25. Skazana - banita

< ESNA >

Po półgodzinach biegnięcia na przód w końcu postanowiłam się zatrzymać. Z irytacją stwierdziłam, że się zgubiłam. Tak, wilk zgubił się w lesie.

Mówiłem, że trzeba było skręcić w prawo na tamtym zakręcie, a nie w lewo! – Prychnął Kajmir. 

Nie! Dobrze skręciliśmy! Esna, biegnij dalej! – Dodała Irma. Westchnęłam i odwróciłam się przodem do kierunku, z którego tutaj przybiegłam.

Najlepiej zawróćmy. Kajmir ma rację. – Powiedziałam i rozejrzałam się raz jeszcze po okolicy. Kotka prychnęła, a wilk zawył radośnie.

Po chwili ruszyłam wolnym krokiem kierując się ścieżką, po której szłam. Jednak po kilku krokach zatrzymałam się i najeżyłam. Gdzieś w oddali biegał nieznajomy mi ktoś. Mówię ''ktoś'', bo nie rozpoznawałam jego zapachu. Nie pachniał też jak wilk ze stada Logana. Pachniał raczej jak... zwykły wilk? Więc pewnie banita, bo z tego co wiem, to w tych częściach lasu w Los Angeles nie ma zwykłych wilków. Są jedynie wilkołaki, ale one do cholery jasnej nie pachną jak wilki. No chyba, że to banici. Ci nie posiadają zapachu częściowo należącego do watahy. 

Warknęłam głośno i dumnie się wyprostowałam. Nie było już czasu na chowanie się. Ten nieznajomy ktosiek już dawno wyczuł mój zapach. Za późno zorientowałam się, że ktoś obcy tutaj jest. Pozostała mi jedynie obrona. Jeśli to faktycznie banita to na pewno jest tu tylko z jednego powodu. Chce mnie zabić albo porwać. Nie wiem w ogóle dlaczego się na mnie uwzięli. Bo jestem trybrydą? Bo jestem jedynym mieszańcem na Ziemi? Może nie jedynym, bo nie wiemy czy Finn też nie jest trybrydą... a może to tylko hybryda tak jak jego ojciec?

– Zgubiłaś się... – Usłyszałam nagle głos. Dziewczęcy głos. Podniosłam łeb do góry i uważnie zeskanowałam wysoką, krótkowłosą brunetkę o jasno brązowych oczach, która po chwili zeskoczyła z drzewa. Podejrzewam, że była w moim wieku. – Jesteś Esna, prawda?

Skąd to wiesz? Kim jesteś?  – Zapytałam, jednak długo nie musiałam czekać na odpowiedź. Zdradził ją jej zapach. Zapach... banity. – Banita? – Warknęłam i zlustrowałam jej ciało. Była naga, więc ułatwiło mi to zadanie w poszukiwaniu tatuażu w kolorze krwi, który posiadają banici. Taki tatuaż pojawia się u każdego wilkołaka, który został wygnany przez swojego alfę. Co dziwne. Ona go nie posiadała.

– Jeśli szukasz czerwony tatuaż na moim ciele to go nie znajdziesz. Jedynie taki czarny... – Wyjaśniła i wskazała palcem na jakiś napis pod piersią wykonany czarnym atramentem. 

Dlaczego? Pachniesz jak zwykły wilk. – Powiedziałam do niej telepatycznie. W końcu wilki nie potrafią mówić. To był jedyny sposób komunikacji jak byłeś w postaci zwierzęcia. Nie ważne czy kotołak czy wilkołak. 

To prawda, że pachnę jak zwykły dzikus i że jestem banitą. Jednak to nie moja wina. Nikogo nie zdradziłam. – Powiedziała i się lekko uśmiechnęła. – Gdzie się kierujesz, Esna?

Skąd nasz moje imię? – Banitka spojrzała na mnie jak na totalną idiotkę, na co na nią warknęłam. Jestem alfą, więc... po prostu nie ma prawa się na mnie tak patrzeć!

– Czuje twój zapach. Jest zmieszany... czuje od ciebie wilka, a jednocześnie kota i pijawkę. Więc jesteś trybrydą, prawda? A jedyną trybrydę jaką świat zna to Esna Rogers. – Wzruszyła ramionami. – A ja nazywam się Samanta Amarus. Miło mi osobiście poznać córkę alfy Seana Rogersa i drugą kobietę alfę oraz wyjątkową białą panterę. To zaszczyt.

Jesteś banitą. – Przypomniałam jej. – Banita powinien mnie zaatakować, a na końcu zginąć.

Dlaczego akurat zginąć? To że jestem banitą nie oznacza, że tak łatwo mnie zabić. Wy wilkołaki stadne zawsze wygrywacie, bo po swojej stronie macie przyjaciół z watahy. My banici jesteśmy skazani na siebie. Gramy w pojedynkę, kiedy wy parach, a nawet w grupach. To trochę nie fair... ale niestety. Takie czasy. – Zaśmiała się. – To jak... dokąd zmierzasz, alfo?

Esna. – Burknęłam. – Do zamku króla wampirów. 

Zaprowadzę cię. Znam ten las jak własną kieszeń...

Jasne. – Odpowiedziałam od razu. Brunetka uśmiechnęła się szeroko i ruszyła przed siebie, jednak ja nie drgnęłam. No błagam. Nie jestem aż taką debilką.

– Chodź... – Rzuciła, odwracając się do mnie przodem. Warknęłam na nią groźnie.

Naprawdę myślisz, że pójdę za banitą? – Zapytałam i znowu na nią warknęłam. Samanta westchnęła i podrapała się po karku.

– Naprawdę nic ci nie zrobię. Nie jestem tak jak inni banici.

Dlaczego? Przecież tak jak innych wygnano cię z watahy za jakieś poważne przewinienie. 

Nie. To nie tak. Nie jestem banitą z wyboru, alfo. To moi dziadkowie i rodzice zawinili. Ja urodziłam się banitą. Dlatego nie posiadam ''tatuażu przekleństwa''. – Wyjaśniła. I nie powiem, ale mnie to zdziwiło. Nie sądziłam, że można się urodzić banitą. To znaczy... jasne, że można, ale czy takie wilki nie mogą znaleźć dla siebie stada?

Dlaczego więc nie masz stada? Nie kłam.

Przecież alfy nie da się okłamać. – Powiedziała z cwanym uśmiechem i tu mnie miała. Nie da. Tylko alfa może okłamać drugiego alfę. – A odpowiadając na twoje pytanie... nie chcieli mnie. Pachnę jak banita. 

Ale nie masz tatuażu.

A czy kogoś obchodzi brak tatuażu? Ty też, pomimo, że tego tatuażu nie mam, to traktujesz mnie jak wyrzutka. – Warknęła, ale szybko zauważyła swój błąd i przeprosiła spuszczając głowę. – Skoro nie chcą mnie w stadzie. Nie chcą bym im pomagała jako jedna z nich... to pomagam im jako banita. – Podniosła ponownie głowę i uśmiechnęła się do mnie delikatnie. – Chodź. Zaprowadzę cię. Możesz być w postaci wilka. Ja pozostanę w ludzkiej.

Nie. Ty też się przemień. – Powiedziałam po chwili namysłu. Samanta uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością i przemieniła się wilka. W pięknego brązowe wilka. Gdzie nie gdzie na jej wilczym ciele można było zauważyć braki w sierści, które było spowodowane długimi i szerokimi bliznami. Jedną miała na pysku. 

Idziemy, alfo?

– Mówiłam byś mówiła mi po imieniu. – Warknęłam. – Idziemy. – Dodałam już bardziej spokojniej. Wilkołak przytaknął głową i ruszyła przed siebie, a ja za nią.

Szliśmy w ciszy ponad pół godziny. W końcu dotarliśmy pod bramę do zamku, w którym mieszkał mój wujek i pozostała część rodziny. Odwróciłam się do Samanty by jej podziękować, jednak... jej już nie było. Zmarszczyłam zdziwiona brwi.

– Ktoś ty?! – Usłyszałam krzyk jakiegoś mężczyzny, który stał na wierzy. Postanowiłam przemienić się w białą panterę, by mogli mnie szybciej rozpoznać. – Esna Rogers?! – Zdziwili się, ale otworzyli mi bramę. Zadowolona przeszłam przez nią i pobiegłam w kierunku drzwi zamku mijając po drodze kilku znajomych mi wampirów. Wszyscy najwyraźniej byli zdziwieni moim przybyciem. W końcu dotarłam do drzwi zamku, które również zostały mi otwarte. Przeszłam przez nie wchodząc do zamczyska i przemieniłam się w człowieka. Niemalże natychmiast zostały mi przyniesione nowe i czyste ubrania, które na siebie założyłam.

– Jest wujek Niklaus? – Zapytałam jedną z wampirzyc, które stały koło mnie. 

– Esna? Co ty tutaj robisz? – Odwróciłam się i uśmiechnęłam szeroko widząc dziadka Henrika, który spokojnym krokiem szedł w moją stronę. – Gdzie alfa Logan? Przyszłaś tu sama? Alfa Logan ci na to pozwolił.

– Sama przyszłam i nikt o tym nie wie, bo wyszłam przez okno. – Powiedziałam dumnie, jednak dziadek nie wyglądał na zadowolonego. 

– Jak Sean się o tym dowie... – Zaczął, ale nie skończył. Po prostu zmienił temat. – ...Dlaczego szukasz Niklausa, a nie mnie?

– Ciebie już widziałam wczoraj. Po za tym nie byłam pewna czy cię tutaj zastanę.

– Przecież mówiłem, że będę tutaj dzisiaj.

– Nie sądziłam, że tak szybko. My lecieliśmy tu długo.

– Tak, ale ja jestem wampirem... – Wzruszył ramionami. – ...Niklaus jest w swoim gabinecie i rozmawia z twoim ojcem przez telefon, więc lepiej tam nie idź. Sean nie może się dowiedzieć.

– Tak, lepiej nie. – Zaśmiałam się.

– Chodź lepiej przywitać się z babcią. Dawno jej przecież nie widziałaś.

– Tak, masz rację. - Powiedziałam z uśmiechem i ruszyłam za nim. 




***

Dawno mnie tu nie było. :) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top