chce byś wiedziała. Jeśli ci teraz o tym nie opowiem za pewne uznasz mnie za potwora. Bo jak brat może zabić brata? – Zaśmiał się, jednak w jego śmiechu nie było ani trochę radości. – Tego dnia, podczas mojej pierwszej przemiany, nie byłem sam. Był ze mną mój brat. Wcześniej Wiktor, bo tak miał na imię, poprosił mnie o nocny spacer, bo śniły mu się koszmary i nie mógł zasnąć. Spacer zawsze go uspokajał. Pomimo tego, że czułem piekący ból w kościach i wiedziałem, że mogę w każdej chwili się przemienić, zgodziłem się na spacer. Do tej pory tego żałuje, bo gdybym się nie zgodził na pewno Wiktor by żył.
     – Logan... przestań się obwiniać. To nie była i nie jest twoja wina – Zauważyłam. 

     Skoro zrobił to nieumyślnie to jak mogła być to jego wina? Fakt, że Alfy są niebezpieczne podczas swojej pierwszej przemiany i nie powinno być wtedy przy tym osoby trzeciej, bardziej dołuje, ale takie jesteśmy. Ja jako iż, tak myślimy z rodzicami, jestem trybrydą moja przemiana była bardziej... delikatniejsza? Nie byłam tak agresywna i dominująca jak inne Alfy. I szczerze muszę przyznać, że nawet się nie obraziłam, gdy taka przemiana u mnie nastąpiła. W końcu nikogo nie skrzywdziłam. 

     – ...Gdy byliśmy w środku lesie, obok polanki, zacząłem się nagle przemieniać. Moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa i gdy tylko stanąłem, po długich minutach spędzonych na jęczeniu z bólu, na łapach mój wilk, kompletnie otumaniony agresją, przejął nad mną całą kontrolę. Nie wiem, ale rzuciłem się na Wiktoria i tak po prostu go... ja go... zabiłem. Zabiłem własnego brata, Esna – powiedział rozpaczliwie, a po jego policzkach spłynęły łzy, które ja szybko starłam i się do niego mocno przytuliłam. Logan też objął mnie ramionami. – On miał tylko dziesięć lat, Esna. Miał przed sobą całe życie. Nawet jeszcze nie przemienił się wilkołaka, a już zginął. 
     – Logan, nie myśl o tym.
    – Będę. To był w końcu mój młodszy braciszek! – krzyknął, głośno szlochając. – Potem, trzy dni po jego pogrzebie, zrobiłem sobie ten tatuaż. Zrobiłem sobie tą łzę pod okiem, która miała mi zawsze przypominać, gdy tylko spojrzę w lustro, że to moja wina, że go tu nie ma.
     – Już, ciii. Uspokój się, Logan. Przestań najlepiej już o tym mówić – szeptałam mu do ucha. 

     Logan westchnął, ale na szczęście się mnie posłuchał i już nic nie mówił. Głaskałam go delikatnie po głowie bawiąc się jego włosami. Wilkołak cicho mruczał na moje poczynania czasem cicho pociągając nosem.
     W końcu postanowiliśmy się położyć na łóżku. Po godzinnym masażu głowy zauważyłam, że Logan zasnął na się szerzej uśmiechnęłam. Naprawdę mu współczułam. Już w młodym wieku stracił matkę, potem brata, a na końcu ojca. Zresztą nie tylko on. Kensha też ich stracił, jednak to najbardziej Logan ucierpiał. W końcu jedyny brat obwinia go o śmierć ich dziesięcioletniego brata, który teraz powinien mieć... jakieś około... trzydzieści jeden lat? Logan i Kensha zostali sami. Sami w nastoletnim wieku musieli poradzić sobie z okrutnym światem. Zastanawiam się czy mieli wsparcie reszty rodziny? Cioci? Albo wujka? A co jeśli nie mieli nikogo? Tylko siebie? Tylko siebie i stado?



xXx

*ROZDZIAŁ SPRAWDZONY*

xXx

Zapraszam na moją tablicę! Zmiana dat  w publikacji rozdziałów z książki pt. ''MOJA trybryda'' plus - OGŁOSZENIE PARAFIALNE - na temat trzeciej części! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top