20.

-ESNA-

Następnego dnia zostałam brutalnie obudzona przez Maxa, który kazał mi wstawać, bo czas do szkoły. Niemalże od razu wstałam i jak torpeda pobiegłam do łazienki, by się odświeżyć. Wróciłam do pokoju i wybrałam na siebie coś w miarę ciepłego. Na dworze panowała jesień co równało się z niskimi temperaturami powietrza, ale jako iż byłam wilkołakiem to mogłam jeszcze w miarę ubrać się jak na lato. Tak więc, postawiłam dzisiaj na szarą bluzkę z długimi rękawami, do tego przed kolano ołówkowa perłoworóżowa spódnica z brązowym paskiem i szare szpilki na nie za dużym obcasie. 

Wychodząc z pokoju spięłam włosy w wysokiego kucyka po zbiegłam po schodach do jadalni gdzie usiadłam przy stole. Filip podał nam wszystkim talerze z naleśnikami i wrócił z powrotem do kuchni.

- Esna, w szkole będą cię pilnować twoi ochroniarze. - Odezwał się nagle tata. - Proszę. - Podał mi jakąś kopertę. - Wręcz to dyrektorowi szkoły. 

- Co tam jest? - Zapytałam.

- Wszystkie niezbędne dla niego informacje. Spokojnie. Nikt nie dowie się o twoich zdolnościach. no chyba, że sama o nich komuś powiesz.

- Nie powiemy o tym reszcie stada? - Zapytał zdziwiony Callas.

- Dowiedzą się o tym w odpowiednim czasie, synu. - Odpowiedział tata, nakładając sobie na naleśnik dżem. - Zjedźcie śniadanie i idźcie. - Dodał. Dokończyliśmy szybko z chłopakami swoje śniadanie i żegnając się z tatą, bliźniaczkami oraz z Alanem, ruszyliśmy w kierunku wyjścia biorąc jeszcze z pokoju plecaki. 

Wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy w kierunku budynku szkoły. Za nami szli moi wampirzy ochroniarzy, którzy wzbudzili nie małe zdziwienie wśród uczniów i nauczycieli, którzy patrzy na nas jak na jakieś ufo. 

- Idę do dyrektora. Muszę mu to dać. - Powiedziałam, wymachując kopertą.

- Tylko ją nie zgub. - Zaśmiał się Max. Kiwnęłam głową i gdy byliśmy w środku budynku rozdzieliliśmy się. Wraz ze swoimi ochroniarzami ruszyłam w kierunku gabinetu dyrektora. Podeszłam do drzwi i w nie zapukałam. Chwile to trwało za nim dostałam pozwolenie na wejście. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. 

Coś ścisnęło mnie w sercu, gdy zobaczyłam tam jego narzeczoną. Zacisnęłam dłonie w pięść i w asyście swoich ochroniarzy podeszłam od biurka swojego mate. Położyłam na nim kopertę od ojca.

- Co to? - Zapytał zdziwiony beta.

- List od mojego ojca, alfy Seana Rogersa. - Powiedziałam dumnie i głośno, jak na alfę przystało. Obie bety spojrzały na mnie zaskoczone. Po chwili ich wzrok przeniósł się na moich ochroniarzy. 

- Uspokój się. To dupek i ślepy jak kret ciołek. - Przyznała nagle Irma, gdy mój wzrok lustrował ich postacie. Byli lekko zdyszani, a ich ubrania pogniecione. Prychnęłam cicho pod nosem.

- Kto to? - Ocknęłam się, słysząc głos mojego mate. Podążyłam za nim wzrokiem na moich ochroniarzy i westchnęłam.

- To moi ochroniarze, beto. - Odpowiedziałam poważnie. 

- Nie mogą tutaj być. Zgodziłem się na to, by stali przed szkołą, ale nie żeby po nie spacerowali. - Odparł poważnie.

- Alfa tak zarządził i czy ci się to podoba czy nie, beto, oni będą ze mną wszędzie. Nawet w środku budynku. - Powiedziałam kąśliwie. Dyrektor spojrzał na mnie zaskoczony. Chyba nie spodziewał się takiej obojętności mojej strony. No sorka, ale nie ważne czy to mój mate czy inny wilkołak - to w końcu tylko beta, a ja jestem AŻ alfą. Zazwyczaj nie odzywam się tak do innych mniej postawionych osób, jednak gdy ktoś jest dla mnie dupkiem to odwdzięczam się mu tym samym. Staję się wtedy dumną alfą, która gardzi mniej postawionymi osobami.

- Rozumiem. - Burknął pod nosem beta.

- Kensha, o czym ty mówisz? - Powiedziała zaskoczona jego żona. - Może i jesteś dzieckiem alfy, ale to nie oznacza, że możesz tak się do nas zwracać, gówniarzu. - Warknęła w moją stronę.

- Jestem też alfą. - Warknęłam głosem alfy. Beta cofnęła się do tytułu słysząc moje słowa. - Więc będę do was mówiła jak mi się podoba. - Syknęłam niczym wampir, odsłaniając przed nimi swoje wampirze kły i byłam niemalże więcej niż pewna, że moje gałki oczne stały się czarne, a źrenice zmieniły kolor na jarzący się złoty. 

- Proszę się uspokoić, panno Esna. Król wampirów nie będzie zadowolony jeśli ustąpi pani mocy. - Powiedział nagle jeden z ochroniarzy. Spojrzałam na niego zaskoczona. 

- Przepraszam. Jednak nie musicie się martwić. Moja moc i kontrola ma się świetnie. - Spojrzałam na obie bety i uśmiechnęłam się do nich lekko powracając do poprzedniej ludzkiej formy. - A teraz muszę wasz przeprosić, jednak właśnie zaczęła mi się lekcja chemii. - Spojrzałam na panią Alais. - Pani również się spóźniła. - Dodałam i ruszyłam do wyjścia. Nauczycielka niemałe podskoczyła zaskoczona i spojrzała na zegarek na swoim nadgarstku. Szybko pocałowała mojego mate w policzek i wraz ze mną skierowała się w stronę wyjścia. Gdy byłyśmy już na korytarzu kobieta spojrzała na mnie. 

- Mam nadzieję, że nie chcesz mi odebrać narzeczonego. - Powiedziała nagle, idąc obok mnie. Spojrzałam na nią pytająco. - Wiem, że jesteś jego mate. Powiedział mi. - Prychnęłam słysząc jej słowa.

- Nie musisz się o niego martwić. Jasno powiedziałam mu, że go nie chce i go nie potrzebuje.

- Wiem. Mówił o tym. - Westchnęła. - Jednak jesteś alfą. Przyszłą alfą potężnego stada. Kensha może nagle zmienić zdanie i zechcieć zostać zostać twoim mate. Kto by nie chciał zostać luną tak potężnego stada?

- Boisz się, że utracisz prestiż w szkole czy o to, że wychowasz sama dziecko?

- O oba. - Odpowiedziała wrednie. Spojrzałam na nią zaskoczona.

- Widać, że nie można oceniać książki po okładce. - Przyznałam. - Z początku brałam cię za miłą, dobrą i uporządkowaną kobietą, jednak pozory i zdanie innych osób mogą zmylić. 

- Co masz na myśli? - Zatrzymałam się i spojrzałam na nią kątem oka.

- Jesteś egoistką, która tak naprawdę kocha Kenshe z powodu tego co ma. Nie kochasz go z miłości, zgadza się? - Zapytałam. kobieta parsknęła śmiechem.

- Skoro go nie chcesz to nie powinno cię to interesować. Jednak powiem ci prawdę. - Spojrzałam na nią pytająco. - Nie kochałam nigdy Kensha. - Powiedziała do mnie telepatycznie.

- Dlaczego mi to mówisz? Przecież w każdym momencie mogę mu o tym powiedzieć.

- Proste. Nie uwierzy ci, bo to mnie kocha i to mnie zna dłużej. - Warknęła i weszła do klasy lekko mnie popychając. Zatrzymałam się i nie mogłam zrozumieć jednej rzeczy. Dlaczego z nim jest? Z tego co wiem brat Kensha nie ma mate i jest alfą, więc gdyby z nim była miała by większą władzę. Tak to jest z betą głównym stada Crystal Wolf. 

- Najwidoczniej alfa Crystal Wolf ją przejrzał. - Powiedział nagle Kajmir i chyba miał rację.

~*~

Po trzeciej godzinie lekcyjne na przerwie wraz z Amandą, Tomkiem i Aidą oraz wraz z moimi braćmi postanowiliśmy wyjść na plac i to tam na trawie spędzić przerwę. Oparłam się o drzewo i z uśmiechem patrzyłam na braci i na naszych nowych kolegów, którzy radośnie śmiali się i sprzeczali. Jednak nie dała mi spokoju jedna myśl. 

Spojrzałam na Kacpra, a potem na Amandę. Mój brat od momentu spotkania z dziewczyną cały czas na nią patrzy, a gdy z nią rozmawia jest cały czerwony. 

- Może z nim o tym porozmawiać? - Odezwała się nagle Irma. Wstałam z miejsca i podeszłam do brata, którego poprosiłam o rozmowę w cztery oczy. 

- Bracie co przeskrobałeś u naszej alfy. - Zaśmiał się Max. Wywróciłam oczami na jego słowa i odeszłam z młodszym trochę dalej od naszej paczki. 

- Zapytam cię wprost. - Powiedziałam od razu. Kacper spojrzał na mnie pytająco. - Czy Amanda to twoja mate? - Kacper otworzył szeroko oczy ze zdziwienia słysząc moje słowa. Przez chwile milczał po czym przytaknął niewyraźnie głową. Westchnęłam. - Dlaczego jej o tym nie powiesz?

- Bo się boje. - Przyznał szczerze.

- Czego? Przecież najwyraźniej jej się podobasz. Nie zauważyłeś jak na ciebie patrzy? - Zapytałam zaskoczona. - Zakochani faktycznie są jednak ślepi. 

- Jak na mnie patrzy?

- Podobasz jej się, Kacper, więc masz tera tam pójść i poprosić ją o rozmowę na osobności. Jesteście do cholery swoimi mate!

- Ale co jeśli ona jednak się tej więzi przestraszy inie będzie chciała więcej ze mną rozmawiać?

- Nie jestem luną, więc nie potrafię ci odpowiedzieć na to pytanie. Ale wiem, że tam nie będzie. To twoja mate.

- Twój mate cię nie chce. - Powiedział nagle.

- Bo mój mate do skurwiel, a twoja mate to dobra i pełna energii duszyczka, która na bank będzie z tobą chciała być. Po za tym mój mate ma narzeczoną, z którą będzie się żenić i z którą będzie mieć dziecko, a twoja mate nie ma takiego kłopotu na plecach, więc co porównujesz ich do siebie? - Kacper prze chwile milczał po czym westchnął i kiwnął w zgodzie głową. - Zuch chłopak. - Zaśmiałam się. - A teraz idź tam i poproś o rozmowę w cztery oczy. Powiedź jej co czujesz i kim jesteś albo ją gdzieś zaproś i wtedy wyznaj jej prawdę.

- Dobrze. Myślę, że powinienem tak zrobić.

- Koniecznie. - Zaśmiałam się. 

Wróciliśmy z powrotem do naszej paczki. Kacper niepewnie podszedł do Amandy i poprosił ją o rozmowę na osobności. Brunetka niemalże od razu stała się czerwona jak burak, ale zgodziła się i wspólnie odeszli od nas na trochę. 

- O co chodzi? - Zapytał mnie Max.

- Zobaczycie. - Zaśmiałam się. Chwile jeszcze ze sobą rozmawialiśmy, jednak po chwili ktoś do nas podszedł. Podniosłam głowę i z początku myślałam, że to mój mate, ale po chwili zorientowałam się, że mężczyzna stojący koło nas to wcale nie mój mate, a ktoś do niego bardzo podobny. 

Mężczyzna podobny do mojego mate miał krótkie blond włosy z grzywką zaczesaną na prawo i z tyłu związanymi dłuższymi włosami w mały kucyk. Jego oczy były w kolorze zielonym. Z wyglądu wydał się dużym przeciwieństwem Kensha, jednak coś w nim sprawiało, że miałam wrażenie iż to faktycznie jest Kensha. 

- Dzień dobry. - Przywitał się nieznajomy. Za nim stały dwa wilkołaki rangi bety. - Nazywam się Logan Wolf i jestem alfą watahy Crystal Wolf. - Przedstawił się. Teraz już wiem dlaczego porównywałam go do Kensha. W końcu to jego brat! Wiadomo, że są do siebie podobni i mają podobny zapach.

- Dzień dobry. - Odpowiedział niepewnie Callas. - Szuka pan dyrektora Wolfa?

- Nie. - Odpowiedział od razu. - Szukam Esne Rogers. - Dodał. Niepewnie spojrzałam na braci i podniosłam się z ziemi. Alfa niemalże od razu spojrzał w moim kierunku i posłał mi ciepły uśmiech.

- To ja. To ja jestem Esna Rogers. - Odpowiedziałam dumnie. Alfa przez chwile na mnie w ciszy patrzył po czym uśmiechnął się najszerzej jak to było możliwe.

- Faktycznie jesteś trybyrdą i alfą. Mój brat mi o tobie dużo opowiadał. Podobno jesteście mate? - Kiwnęłam głową potwierdzająco na jego słowa. - Słyszałem też niestety, że mój brat niezbyt dobrze cię potraktował i do tego wybrał tą paskudną betę zamiast tak pięknej kobiety jak ty. - Po tych słowach podszedł do mnie bliżej. - Jednak nie tylko od brata o tobie słyszałem. Chciałabym z tobą porozmawiać. - Powiedział i spojrzał kontem oka na moich ochroniarzy, którzy stali za mną.

- Dobrze. - Odpowiedziałam.

- W takim razie chodźmy do gabinetu dyrektora. - Po tych słowach wraz z jego betami i moimi ochroniarzami ruszyliśmy w kierunku budynku szkoły, a potem w stronę gabinetu dyrektora. Alfa bez pukania wszedł do środka i krzyknął na całe gardło.

- Odwiedziny! - Jednak szybko ucichł widząc jak jego brat całuje się z nauczycielką od chemii. Alfa chrząknął dość głośno przez co para szybo się od siebie odsunęła. - Przeszkadzam wam?

- Co ty tutaj robisz? - Zapytał. Alfa poprosił bety i moich ochroniarzy, by opuścili gabinet. Ci niechętnie wykonali jego polecenie. 

- Czy możecie opuścić gabinet? Chce porozmawiać z alfą Esną na osobności. - Powiedział poważnie alfa i podszedł do biurka każąc bratu dosłownie spadać z krzesła dyrektora. Beta od razu wykonał jego rozkaz i oboje ze swoją żoną stanęli obok. Alfa westchnął, ale nic na to nie powiedział i usiadł na krześle, na którym przed chwilką siedział jego brat i poprosił mnie bym usiadła przed nim. Od razu to zrobiłam. 

- Jak widzisz... mój brat, a twój mate to cipa. - Wyznał z zabawną miną Logan. - Mogę ci mówić po imieniu? - Zapytał, ignorując donośne warczenie młodszego brata.

- Tak.

- Świetnie. W takim razie i ty mi mów po imieniu. - Powiedział blondyn i wyjął z torby, którą wcześniej podał mu jego beta za nim opuścił gabinet, jakąś białą teczkę, którą otworzył. W środku były jakieś papiery. - Wiesz Esna... ściągnąłem cię tutaj z powodów nieprzyjacielskich stosónków naszych stad.

- Domyśliłam się już wcześniej. - Przyznałam. - Jednak musisz o tym rozmawiać z moim tatą.

- Ale to ty wkrótce zostaniesz alfą stada Czarnego Słońca, więc pomyślałem, że lepiej by było o tym z tobą gadać.

- Mam dopiero dwadzieścia lat. Jestem młoda. Mój alfa raczej nawet jeszcze nie myślał o oddaniu komukolwiek tego co sam stworzył. - Przyznałam.

- Masz dwadzieścia lat!? - Zapytał zszokowany dyrektor. 

- Wpakowałaś się w niezłe tarapaty. - Zaśmiała się Irma. Westchnęłam. Logan spojrzał zaskoczony na rudego.

- To ty nie wiedziałeś ile ma lat najstarsza córka alfy Seana? Bracie, na jakiej ty planecie żyjesz. - Westchnął blondyn i spojrzał na mnie. - On naprawdę jest idiotą.

- Hej, ja tu stoję i wszystko słyszę. - Zaśmiałam się, widząc jak na twarzy mojego mate maluje się zirytowanie. 

- Mniejsza o to. - Machnął niedbale ręką w stronę młodszego. -  Wróćmy lepiej do głównego tematu. - Powiedział i podał mi kartkę, którą wyjął z teczki. - Chciałbym by nasze stada na nowo żyły w zgodzie, Esna. Tylko ty mogłabyś przekonać do tego własnego ojca.

- Ale ja nie muszę go do niczego przekonywać. - Przyznałam z dużym uśmiechem. - Mój ojciec od dawna chciał zażegnać spór między naszymi watahami, więc powinieneś sam z nim o tym porozmawiać, Logan. 

- Chciałabym byś była przy tym. 

- Dlaczego?

- Jesteś drugą kobietą alfą na świecie, Esna. Dodatkowo to twoja wataha, której w przyszłości będziesz alfą. Musisz być przy tak ważnym momencie.

- Skoro tak twierdzisz. - Wzruszyłam ramionami i się lekko uśmiechnęłam. - W takim razie zapraszam cię na obiad. To przy nim porozmawiamy o tym wszystkim.

- Doskonale. Pozwól, że mój brat i jego narzeczona również będą przy tym uczestniczyć. Mój brat jest głównym betą.

- Wiem i może tak być. - Kiwnęłam głową. - Poinformuje wcześniej o tym tatę. W naszym stadzie ostatnio nie dzieje się za dobrze.

- Mówisz o tych banitach i zdziczałych? My też mamy ostatnio z nimi problemy, jednak nie aż tak poważne jak są u was. - Przyznał. Po chwili wstał z miejsca. - Miło mi się z tobą rozmawiało. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia w mieście, ale postaram się zdążyć na wasz obiad. - Mówiąc to, zaczął pakować kartki do teczki. 

- Dobrze. - Kiwnęłam głową i wstałam z miejsca. Pożegnałam się alfą i opuściłam gabinet. Idąc w stronę sali lekcyjnej, bo właśnie panowała godzina lekcyjna, wyjęłam telefon i poinformowałam tatę o tym, że dzisiaj nasz dom odwiedzą goście. 

- Jacy goście?

- Alfa z watahy Crystal Wolf. - Odpowiedziałam. 

- Córko, nie mogłaś mnie o tym wcześniej poinformować? - Westchnął. - Lecę do stada Pustynnego Wilka, które znajduje się we Włoszech. Nie ma mnie w New Yorku.

- Czyli mam odwołać obiad z alfą?

- Nie. Alan jest w domu głównym, więc pomoże ci w spotkaniu z alfą. Podpiszcie papiery. Zgadzam się na wszelkie porozumienia pomiędzy naszymi stadami, jednak za nim cokolwiek podpiszesz uważnie posłuchaj co ma do powiedzenia alfa i porozmawiaj o tym na osobności z Alanem. Gdy przyjadę, a pewnie stanie się to pewnie wieczorem lub nawet jutro rano to również się na tych papierach podpisze.

- Dobrze. - Odpowiedziałam. 

- Nie martw się. Na pewno sobie dobrze poradzisz. Postaram się wrócić dzisiaj wieczorem. - Powiedział i się rozłączył. Akurat dotarłam do drzwi sali lekcyjnej. Westchnęłam i zapukałam w drzwi po czym weszłam do środka. 

~*~

Po lekcjach wraz z braćmi wróciliśmy do domu. W samochodzie rozmyślałam nad całym obiadem. Miałam nadzieję, że sobie poradzę. W końcu rozmowa z alfą może być trudna. 

- Przecież Logan wygląda na miłego dodatkowo mówicie sobie już po imieniu. Nie martw się. Na pewno wszystko pójdzie dobrze, Esna. - Odezwał się nagle Kajmir. Jego słowa od razu poprawiły mi humor. 

- Esna, a ty wiesz, że Kacper ma mate?! - Spojrzałam z uśmiechem na Maxa.

- Ona debilu wie. To ona kazała mi z nią porozmawiać. - Wtrącił się nagle uśmiechnięty od ucha do ucha Kacper.

- Taaa. - Mruknęłam pod nosem.

- O co chodzi siostra?

- O ten obiad. Taty nie będzie, a ja mam zająć się alfą. - Westchnęłam. 

- Jakim alfą? - Zapytał zdziwiony Callas. 

- Nie mówiłam wam? Dzisiaj przybędą goście z watahy Crystal Wolf. Alfa Logan chce w końcu pogodzić nasze dwie watahy.

- Co tak właściwie nas skłóciło?

- Nie wiem, Max. Jednak to chyba nie jest już ważne. Alfa chce pogodzić nasze dwie watahy, a nasz tata nie ma nic temu przeciwko. Ja w sumie też nie. - Uśmiechnęłam się lekko. Chłopcy spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się do siebie szeroko.

- Jasne, że nie. W końcu do tej watahy należy twój mate. - Powiedział Max, patrząc na mnie. Prychnęłam słysząc jego słowa.

- Może i jest moim mate, ale to skończony dupek. Pojawi się dzisiaj na obiedzie...

- O, więc będziesz miała jak go uwieść. - Zaśmiał się Kacper.

- Jego żona też będzie. - Chłopcy spojrzeli na mnie zaskoczeni. - No co?

- Czemu na to pozwoliłaś? Powinnaś powiedzieć, że zgadzasz się tylko na alfę i jego zastępce.

- To alfa to zaproponował. Co miałam zrobić? Gdybym powiedziała nie to mógłby zmienić zdanie. - Westchnęłam.

- A jaki jest alfa Logan? - Callas w końcu postanowił zmienić temat. Uśmiechnęłam się do niego lekko.

- Wydawał się być wyluzowany no i jest bardzo miły. - Przyznałam.

- I pewnie też przystojny. - Zaśmiał się Max. 

- O co ci chodzi?

- A może poderwiesz alfę, co? - Zapytał śmiejący się Kacper. Wywróciłam na to oczami.

- Nie. Nie będę chodzić z wilkołakiem, który w każdej chwili może znaleźć sobie mate i może mnie porzucić. - Westchnęłam. 

- A co jeśli ten wilkołak się w tobie zakocha? Może postąpi tak jak twój mate i zdecyduje się zostać przy tobie niż zostać ze swoją mate. - Powiedział poważnie Kacper. Postanowiłam na to nie odpowiadać. I tak w sumie byliśmy już na miejscu. Gdy tylko samochód się zatrzymał, wysiadłam z niego i ruszyłam w stronę budynku nie zwracając uwagi na braci. W przedpokoju spotkałam swoje najmłodsze siostry, które o czym rozmawiały.

- Ubierzcie się ładnie. - Powiedziałam w ich stronę. Dziewczynki spojrzały na mnie zaskoczone.

- Dlaczego? Co się dzieje?

- Dzisiaj odwiedzi nas alfa stada Crystal Wolf. 

- Ale przecież taty nie ma. - Odezwała się cicho Kalin. Uśmiechnęłam się do niej przechodząc obok nich.

- To ja przeprowadzę spotkanie i to ja wszystkim się zajmę. - Odparłam dumnie. Dziewczynki spojrzały na siebie i się lekko uśmiechnęła. 

- W takim razie zrobimy wszystko, by to spotkanie poszło jak najlepiej. - Powiedziała podekscytowana Calathea.

- Tylko nie ośmieszcie mnie. - Powiedziałam poważnie. Dziewczynki pokiwały głową i odwróciły się w stronę salonu gdzie na kanapie siedziała Oliwia oglądająca jakąś bajkę. Bliźniaczki podeszły do swojej rówieśniczki. 

- Chodź Oliwia. Idziemy się ładnie ubrać. - Powiedziała radośnie Calathea. Brunetka spojrzała na nie zaskoczona. Właściwie to dopiero teraz zauważyłam wielkie podobieństwo dziewczynek do siebie. Miały tyle samo lat, ciemne włosy i niebieskie oczy. Dodatkowo były w tym samym wzroście. Jednak Oliwia była od dziewczynek spokojniejsza i znacznie cichsza. 

- A Lila z nami pójdzie? - Zapytała i spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. Brunetka zeszła z kanapy i podbiegła do mnie przytulając się do moich nóg. 

- Cześć, mała.

- Cześć, Lila. - Pisnęła i podniosła do góry głowę patrząc na mnie swoimi niebieskimi oczami. 

- Mów mi Esna, Oliwia.

- A nie mogę Lila? - Zapytała smutno. Westchnęła.

- Dobra, niech ci będzie. - Dziewczynka pisnęła wesoło słysząc moje słowa. 

- Idziemy, Oliwia? Esna ma teraz dużo rzeczy do zrobienia. - Powiedziała Kalin, stając obok nas. Oliwia niepewnie pokiwała głową na tak i poszła za dziewczynkami, za pewne, do ich pokoju. 

- Szkoda mi jej trochę. - Odwróciłam się przodem do moich braci. - Zastanawiam się co działo się z nią przed tym jak znalazł ją tata. 

- Straciła starszą siostrę i rodziców. - Dodał Max i spojrzał na mnie. - Ona myśli, że to ty jesteś jej siostrą, Esna.

- Wiem. - Westchnęłam. - Gdy podrośnie to dowie się prawda. 

- Na pewno. Przecież rodzice ją nie okłamią. - Stwierdził Callas. - Idziemy się przyszykować? Obiad będzie za jakąś godzinę. 

- Zjemy w drugiej sali. Nie chce by przeszkadzali nam inni. 

- Mam poinformować o tym kucharza?

- Tak, Kacper. Ja idę porozmawiać z Alanem. - Powiedziałam i ruszyłam w kierunku gabinetu alfy telepatycznie przyzywając do siebie Alana. 

~*~

W końcu nadszedł czas obiadu. Byłam już gotowa. Ubrana w oficjalny i poważny strój składający się z białej zapinanej na guziki koszuli, na którą założyłam błękitny żakiet do którego znalazłam tego samego koloru spodnie. Z garderoby mamy pożyczyłam granatowe szpilki na wysokim obcasie, a włosy spięłam w dobieranego warkocza. Pomalowałam jeszcze delikatnie rzęsy i usta, ponieważ nakładanie makijażu na całą twarz wyglądało by co najwyżej źle i wątpię by pasowało do mojego delikatnego stroju, który na siebie założyłam. 

Gotowa opuściłam pokój i zeszłam schodami na dół. Weszłam do jadalni, w której mieliśmy odbyć spotkanie i zjeść obiad. Używaliśmy ją tylko w momencie, gdy przybywali do nas bardzo ważni goście i rozmawialiśmy z nimi na poważne tematy. Zazwyczaj były to tematy związane z watahą. Ostatnim razem w tej jadalni jedliśmy, gdy odwiedziła nas reprezentantka wróżek Likeja i reprezentant kotołaków - Cytrus, którego w sumie dawno nie widziałam. Muszę przyznać, że kiedyś mi się podobał i byłam w nim zakochana, ale miałam wtedy może z pięć lat? Więc obawiam się, że było to po prostu dziecięce zauroczenie starszym, mądrym i przystojnym mężczyzną. Może nawet kochałam go tak jak ojca. 

- Widzę, że wszystko jest już gotowe. - Powiedziałam, rozglądając się po jadalni. 

- Tak. - Odpowiedział Filip, wchodząc do jadalni przez drzwi do kuchni, która była za ścianą obok. - Beta Alan przekazał już wilkołakom, że przybędą ważni goście, więc obiecali, że będą się zachowywać w miarę cicho, by spotkanie przebiegło jak najlepiej, alfo. 

- Nie mów tak do mnie, Filip. Jeszcze nie jestem alfą.

- Ale wkrótce będziesz. Twój ojciec powierzył ci bardzo ważne zadanie. Nie jesteś jeszcze alfą, a już mam za zadanie poprowadzić spotkanie z alfą stada, z którym kiedyś spieraliśmy się o byle co. 

- Masz rację. Mam nadzieję, że spotkanie przejdzie pomyślnie.

- Ja też. Było by to coś pięknego gdyby nasze stada w końcu żyli w przyjacielskich stosunkach. Tak jak to było za czasów życia Neli Wolf. - Powiedział z uśmiechem. - A teraz alfa wybaczy, ale muszę wracać od kuchni, by nic się nie spaliło.

- W takim razie ci już nie przeszkadzam. Goście powinni się już wkrótce pojawić... - Stwierdziłam, spoglądając na zegarek na moim lewym nadgarstku. Po chwili do jadalni wszedł Callas.

- Już są. - Kiwnęłam głową i wraz z nim opuściłam jadalnie kierując się w stronę podwórka. Wyszłam z budynku i stanęłam obok bety, który obserwował jak nasi goście opuszczają auto, którym przyjechali. 

Po chwili cała piątka, bo po za alfą, Kenshą i Alais przybyli z nimi jeszcze dwie inne bety, podeszła do nas. Logan uśmiechnął się widząc mnie i dyskretnie, jednak zauważalnie, zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu. 

- Dzień dobry, alfo. - Zaczęłam. 

- Witaj, Esno. Czy ja czasem już nie mówiłem, że masz mi mówić po imieniu? - Zaśmiał się.

- Racja. Przepraszam. 

- Nie przepraszaj. - Powiedział i spojrzał na betę. - A pan to pewnie alfa tego stada?

- Nie, ja jestem betą. - Odpowiedział Alan i spojrzał na mnie.

- To główny beta stada, Alan Parks. - Wskazałam bruneta. - Mojego ojca niestety nie ma, ponieważ musiał ważnej sprawie polecieć samolotem do stada Pustynnego Wilka.

- Niech alfa się nie obrazi. - Odezwał się nagle Alan. - Niestety, ale alfa Sean dowiedział się o pana przybyciu w momencie, gdy był już w drodze do Włoch. 

- Nic się nie stało. - Odpowiedział Logan i z uśmiechem spojrzał na mnie. - Czyli musimy przełożyć spotkanie?

- Nie, spotkanie odbędzie się, ale to alfa Esna je poprowadzi. - Powiedział beta i wskazał na mnie. 

- Zapraszam do jadalni. Tam przedstawię alfie moje rodzeństwo i pozostałe bety, które nie wyruszyły z moim ojcem do Włoch. 

 - Dobrze. - Po słowach alfy weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się do jadalni. Dołączył do nas przy wejściu Callas, który postanowił wcześniej nie wychodzić ze mną na zewnątrz, by nie przeszkadzać - jak on stwierdził - w powitaniu ważnego gościa. 

Weszliśmy do jadalni gdzie czekało na nas już moje rodzeństwo, jednak nigdzie nie widziałam pozostałych bet. 

- Przedstawiam alfie moje młodsze rodzeństwo. Najstarsi Kacper i Max, potem Callas. - Wskazałam na braci, a potem na siostry. - A to moje najmłodsze siostry bliźniaczki Kalin i Calathea. 

- Miło mi was poznać. - Powiedział alfa. 

- Jeszcze jest Oliwia. - Dodałam i wskazałam na małą brunetkę, która przylepiła mi się do nogi w momencie, gdy o niej spojrzałam. Alfa uśmiechnął się do niej i kucnął dzięki czemu był teraz na wysokości młodej. - Oliwia nie jest rodzoną córką moich rodziców. Mój tata znalazł ją niedawno.

- Szukacie jej rodzinę? - Zapytał. 

- Tak. Ja ją szukam. - Odezwał się Alan. - Alfa jest teraz zajęty innymi ważnymi sprawami.

- Zdaje sobie z tego sprawę. - Powiedział alfa i wyciągnął rękę do małej. - Nazywam się Logan i jestem alfą stara Crystal Wolf.

- Jesteś alfą? - Zapytała cicho mała. Mężczyzna skinął głową w odpowiedzi. Mała przez chwile się nad czymś zastanawiała po czym spojrzała na mnie i wróciła wzrokiem na Logana. - A jesteś chłopakiem mojej starszej siostry? - Max i Kacper parsknęli głośnym śmiechem słysząc pytanie małej, a ja myślałam, że umrę ze zażenowania. Dzieci to jednak potrafią zawstydzić człowieka. Spojrzałam niepewnie na Logana, który uśmiechał się do niej jak głupi do sera. 

- Niestety nie. - Odpowiedział. Co to miało znaczyć?

- On na ciebie leci. - Zaśmiała się Irma.

- Czy możemy wrócić do obiadu? - Zapytałam zażenowana i wyminęłam Logana, wcześniej biorąc Oliwię na ręce. Ruszyłam w stronę krzesła, które było zarezerwowane dla alfy stada. Oliwię posadziłam na krześle obok (na nim zazwyczaj siedziała luna stada albo najmłodsze dziecko alfy, o które alfa i luna musieli szczególnie dbać ze względu na to iż było małe), a sama usiadłam na krześle alfy. Pozostali usiedli na swoich miejscach. Beta usiadł koło mnie na miejscu głównego bety stada. Moje rodzeństwo za to usiadło po jednej stronie stołu, a goście po drugim. 

- Co ze mnie za głupiec. - Odezwał się nagle Logan. - Nie przedstawiłem się wam. - Zaśmiał się. Moje rodzeństwo również się zaśmiało na jego słowa. - Nazywam się Logan Wolf, a to mój główny beta i młodszy brat Kensha Wolf oraz jego narzeczona Alais Benets. 

- Ciesze się, że mogę uczestniczyć w tym ważnym spotkaniu. - Odezwała się nagle Alais.

- Jesteś narzeczoną głównego bety stada, więc jesteś tu tylko po to by coś zjeść. - Rzucił nagle+ Max. Spojrzałam na niego zaskoczona. - Jesteś tu tak samo mało ważna jak... to krzesło. - Wskazał na puste krzesło obok siebie i zaczął się śmiać. 

- Max. - Warknęłam na niego zła. Wilkołak spojrzał na mnie pytająco. - Zachowuj się. - Dodałam telepatycznie. Wilkołak westchnął.

- Ty to jak ojciec. - Zauważył i prychnął pod nosem. 

- Czy możemy skończyć z tymi żartami? - Zapytał poważnie Alan, choć wiem, że w głębi siebie dusił się ze śmiechu. Co go zdradzało? Jego rozbawione tęczówki. Po chwili do sali weszły spóźnione bety, których zabrakło na naszym spotkaniu. 

- Przepraszamy za spóźnienie alfo. - Powiedzieli w tym samym czasie, gdy stanęli obok mnie. 

- Mieliśmy nie przyjemne spotkanie z nieproszonym gościem. - Wyznał Olgierd.

- O kim mówicie? - Zapytał zaskoczony Alan. Charlie spojrzał na głównego betę. 

- Przedarł się tutaj banita. Zabił jednego ze strażników, jednak zdążyliśmy go pogonić. Pięć wilków przeszukuje las w poszukiwaniu zbiega. - Wyjaśnił. 

-  Jak to możliwe?! - Podenerwowany beta nagle wstał z miejsca. - To miejsce jest dobrze chronione. - Dodał po chwili i zaczął się głęboko nad czymś zastanawiać. 

- Alan, uspokój się. - Warknęłam donośnie, by zrozumiał mój rozkaz, jednak on zdawał się mnie nie słyszeć. - Alan. - Dodałam głosem alfy. Beta podskoczył przestraszony i cofnął się do tyłu spuszczając głowę.

- Przepraszam, alfo.

- Usiądź. - Dodałam spokojniej. Wilkołak niemalże od razu wykonał moje polecenie. Spojrzałam na dwie bety. - Idźcie i pomóżcie w znalezieniu tego banity. Jakby coś się działo natychmiast mnie poinformujcie. A ty Alan...  - Teraz zwróciłam się do głównego bety. - ...po spotkaniu skontaktujesz się z moim ojcem i powiesz mu o tej sytuacji. 

- Dobrze, alfo.

- I przestań nazywać mnie alfo. - Warknęłam na niego.

- Tak, Esna. - Uśmiechnął się lekko, a gdy dwie bety opuściły jadalnie mogliśmy w spokoju rozpocząć spotkanie. 

Na początku zjedliśmy obiad, a gdy brudne naczynia zostały wyniesione z jadalni przeszliśmy do konkretów. Przez pierwszą godzinę słuchałam tego co mówił Logan. Głównie przedstawiał mi wszystkie informacje na temat swojego stada i tego co wydarzyło się w ciągu trzech ostatnich lat w jego stadzie.

Opowiedział mi nawet o tym co poróżniło nasze dwa stada i okazało się, że była to po prostu pochopna decyzja jego ojca. Głównie chodziło o to, że jeden z naszych wilkołaków w czasie kłótni, w jednym z barów w New Yorku, zabił głównego betę ojca Logana i w ten sposób powstał cały spór, który Logan postanowił w końcu przerwać i się pogodzić. Wszyscy zgodnie przyznaliśmy, że był to głupi powód całego sporu i to dlatego zdecydowałam się, po krótkiej rozmowie z Alanem, podpisać dokument, który miał na celu pogodzeniu naszych sfor. 

- Mój ojciec, po powrocie, uzupełni resztę formalności. - Stwierdziłam, po oddaniu jednej z kopii dokumentów alfie. Drugą zabrał Alan. 

- Dziękuje.

- Czy macie się gdzie zatrzymać?

- Prawdę mówić to nie. Mój brat i jego narzeczoną mają małe mieszkanie tylko dla jednej osoby. - Przyznał alfa. 

- W takim razie zostańcie u nas na te kilka dni. Mój ojciec wróci dzisiaj wieczorem albo jutro rano. Nasza watah z radością was u nas ugości. - Powiedziałam poważnie i trochę sztywno jak na mój gust. 

Przez cały ten czas utrzymywałam poważną i oficjalną postawę. Chciałam brzmieć jak najbardziej poważnie i nie pokazywać nikomu, że jestem niedoświadczonym alfą, który nigdy w życiu nie prowadził tak ważnego spotkania. Mój ojciec nigdy nie uczył mnie jak być alfą, ponieważ twierdził, że jestem jeszcze na to za młoda. Chciał mi dać jeszcze trochę swobody, a dopiero gdy skończę dwadzieścia pięć lat zacznie myśleć nad uczeniem mnie . Czasem zabierał mnie na jakieś zebrania alf czy na zebranie rady, ale nigdy nie pozwolił mi się na nich odzywać. To był pierwszy razy, gdy mogłam coś takiego poprowadzić. Dodatkowo sama bez żadnej pomocy. Alan mnie tylko wspierał duchowo. Nie był alfą, więc miał bardzo mało do powiedzenia. Mówił tylko, gdy wiedział, że była taka potrzeba i jego głos był ważny oraz wtedy, gdy mu na to pozwoliłam, co robiłam za każdym razem, gdy mnie o to pytał. Nie znałam się, więc wolałam by on mówił niż gdy ja bym palnęła jakąś głupotę. 

- Dziękujemy. Obiecuję, że nie zabierzemy wam za dużo miejsca. - Zaśmiał się Logan. 

On za to był bardzo wyluzowany na tym spotkaniu i praktycznie cały czas się śmiał. Chyba próbował tym zachowaniem mnie rozluźnić co czasem mu się udawało. Za pewne zauważył, że było to moje pierwsze tego typu spotkanie i że po raz pierwszy sama je prowadziłam. Byłam mu za to bardzo wdzięczna, bo swoich zachowaniem bardzo mi pomógł. Nie ważne, że czasem przy tym wydawał się nie profesjonalny i dziecinny. 

- Nie musisz się o to martwić, Logan. Nasz dom główny jest na tyle duży, by wszystkich zmieścić. 

- W takim razie bierzemy co możemy. - Znowu się zaśmiał. Tym razem Max i Kacper nie byli zbyt długo cicho i też zaczęli się śmiać.

- Sorka, że to mówię, ale wydawało nam się, że alfa stada Crystal Wolf to straszny sztywniak i to spotkanie będzie naprawdę bardzo sztywne. - Powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Max.

- To prawda. - Poparł go bliźniak. 

- To co powiedziałeś mija się z prawdą. Tylko mój dziadek był lekko sztywny, ale większość naszej rodziny i w tym babcia to sami... luzacy? Jednak potrafimy nie raz być poważni, jednak to tylko w momencie, gdy sprawa jest bardzo poważna. 

- Skoro zakończyliśmy już spotkanie czy mogę opuścić jadalnie i zadzwonić do aktualnego alfy? - Zapytał niepewnie Alan.

- Oczywiście że tak. - Rzuciłam i kazałam mu jak najszybciej to zrobić po czym przeprosiłam zebranych i sama udałam się do wyjścia, by poszukać Charliego i Olgierda. Chłopcy stali na zewnątrz w obecności dwóch innych wilkołaków. Postanowiłam do nich podejść.

- Złapaliście go? - Zapytałam na wstępie. 

- Tak. - Odpowiedział Charlie. - Już go przesłuchaliśmy. Wiemy, że działał sam i chciał... 

- Co chciał? - Zapytałam, gdy chłopak przerwał nagle swoją wypowiedź. 

- Esna, nie powinnaś się tym zajmować. - Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się przodem do dziadka. 

- A co tutaj robisz? - Zapytałam zdziwiona. 

- A co miałbym innego robić? Od rana jeżdżę po New Yorku i załatwiam ważne sprawy. - Wyjaśnił.

- Myślałam, że poleciałeś z tatą do Hiszpanii.

- Nie. Po co miałbym tam jechać? Przecież to jego wataha, a nie moja. - Stwierdził rozbawiony. 

- Rozumiem. - Burknęłam pod nosem. - Jednak dlaczego miałabym się tym nie zajmować? To w przyszłości będzie moja wataha, więc powinnam wiedzieć przynajmniej cząstkę tego co tutaj się dzieje. - Wróciłam do poprzedniego tematu. Nadal nie rozumiałam słów dziadka. 

- Teraz mamy teraźniejszość... - Zauważył. 

- Jaki spostrzegawczy. - Prychnęła Irma. 

- ...Więc teraz to sprawa twojego ojca, a nie twoja.

- Ale przynajmniej powinnam wiedzieć co tutaj się dzieje. - Warknęłam. Czułam się dziwnie z myślą, że byłam jedną z tych osób, które wiedziały najmniej. Byłam co najmniej na poziomie omegi w tym momencie. 

- Porozmawiasz o tym z Sean jak wróci. Teraz daj mi porozmawiać z betami i wracaj do naszego głównego gościa, którego zostawiłaś tam na pastwę swoich braci. - Stwierdził rozbawiony. Prychnęłam i posłusznie wróciłam do budynku, a potem do jadalni gdzie nadal wszyscy przebywali. Przyłączyłam się do rozmowy i gdzieś tak około godziny dwudziestej drugiej zdecydowaliśmy się pójść spać. Kensha i Alais zdecydowali się zostać na noc, więc musiałam przygotować cztery pokoje dla gości. 



***

Najdłuższy rozdział w całej książce liczący 5.700 słów! ♥ Musiałam jeszcze trochę w nim pozmieniać ze względu na to iż powtarzały się tu niektóre zwroty, jednak pewnie przy poprawianiu książki zrobię to po raz kolejny. ♥♥♥

Jutro niestety nie pojawi się rozdział, ponieważ wyjeżdżam z Warszawy i nie będę mogła zabrać laptopa, na którym piszę książkę. 😭 Pewnie w piątek coś się pojawi, a jak nie w piątek to w poniedziałek, bo na weekend również wyjeżdżam i też nie mam jak zabrać laptopa. 😥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top