21.

-REBECCA-

Ciemność. Mrok. Pustka. Cisza. Brak zapachu. Brak jakiegokolwiek innego stworzenia. Tylko ja. Tylko ja i otaczająca mnie nicość. Nikt nie mógł słyszeć moich błagań o pomoc. Nikt nie mógł usłyszeć moich wrzasków, które z siebie wydawałam, gdy czułam niewyobrażalny ból na całym ciele. Z oczu leciały mi przez cały czas łzy, a ja nie mogłam się ruszyć. Mój kotołak zniknął. Tak nagle, że spowodowało to kolejnym silnym bólem. 

Wrzask. To znowu się dzieje. Ustało na parę sekund, jednak znowu wróciło. 

Kolejny wrzask, a potem wszystko zniknęło. 

-HENRIK-

Po tym jak Esna zniknęła za drzwiami domu głównego spojrzałem na dwie bety, które patrzyły na mnie z niepewnością. Chwile panowała między nami cisza po czym zaproponowałem byśmy porozmawiali w gabinecie alfy. Bety od razu się zgodziły i tam właśnie poszliśmy. 

Usiedliśmy na kanapie w gabinecie alfy, jednak za nim mogliśmy przejść do rozmowy usłyszałem dźwięk telefonu, który wyjąłem niemalże od razu z spodni. Okazało się, że był to Sean. 

- O co chodzi? - Zapytałem na wstępie. - Mam teraz ważną rozmowę. - Dodałem.

- Wybacz, że ci przeszkadzam, tato. - Powiedział młody. Uśmiechnąłem się słysząc to jak mnie nawał. Nie często to robił. - Wrócę dopiero późno wieczorem. 

- Jak udała ci się rozmowa z alfą Pustynnego Wilka?

- Przebiegła dobrze. Alfa by polepszyć nasze stosunki postanowił oddać mi swojego głównego betę i jego rodzinę. I tak chcieli się tu przeprowadzić, więc nikt nie miał do nikogo żalu ani pretensji. 

- To chyba świetnie. 

- Tak. Chyba tak. A co dzieje się w domu główny? Esna radzi sobie dobrze?

- Alan jeszcze do ciebie nie dzwonił?

- Widziałem, że dzwonił, jednak wolałem najpierw porozmawiać z tobą. 

- To lepiej do niego zadzwoń. Ma ci bardzo ważną rzecz do powiedzenia. Po za tym wiedź, że w tej chwili rozmawiam z twoimi dwiema betami. 

- Dlaczego? Coś się stało Esnie?! 

- Nie, ale zginął jeden twój wilk. O resztę zapytaj Alana i jak wrócisz porozmawiaj z Charlie i Olgierdem. - Stwierdziłem i się rozłączyłem. Schowałem z powrotem telefon i wróciłem do rozmowy z betami. - A więc? 

- Ten wilkołak działał sam. Był to delta. Banita. - Wyjaśnił Olgierd.

- Coś więcej? Czego chciał?

- Zabił jednego ze strażnika, który pilnował przy bramie. Drugiego zranił. Potem uciekł i zabił kolejnego wilkołaka. 

- A co chciał? - Bety popatrzyły na siebie, a potem na mnie. - Co chciał? - Powtórzyłem pytanie.

- Mówił, że chciał porwać Esne, by zabrać ją do ''lepszego jutra''. 

- To jest jakiś chory żart, prawda? Najpierw atakują nasze stada z niewyjaśnionego nam powodu, potem jakiś łowca chce dorwać Esne, jeszcze choroba Esny, no i zdziczeli. O czymś zapomniałem? 

- A może oni atakują by znaleźć Esnę? - Zapytał niepewnie Olgierd. 

- To by zaatakowali stado armią. - Westchnął Charlie.

- W tym co powiedział Olgierd może być ziarnko prawdy. Może atakują nas by odwrócić naszą uwagę od Esny. Jeden z nich miał się wkraść do naszego stada i... - Nagle przerwałem. Przez chwile myślałem nad tym co niespodziewanie pojawiło mi się w głowie. - A może ten banita kłamał i wcale nie chciał porwać Esny? Nie on, a ktoś inny? - Bety spojrzały na siebie zaskoczone, po czym wróciły wzrokiem do mnie. 

-ESNA-

Następnego dnia. Obudziłam się w dość dziwnie dobrym humorze. Pomimo tego iż dzisiaj była sobota postanowiłam wstać jak najwcześniej rano, by trochę pobiegać po lesie. Oczywiście musieli towarzyszyć mi wampiry, które były lekko zdziwione, że tak wcześniej wstałam. Ja za to nie byłam ani trochę zdziwiona, gdy zauważyłam ich stojących pod moimi drzwiami i czekających aż opuszczę dom. W końcu to wampiry, a one nie muszą tak dużo spać jak wilkołaki czy inni magiczni.

Po godzinnym biegu w końcu się zatrzymałam, więc wampiry musiały zrobić to samo. Usiadłam pod jednym z drzewem, by chwile odpocząć. Jednak nagle stało się coś dziwnego, a zarazem strasznego. Czas wokół mnie się nagle zatrzymał. Wszystko inne przestało się ruszać i wyglądało jakby było namalowane.

Przez chwile stałam nieruchomi i wgapiałam się tępo wampiry, które miały mnie ochraniać. Niestety, ale one też znieruchomiały. Podniosłam się czym prędzej ziemi i rozejrzałam dookoła w poszukiwaniu czegoś lub kogoś kto sprawił, że czas się zatrzymał. I znalazłam. Siedzącego na jednej z gałęzi wysokiego drzewa mężczyznę w białych ubraniach i kapturze, który zasłaniał jego twarz. Widziałam tego samego mężczyznę jakiś czas temu w nocy, gdy odkryłam z jaką mocą żywiołu przyszło mi żyć. 

Mężczyzna przez chwile wpatrywał się we mnie. Nie widziałam jego twarzy, więc nie mogłam wywnioskować czy się uśmiecha czy może jest obojętny. Widziałam tylko jego białe oczy, które niecodziennie można było spotkać.

- Kim jesteś!? - Zapytałam, na tyle głośno, by mnie usłyszał. Mężczyzna jednak zdawał się mnie nie słyszeć. Zeskoczył z gałęzi lądując perfekcyjnie na dwóch nogach na ziemi i znowu na mnie patrzył. - Odpowiesz? Kim jesteś? - Postanowiłam powtórzyć pytanie, jednak tym razem nie co ciszej. - Jesteś łowcą? A może tylko zwykłym człowiekiem? Chociaż nie. - Pokręciłam przecząco głowa. - Człowiek nie jest aż tak zwinny. Więc łowca, tak? Chcesz mnie zabić? - Zapytałam, cofając się do tyłu. Nie wyczułam od niego żadnego zapachu, więc nie mogłam wyczuć jakiej rasy jest. Musiał go zamaskować. A co za tym idzie? To człowiek, który poluje na magicznych, czyli łowca. 

- Nie jestem łowcą. - Powiedział nagle. Spojrzałam na niego zaskoczona i znowu cofnęłam się o dwa kroki w tył. Niestety, wpadłam na drzewo. - Nie zamierzam cię zabić, Esna.

- Skąd znasz moje imię? - Zapytałam. Chłopak zaśmiał się krótko na moje pytanie.

- Kto nie zna najstarszej córki Seana Rogersa?

- Niektórzy nie znają. Zdołałam się o tym przekonać. - Powiedziałam, przypominając sobie o tym, że mój mate nie do końca wiedział kim jestem. 

 - Rozumiem. - Westchnął. 

- Możesz zdjąć z siebie kaptur i maskę? Skoro nie chcesz mnie zabić to chce poznać twoją twarz. - Warknęłam. Mężczyzna przez chwile przypatrywał mi się i jakby nie wiedział co powiedzieć. Jednak po chwili westchnął i zdjął z siebie kaptur oraz maskę ukazując mi przed sobą swoje oblicze. Mężczyzna był krótkowłosym chłopakiem o białych włosach i białych źrenicach oczu. Jego skóra była w kolorze śnieżno białym. Był młody i wydawało mi się, że miał nawet tyle samo lat co ja. 

- Wygląda jak kartka papieru. - Pomyślałam. - Jak masz na imię? 

- Lionel. - Odpowiedział chłopak. 

- A więc Lionel... ty to zrobiłeś? - Zapytałam, nawiązując do zatrzymania czasu. Chłopak kiwnął głową na tak w odpowiedzi. - Kim jesteś?

- Tym kim ty. - Wskazał na mnie. Zmarszczyłam brwi. 

- Jak to? Jesteś trybrydą? - Zapytałam zszokowana. Chłopak pokręcił głową.

- Jestem żywiołem. - Odpowiedział. - Żywiołem wody. - Dodał. Przez chwile patrzyłam na niego w milczeniu próbując odkryć czy mówi prawdę czy kłamie, jednak alfę nie dało się okłamać. Mówił prawdę. 

- Nie możliwe. Nela mówiła mi, że jestem jedynym żywiołem.

- Jesteś tego pewna, Esna? Wydaje mi się, że nie padły żadne podobne słowa z jej ust. - Odezwał się nagle Kajmir i chyba miał rację. 

- Nie jesteś jedynym żywiołem, Esna. Istnieje nas więcej. Są ci dobrzy i są ci źli. Jednak nimi nie musisz się przejmować. Ja już tego dopilnuje. - Uśmiechnął się lekko.

- Przyszedłeś tu tylko po to by mi to powiedzieć?

- I by cię ostrzec. Musisz nauczyć się jak najszybciej panować nad swoją mocą wody, bo inaczej możesz znaleźć się wielkim niebezpieczeństwie. Inne żywioły mogą dowiedzieć się o tobie i próbować cię zabić.

- Dlaczego? 

- Ponieważ jesteś strażnikiem. Tobie się udało nim zostać, a im nie. - Wyjaśnił. - Do tego czasu to ja będę cię chronił, Esna. Będę cię chronić tylko przed innymi żywiołami, bo inni nie mogą dowiedzieć się prawdy. Nie mogą wiedzieć, że istnieją inni z mocami żywiołu. Ukrywaliśmy się tak długo. Gdy dowiedzą się o moim istnieniu to oznaczałoby, że istnieją też inni, prawda?

- Dlaczego się ukrywacie, Lionel? 

- Nie mogę ci tego teraz zdradzić, Esna. Ale obiecuje, że dowiesz się tego już wkrótce. Do tego czasu będę cię chronić. Jednak już nikt więcej nie może dowiedzieć się o tym, że jesteś żywiołem, rozumiesz? - Zapytał zły. Pokiwałam głową. - Najlepiej byś wiedziała to tylko ty. 

- Ale jak? Przecież już wszyscy wiedzą o... - Nagle mi przerwał, kreśląc jakieś symbole w powietrzu. Zmarszczyłam brwi ze zaskoczenia. - Co ty robisz?

- Wymazuje im pamięć. Nikt nie może wiedzieć o żywiołach, Esna. - Powiedział i zniknął, a czas znowu zaczął płynąć. Spojrzałam na wampiry, który patrzyły na mnie zaskoczone.

- No co?

- Siedziała pani przed chwilką pod drzewem. - Powiedział zaskoczony wampir.

- Mam moce trybrydy, więc jestem bardzo szybka. - Wampiry pokiwały głową i już się więcej nie odezwały. 

Czy on naprawdę wymazał im wszystkim pamięć? Tylko błagam, by wymazał im wspomnienie o moich mocach żywiołu, a nie o tym, że staje się niebezpieczna, gdy tylko przejdę na granicę. To mogło być niebezpieczne, gdyby tego nie wiedzieli. Przecież ja mogłam bym ich nieświadomie wszystkich zabić. Dosłownie wszystkich. 




***

Kolejny rozdział dopiero za kilka dni. :(

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top