33. - Przerażająca wizja przyszłości
< ESNA ROGERS >
*godzinę później*
Po zabawnym i dość męczącym treningu, wraz z Samantą udałyśmy się do pokoju luny, by wziąć prysznic i ubrać się w coś bardziej świeżego przed spotkaniem z Alfą Loganem. Samancie pożyczyłam jakieś swoje ubrania i obiecałam, że gdy tylko Logan nam pozwoli, wybierzemy się na nie małe zakupy, by miała własne rzeczy.
– No to co, idziemy? – zapytałam, gdy dziewczyna skończyła czesać włosy. Niebieskooka odwróciła się przodem do mnie i posłała mi lekki uśmiechem.
– Jasne. Chodź trochę się boję tego spotkania – Przyznała. Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.
– Nie ma się czego bać, Samanta. Uwierz mi, Logan to bardzo sympatyczny mężczyzna. Wątpię by, tym bardziej w moim towarzystwie, był dla ciebie wredny. Nawet bym na to nie pozwoliła – Pocieszyłam ją. Samanta westchnęła, ale ku mojemu zadowoleniu na jej twarzy znów pojawił się uśmiech, który na chwile zniknął. – No to co, idziemy?
– Chodźmy – odpowiedziała i obie ruszyłyśmy w kierunku wyjścia.
Wyszyłyśmy na korytarz. Zamknęłam za sobą drzwi pokoju luny na klucz i ruszyłyśmy obie korytarzem w kierunku biura Logana, który znajdywał się na końcu korytarza.
Stanęłyśmy przed drzwiami. Zauważyłam jak Samanta lekko drży, więc postanowiłam ją złapać za rękę na co od razu przestała się trząść. Zapukałam w ciemno brązowe, drewniane drzwi i pociągnęłam za klamkę w dół, gdy usłyszałam słowo ''proszę''. Drzwi się otworzyły, a my obie powoli weszłyśmy do środka. Delikatnie zamknęłam za sobą drzwi.
Spojrzałam na Samantę, która z kolei patrzyła niepewnie na Logana. Obie ruszyłyśmy w kierunku biurka Alfy i usiadłyśmy na dwóch krzesłach. Na przeciwko nas siedział Logan, który przestał robić coś w laptopie i zwrócił swój wzrok na nas. Najpierw spojrzał na mnie i uśmiechnął się do mnie lekko, a potem zwrócił wzrok na Samantę, jednak przy niej został obojętny. Gdyby nie ta deska pod biurkiem to kopnęłam bym go w nogę, by chodź trochę się uśmiechnął.
– Dzień dobry – Zaczął Logan. – Nazywam się Logan Travis Wolf i jestem Alfą stada Crystal Wolf – Przedstawił się. Spojrzałam na Samantę.
– Miło mi Alfę poznać – powiedziała pewniej. – Nazywam się Samanta Angelika Amarus i jestem zwykłą betą bez stada – wyjaśniła. Logan skinął głową.
– Na początek zapytać cię tutaj przy Esnie i moich betach o kilka podstawowe rzeczy – Zaczął. Samanta przytaknęła głową i ścisnęła mocniej moją dłoń. – Wiem, że już się przedstawiałaś, ale teraz chciałabym byś zrobiła to raz jeszcze, lecz tym razem w obecności dyktafonu i moich bet. Tak na wszelki wypadek.
– Rozumiem – dziewczynka skinęła głową.
Po chwili drzwi za nami się otworzyły, a do środka ktoś wszedł. Trójka wysokich mężczyzn stanęła za Alfą. Jeden z nich trzymał w dłoni dyktafon.
– Mój główny Beta i młodszy brat, Kensha Wolf – Wskazał na swojego brata. – A to Art. Mój drugi Beta – Wskazał na blond wilkołaka, który gdzie nie gdzie miał kolorowe pasma włosów. Jego oczy były w kolorze niebieskiego. – A to Steav. Mój trzeci Beta – Wskazał na trzeciego Betę. Miał on dłuższe brązowe włosy związane z tyłu w mały kucyk i grzywkę zaczesaną na lewą stronę. Jego oczy były w kolorze zieleni.
– Miło mi poznać w końcu, Alfę Esna – odezwał się Steav.
– A mi resztę Bet ze stada Crystal Wolf.
– Przejdźmy już w końcu do formalności – Stwierdził Kensha i poprosił Betę o włączenie dyktafonu, który moim zdaniem był tu zbędny.
– Zacznijmy... Imię? – zapytał Logan.
– Samanta.
– Drugie imię?
– Angelika.
– Nazwisko?
– Amarus – odpowiedziała szybko.
– Wiek?
– Dwadzieścia lat – Logan spojrzał na mnie z uśmiechem, po czym wrócił wzrokiem do Samanty.
– Rasa?
– Wilkołak.
– Ranga?
– Beta.
– Urodziłaś się banitą czy zostałaś nią?
– Urodziłam.
– Imię i nazwisko matki?
– Stela Angerer.
– Imię i nazwisko ojca?
– Frank Remus – odpowiedziała drżącym głosem.
– Które z nich było banitą z wygnania, a które z urodzenia?
– Oboje urodzeni banici – odpowiedziała szybko. Logan spojrzał na nią zdziwiony. – Moi rodzice urodzili się banitami. Nie byli sobie przeznaczeni. Po prostu połączyła ich miłość.
– Dlaczego nie chcieli wstąpić do jakiejś watahy?
– Nie mogli. Rodzice im na to nie pozwalali. Twierdzili, że to haniebny krok w ich rodzinie – wyjaśniła. Miałam ochotę parsknąć głośnym śmiechem. Jak może być haniebne to dla wilkołaka, że przynależy do jakiejś watahy?
– Rozumiem – szepnął pod nosem i spojrzał przez ułamek sekundy na Kenshe, po czym wrócił wzrokiem do Samanty. – Pamiętasz imię dziadków od strony matki i ojca?
– Alicja i Bruno Angerer - rodzice mojej mamy. Valentino i Adele Remus - rodzice mojego taty.
– Masz jakieś rodzeństwo?
– Nie. Już nie. Miałam kiedyś starszego brata, ale zginął. Nazywał się Adrian Amarus.
– Dlaczego chcesz dołączyć do stada? Nie wolisz zostać banitą?
– Nie. Chce być częścią jakiegoś stada. Zawsze o tym marzyłam.
– Gdzie wcześniej mieszkałaś i gdzie mieszkasz obecnie?
– Wcześniej mieszkałam w Niemczech. To tam się urodziłam. Obecnie mieszkam tutaj w lesie.
– Z kimś jeszcze przybyłaś?
– Nie. Nikt z wioski, w której mieszkałam, nie chciał słyszeć o zostaniu częścią jakiegokolwiek stada.
– Rozumiem. Będziemy mieć na ciebie oko, Samanta. Esna i jeszcze jeden wilk, który wybierze sobie Esna, będą mieć na ciebie oko. Dostaniesz również pokój na piętrze bet – powiedział poważnie Logan. Po jego słowach Art wyłączył dyktafon. – Możecie już zająć się swoimi zajęciami – powiedział do Bet. Bety przytaknęły równocześnie głowami i ruszyły do wyjścia. Art wcześniej położył dyktafon na biurko Alfy. Gdy zostaliśmy już sami Logan westchnął. – Samanta, za chwile pójdziemy na obiad to tam ogłoszę, że zostałaś członkiem stada.
– Dobrze. Dziękuje, Alfo.
– A teraz proszę zostaw mnie i Esne samą. Muszę o czymś porozmawiać z Esną.
– Dobrze – powiedziała i spojrzała na mnie niepewnie. Skinęłam głową i pozwoliłam jej puścić moją dłoń.
< SAMANTA AMARUS >
Puściłam dłoń Esny, która wspierała mnie jak mogła od początku rozmowy z Alfą. Wyszłam z jego gabinetu i stanęłam niedaleko. Nie za bardzo wiedziałam gdzie mam iść, więc to było jedyne rozwiązanie.
– Samanta... – Odwróciłam głowę w kierunku Kenshe, który podszedł do mnie z obojętną miną. – Zaprowadzę cię teraz do twojego nowego pokoju. Za pół godziny jest obiad – Po tych słowach ruszył w kierunku schodów, a ja za nim.
Zeszliśmy piętro niżej. Było to piętro Bet. Kensha zaprowadził mnie pod jedne z brązowych drzwi i je otworzył wpuszczając mnie do środku. W pokoju praktycznie nie znajdywało się nic prócz łóżka, dużej szafy na ubrania, biurka oraz półki na książki. Ściany i podłoga były w kolorze biało szarym. W pokoju znajdywało się jedno okno i dwudrzwiowe wyjście na balkon. Drzwi od strony pokoju były w kolorze białym za to od strony korytarza w kolorze ciemno brązowym.
– Pokój będziesz mogła sobie wyremontować według potrzeby. Dostałaś również kilka ubrań z magazynu, więc na razie nie musisz iść do sklepu – wyjaśnił. – Za pół godziny jest obiad. Potem ktoś do ciebie przyjdzie i szczegółowo wyjaśni zasady panujące tutaj.
– Dobrze – Przytaknęłam głową. Beta ruszył w kierunku wyjścia, jednak szybko go zatrzymałam. – Mam nadzieję, że gdy będę tu mieszkać będziesz się do mnie zwracał tak samo jak gdy byłam banitą – Beta odwrócił się przodem do mnie, ale nic nie powiedział. – Nic nie powiesz?
– Będę się do ciebie zwracać tak samo jak do innych Bet. Nie jesteś wyjątkiem, Samanta. To że znaliśmy się wcześniej nic nie oznacza – warknął.
– Wow, stary dobry Kensha wrócił. Ciekawe... – Zaśmiałam się. Kensha wywrócił oczami i opuścił mój pokój trzaskając drzwiami. Westchnęłam. On się na serio nigdy nie zmieni.
– Oczywiście, że nie – Zaśmiała się Suzan, czyli moja wilcza strona.
– Co myślisz o naszym nowym pokoju?
– Tylko tyle, że jest super. Nawet jeśli nie jest tu zbyt kolorowo – stwierdziła wilczyca.
– Przecie Kensha powiedział, że będziemy mogły go w każdej chwili wyremontować. Chętnie bym przemalowała te ściany na biało, tak jak deski zamieniłam bym z szarych na białe.
– I co dalej?
– Meble, firanki i resztę przemalowałabym na kolor zielony albo inny jasny kolor. Ale na pewno nie różowy – powiedziałam i chwile zastanawiałam się nad meblami. Były w dobrym stanie. Może nawet nowe. Wystarczało je tylko przemalować na inny kolor, bo w połączeniu z szarymi ścianami ten pokój wygląda jak szpital.
– Albo ściany zrób w innym kolorze, a meble zostaw w białym. Mniej roboty – stwierdziła Suzan i chyba miała rację.
< SEAN ROGERS >
– Kurwa – warknąłem pod nosem. Alan spojrzał na mnie pytająco. – Ilu tym razem poległo?
– Dwie wilczyce i trójka mężczyzn – wyjaśnił. – Jednak myślę, że to ostatni ich atak.
– Dlaczego tak myślisz? – zapytałem, siadając na fotelu przy biurku.
– Wydaje mi się, że od ostatniego ataku przybyło ich mniej. Możliwe, że czegoś szukają i gdy odkryli, że tego tutaj nie ma wycofali się.
– Możliwe, że ich celem jest Esna – Podsunąłem. Alan przytaknął głową. – Będę musiał zadzwonić do Logana i go ostrzec. Jeśli banici dowiedzą się, że Esna jest w Los Angeles w stadzie Crystal Wolf na pewno ich zaatakują.
– Oby się tego nie dowiedzieli – powiedział i usiadł przed mną.
*dryń *dryń *dryń
Spojrzałem w kierunku telefonu, który nagle zabrzmiał. Wziąłem ją do ręki i sprawdziłem kto do mnie dzwoni. To był Niklaus. Odebrałem i przyłożyłem telefon do ucha.
– Hallo? – Zacząłem.
~ Zaatakowali nas ~ Usłyszałem w słuchawce jego głos. Otworzyłem szeroko oczy na jego słowa.
– Kto was zaatakował?
~ Jakiś mężczyzna. Był na pewno człowiekiem, więc to pewnie ten łowca, który poluje na Esne. Z nimi byli banici. Szukali czegoś. Pewnie Esne ~ wyjaśnił. Otworzyłem szeroko oczy.
– Myślisz, że wiedzą gdzie ona jest?
~ Myślę, że tak ~ odpowiedział.
– Niklaus jedź do watahy Crystal Wolf. Chce by Esne pilnowały już nie tylko wilki, ale i też wampiry.
~ Jasne. Właściwie to już wysłałem taki kilkunastu swoich. Jednak wiedź, że nie wszystkich. Zamek też ktoś musi ochraniać.
– Wiem. Dziękuje ci – powiedziałem i się rozłączyłem. – Alan... przyszykuj się i kilku naszych. Jedziesz do stada Crystal Wolf. Jeszcze dzisiaj – powiedziałem do Bety i wybrałem numer do Alfy Logana. Alan przytaknął w odpowiedzi głową i opuścił mój gabinet. Oby się nie spóźnił.
< ESNA ROGERS >
Po rozmowie z Loganem opuściłam jego gabinet. Mężczyzna chciał ze mną porozmawiać o tym, że chce dzisiaj na obiedzie powiedzieć wszystkim o tym, że jestem jego dziewczyną i przyszłą luną jego stada. Przez to zwyczajny obiad stał się dla mnie porą stresującą. Przecież od dzisiejszego dnia wszyscy będą patrzeć na mnie jak na kogoś innego. Jak na swojego przywódce, który gdy Alfa zniknie będzie przewodził stadem aż do jego powrotu. To straszne!
Zeszłam piętro niżej i zaczęłam pukać do każdego pokoju po kolei aż w końcu odnalazłam pokój, w którym zatrzymała się Samanta. Dziewczyna otworzyła mi drzwi i wpuściła mnie do środka. Zlustrowałam pokój wzrokiem i zmarszczyłam brwi widząc w jakich okropnych kolorach został urządzony. Ten kto go malował i dekorował nie miał chyba wyobraźni i gustu.
– Wiem, że nie jest jakoś zbytnio piękny, ale i tak się cieszę – Odezwała się w końcu niebieskooka. Spojrzałam na nią pytająco. – W każdej chwili będę mogła go przecież inaczej ozdobić i przemalować. To nie problem. Ważne, że jakiś dostałam. I to jeszcze na piętrze Bet Alfy stada. Myślisz, że zostanę czwartą Betą twojego stada? – Zaśmiała się.
– Było by super. To oznaczałoby, że Logan ci ufa.
– Nie sądzę. Zaufanie będę musiała za pewne zdobyć u niego latami. Tak jest u każdego Alfy. Bez wyjątku, Esna.
– Masz rację – Skinęłam nieznacznie głową. – Idziemy na obiad? Musimy w sumie na nim być.
– A no tak. Alfa ogłosi, że dołączyłam do stada.
– I też ogłosi, że jestem jego dziewczyną – powiedziałam. Samanta spojrzała na mnie zaskoczona.
– Naprawdę?! Tak się cieszę! – Pisnęła.
– Chodźmy już lepiej na ten obiad. Chce ci jeszcze przedstawić moje rodzeństwo.
~***~
Gdy dotarłyśmy na stołówkę, zaprowadziłam ją do stolika, przy którym siedziałam wraz ze swoich rodzeństwem, które dołączyło do nas po chwili. Wszyscy po za Maxem.
– Gdzie Max? – zapytałam.
– Powiedział, że nie jest głodny – odpowiedział Callas. Skinęłam smutna głową. Muszę w końcu zapytać Niklausa o to czy znalazł coś na temat mate Maxa. Szybciej bym ją odnalazła.
– Kto jest, Esna? – zapytała Calathea wskazując na Samantę, która niepewnie na mnie popatrzyła.
– To Samanta Amarus. Moja koleżanka – wyjaśniłam. – Samanta, przedstawiam ci moje rodzeństwo. Kacper... – Wskazałam na jednego z bliźniaków. – ...i Max, którego dzisiaj z nami nie ma, są bliźniakami dwujajowymi i mają po osiemnaście lat. To im tata chce oddać stado.
– Naprawdę? – Zdziwił się Kacper.
– Tak. Tata wam nie mówił? – Kacper zaprzeczył głową. – W takim razie ja wam to mówię. Albo raczej tobie, bo Maxa nie ma – Zaśmiałam się. – Kolejny jest Callas, a potem Kalin i Kalathea. One również są bliźniaczkami dwujajowymi. Wraz z Oliwią mają po dziesięć lat... – Wskazałam na Oliwię. – Jednak nie są trojaczkami. Oliwię adoptowaliśmy.
– Rozumiem. Miło mi was wszystkich poznać – Uśmiechnęła się do nich miło.
– Nam ciebie też. Fajnie, że nasza siostra znalazła sobie w końcu tu koleżankę. Wcześniej cię tutaj nie widziałem. Byłaś na jakieś misji czy coś?
– Nie. Byłam banitą... – wyjaśniła. Kacper spojrzał na nią zaskoczony. Tak samo jak reszta mojego rodzeństwa. – ...Dzisiaj dołączyłam do stada. Ale spokojnie. Nie byłam banitą z wyboru. Urodziłam się już taka... Tak jak moi rodzice. To dlatego Logan i Esna postanowili mnie przyjąć do stada. Właściwie to dzięki waszej siostrze... – Uśmiechnęła się do mnie.
Po chwili głosy i inne dźwięki, które do tej pory były słyszalne w jadalni, ucichły. Spojrzeliśmy na drzwi. Zdziwiłam się, gdy zauważyłam wujka Niklausa. Obok niego stał Logan i Bety Alfy. Cała piątka ruszyła w kierunku stolika dla Alfy i jego rodziny. Bety usiadły po jednej stronie, a Niklaus po drugiej. Za to Logan na szczycie stołu na miejscu Alfy.
– Możecie jeść – powiedział z uśmiechem i zwrócił się do Niklausa, tym razem z obojętnym wyrazem twarzy. Oboje o czymś cicho rozmawiali. Nie mogłam niestety usłyszeć o czym rozmawiają. Nawet jeśli miałam swój trybrydzi słuch.
– Ciekawe o czym rozmawiają... – Odezwał się nagle Callas.
– Bracie, doskonale wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła – powiedział ze śmiechem Kacper. Callas wywrócił oczami na trafne spostrzeżenie starszego brata i zajął się swoim jedzeniem. Tak samo jak i my. Może potem Logan i Niklaus powiedzą mi o czym rozmawiali przy obiedzie.
~***~
Gdy już wszyscy kończyliśmy obiad Logan nagle wstał ze swojego miejsca przez co cała nasza uwaga spadła na nim. Alfa lustrował wszystkich swoim poważnym i władczym wzrokiem.
– Mam do ogłoszenia kilka ważnych informacji – zaczął. – Pierwszą z nich jest to, że musimy się przygotować na nadejście wojny – Nawet się nie zdziwiłam, gdy usłyszałam jego słowa. Kensha już mi o tym wspominał. Było to wczorajszej nocy. Jednak nie tylko ja byłam w tej sali. Innych już ta informacja zdziwiła albo przeraziła. No tak, nie zawsze twój Alfa przy obiedzie poinformuje cię o nadejściu wojny. – Musimy się przygotować na najgorsze – dodał i spojrzał na Niklausa. – Możliwe, że zaatakują nas banici. Król wampirów... – Wrócił wzrokiem na swoje wilki. – ...Niklaus Mikaleson postanowił przydzielić nam kilku swoich. Dlatego też nie zdziwcie się, gdy obok was przejdzie nieznajomy wampir. Dzisiaj też, przed obiadem, dostałem telefon od Alfy ze stada Czarnego Słońca... – Tu wzrok skierował na nasz stolik. – ...Alfa Sean Rogers ostrzegł mnie przed możliwym atakiem ze strony wroga i zdecydował wysłać do nas kilku swoich. W tym swojego głównego Betę, Alana Parksa – wyjaśnił. – Naszym zadaniem będzie nie tylko ochrona naszego stada i naszego terenu, ale i również dzieci Alfy Seana. A najbardziej jego starszą córkę i jedyną kobietę Alfę na świecie, czyli Esne Rogers – Wskazał na mnie. – Kilka dni temu obiecałem Alfie ze stada Czarnego Słońca, że nie pozwolimy nikomu skrzywdzić jego córki. Mam nadzieję, że moje stado zadba o jej bezpieczeństwo.
– Tak, Alfo – odpowiedzieli chórem. Alfa uśmiechnął się na ich słowa.
– Teraz kolejna informacja. Do naszego stada dołączyła nowa wilczyca Beta... – Wskazał ręką na Samantę. – Samanta wstań – Rozkazał. Wilczyca niepewnie wstała ze swojego miejsca. – Oto Samanta Angelika Amarus. Wcześniej była ona banitą, jednak nie z wyboru. Urodziła się banitą, dlatego zdecydowałem się ją przyjąć do stada. Esna i jeszcze jeden wilkołak oraz my wszyscy inni będziemy mieć na nią oko. Tak więc nie bójcie się o swoje dzieci czy kobiety. Samanta nic im nie zrobi. Jestem pewien, że jest po naszej stronie... – Spojrzał na nią pytająco.
– Tak, mój Alfo. Jestem po waszej stronie. Dziękuje, że dałeś mi szanse i przyjąłeś mnie do swojego stada – powiedziała i pochyliła głowę w geście szacunku do swojego Alfy. Po chwili jednak usiadła na swoim miejscu.
– Dobrze. Mam dla was ostatnią i chyba najwspanialszą wiadomość ze wszystkich – zaczął i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem. – Nasza wataha wkrótce będzie mieć lunę – Po jego słowach zauważyłam jak wilki zaczęły na siebie zaskoczone patrzeć. Chyba nie spodziewały się takiej wiadomości. – Waszą przyszłą luną zostanie Esna Rogers... – Wskazał na mnie. Westchnęłam i wstałam ze swojego miejsca. Wilki ze stada Crystal Wolf niemalże od razu przeniosły swój zdziwiony wzrok na mnie. Inni wyglądali jakby zaraz mieli się popłakać ze szczęścia, a oni patrzy na mnie ze strachem i niedowiedzeniem. Aż tak bardzo się mnie boją? – Mam nadzieję, że będziecie ją chronić. Nie tylko z powodu tego iż jest to mój rozkaz, ale i też dlatego, że to wasza przyszła luna – dodał.
Przez chwile w jadalni panowała cisza, która wkrótce zamieniła się w głośny hałas. Wilki zaczęły klaskać i gwizdać. Inne nawet krzyczały ''niech żyje nasza luna'' czy coś podobnego.
– To już wszystko. Możecie wrócić do jedzenia albo zająć się swoimi obowiązkami – powiedział z szerokim uśmiechem, po czym ruszył do wyjścia. Gdy tylko Logan opuścił stołówkę, a wraz za nim poszły jego Bety inne wilki też zaczęły opuszczać stołówkę.
– Tego się nie spodziewałem – Przyznał Kacper i spojrzał na mnie pytająco. Wzruszyłam ramionami.
– Esna... – Spojrzałam na wujka Niklausa, który podszedł do naszego stolika. – ...Czy możemy porozmawiać na osobności?
– Jasne – odpowiedziałam od razu i spojrzałam na Samantę. – Mogę cię zostawić na chwilę samą?
– Spokojnie, Esna. Zajmiemy się ją. Oprowadzimy ją po domu głównym – powiedział Kacper. Skinęłam głową z uśmiechem i ruszyłam z Niklausem w kierunku wyjścia ze stołówki. Pewnie chciał porozmawiać o mate Maxa.
~***~
– A więc o czym chciałeś porozmawiać? – zapytałam, gdy znaleźliśmy się na balkonie w pokoju luny. Niklaus spojrzał na mnie z uśmiechem i podał mi jakąś teczkę.
– Wydaje mi się, że to ona jest mate Maxa – powiedział i wskazał na teczkę.
Spojrzałam na białą teczkę, którą miałam w rękach i ją otworzyłam. Wyjęłam z teczki jakieś dwie kartki i zdjęcie. Ta dziewczyna na zdjęciu wydawała mi się taka znajoma. Miałam wrażenie, że już ją gdzieś spotkałam. I myślę, że było to przy ataku banitów na nasze stado.
– Sierra Emalus. Lat dwadzieścia. Była wilkołakiem delta. Nie wiemy gdzie się urodziła. Została banitą, gdy miała piętnaście lat – wyjaśnił. – Została nią po zabiciu córki jednego z Bet Alfy ze stada Pustynnego Wilka. Ne wiem o co konkretnie poszło, bo Alfa, z którym o niej rozmawiałem nie za dużo mi na ten temat powiedział.
– Rozumiem...
– Nie wiemy jak nazywają się jej rodzice ani reszta rodziny. Sierra została znaleziona w lesie, gdy miała pięć lat. Alfa zdecydował, że przyjmie ją do stada. Zajęli się nią dziadkowie Alfy, jednak oni o ośmiu latach zginęli w wypadku. Sierra od tamtego czasu się zmieniła i wkrótce dopuściła się zbrodni, po której została wyrzucona ze stada i skazana na banictwo. Po za dziadkami Alfy nie miała nikogo. Nazwisko odziedziczyła po babci Alfy, a imię wymyślił dla niej dziadek Alfy.
– Czyli nie wiemy kim była wcześniej? Jak się nazywała i kim byli jej bliscy?
– Tego niestety nie.
– Skąd ta pewność, że to ona jest mate Maxa?
– Ponieważ w ataku na twoje stado bały udział trzy kobiety banitki. Dwie miały swoich przeznaczonych. Tylko Sierra była bez przeznaczonego. To na bank ona, Esna. A jeśli nie ona... to nie wiem. Może kogoś pominęliśmy.
– Zapytam o to Maxa – powiedziałam, patrząc na zdjęcie Sierry. Miała ona całą twarz we bliznach. Za pewne zrobionych po stoczonych walkach. Jej włosy były długie w kolorze rudym z brązowymi końcówkami, a oczy w kolorze fioletowym. Co było rzadko spotykane. Po za zdjęciem jej jako człowieka było też zdjęcie jej wilka. Duża wadera o brązowej sierści i szaro-fioletowych oczach.
– Muszę już iść.
– Wracasz do domu?
– Tak. Przyjechałem tu tylko na chwile. Chciałem porozmawiać z Loganem i dać ci to osobiście – wyjaśnił.
– Niklaus... Czy banici nadal atakują moje stado? Czy mój ojciec i stado Czarnego Słońca jest bezpieczne?
– Banici atakowali ostatnio stado Czarnego Słońca, ale nie martw się o Seana. Nic mu nie jest. To silny Alfa. Po za tym, stado Białego Kła mu pomaga. Paul nigdy nie zostawił by kuzyna, którego traktuje jak brata, samego w tak trudnej sytuacji. Po za tym są jeszcze inni, którzy chętnie oddadzą życie za własnego Alfę – Zauważył. Niklaus miał rację. Byli tacy. Ja też bym oddała życie za własnego przywódce. – Wybacz, ale teraz na prawdę muszę już iść. Zadzwoń do mnie i powiedź czy miałem rację i Sierra jest mate Maxa.
– Dobrze.
– Pamiętaj Esna, że czasem zdarza się tak, że po śmierci swojej mate albo po tym jak jeden z przeznaczonych zrywa więź i łączy się z innym, ta druga osoba może znowu zacząć szukać dla siebie mate. To nie tak, że mamy tylko jednego przeznaczonego. Księżyc na pewno po jakimś czasie wybierze znowu dla twojego brata mate. Jestem tego pewny.
– Ale zdarza się to niezwykle rzadko – Zauważyłam. Niklaus przytaknął głową.
– To zależy już od woli księżyca – powiedział z uśmiechem. – Do zobaczenia, Esna – dodał i opuścił balkon, a potem mój pokój.
Westchnęłam i spojrzałam na teczkę, którą miałam w dłoni. Zastanawiam się czy Sierra to mate Maxa. Jeśli tak to Max będzie musiał pogodzić się z jej śmiercią.
~***~
*następnego dnia*
Postanowiłam, że dopiero dzisiaj porozmawiam z Maxem. Wczoraj za dużo się działo, by na spokojnie z nim o tym porozmawiać.
Maxa złapałam dopiero w południe, gdy wracał z treningu. W końcu Kacper nakłonił go na jakąś aktywność. Poprosiłam by chłopak udał się ze mną do ogrodu, bym mogła z nim o czymś porozmawiać.
– Wiem, że był wczoraj Niklaus. Wiesz już coś na temat mojej mate? – zapytał od razu. Skinęłam w odpowiedzi głową i podałam mu teczkę, którą wczoraj dał mi Niklaus. Chłopak szybko ją otworzył i przejrzał najpierw zdjęcia, na które na jego twarzy powstał uśmiech. Już wiedziałam, że Niklaus trafił w dziesiątkę. Potem Max zaczął czytać papiery, które zgromadziły Bety i Delty zajmujące się ofiarami. – Nie żyje? – zapytał drżącym głosem.
– Tak. Przykro mi – Chłopak zamknął teczkę i oddał mi ją.
Przez chwile patrzył w ciszy w ziemię. Ja też postanowiłam się nie odzywać. Wiedziałam, że chce sobie to wszystko przemyśleć. Ja też na jego miejscu tak bym zrobiła.
Po chwili Max podniósł głowę i skierował swój wzrok na mnie. Posłałam mu pocieszający uśmiech i przytuliłam go, gdy zobaczyłam jak po jego policzkach spływają łzy.
– Max, wiedzieliśmy, że ona może nie żyć. Musisz o niej zapomnieć. Nie wiem jaki to ból stracić mate, bo nigdy go nie straciłam. Mój mate mnie nie chce, ale to nie to samo co stracenie go.
– Wiem, Esna. Przepraszam, ale to naprawdę boli. Pomimo tego iż wiedziałem, że ona może nie żyć to i tak miałem małą nadzieję, że jednak żyję... – wyszeptał cicho. – Pomożesz mi się z nią skontaktować, Esna? Wiem, że możesz to zrobić – Max nagle się od mnie odsunął.
Westchnęłam. Oczywiście, że mogę to zrobić. Dlaczego bym nie miała? Jednak nie jestem pewna czy aby na pewno to dobra droga. Może Max nie powinien się z nią spotykać? Może powinien to wszystko zostawić za sobą i mieć nadzieję na to, że kiedyś znajdzie dla siebie mate? Inną? Albo jakąś inną kobietę, którą pokocha równie mocno tak jakby miał pokochać mate?
– Spróbuje, jednak nic nie obiecuje – powiedziałam niepewnie. Max przytaknął głową i wstał z ławki. – Nie chcesz chociaż zatrzymać jej zdjęcia? – Zapytałam zdziwiona.
– Nie. Spal to albo oddaj Niklausowi. Jak wolisz. Chce ją zobaczyć. W końcu była moją mate.
– A nie sądzisz, że lepiej dać sobie z nią spokój. Tak naprawdę nigdy ją nie poznałeś. Racja, jest i była twoją mate, ale czy ty ją w ogóle kochasz? Przecież nie da się tak po prostu w kimś zakochać. Więź pomaga w miłości, jednak nie dzieje się ona od razu – Max westchnął, gdy skończyłam mówić.
Przez chwile panowała między nami cisza. Po chwili jednak Max ruszył z miejsca i podszedł do fontanny. Przez chwile wpatrywał się wodę płynącą w niej, po czym odwrócił się do mnie przodem.
– Mam zapomnieć?
– A chcesz nadal o niej pamiętać? Zresztą ja nawet nie wiem czy uda mi się z nią skontaktować. Dusza zmarłego musi chcieć z kimś jej bliskim żyjącym porozmawiać bym mogła umożliwić to ''spotkanie''. Innej drogi nie ma.
– Rozumiem...
– Esna! – Odwróciłam głowę w kierunku wejścia do ogrodu.
Zauważyłam biegnącą w naszą stronę Samantę, która podbiegła do mnie. Wstałam z ławki i uśmiechnęłam się do niej.
– Cześć – Przywitałam się z nią. Dziewczyna jednak mi nie odpowiedziała. Milczała.
Nagle jej wzrok przeniósł się na Maxa. Mój też. Prawie zemdlałam, gdy zaskoczeniem dostrzegłam, że oczy Maxa zmieniają kolor na wiśniowy, a z ust jego wyrywa się słowo ''MOJA''. Odwróciłam głowę do Samanty. Jej oczy też były wiśniowe.
– O kurwa... – powiedziałam cicho pod nosem. Tego się nie spodziewałam. Max i Samanta są sobie przeznaczeni. Są mate!
– Jesteś moją drugą mate... – powiedział bliźniak wskazując na blondynkę. Spojrzałam znowu na Samantę, która zaczęła się cofać aż w końcu usiadła na ławce zszokowana.
– Chyba zostawię was samych. Powinniście ze sobą na spokojnie porozmawiać – Stwierdziłam.
Ani Max, ani Samanta nie odezwali się, więc wręcz biegiem ruszyłam w kierunku wyjścia z ogrodu zostawiając ich samych. Chyba jednak dobrze zrobiłam przekonując Logana, by Samanta została członkiem jego stada. W sumie nie na długo, bo pewnie Sam za niedługo będzie musiała wrócić z Maxem i resztą mojego rodzeństwa do stada Czarnego Słońca.
~***~
*wieczorem*
Około godziny dwudziestej pierwszej poszłam spać. Dzisiaj miałam spotkać się o północy z Lionelem. Wczorajszej nocy też miałam z nim spotkanie - swoje drugie spotkanie. Wtedy uczył mnie jak zamieniać wodę w lód i tworzyć bariery. Pracowaliśmy z tym do piątej rano i muszę przyznać, że jestem już trochę zmęczona brakiem snu.
W końcu jednak udało mi się zasnąć. Męczyłam się dobre dziesięć minut. Kiedyś potrafiłam zasnąć w trzy minuty.
~***~
~ Esna... ~ Usłyszałam czyjś damski głos. ~ Esna... ~ Znowu ten sam głos. ~ Kobieta Alfa... Kobieta Alfa... ~ Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się dookoła siebie.
Nic nie widziałam. Jedynie słyszałam czyjś kobiecy głos. To na pewno nie była Nela ani żadna inna osoba, która zazwyczaj lubiła nawiedzać mnie we snach. To był ktoś inny. Wydawało mi się, że już gdzieś słyszałam podobny głos. A może tak mi się zdaje? W końcu w życiu słyszałam już tyle kobiecych i męskich głosów.
~ Kobieta Alfa musi się dowiedzieć prawdy ~ powiedział nieznajomy głos kobiety.
– Czego? ~ zapytałam, jednak mój głos wydawał się taki inni. Taki nie mój.
Odwróciłam się za siebie i dostrzegłam cień. Nicość zmieniła się w jasne kolory. Był dzień. Wydawało mi się, że jestem w dobrze mi znajomym miejscu. I faktycznie byłam. Stałam na placu przy domu głównym watahy Crystal Wolf. Ale co ja tu robię? Dlaczego nie jestem w swoim łóżku tylko tutaj?
Po chwili dostrzegłam obok siebie drugi cień. Jeden z dwóch cieni zaczął przybierać kształty aż w końcu przed sobą zobaczyłam chłopaka. Chłopaka, który może miał tyle samo lat co ja? Może nawet jest starszy. Ten chłopak rozmawiał z jakimś cieniem i wydawało mi się, że nawet mnie nie dostrzegli.
– Ale kim on jest? Nie znam go – Zauważyłam w myślach.
Faktycznie go nie znałam. Miał on krótkie jasno fioletowe włosy, jasne niebieskie oczy i jasną cerę. Po zapachu wyczułam, że to wilkołak... wilkołak Beta.
Po chwili chłopak zrobił krok w przód i wyciągnął dłoń w kierunku cienia, który on wydawał się widzieć kolorami i kształtami. Ja jednak widziałam jedynie cień. To tak jakby coś nie pozwalało mi tego czegoś zobaczyć.
Fioletowowłosy nagle pstryknął palcami, a ja mogłam poczuć silny wiatr, który skierował się w stronę cienia. Cień przeistoczył się w zwierzę. Niestety nie mogłam dostrzec jakie zwierzę.
~ Srebrna trybryda, co? ~ powiedział chłopak. ~ Świat nie przestanie istnieć, a ja tego dopilnuje ~ dodał.
~ Kobieta Alfa zginąć. Ty zginąć. Wszyscy zginąć. Kobieta Alfa dowiedziała się prawdy. Ty dowiedziałeś się kłamstwa ~ Głos, który to powiedział wydobywał się z tego cienia, które niespokojnie poruszało się w miejscu. To był ten sam głos, który wcześniej wołał mnie po imieniu.
~ Jesteś srebrną trybrydą, która zwiastuje śmierć, prawda? ~ zapytał fioletowowłosy, ale nie dostał odpowiedzi.
~ Wizja przerażającej przeszłości... ~ powiedział cień, a jego głos zmienił się na męski.
Zmarszczyłam na to brwi. Jak to było w ogóle możliwe? Raz miał damski, a raz męski głos? Czyżbym miała zwidy? Dlaczego ja tu w ogóle jestem? Może to jakaś wizja?
~ ...Tego wszyscy oczekują, Erdin ~ dodał cień i zniknął.
Zmarszczyłam brwi. Nic z tego nie rozumiałam. Erdin? Kto to był Erdin?
Nagle wszystko na nowo stało się czarne. Wszelkie głosy i inne hałasy zniknęły, a ja stałam pośrodku pustki i nicości.
~ Esna... zginiesz. Zginiecie... ~ powiedział ten sam głos co wcześniej. ~ Za czterdzieści lat świat magicznych przestanie istnieć. Zdziczali i znikające moce to dopiero początek. Esna.
Po jego, albo jej, słowach oślepiło mnie światło, które równie szybko zniknęło. Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po pokoju, w którym się znajdywało. Na zegarze widniała godzina szósta rano. Jestem w swoim pokoju? Wróciłam do siebie? Ale chwila... szósta rano?! Czyżbym przegapiła spotkanie z Lionelem?!
Westchnęłam. Mam nadzieję, że mężczyzna nie będzie mi miał tego za złe. Przecież nie zrobiłam tego specjalnie.
– Kim jest Erdin? – zapytałam samej siebie.
To imię nie wydaje mi się jakoś znajome. Może taka osoba nie istnieje, a to wszystko było moją wyobraźnią? Nie. Nie powinnam tak myśleć. W końcu w moim życiu takie sny mogą znaczyć dużo. Są na pewno bardzo ważne. Może powinnam się dowiedzieć kim jest Erdin?
xXx
*ROZDZIAŁ SPRAWDZONY*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top