34. - WSPOMNIENIE

< REBECCA ROGERS >

*wspomnienie*

     – Mam na to wsiąść? – zapytał Sean, wskazując na mój motor. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego rozbawiona.
     – Chyba się nie boisz? No dalej Sean. Mówiłeś, że jeździłeś kiedyś na motorze.
     – Jeździłem, ale to było jakieś siedem czy osiem lat temu – wyjaśnił i z powrotem przeniósł przerażony wzrok na motor. Wybuchłam śmiechem i założyłam na głowę kask uchylając szybkę.
     – Nie to nie. Sama pojadę – powiedziałam i popatrzyłam na niego wyzywająco. Mój narzeczony popatrzył na mnie zdziwiony. 
     – Nie ma mowy! Jesteś w ciąży, Rebecca. Nie dam ci wsiąść na to – Wskazał na motor i podszedł do mnie bliżej. 
     – Błagam cię. To, że nigdy nie byłam w ciąży i jest to moja pierwsza ciąża nie oznacza, że muszę się ograniczać. Spokojnie. Julia, Esmerald czy jak tam nazwiemy swoje dziecko będzie się miało dobrze. W końcu jestem kotołakiem! Co może mi się stać?
     – No dobra. Zgadzam się, jednak... ja jadę na drugim motorze – powiedział, utrzymując poważną minę. 

     Westchnęłam, ale ostatecznie się zgodziłam. Sean z prędkością wilka pobiegł w kierunku parkingu, a ja oparłam się o motor i ze spokojem na niego oczekiwałam. 
     W końcu się pojawił. Przyprowadził ze sobą motor, który należał do Bruna. Tak, Bruno też jeździł na motorze. Miał ich pokaźną kolekcje. Gdy tylko jeszcze nie byłam w ciąży, często jeździłam z nim na jakieś małe przejażdżki. Oczywiście, potem ja i on dostawaliśmy bury od Seana. Opiekuńczy mate i te sprawy. Wiecie. Jednak gdy dowiedział się o ciąży... ech, myślałam, że nie wypuści mnie z pokoju. 

     – Gotowy? – zapytałam zirytowana, gdy zauważyłam jak Sean co rusz sprawdza czy jego kombinezon leży na nim dobrze, a motor jest sprawny. Od kiedy on stał się takim panikarzem?
      – Gotowy – odpowiedział po dłuższej chwili milczenia. 

     Westchnęłam i wsiadłam na motor. Sean założył szybko na głowę kask i również wsiadł na swój motor. Zamknęłam szybkę od swojego kasku i odpaliłam motor. W między czasie obok siebie usłyszałam ryk silnika drugiego dwukołowca na co się uśmiechnęłam. Zastanawiam się kiedy Sean wymięknie i zacznie marudzić, że chce wracać już do domu? Za pewne będzie argumentował swój powrót obowiązkami Alfy i w ogóle. Jednak ja wiem, że już wszystko na dzisiaj miał skończone. Alan mi o tym powiedział. 

     – Jedziemy! – krzyknęłam i ruszyłam z piskiem z miejsca. Zaśmiałam się widząc jak Sean nieruchomieje, ale po chwili również ruszył z miejsca.

     Wyjechaliśmy z terenu domu głównego. Obejrzałam się jeszcze za siebie i westchnęłam ze smutkiem widząc budującą się bramę oraz mur, który Sean zdecydował się zbudować dla mojego i stada bezpieczeństwa. Powodem tego wszystkiego był ten cholerny łowca, który musiał mnie wtedy zaatakować.
     Odwróciłam głowę i teraz patrzyłam w kierunku, w którym podążaliśmy. Jechaliśmy obłoconą i lekko niebezpieczną ścieżką, którą zazwyczaj podążamy w formie wilków lub przy pomocy samochodów. Dzisiaj było inaczej. Aż dziwne, że Sean tak łatwo się na to zgodził. Ale on zawsze mi ulega. Takie uroki bycia sobie przeznaczonym. No i uroki bycia mną. W końcu kiedyś zagroziłam mu, że jeśli się nie ogarnie i przestanie mną rządzić to się wyprowadzę od niego i zamieszkam w Los Angeles z moim bratem i ojcem. Odwołam też nasz ślub, który swoją drogą przełożyłam o dwa miesiące, by wiedział, że nie żartuje. Oczywiście, Sean przestraszył się wizją mojego wyjazdu setki kilometrów od niego i teraz chodzi jak zegarek.
     Przechyliłam swoje ciało lekko w prawo, dzięki czemu i motor lekko się pochylił. Tym sposobem mogłam skręcić w prawo i wjechać na asfalt. Postanowiłam się trochę zabawić, więc przyspieszyłam. Oczywiście, od razu w mojej głowie zabrzmiał ostrzegający głos Seana:

     ~ Zwolnij ~ warknął. 

     Zaśmiałam się, ale go nie posłuchałam. Teraz to na pewno będzie wściekły. Ale co tam? Wściekły Sean to zabawny Sean.
     Przyśpieszyłam jeszcze bardziej i gdy tylko zauważyłam, że przez kilka kilometrów droga jest prosta postanowiłam przestraszyć mojego narzeczonego jeszcze bardziej i używając wszystkich swoich sił postawiłam motor na tylnym kole. 

      – Łooo! – Pisnęłam, śmiejąc się jak nienormalna. 

     Od małego fascynowałam się motorami. Były dla mnie pasją i całym życiem. Mogłam spędzać godzinami na ich oglądaniu. Gdy w końcu skończyłam osiemnaście lat całe swoje oszczędności wydałam na motor. Na ten, na którym właśnie jadę. Jest on moim pierwszym dwukołowcem i do puki nie zdecyduje, że jest on już niezdatny do jazdy, nie wymienię go na żaden inny.

     – Rebe! – Usłyszałam za sobą. 

     Jednak za nim mogłam zareagować kierownica przekręciła mi się w lewą stronę, a ja straciłam kontrole nad maszyną. Zamknęłam oczy i nawet nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, gdy poczułam jak z dużą siłą uderzam boleśnie o twardy asfalt. Gdzieś w tle usłyszałam silnik motoru oraz jakiś huk, ale nie zwróciłam na to nawet najmniejszej uwagi. 
     Czułam jak moje ciało obraca się. Moje ręce z automatu, za nim jeszcze dotknęłam asfaltu, otoczyły mój brzuch, by uchronić go chodź trochę od obrażeń, które mógł spowodować wypadek.
     W końcu jednak wszystko ucichło, a moje ciało zatrzymało się. Jęknęłam czując silny i palący brzuch w okolicach głowy i rąk. Czułam też paraliżujący ból w kostce u nogi, ale to było moje najmniejsze zmartwienie. Teraz liczył się ból, który czułam w okolicach brzucha. A może to tylko po prostu moja fantazja i z brzuchem oraz dzieckiem, które się w środku rozwija, nic nie jest?

     – Kochanie. Rebe – Usłyszałam obok siebie.

     Przekręciłam głowę w bok, jednak szybko zostałam powstrzymana od dalszych ruchów. Mój wzrok zatrzymał się na zszokowanym i roztrzęsionym Seanie, którego oczy ściemniały, a twarz zbladła. Rozmawiał z kimś telepatycznie. Wywnioskowałam to po ściemnionych oczach, które zazwyczaj ciemniały mu, gdy prowadził z kimś właśnie taką rozmowę. 
     Po chwili oczy Seana delikatnie rozbłysły, a on całą swoją uwagę zwrócił na mnie. Po jego poruszających się ustach wywnioskowałam, że coś do mnie mówił, jednak nie mogłam usłyszeć jego głosu. Tylko dziwny pisk albo świst rozbrzmiewał w mojej głowie. Chciałam coś powiedzieć, zrobić, ale nie mogłam. To tak jakby ktoś krępował moje ruchy, zatykał mi dłonią buzię. 
    Po chwili zauważyłam przed sobą czarne plamki, które z każdą sekundą się powiększały. Nie chciałam ich widzieć. Wiedziałam co one oznaczają i z całego swojego pragnienia tego nie chciałam. Jednak nie mogłam tego powstrzymać. Ciemność nadciągała, a ja za nic w świecie nie mogłam jej powstrzymać.

~***~

     – Mówiłem ci, że to zły pomysł – Wywróciłam oczami, gdy kolejnego dnia usłyszałam te same słowa wychodzące z ust mojego narzeczonego.

     Od czasu mojego wypadku minęły cztery dni. Ja, jak i dziecko mamy się dobrze. Jednak z Seanem już jest coś nie tak. Gdy tylko się obudziłam dowiedziałam się, że nic mi nie jest, a lekarz zapytał mnie czy Alfa może do mnie zajrzeć. Oczywiście, zgodziłam się na to i od razu tego pożałowałam.
     Gdy tylko mój mate wszedł do mojego pokoju zaczął naszą rozmowę od ''Mówiłem, że to zły pomysł''. Przez to zaczęliśmy się kłócić. Oczywiście, nasza kłótnia nie trwała za długo, bo wkrótce do mojej sali wbiegł lekarz i wręcz siłą, wraz z Alanem i Brunem, wyciągnęli stąd Seana. Lekarz ostro go ochrzanił i kazał Seanowi wrócić do mnie następnego dnia. Jednak gdy przyszedł następnego dnia znowu zaczął naszą rozmowę od tego samego zdania, jednak tym razem nie dałam się wyprowadzić z równowagi i dałam mu przez ponad godzinę marudzić o tym jak to byłam nie odpowiedzialna i w ogóle. 

     – Skończyłeś już w końcu? Każdego dnia, gdy tylko mnie tu odwiedzasz, rozpoczynasz naszą rozmowę od ''Mówiłem, że to zły pomysł''. A może w końcu jakieś ''Cześć, kochanie'' albo ''Dzień dobry'' – warknęłam. 

     Miałam już go szczerze dość i najchętniej zabroniłam bym go tu wpuszczać. Niestety, Sean był Alfą, więc nie wiele mogłam zdziałać.

      – Nie zaczynałbym od tego rozmowy, gdyby nie sytuacja.
      – Niby jaka sytuacja? – zapytałam zirytowana. – Mam cię już dość, człowieku – dodałam, gdy nie odpowiedział na moje pytanie. 
     – ''Człowieku''? Kochaniem, człowiekiem to możesz nazwać tych marnych ludzi gdzieś tam na świecie, ale nie mnie. Ja, DROGI SKARBIE, jestem wilkołakiem. W-I-L-K-O-Ł-A-K-I-E-M – Przeliterował. – Ale jak kotołak może to zrozumieć?
      – Słucham? A co to ma za znaczenie? Wilkołak, a kotołak to to samo, koteczku – powiedziałam i uśmiechnęłam się dumnie, wiedząc, że on nienawidzi jak go tak nazywam. Który pies by lubił? 
     – Nie nazywaj mnie tak – warknął.
     – Bo co, psie? – syknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej. Sean nie odpowiedział na moje pytanie. Dupek. 
     – Dzień doberek – Nagle drzwi do sali się otworzyły, a do sali wszedł Alan.
     – Wyjdź, Alan – powiedzieliśmy równocześnie. Beta spojrzał na nas zdziwiony.
     – Okeej, co jest? – zapytał, podchodząc bliżej i uważnie nam się przyglądając.
     – Nic. Po prostu twoja luna nie może zdzierżyć faktu, że jej narzeczony jest wilkołakiem, a nie kotołakiem.
     – Co ma piernik do wiatraka? Oboje jesteśmy zmiennymi. To, że ja zmieniam się w kota, a ty w psa, nie ma znaczenia – syknęłam w jego stronę i spojrzałam na Betę. – Jak sam słyszysz twój Alfa znowu ma coś do kotołaków.
     – Mam i to dużo! – warknął wściekły. Spojrzałam na niego zdziwiona. 
     – Ach, tak? To może skoro tak dużo masz coś do mojej rasy to może powinniśmy przemyśleć to czy ślub to aby na pewno dobra decyzja – Sean spojrzał na mnie zdziwiony, jednak jego mina szybko się zmieniła.
      – Świetnie! W takim razie wszystko jest jasne! Ślubu NIE BĘDZIE – dodał głosem Alfy i wstał z krzesła kierując się w kierunku wyjścia. Westchnęłam, gdy wyszedł trzaskając głośno drzwiami. Spojrzałam na Alana, który patrzył na mnie z szokiem. 
     – No co się tak patrzysz? Słyszałeś sam. ŚLUBU NIE BĘDZIE. 
     – Przestań, Rebe – powiedział, jakby zmęczony, i usiadł na krześle koło mojego łóżka. Westchnęłam. 
     – Ale co ja mam ''przestać''? To on powinien przestać! Zachowuje się jak rozkapryszony gówniarz – warknęłam. 
     – Obydwoje się tak zachowujecie – Zauważył. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Wybacz, ale w tej chwili jestem szczery. 
     – No i? To nic nie zmienia.
     – Czego nie zmienia? Rebe, ogarnijcie się. Oboje! – warknął. – Jesteście małżeństwem, a małżeństwo nie może się cały czas kłócić.
     – Nie wzięliśmy jeszcze ślubu – Zauważyłam. – Jesteśmy zaręczeni – powiedziałam, jednak po namyśle dodałam: – Przepraszam. Pomyłka. Już nie jesteśmy. Sam słyszałeś. Zerwał zaręczyny – wskazałam na drzwi, a potem spojrzałam na pierścionek, który zdjęłam z palca i rzuciłam przed siebie. Zauważyłam jak złoty pierścionek uderza z brzdękiem o drzwi sali i upada na podłogę. – Nie jesteśmy już razem.
     – Jesteście i tego już nic nie zmieni. Połączyła was więź mate. Nie jakiś głupi pierścionek – Wskazał na podłogę. – Nie możecie tak po prostu siebie opuścić. Łączy was więź, oznaczenie i sparowanie czym dowodem jest dziecko, które rozwija się w twoim brzuchu.
     – No i? Co z tego, że jesteśmy połączeni więzią? Co z tego, że to jego dziecko? Mogę je wychować sama albo z kimś innym! Bez różnicy.
     – Jest różnica, kurwa! – wrzasnął wściekły. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Jesteście sobie przeznaczeni i nic tego nie zmieni. To dziecko jest dzieckiem mojego Alfy i przyjaciela. Jeśli spróbujesz odejść my cię zatrzymamy. Stado nie pozwoli odejść własnej lunie, rozumiesz?! – zapytał, a z jego oczu wręcz leciały gromy. – Pójdę teraz do Alfy i przekonam go, by cię przeprosił. Nawet na kolanach! Ale ty masz mi obiecać, że też go przeprosisz i od nas nigdy nie odejdziesz. 
     – Nie.
     – Rebe, do cholery jasne... – Wstał z krzesła. 
     – Dobra, zostaje. Nawet nie miałam zamiaru odejść! – Zauważyłam. Alan uśmiechnął się na moje słowa i skinął głową, po czym opuścił moją salę. Westchnęłam i spojrzałam na brzuch, który był już lekko zaokrąglony. 
      – Ona będzie silna. Czuje to – powiedziała Kate. 
      – Jakie więc proponujesz imię dla niej? – zapytałam, głaszcząc brzuszek.
      – Jesteś tego pewna? Nie wolisz byście razem z Seanem wymyślili dla niej imię?
     – Spokojnie. Podsunę mu ten pomysł. Nie musi wiedzieć, że to ty wymyśliłaś imię. Niech się cieszy i myśli, że to jego był pomysł –
Zaśmiałam się. Kate przez chwile milczała myśląc nad imieniem.
     – Może Esna?  – zapytała. – Skrót od słowa ''essena'' oznaczające ''odrodzenie''. Co o tym myślisz?
     – Esna... podoba mi się. Ale dlaczego takie imię, a nie inne?
    – Po pierwsze, ładnie brzmi. Po drugie, jest ona nowym początkiem dla nas wszystkich. Czuje jej moc chodź nawet się jeszcze dobrze nie rozwinęła. Esna będzie dla nas wszystkich odrodzeniem w przyszłości. Nowym początkiem. Nową historią.
     – Też tak czuje, Kate –
powiedziałam, patrząc z czułością na brzuch. 

     Kate ma rację. Esna nie będzie zwykłym dzieckiem. Obawiam się nawet, że to w pewnym momencie może przynieść jej zgubę i cierpienie. 




xXx

*ROZDZIAŁ SPRAWDZONY*

xXx

Od razu mówię! Jeśli ktoś mnie zapyta: ''skąd one znają płeć dziecka''? (W mojej książce (chyba w pierwszej części) wyraźnie zaznaczyłam to, że płeć dziecka u zmiennych nie da się poznać - dopiero po jego urodzeniu.) Teraz wyjaśniam! Kate w pewien sposób domyśla się, że płeć dziecka może być żeńska, jednak nie jest tego pewna. Imię ''Esna'' wymyśliła dla dziewczynki, jednak w każdej chwili można zmienić je na imię męskie ''Essen''. :)

Ale jak już wiemy jest to dziewczynka, więc żaden'' Essen'' w mojej książce się nie pojawi - chyba. 😏

OSTATNI ROZDZIAŁ! Ostatni rozdział w tym... miesiącu. 😂😅 Kolejny za minimum tydzień. Jednak za nim pojawi się kolejny rozdział ja chce znać odpowiedź na to pytanie: czy ktoś tu jeszcze w ogóle jest (jak na razie widzę jedną osobę z 25 innych, które mnie obserwują)? Kolejne pytanie: jaka książka, tym pozostałym 24 osobom, się podoba na moim koncie skoro mnie obserwują? Ciekawa jestem odpowiedzi (o ile się jakaś pojawi). 😂

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top