16. - Zdziczała

< REBECCA >

O dziesiątej godzinie zajrzałam do pokoju mojej najstarszej córki, by upewnić się, że na pewno mnie posłuchała i została w domu. Odetchnęłam z ulgą, gdy znalazłam ją w łóżku, ale jakie było moje zdziwienie, gdy leżała w nim w postaci wilkołaka. Musiało się jej coś w nocy śnić, że przeszła przemianę. Zmienni zazwyczaj robili tak w trakcie złego snu. Wtedy czuli się bezpieczniej, bo wiedzieli, że ich drugie wcielenie ochroni ich przed wszystkim. 

O godzinie jedenastej do watahy wrócił Sean wraz z moim rodzeństwem. Wyszłam z domu i przywitałam się z nim mocnym całusem, a z rodzeństwem silnym przytulasem, jednak zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że z samochodu wysiada ktoś jeszcze. Była to mała chyba sześcioletnia dziewczynka. Miała krótki ciemno brązowe włosy i ciemnoniebieskie oczy. Wyczułam, że była wilkołakiem rangi beta. Spojrzałam zdziwiona na Seana.

- Znaleźliśmy ją porzucą w lesie. - Wyjaśnił szeptem. Dziewczynka rozejrzała się po okolicy i podbiegła do mojego mate przytulając się mocno do jego nogi. Kucnęłam przy niej i uśmiechnęłam się do niej miło.

- Witaj. Nazywam się Rebecca i jestem luną tego stada. - Dziewczynka popatrzyła na mnie swoimi niepieskimi błyszczącymi oczami i mocniej przytuliła się do nogi Seana. - A ty? Jak masz na imię? - Mówiłam do niej spokojnie. Nie chciałam by się mnie bała. 

Dziewczynka jednak mi nie odpowiedziała. Spojrzałam pytająco na Seana i resztę.

- Nie wiemy czy jest nie mową czy może nie mówi, bo się czegoś boi. Nie powiedziała nic odkąd ją znaleźliśmy. - Wyjaśnił Kol. - Na początku płakała, potem zasnęła, a gdy się obudziła wyglądała na zupełnie wypraną z wszelkich uczuć. 

 – Mówiła... Powtarzała tylko imię ''Lila''. – Poprawiła go Freya.

 - Kurde. - Mruknęłam pod nosem i znowu spojrzałam na dziewczynkę, jednak ta się nagle ożywiła zauważając coś za mną. Odwróciłam się i dostrzegłam idącą do nas Esnę, która widząc tatę przytuliła go mocno na powitanie. 

- O, a to kto? - Zapytała, zauważając wychudzoną i brudną dziewczynkę przytulającą się do nogi jej ojca. Brunetka niemalże od razu oderwała się od nogi mojego męża i podbiegła do Esny przytulając się mocno do jej nóg. - Co jest?

– Siostrzyczko! – Załkała smutna brunetka. Esna spojrzała na nas zdziwiona. – Dlaczego mnie zostawiłaś samą? Dlaczego pozwoliłaś rodzicom mnie tam zostawić? – Pytała i co jakiś czas krztusiła się łzami. Esna nie wiedząc co ma zrobić po prostu przykucnęła i ją przytuliła.

- Nie zostawię cię. Nie płacz. - Szeptała do niej spokojnie.


< ESNA >

Po tym jak położyłam dziewczynkę spać wyszłam ze swojego pokoju i ruszyłam do gabinetu alfy gdzie czekali na mnie rodzice.

- O co chodziło? Dlaczego nazwała mnie swoją siostrą? - Zapytałam zdziwiona. 

- Znalazłem ją brudną i zapłakaną w lesie. Możliwe, że albo się zgubiła albo porzucili ją rodzice. Chociaż z tego co mówiła to obstawiałbym to drugie. - Wyjaśnił tata. - Może przypominasz jej siostrę, która zostawiła ją wraz z jej rodzicami w lesie? Tylko dlaczego?

- Kto porzuca małe dziecko w lesie?! - Krzyknęła zła mama, uderzając ręką w biurko, które od jej siły lekko się zatrzęsło. 

- Uspokój się, kochanie. Złością tutaj nic nie wskóramy. - Powiedział opanowany, jak zwykle, Sean. - Będziemy musieli się zastanowić co z nią zrobimy.

– Jak to ''co''?! Adoptujemy. – Powiedziała od razu Rebe. Wraz z tatą spojrzeliśmy na nią zaskoczeni.

- Ale jak to? Przecież gdzieś tam są jej rodzice.

- Którzy w bestialski sposób postanowili ją porzucić. Nie oddam im jej! - Syknęła stanowczo. Tata chciał już coś powiedzieć, ale widząc wzrok mamy zgodził się na adopcje małej. Zaśmiałam się. Oni byli nie możliwi.

– Wiemy chociaż jak ona ma na imię?

– Jeśli sama nam nie powie to jej jakieś wymyślimy. – Stwierdził tata. – Albo sama sobie wymyśli. – Dodał i wzruszył ramionami.

– A co z nazwiskiem?

– Damy jej nasze i zostawimy jej te, które mieli jej rodzice. O ile je pamięta.

- W takim razie sprawa załatwiona. - Mama klasnęła podekscytowana w dłonie i spojrzała na mnie. - Do ciebie się jako pierwsza odezwała, Esna. Porozmawiaj z nią, gdy się obudzi, a ja każe przygotować dla niej pokój. - Powiedziała i wyszła w podskokach z gabinetu. Spojrzałam rozbawiona na tatę.

- Kiedyś taka nie była. - Powiedział również rozbawiony. Uśmiechnęłam się do niego lekko i ruszyłam w stronę wyjścia.

- Ludzie się zmieniają. Magiczni też. - Zauważyłam. Opuściłam gabinet alfy, tak jak moja mama kilka sekund temu, i ruszyłam w kierunku biblioteki. Chciałam trochę poczytać o zmiennych i żywiołach. Po za tym już dawno miałam dać odpowiedź Neli. Tylko jak wrócić na granicę? 

Weszłam do biblioteki i podeszłam do pierwszej półki zaczynając szukać coś ciekawego na temat żywiołu i zmiennych, ale nic nie mogłam przez pierwsze pięć minut znaleźć. W końcu jednak znalazłam jakieś trzy książki, ale nic ciekawego w nich nie było napisane. Ruszyłam dalej w poszukiwaniu jakiś ciekawostek. 

~*~

Minęły trzy godziny, przez które przeszukałam praktycznie połowę tej biblioteki. Przechodząc koło ostatniego regału i szukając coś ciekawego, nagle pod nogi spadła mi jakaś gruba książka. Przeleciała mi tuż przed nosem prawie spadając na moje gołe stopy. Ała, to nie było by zbyt przyjemnie uczucie.

Schyliłam się i podniosłam książkę. Była bardzo ciężka i masywna. Moja głowa poderwała się w górę. Zastanawiałam się czy ktoś specjalnie mi ją zrzucił czy może sama spadła. Nic by mnie już nie zdziwiło. 

Usiadłam przy stoliku kładąc grubą książkę przed sobą. Na okładce książki nie było nic po za małym o jajowatym kształcie lustrze ze złotą ramką, które przyczepione zostało do okładki wykonanej z czerwonej skóry. 

Złapałam za tą dziwną okładkę i otworzyłam książkę na pierwszej stronie, jednak nic na niej nie było. Zmarszczyłam brwi. Przekartkowałam karki dalej i nic. 

- Co do cholery? Dlaczego nic nie ma w tej dziwnej książce? - Zapytałam zła i z trzaskiem ją zamknęłam. Pisnęłam zdziwiona widząc jak lustro zaczyna świecić. Zmarszczyłam brwi i je dotknęłam, ale to chyba był błąd bo już chwile później to lustro mnie wciągnęło!


< REBECCA >

*dwie godziny później*

Postanowiłam, że dam małej pokój obok Esny skoro ją tak bardzo uwielbia. Avril i Alison pomagały mi w dekoracji pokoju i miałyśmy nadzieję, że małej 'bezimiennej'' (na razie) dziewczynce się spodoba.

– Gotowe! – Krzyknęła zadowolona Avril. Uśmiechnęłam się i zlustrowałam dzieło naszej dwugodzinnej pracy. Wcześniej ten pokój przypominał ruderę, a teraz... ściany były w kolorze białym, tak samo jak podłoga, a na nich narysowaliśmy różową i czerwoną farbą różne wzorki i malunki. Alison była dobrą malarką, więc udało jej się to wszystko zrobić. W pokoju położyliśmy też jednoosobowe łóżko, biurko, a także szafkę na ciuchy i drugą szafkę na zabawki, bo dziewczynka była mała, więc na pewno zabawki jej się przydadzą. Wydaje mi się, że nawet mam stare zabawki moich dzieci na strychu. Opłacało się je nie wyrzucać.

– Miejmy nadzieję, że jej się spodoba. – Powiedziała cicho Alison i wyszła z Avril z pokoju małej. Ja również go opuściłam i ruszyłam prosto do gabinetu Seana, jednak za nim tam weszłam poczułam coś dziwnego. Jakiś chłód rozchodzący się tempo po moim ciele. Spojrzałam na swoją dłoń, w której nagle poczułam ból. Prawie krzyknęłam ze zdziwienia widząc, że moja ludzka ręka zamieniła się w kocią łapę. 

– Sean! – Krzyknęłam, wbiegając do gabinetu mojego męża. Alfa podniósł na mnie wzrok, a gdy zobaczył łapę za miast ludzkiej ręki podniósł się krzesła i do mnie podszedł.

– Co się dzieje? – Zapytał, niepewnie ją dotykając.

– Nie wiem. – Odpowiedziałam płaczliwie. ~ Poczułam jakiś dziwny i nieprzyjemny chłód, a potem ból i moja ludzka rękę przekształciła się w kocią łapę. – Wyjaśniłam.

– Musimy wezwać Nike. Natychmiast. – Powiedział i pociągnął mnie w kierunku naszej sypialni.


< SEAN >

Po wezwaniu lekarza pociągnąłem Rebe w stronę naszej sypialni gdzie kazałem jej się położyć na naszym łóżku. Nike przyszedł chwile później, a gdy zobaczył dziwną transformacje mojej żony chciał natychmiast ze mną porozmawiać w cztery oczy. 

- O co chodzi? - Zapytałem, gdy wyszliśmy z sypialni.

- Może lepiej telepatycznie? - Zapytał niepewnie. Westchnąłem, ale się zgodziłem. - Nie jestem tego pewien, ale prawdopodobnie twoja żona... dziczeje. - Wyjaśnił, spuszczając głowę. Otworzyłem szeroko oczy nie mogąc w to uwierzyć. Moja żona dziczeje?!

- Żartujesz sobie ze mnie, prawda?

- Dlaczego miałabym żartować w tak poważnej kwestii, alfo? - Zapytał, podnosząc na mnie wzrok. Westchnąłem. Miał rację. To nie był odpowiedni moment na żarty. 

- Chcesz ją jeszcze zbadać?

- Tak. - Odpowiedział i za moim pozwoleniem wrócił do sypialni mojej i mojej żony. Ruszyłem w stronę gabinetu alfy wzywając w myślach Henrika i Niklausa. Musiałem im o tym powiedzieć. Oboje zjawili się w moim gabinecie pięć minut później. 

- Co jest? - Zapytał Niklaus, westchnąłem i zacząłem im wszystko wyjaśniać. 


< ESNA >

Gdy w końcu jasne światło opadło to rozejrzałam się po tej dziwnej ''przestrzeni'', w której dostrzegłam jedynie pustkę. Nie było tu nikogo ani nic po za mną. 

~ Witaj. ~ Zaskoczona prawie pisnęłam, gdy przed mną pojawiła się znikąd jakaś kobieta w masce. Odsunęłam się od niej bojąc się co może mi zrobić. ~ Nie bój się. Jestem przyjacielem.

~ Co? Kim ty jesteś?

~ Nazywam się Bezimienna. ~ Odpowiedziała. ~ I jestem nimfą wiedzy mieszkającą w tej książce. Miło mi w końcu kogoś po tylu latach zobaczyć.

~ Ech... oki? Ja nazywam się... ~ Nagle mi przerwała.

~ Wiem jak się nazywasz, Esna. Mam na tyle dużą wiedzę, by wiedzieć wszystko o wszystkich. Obserwuje historię świata od samego początku. 

~ Zaraz, czyli to znaczy, że wiesz jak powstali magiczni i to wszystko? 

~ Tak. ~ Odpowiedziała z uśmiechem. Popatrzyłam na nią zdziwiona.

~ Opowiesz mi o tym?

~ Chcesz dowiedzieć się jak powstali magiczni?

~ Tak. ~ Odpowiedziałam bez najmniejszego zająknięcia. W sumie ciekawiło mnie powstanie tego wszystkiego. Byłam jeszcze młoda, więc miałam prawo nie wiedzieć o wszystkim. Tylko czy gdybym miała pięćdziesiąt lat również bym nic nie wiedziała? 

~ W takim razie posłuchaj... Ludzie, rośliny, zwierzęta i cała reszta to były pierwsze gatunki jakie powstały na planecie Ziemi. Dopiero kilka set tysięcy lat później na Ziemi pojawili się również magiczni. Pierwszymi byli żywioły, a potem wilkołaki... Ludzie uważali żywioły za okropne czarownice, które pragnął władzy i mogą ją uzyskać, jedynie dzięki swoim nadnaturalnym mocą. Działo się to w czasach, gdy na Ziemi władali królowie. To oni rozkazali zabić żywioły.

~ Było nas więcej?

~ Tak. Było was po kilka tysięcy na każdą moc żywiołu. Po wybiciu ostatniego żywiołu ludzie uważali, że ich strach przed służeniem żywiołom dobiegł końca. Nie wiedzieli jednak, że przeżył jeden z nich. Żywioł, który ukrywał się w śród ludzi przez tysiące lat pomagając im najlepiej jak tylko umiał. 

~ A co z pozostałymi rasami?

~ Potem były wilkołaki i tu jest pewna ciekawa historia.

~ Jaka?

~ W czasie władania królów w jeden z wiosek mieszkał chłopiec. Miał on piętnaście lat. Jego rodzice, tak jak i reszta rodziny, byli ludźmi. On też nim był. Pewnie razu wojska króla zaatakowały jego wioskę doszczętnie ją paląc, a ludzi zabijając. Jedynie temu chłopcu jakimś cudem udało się uciec ze spalonej wioski i do lasu. Tam spędził dziesięć dni. Po jedenastym dniu spotkał rannego wilka. Był dobry, więc nie przeszedł koło niego obojętnie. Pomógł mu. Uwolnił zwierzynę z pułapki ludzi i opatrzył. Przez ponad miesiąc chłopiec opiekował się wilkiem, który w zamian ochraniał go przed dzikimi zwierzętami. Czasem polował na niego lub znajdywał dla niego schronienie czy też źródło picia. 

~ Ale co ma wspólnego chłopiec i ten wilk? Ten wilk zamienił się nagle wilkołaka?

~ Nie przerywaj mi. ~ Powiedziała stanowczo. Od razu umilkłam. ~ Pewnego poranka chłopiec po obudzeniu zorientował się, że wilk zniknął. Nie było go przez ponad dziesięć dni. Chłopiec nauczył się bez niego żyć, ale pewnego dnia zaatakował go dziki duży wilk. Ochronił chłopca wilk, którym się chłopiec opiekował, jednak przypłacił za to ciężkimi śmiertelnymi ranami. Wilk umarł w czasie pełni księżyca i wtedy też przekazał chłopcu dar. 

~ Dar?

~ Tak. Tej samej nocy chłopiec przemienił się boleśnie wilkołaka. Dokładnie w takiego samego jak wilk, którym się opiekował. Jego sierść była srebrna jak księżyc, a oczy lśniły złotem. Był pierwszym alfą na Ziemi. Tak samo jak pierwszym wilkołakiem. To on zapoczątkował wilczą rasę. Nazywał się Nitaja Kato. Potem pojawiły się kotołaki i wampiry. Na końcu wróżki. 

~ Nitaja Kato pierwszy wilkołak i alfa na świecie. Nie wierzę. 

~ Uważasz, że zmyślam?

~ Co? Nie! Nie uważam tak. Wierze ci, bo gdzieś już słyszałam to imię i nazwisko. ~ Westchnęłam. ~ Czyli my wszyscy jesteśmy potomkami Nitaja Kato? ~ Zapytałam samej siebie. Nimfa chyba to wyczuła, bo nie odpowiedziała na moje pytanie. 

Przez około godzinę zadawał nimfie przeróżne pytania. Dziwiłam się, że nie chciała nic w zamian. Uważała, że dla niej najlepszą zapłatą jest mądrość i zainteresowanie jej rozmówcy. Tak więc postanowiłam z tego skorzystać. Zapytałam się nawet jej kto ją stworzył, a ta odpowiedziała, że historia. Gdyby nie ona, wszyscy zapomnieliby o tym co działo się poprzedniego dnia, a co dopiero kilka milionów lat temu. 


< SEAN >

Po wyjaśnieniu Henrikowi i Niklausowi tego co dowiedziałem się od Nike, zapadła cisza. Wszyscy byliśmy zszokowani. Rebe nie może zachorować na tą dziwną chorobę. Nie ona! Nie kiedy nie mamy na to jeszcze lekarstwa. Nawet nie wiemy co powoduje dziczenie u zmiennych.

- Musimy ją jak najszybciej przetransportować do Los Angeles. W zamku wampirów będzie bezpieczna. Tam ją ochronimy. Tak jak ochronimy siebie, gdy nas zaatakuje. - Powiedział Henrik. 

- Nie. - Od razu się sprzeciwiłem. Nie oddam nikomu mojej mate.

- Sean. - Warknął Niklaus. - Nie widzisz co tutaj się dzieje? Masz na głowie pierdolonych banitów, łowców i do tego Esnę, która bez powodu staje się bestią. To wygląda tak jakby ktoś ją kontrolował, gdy ona opuszcza swoje ciało i przechodzi na tą granicę. Stary, ty sobie nie poradzisz, gdy będziesz miał jeszcze do pilnowania dwadzieścia cztery na dobre Rebe, która każdego dnia będzie przy stwarzać ci coraz więcej kłopotów. Pozwól, że to wampiry zajmą się zdziczałymi, a wy chorobą Esny, banitami i łowcami. Nie bierzcie wszystkiego na swoje barki, bo wtedy będzie więcej szkód niż pożytku. 

- No nie wiem.

- Zastanów się nad moimi słowami. Spójrz prawdzie w oczy. Chcesz byśmy zajęli się twoją córką czy żoną?

- Ja zajmę się Esną. Wilkołaki dają sobie z nią radę.

- Tak, właśnie widzę jak dają. - Powiedział Niklaus wstając z miejsca. - Nie obchodzi mnie to czy się na to zgadzasz czy nie. Do twojego stada jutro przybędą wampiry. To one zajmą się Esną, a my zabieramy moją siostrę do zamku wampirów i kurwa nie mów mi, że jesteś pierdolonym alfą i możesz robić co chcesz. Ja kurwa jestem pierdoloną hybrydą i królem wampirów. Mam tutaj więcej do powiedzenia niż wy wszyscy razem wzięci. - Dodał głosem alfy. Nie działał na mnie jego głos, bo sam byłem alfą. Niklaus najwyraźniej chciał podkreślić swoją decyzje. - Zajmij się banitami i łowcami. Chorobę Esny i zdziczałych zmiennych zostaw wampirom. 

- Dobra. - Warknąłem wkurzony. Nie lubiłem, gdy ktoś mi rozkazuje. 

- Świetnie. W takim razie idę powiedzieć o wszystkim Rebe i dzisiaj wyjeżdżamy. Tato zostajesz tutaj z Kolem i Freya? - Zapytał Henrika.

- Tak. - Odpowiedział od razu.

- Świetnie. W takim razie wychodzę. - Powiedział i opuścił mój gabinet. Westchnąłem. 

- Zostaniemy. Pomożemy ci trochę z banitami i z wampirami, które na trochę zagoszczą w domu główny, 

- Dziękuje. - Odpowiedziałem. Byłem na przemian zły i smutny. Moja żona w końcu wyjedzie do Los Angeles. Kilka set kilometrów od mnie. Nie wiem jak sobie bez niej poradzę. 


< ESNA >

Odłożyłam książkę na półkę w swoim pokoju i opuściłam go idąc w kierunku schodów, ale zatrzymał mnie widok mojej mamy, która jakoś dziwnie się zachowywała. 

- Mamo? - Podeszłam do niej przestraszona, gdy ta upadła na ziemię. Kucnęłam przy niej i dopiero teraz zobaczyłam, że była w pół przemianie. Jej ludzkie ręce i nogi zamieniły się na kocie czarne łapy. Na głowie wyrosły jej czarne uszy, a z tyłu wił się czarny ogon.

- Co ci jest? - Zapytałam. Rebe spojrzał na mnie i się smutno uśmiechnęła.

- Nic mi nie jest. Esna. Pomóż mi dostać się do lasu. - Powiedziała. Popatrzyłam na nią niepewnie, jednak spełniłam jej prośbę. Pomogłam jej wstać i pomału skierowałyśmy się do schodów, którymi zeszliśmy na partner. Wyszliśmy z domu głównego podchodząc do bramy, przy której stali strażnicy.

- Pozwólcie nam przejść. - Rozkazała im Rebe. Strażnicy popatrzyli na siebie zaskoczeni, ale posłusznie nas przepuścili, gdy wielkie drzwi się za nami zamknęły moja mama opadła na ziemię i do reszty zmieniła się w czarną panterę. Mama spojrzała na mnie wyczekująco. Westchnęłam i się przemieniłam w białą panterę. Wraz z nią wbiegłam do lasu i zaczęłyśmy po nim biegać. Mama była jakaś inna i dziwna. Nie odzywała się. Zachowywała się jak... dzikie stworzenie. Kurde. Tylko mi nie mówcie, że moja mama zachorowała na tą chorobę, o której tyle słyszałam od Alana. 

Patrzyłam na nią zszokowana biegnąc tuż za nią. W końcu wbiegliśmy na polanę. Czarna pantera położyła się na plecach i zaczęła się bawić trawą. Wyglądała jak mały kociak, który dopiero wyszedł z gniazdka rodzinnego domu. Usiadłam niedaleko niej i patrzyłam się na nią niepewnie. Rebe była inna niż zmienni, o których opowiadał mi Alan. Zachowywała się jak dzikus, ale nie była agresywna tak ja pozostali zdziczali. Nie wiem jaki jest tego czynnik, ale mi się to podoba. Przynajmniej nie muszę bać się, że mnie zaatakuje i będzie próbowała mnie zabić. 

Po chwili Rebe podeszłą do mnie i zaczęła bawić się moim kocim ogonem. Zaśmiałam się. Nie poznawałam w ogóle swojej mamy. Ona naprawdę zachowywała się jak mały kociak. Postanowiłam, że przyłączę się do zabawy i zaczęłam bawić się z nią na polanie. Moja mama skakała po mnie i gryzła mnie delikatnie w łapy, ciągnęła za uszy czy ogon. 

Jednak po godzinie wspólnej zabawy byłam już zmęczona. Położyłam się obok strumyka i tylko obserwowałam jak pantera bawi się jeszcze chwile, a potem położyła się obok mnie i zasnęła. 

- Ona czuje się przy tobie bezpiecznie, Esna. - Powiedziała nagle Irma. 

- Jak to?

- Emituje od ciebie spokojna i bezpieczna dla wszystkich aura, do której lgną wszystkie zagubione stworzenia. - Wyjaśnił Kajmir. - Przykładem tego jest tamta mała dziewczynka i twoja mama. Zmienni zdziczali zazwyczaj atakują i chcą zabić wszystko co nie jest takie jak one. Inaczej pachnie. Ale ty sprawiasz, że one się uspokajają.

- Czyli mogę im pomóc?

- Tego nie wiemy. Nie jesteśmy niespecjalistami. - Stwierdził Kajmir. - Jednak wiedź, że żadne z nich cię nie zaatakuje. Możesz czuć się bezpieczna.

- O ile ktoś nie zawładnie nad ich ciałem i nie zacznie ich sterować. Wtedy mogą cię nawet zabić. 

- Na pewno będę na to uważała. - Stwierdziłam i położyłam łeb na karku mamy zamykając oczy. Nie wiem jak, ale pomogę mojej mamię i pozostałym zdziczałym zmiennym chodź kosztowało by mnie to życie. 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top