30. - Trening
< ESNA >
*wieczorem*
Około godziny dziewiętnastej, tak jak ustaliłam wcześniej z Maxem i Kacprem, ruszyłam do przychodni. Miałam pomóc moim braciom w spakowaniu rzeczy.
Weszłam do ich sali i uśmiechnęłam się szeroko widząc dwie zasunięte torby w koncie. Za pewne już uporali się ze wszystkim.
- W końcu jesteś. – Powiedział Max, wchodząc do środka.
- Tak. - Odpowiedziałam i go przytuliłam. - Gdzie Kacper?
- Tutaj. - Odwróciłam się przodem do drzwi, w których stanął Kacper. - Idziemy? Pokażesz nam gdzie będziemy spali.
- Miałam wam pomóc się spakować. - Zauważyłam, podchodząc do ich torb. Wzięłam i powiesiłam sobie je na ramionach.
- Ej, możemy zrobić to sami.
- Nie ma mowy, Kacper. Jesteście jeszcze na pewno osłabieni. - Powiedziałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.
- Nie prawda. Jesteśmy wilkołakami. Nasze rany szybciej się goją niż innych... mam nadzieję, że o tym pamiętasz, siostrzyczko.
- Jak mogłabym zapomnieć? - Wywróciłam oczami. - Kochan braciszku, zapomniałeś, że jestem trybrydą. Jest też coś ze mnie z psa. - Zaśmiałam się. Obaj bliźniacy równocześnie wywrócili oczami.
- Esna, możemy porozmawiać na osobności? - Zapytał Max, gdy w końcu znaleźliśmy się na zewnątrz.
- Teraz? - Zapytałam zdziwiona.
- No tak. - Odpowiedział od razu i spojrzał pytająco na brata.
- Cześć wam. - Do naszej trójki dołączył Logan.
- Cześć. Co tutaj robisz?
- Przyszedłem po bliźniaków. Chciałem im pokazać gdzie znajdują się ich pokoje.
- A nie miałeś czasem pracować? - Zauważyłam.
- Właśnie skończyłem. - Rzucił szybko i z uśmiechem odebrał od mnie dwie torby.
- Logan, zaprowadź mnie do mojego pokoju. Max chce teraz porozmawiać z Esną, więc może im nie przeszkadzajmy? - Zapytał niepewnie Kacper. Logan zmarszczył brwi i spojrzał na mnie pytająco.
- Dobrze. Odłożymy wasze torby i pójdziemy do jadalni na kolacje. Dołączycie do nas, tak? - Zapytał blondyn i do mnie bliżej podszedł.
- Tak. - Odpowiedział krótko Max. Logan kiwnął w jego stronę głową i pochylił się, by lekko pocałować mnie w usta.
- To czekamy na was w jadalni. - Powiedział i ruszył w kierunku domu głównego. Spojrzałam na braci, którzy patrzyli na mnie z szeroko otwartymi buziami. - Kacper! Idziesz?!
- Tak! - Odkrzyknął chłopak i wskazał na mnie. - A ty po kolacji marsz do mojego pokoju. Musimy poważnie porozmawiać. - Rzucił i pobiegł w kierunku Logana. Spojrzałam na Maxa.
- Potem o tym porozmawiamy. - Stwierdził. - Teraz chce z tobą o czymś innym porozmawiać.
- Za pewne chcesz pomówić o swojej mate?
- Tak. - Odpowiedział krótko i ruszył w kierunku ogrodu, który stał niedaleko szpitala watahy. - Wiesz coś już na temat mojej mate, Esna? - Zapytał, gdy usiedliśmy na ławce przy fontannie w ogrodzie.
- Przykro mi, ale nie. Niklaus ma to sprawdzi po powrocie do domu. Z tego co wiem wyjeżdżają zaraz po kolacji. Obiecał mi, że za góra trzy dni postara się coś na jej temat znaleźć, ale nic nie obiecuje.
- Rozumiem... - Westchnął.
- Pamiętasz chociaż jak wygląda? Będziesz musiał mu to powiedzieć. Może po jakimś zdjęciu uda mu się coś o tym znaleźć.
- Może. - Wzruszył ramionami. - Dziękuje ci, Esna. Jesteś najlepszą siostrą jaką miałem. - Dodał i mnie przytulił.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. - Powiedziałam, gdy już się od siebie odsunęliśmy. - A teraz chodźmy. Jestem głodna. Nie chce by ominęło nas jedzenie.
- Tak, masz rację. Chodźmy. - Zaśmiał się i wspólnie wstaliśmy z ławki ruszając z powrotem w kierunku domu głównego.
*później*
- Gdy uda mi się coś znaleźć na temat twojej mate to dam wam znać. - Powiedział Niklaus, otwierając drzwi od strony pasażera z przodu. Jego żona i beta już dawno siedzieli w pojeździe.
- Dziękuje. - Odpowiedział Max. Niklaus wsiadł do samochodu i zamknął drzwi. Po chwili silnik został odpalony, a samochód ruszył z miejsca kierując się w kierunku wyjazdu z terenu domu głównego.
- Skoro pożegnaliśmy już Niklausa... - Zaczął Kacper i spojrzał na mnie znacząco. - Zapraszam do mojego pokoju. Tam sobie o wszystkim porozmawiamy.
- O wszystkim, czyli o czym? - Zapytałam, udając, że nie wiem o co mu chodzi.
- Ty już wiesz o czym mówię. - Pisnął i pociągnął mnie w kierunku domu głównego. Max i reszta mojego rodzeństwa ruszyła za nami.
Gdy już znaleźliśmy się w pokoju Kacpra ten posadził mnie na łóżku, a cała reszt usiadła przed mną na podłodze. Okej, nie zręcznie się czuje.
- A teraz opowiadaj! - Pisnęła podekscytowana Kalin, a wszyscy zgodnie przytaknęli jej głową. Westchnęłam i zaczęłam i pomału wszystko streszczać. Ci dokładnie i bez przerywania mnie słuchali. Nawet się tego nie spodziewałam.
- I wtedy mnie pocałował, a potem zostaliśmy parą. No i jesteśmy ją od jakiś paru godzin. - Dokończyłam.
- To super! - Pisnęła Calathea.
- A co z Kenshą? - Dopytywał Callas.
- Ten dupek to przeszłość. Prawda, Esna? - Zapytał Max.
- Tak. On ma narzeczoną. Wkrótce będzie mieć z nią dziecko. Po co mam wchodzić z brudnymi butami tam gdzie mnie nie chcą? - Zapytałam, a ci zaczęli kiwać głowami. - No dobra. Jest już późno. Dziewczynki i chłopaki... idziemy spać. - Rozkazałam z szerokim uśmiechem. Ci prychnęli jednocześnie, ale posłusznie zaczęli opuszczać pokój Kacpra po kolei mówiąc ''dobranoc''.
- Dobranoc, bracie. - Powiedziałam w kierunku Kacpra.
- Dobranoc, siostro. - Odpowiedział. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w kierunku swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i wyjęłam ze swojej walizki moją ulubioną piżamę. Wzięłam jeszcze swój ulubiony żel i ruszyłam w kierunku łazienki, która znajdywała się w pokoju luny.
~*~
Po nocnej toalecie wyszłam z łazienki i spojrzałam na zegarek. Była dwudziesta trzecia. Westchnęłam. Miałam się dzisiaj spotkać z Lionem w lesie o północy. Będę musiała znowu się przebrać.
Jęknęłam zirytowana i zdjęłam z siebie piżamę. Podeszłam do walizki i wyjęłam z niej czystą bieliznę, spodnie dżinsowe z dziurami, białą przewiewną koszulkę i czarną bluzę z kapturem. To wszystko założyłam na siebie na końcu spinając włosy wysokiego kucyka.
- Gotowe. - Powiedziałam z uśmiechem i ruszyłam w stronę balkonu, który otworzyłam. Nie było aż tak wysoko. Pokój luny w tym domu głównym był na tym samym poziomie co mój pokój w stadzie Czarnego Słońca. Nie raz wychodziłam z własnego pokoju przez okno w nocy, bo mój ojciec nie znosił, gdy któreś z nas opuszczało pokoje w środku nocy. Nawet jeśli na dworze było pełno straży, a nasz dom główny pilnował wysoki mur obronny.
W domu główny w stadzie Crystal Wolf na moje szczęście nie ma muru obronnego. Są za to strażnicy, którzy za bardzo nie wiedzą kim jestem. Logan zdecydował się ogłosić to, że jestem luną jutro w południe, więc jak na razie jestem dla jego stada... nikim? Tak, to dobre nazwanie mnie w tym momencie.
Przymknęłam szklane drzwi balkonowe i podeszłam do poręczy balkonu. Przełożyłam lewą nogę przez nią, a potem drugą siadając na poręczy. Spojrzałam w dół i ku ucieszy odkryłam, że pod mną znajduje się drugi balkon, na który wskoczyłam. Zaśmiałam się, bo to mi przypomniało jak mama kiedyś opowiada mi, że gdy pierwszy raz pojawiła się w domu głównym watahy Czarnego Księżyca (tak nazywała się wcześniej wataha Czarnego Słońca) uciekła właśnie w ten sam sposób - przez balkon.
Spojrzałam w tył. Na całe szczęście drzwi balkonowe balkonu, na którym się znajdywałam, były zamknięte. Ja mam szczęście. Moja mama wtedy nie miała i natknęła się na parę, która... Parsknęłam śmiechem wyobrażając sobie tą sytuacje. Nie mogę.
- Ciszej, bo cię ktoś usłyszy. - Zbeształa mnie Irma. Po jej słowach szybko się ogarnęłam i zeskoczyłam z balkonu na balkon niżej, a potem na daszek i w końcu przemieniając się w kota stanęłam na czterech łapach na ziemi.
- Cholera nie przemyślałam tego. - Pomyślałam i spojrzałam na strzępy ubrań leżących wokół mnie.
- Jeśli masz zamiar uciekać w postaci kota to powinnaś chociaż zaopatrzyć się w dodatkowe ciuchy. - Usłyszałam za sobą dobrze mi znany głos, po którym przeszły mnie ciarki. No tak, nadal jesteśmy związani więzią. Odwróciłam się przodem do Kenshy, który patrzył na mnie jedną uniesioną brwią. - Nie powinnaś czasem wrócić do Nowego Jorku? Nie masz szkoły?
- A ty nie powinieneś siedzieć w pracy za biurkiem dyrektora? - Zapytałam go telepatycznie. Beta westchnął i rzucił coś w moją stronę. Jak się okazało, była to jego bluza. Skąd wiem, że jego? Pachniała nim.
- Niestety, ale się zwolniłem. - Odpowiedział. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Dlaczego?
- Logan poprosił mnie bym wrócił do stada. Najprawdopodobniej zbliża się wojna.
- Wojna? - Zapytałam zaskoczona.
- Tak, wojna. - Potwierdził. - Ale nie odpowiedziałaś na moje poprzednie pytanie. - Zauważył. Westchnęłam.
- Już nie będę chodzić do szkoły. Po co skoro siedzę teraz tutaj i pewnie już tutaj zostanę na zawszę.
- Dlaczego masz tu zostać na zawsze? Przecież doskonale wiesz, że nie chce cię jako swojej mate. - Warknął. - Mam narzeczoną i dziecko.
- Masz narzeczoną, która nie darzy cię żadnym uczuciem. - Zauważyłam i przemieniłam się w człowieka. - A dziecka jeszcze nie masz. - Dodałam i podeszłam do niego zmysłowo mrucząc. - Na pewno nie chcesz bym tu została? - Zapytałam i niewinienie, a zarazem uroczo się do niego uśmiechnęłam. Zauważyłam jak wilkołak przełyka ślinę. Wyczułam, że jego tętno przyśpiesza, a z gardła wydobywa się cichy pomruk pomieszany z dzikimi warknięciami. - Co się dzieje, Kensha? Czyżbym aż tak na ciebie działała? - Zapytałam chichocząc pod nosem. Beta warknął na mnie, jednak ja nic sobie z tego nie zrobiłam. Powód? Jestem alfą, a on betą. Nie działa na mnie jego ostrzegające warczenie.
- Ubierz tą bluzę. Już. - Warknął. Parsknęłam śmiechem i spojrzałam w dół. Znowu się zaśmiałam widząc nie mały problem w jego spodniach. Odwróciłam się szybko tyłem do niego, gdy zauważyłam jak wyciąga w moją stronę dłoń.
- E, e, e. Nie dla psa kiełbasa. - Parsknęłam i podbiegłam do jego bluzy, którą na siebie założyłam. Odwróciłam się ostatni raz do niego przodem i pomachałam mu na do widzenia, po czym biegiem ruszyłam w kierunku gęstego lasu.
~*~
Stanęłam na środku polany i rozejrzałam się dokoła. Nigdzie nie widziałam Liona.
- Jeśli robił sobie ze mnie żarty... - Warczałam pod nosem.
- Nie zrobiłem sobie z ciebie żartu. - Podskoczyłam słysząc męski głos za sobą. Odwróciłam się i odetchnęłam z ulgą widząc Lionela. - Gotowa na trening?
- Tak. Co mam robić? - Zapytałam od razu.
- Widzę, że nie brakuje ci zapału. To dobrze. - Powiedział z uśmiechem. - Najpierw pokaż mi co umiesz...
~*~
Przez ponad trzy godziny trenowałam z chłopakiem różne pozy oraz ''zaklęcia'', bo chyba tak mogłam nazwać to co ''wychodziło'' z mojej dłoni. Lionel nauczył mnie dużo dzisiejszej nocy. Byłam bardzo zadowolona, ponieważ kontrolowanie czy wytwarzanie wody szło mi bezproblemowo.
- Radzę sobie świetnie. - Stwierdziłam i spojrzałam na niego dumnie się prostując.
- To co dzisiaj się nauczyłaś to nic. Jutro o tej samej porze w tym samym miejscu. - Powiedział. - Nauczę cię jak wytworzyć barierę z wody, a gdy będziesz już to potrafiła nauczysz się uzdrawiać.
- Uzdrawiać? - Zdziwiłam się.
- Tak, już to robiłaś. Uratowałaś swojego brata przywracając go do życia. Bycie żywiołem wody ma kilka swoich zalet. Sama możesz zmieniać się wodę, a także zmieniać ją w lód.
- Naprawdę?
- Tak. - Odpowiedział krótko i zniknął. Westchnęłam. Nawet nie zdążyłam go o nic więcej zapytać.
- Powinniśmy już wracać. - Powiedziała Irma.
- Tak. Masz rację. - Odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku domu głównego. Gdy byłam już koło domu głównego coś złapało mnie za ramię i odwróciło swoją stronę. Pisnęłam i używając mocy wody uderzyłam w tą osobę.
- Ała. - Pisnął ten ktoś. To była kobieta sądząc po głosie. Bardzo znajoma kobieta. - Co ty robisz?! - Krzyknęła. Spojrzałam na ziemię i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To była Samanta.
- Co tutaj robisz? - Zapytałam i pomogłam jej wstać.
- Zauważyłam jak szłaś lasem. Wybacz, że cię wystraszyłam. - Powiedziała drapiąc się za głowę. - Ale co to właściwie było? - Zapytała i chwyciła się za głowę krzywiąc się lekko z bólu.
- Co masz na myśli?
- To coś co świeciło się lekko na niebiesko w twojej dłoni. - Odpowiedziała i wskazała na moją prawą dłoń, którą ją znokautowałam. Zaśmiałam się i wyczarowałam w dłoni wodę. Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona. - Co do... Cholerka. To trybrydy tak potrafią? Jak tak, to też chce nią być.
- Nie. Po za tym, że jestem trybrydą jestem też żywiołem.
- Żywiołem? - Zapytała zdziwiona. - Przecież one zniknęły tysiące lat temu... może trochę mniej. Nie wiem, bo nie znam się na tej rasie. - Wzruszyła ramionami. - Jesteś żywiołem, tak? Wody?
- Tak. Tak. - Odpowiedziałam na oba jej pytania. Samanta przytaknęła głową próbując sobie jakoś to poukładać. - A właśnie! Rozmawiałam z Loganem.
- O czym?
- Któryś z jego wilków jeszcze cię nie znalazł? - Zapytałam zdziwiona.
- A te wilki, które tak łaziły po lesie jakby czegoś szukały to od ciebie?
- No tak. - Odpowiedziałam od razu. - Ale to już chyba nie ważne.
- Naprawdę? Dlaczego chciałaś ze mną porozmawiać i o czym rozmawiałaś z alfą Loganem? - Zapytała zainteresowana.
- Chciałam z tobą porozmawiać... Chciałabyś zostać jedną z nas?
- To znaczy? - Zapytała zmieszana.
- Czy chciałabyś zostać członkiem stada Crystal Wolf? - Samanta spojrzała na mnie zaskoczona, słysząc moje pytanie.
- Że co? O tym rozmawiałaś z alfą tej watahy?! - Pisnęła i złapała się za głowę. - Za dużo!
- Wiem, przepraszam. Po prostu mnie zaintrygowałaś. - Wyjaśniłam. - Polubiłam cię, Samanta. Chce byś miała w końcu własną watahę. Logan się zgodził, jednak będziesz musiała najpierw zostać przesłuchana w jego obecności.
- Tak, rutynowe procedury. Spoko, rozumiem to. - Pokiwała głową i chwile się nad czymś zastanawiała. - Esna, tak długo marzył o tym, by zostać członkiem jakiegokolwiek stada. Chce to przemyśleć, dobrze? Bycie członkiem stada to co innego niż bycie banitą.
- Rozumiem. Jak już podejmiesz decyzje to wróć tutaj, dobrze? - Uśmiechnęłam się do niej ciepła.
- Dobrze. Przyjdę jutro rano. - Oznajmiła i wbiegła ponownie do lasu. Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam w kierunku domu głównego. Tym razem postanowiłam skorzystać z głównego wejścia, o ile były otwarte drzwi. Na mój pech przy drzwiach stał Kensha. Podeszłam do niego.
- Co tutaj robisz? - Zapytałam. Wilkołak otworzył zamknięte oczy i spojrzał na mnie.
- Czekałem na ciebie. - Odpowiedział, po czym otworzył drzwi i wszedł do środka. Westchnęłam i również weszłam do środka budynku. Beta zamknął drzwi na klucz, a ja ruszyłam w kierunku schodów, którymi weszłam na samą górę domu głównego. Skierowałam się do sypialny luny. Zamknęłam drzwi na klucz (całe szczęście, że ich wcześniej na klucz nie zamykałam) i ruszyłam do łazienki, by wziąć prysznic przed spaniem. Brudna do czystego łóżka na pewno się nie położę.
***
Wyjechałam na wakacje, ale na szczęście udało mi się zabrać laptopa. Tak więc o to kolejny rozdział. Kensha jak widać się zmienił (chodź trochę). Moje plany co do tej książki też, więc wiecie... nie koniecznie nasza Esna musi być z Loganem? 😊😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top