14. - Małolata

-KENSHA-

Po rozmowie telefonicznej z moją żoną wybrałem telefon do mojego brata i zarazem alfy stada, do którego należałem. Byłem najmłodszy z rodzeństwa. W sumie była nas tylko dwójka, więc co się dziwić? Ja byłem betą główną stada Crystal Wolf, a Logan alfą. 

- Dzień dobry, z tej strony beta Logana Wolfa alfy stada... - Szybko przerwałem mu.

- Jaki kurwa beta? - Warknąłem.

- O. Hej wujek. - Parsknąłem śmiechem słysząc głos kuzyna przy telefonie. On się nigdy nie nauczy i nigdy chyba nie przestanie zabierać telefon alfie. Dodatkowo ciągle nazywa mnie wujek, a przecież jestem jego kuzynem! 

- Cześć, młody. Czemu odbier... - I tu przerwał mi głos mojego brata.

- Enzo! Dlaczego odbierasz mój telefon? - Zapytał. - Z kim rozmawiasz?

- Z wujkiem. Wypełniam twoje zadania i przekładam spotkanie. - Wyjaśnił młody. Mały kłamczuch. Usłyszałem w tle warknięcie, a potem huk. Zmarszczyłem brwi. Co tam się do jasnej cholery działo?

- Hallo? - Odsunąłem telefon od ucha, gdy mój brat nagle warknął do słuchawki. Uwierzcie mi to nie jest przyjemne. Zwłaszcza, gdy robi to wilkołak alfa, a ty masz dobry słuch. 

- To ja, Kensha. - Odpowiedziałem. Usłyszałem po drugiej stronie westchnięcie.

- O co chodzi, bracie? Wybacz, ale odkąd zgodziłem się zająć tym gnojkiem mam przez niego same problemy. 

- Pamiętasz, że ty też taki byłeś, prawda? Robi to samo co ty w dzieciństwie. - Zaśmiałem się. 

 - Pfff. No to odpowiesz mi na moje pytanie?

- A no tak. Po pierwsze: jak się ma stado? Po drugie: znalazłem mate.

- Moje stado? A jak ma się czuć. Prze... - I nagle przerwał. Przez chwile panowała cisza.

- Hallo? Jesteś tam? - Spojrzałem na wyświetlacz. Połączenie nadal trwało.

- Kurwa! - Krzyknął. Spojrzałem zdziwiony na telefon. - Mój młodszy brat znalazł w końcu mate! W ogóle jak to możliwe, że znalazłeś ją szybciej od mnie? Tak nie można! Oddawaj. 

- Możesz sobie ją wziąć. - Stwierdziłem. W słuchawce na nowo zapadła cisza. - Nie chce jej. Mam narzeczoną, a wkrótce żonę. Miejmy nadzieję, że i ona podzieli moje zdanie.

- Jakiej rangi jest? Czy ona w ogóle jest wilkołakiem? - Zapytał. 

- Nie wiem. Nie widziałem ją.

- To czego ją nie chcesz?! A co jeśli jest alfą? Jak nasza ciotka?! Co z tego, że nigdy jej nie poznaliśmy. - Westchnął.

- Nie obchodzi mnie czy jest alfą czy inną wilczycą. Może i nawet być królową wilkołaków. Ja mam narzeczoną. Mam ci to przeliterować?

- Ej, ej, ej. Jestem alfą. Szacunku trochę. - Zaśmiał się. Wywróciłem oczami i od razu tego pożałowałem czując okropny ból głowy. Enzo. 

- Pff, Axel chyba podziela twoje zdanie. - Po moich słowach alfa ponownie wybucha głośnym śmiechem. - Och, cichaj tam.

- No dobra, masz coś teraz do zrobienia? Wiesz, że bardzo bym się cieszył jakbyś nas odwiedził, prawda? Jesteś moim głównym betą, a nie wiadomo co robisz!

- Byłem w stadzie na dwa miesiące. To nie moja wina, że miałeś za mało czasu na mnie. 

- Kurde, stary szukałem mate.

- Nie musisz Weź sobie moją. Na pewno się ucieszy z mate alfy.

- Ta, a potem będziesz mi truł dupę, bo się rozmyślisz, i będziesz chciał ją z powrotem. 

- Nie zrobię tego. Przecież wiesz, że kocham Alais i nie zamieniłbym ją na nikogo innego. - Po drugiej stronie usłyszałem westchnięcie.

- Będziesz tego żałować. - Powiedział pewnie.

- Nie będę. - Pomyślałem.

- Będziesz. - Poprawił mnie wilk. Wywróciłem na to oczami. 

- W każdym razie odwiedzę cię za tydzień i wtedy poznam tą twoją mate. I kto wie? Może spodoba mi się na tyle bym zacząć zranią biegać. - Zaśmiał się. 

- Dobra, dobra. - Również się zaśmiałem. Przerwało nam pukanie do drzwi. - Muszę już kończyć. Odezwę się potem.

- Pa. - Odpowiedział i się rozłączył. Odłożyłem telefon.

- Proszę. - Powiedziałem. Drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł jakiś chłopak o krótkich brązowych włosach i tego samego koloru oczach. Usiadł na krześle przed mną i nic się nie odezwał. - O co chodzi? Co tutaj robisz?

- Trochę nabroiłem w klasie i musiałem tutaj przyjść. - Wyjaśnił.

- Która klasa?

- 5 a. - Odpowiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony. 

- Jesteś nowym uczniem i już nabroiłeś? - Pokręciłem na boki głową. - Imię, nazwisko, rasa, ranga, wataha, wiek i imiona rodziców.

- Amaru Rogers... - Zaczął. Spojrzałem na niego zaskoczony. Z tych Rogersów? Czyżby mieliśmy elitę w naszej szkole? - ...Wilkołak delta. Należę do stada Białego Kła. Mam dziewiętnaście lat, a moja mama nazywa się Apolonia Rogers. Ojca nigdy nie poznałem, a oni nigdy nie wzięli ślubu. Zginął na wojnie. Coś jeszcze?

- Nie. Co zrobiłeś? - Zapytałem. Chłopak westchnął i zaczął mi opowiadać jak to wkurzył nauczycielkę od matematyki. Nie byłem tym zdziwiony. Kobieta szybko się irytowała i złościła. 

- ...no i w sumie to wszystko. - Skończył. Westchnąłem. Słuchałem go chyba z dwadzieścia minut. 

- No dobrze. - Zacząłem, ale przerwał mi dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałem kątem oka na wyświetlacz. To Alais. Uśmiechnąłem się na to i znowu spojrzałem na chłopaka. - Myślę, że nie będę cię karał. Jesteś nowy, więc nie wiesz, że pani Arety najlepiej nie denerwować. 

- W takim razie... - I tu przerwało mu pukanie do drzwi. Westchnąłem. 

- Proszę. - Powiedziałem. Drzwi się otworzyły, a do środka weszło czwórka osób. 

- Nara, dyrektorze. - Powiedział Amaru i się do mnie ironiczni uśmiechnął. Zmarszczyłem brwi. Chyba następnym razem nie daruje mu tej kary. 

- Amaru? - Zapytał jeden z chłopaków. Brunet spojrzał na niego zaskoczony. Chyba się znali. - Co tutaj robisz... - Nie zwracając uwagi na rozmowę dwójki chłopców spojrzałem na białowłosą dziewczynę, która przez cały czas wpatrywała się w Rogersa jak w obrazek. Poczułem jak w gabinecie rozchodzi się piękny zapach mięty i lasu. To była ona! To była moja mate! Kurwa, ale dlaczego ona patrzy na tego przydupasa, a nie na mnie?!

- Przecież jest idioto nie chcesz, więc co cię to? - Zapytał Axel. Westchnąłem. On miał rację. Nie chciałem i nie chce jej. Mam narzeczoną. Ona jest dla mnie najważniejsza. Nie jakaś tam mate. Spojrzałem na nich z powrotem i warknąłem niekontrolowanie pod nosem widząc jak on ją przytula. Kurwa. Niby zwykły przytulas, a jednak zazdrość zżera jak cholera.

- To się nazywa więź mate. Czy ty kiedykolwiek byłeś tak zazdrosny o Alais, gdy ona przytulała się do jakiegoś mężczyzny? Nie, prawda? Ja sobie nie przypominam takiej sytuacji. Nigdy nie byłeś wtedy o nią zazdrosny. - Zauważył Axel. Ma rację. Nigdy. Ale kogo to obchodzi? Przecież Alais kocha mnie i tylko mnie, więc czemu mam być o nią zazdrosny?

- Zaczekam na was przed gabinetem. - Dopiero głos Amaru mnie ocknął. Chłopak opuścił mój gabinet, a pozostała czwórka usiadła na przeciwko mnie. Zlustrowałem ich wszystkich wzrokiem i zatrzymałem się na białowłosej, która wyglądała jakby nad czymś się głęboko zastanawiała. Czyżby też poczuła więź i myślała jak ją cofnąć?

Ale kurde. Powąchałem powietrze i zmarszczyłem brwi. Czemu wyczuwam w tym pokoju wampira, wilkołaki i kotołaki? 

- Witam, nowych uczniów. - Zacząłem niepewnie. - Nazywam się Kensha Wolf. - Dodałem, wpatrzony w białowłosą. Dlaczego ona na mnie nie patrzy?

- Masz ułatwione zadanie. Najprawdopodobniej tak jak ty nie chce tej więzi, więc kurwa po co pytasz?! - Zapytał wkurzony Axel. Oho, ktoś tu jest na mnie zły, bo nie chce własnej mate. Pfff, no tak, jest wilkołakiem, więc to zrozumiałe. 

- Kensha Wolf? Z tych Wolfów? - Dopytywał z chłopaków.

- Tak, z tych Wolfów. - Odpowiedziałem dumnie. Byłem w końcu bratankiem Neli Wolf. Pierwszej kobiety na świecie. Jestem, można by powiedzieć, obszernie znany. Podobnie jak rodzina Rogers. - Teraz wy: podajcie mi swoje imię, nazwisko, rangę, wiek i imiona rodziców.

- No to tak. Ja nazywam się Callas Rogers... - Spojrzałem na niego zdziwiony. Rogers?! - ... i należę z rodzeństwem do stada Czarnego Słońca. Rodzice: Sean i Rebecca Rogers. - Nie myliłem się. Jest synem najpotężniejszej wilczej pary na świecie. - Mam 15 lat i jestem hybrydą wilkołaka omegi i kotołaka lamparta.

- Ja nazywam się Max, a to Kacper. Wszyscy mamy tych samych rodziców, więc co będę tu dużo mówił. Ja i Kacper jesteśmy bliźniakami i mamy po osiemnaście lat. Jesteśmy obaj wilkołakami beta. Coś jeszcze? Chyba nie. - Usłyszałem jak dziewczyna zaczęła się cicho śmiać. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. 

- A panienka? - Zapytałem, patrząc na białowłosą, która nie odezwała się ani słowem od ponad minuty. 

- Ja? Ech, nazywam się Esna Rogers i mam dwa... - Zaczęła. Więc tej jest córką Rogersów? - ...to znaczy osiemnaście lat. Jestem o osiem miesięcy starsza od braci. - Wyjaśniła. Skinąłem głową chodź pewnie i tak tego nie widziała, ponieważ ciągle patrzyła na swoje kolana. 

- Status? - Westchnęła.

- Jestem trybrydą. - Zmarszczyłem brwi. Jaką do cholery trybrydą?! Istnieje coś takiego czy ona sobie ze mnie żarty stroi. 

- Trybrydą? - Zapytałem. Cała trójka spojrzała na mnie zaskoczona. 

- No trybrydą. Nie słyszał pan o Esnie Rogers? Drugiej kobiecie alfa? - Dopytywał. Że co?! Moja mate jest drugą kobietą alfa? - Jest nie tylko drugą kobietą alfa, ale i też trybrydą trzech ras. Wilkołakiem alfa, wampirem klasy A i kotołakiem białej pantery. - Wyjaśnił Kacper. - Wszyscy o niej słyszeli. Ma nawet własną rasę nazwaną ''trybrda''. To coś jak hybryda, tylko że tutaj jest połączenie trzech, a nie dwóch ras. - Patrzyłem na niego oszołomiony. Kurwa. Ona jest aż tak potężna? Mojemu bratu to na pewno się spodoba. Ale chwila. Alfa?! Więc zostanie alfą stada? Czy to nie oznaczałoby, że po ślubie z moim bratem nasze stada połączyłby się w jedno? To w sumie mogło by być dobre. 

- Rozumiem... - Mruknąłem pod nosem. - W każdym razie: miło mi widzieć was w swojej szkole. Nie często zdarza się nam przyjąć do niej tak znane osoby. Wybaczcie, że nie mogłem was powitać w pierwszym dniu.

- Nic się nie stało, dyrektorze. - Powiedział Callas.

- Muszę przyznać, że nigdy na oczy nie widziałem waszych rodziców. - Zauważyłem. 

- Naprawdę? Do jakiego stada pan należy? - Zapytał zdziwiony Max. - My też pana nigdy nie widzieliśmy.

- Max, ale ty jesteś głupi. - Powiedział Kacper, kręcąc głową. - Przecież on ma na nazwisko Wolf, więc wiadomo, że należy do stada Neli Wolf.

- Mówisz o stadzie Crystal Wolf?

- No, a o jakim innym? - Zapytał zirytowany. Białowłosa znowu się zaśmiała.  - Przepraszam za mojego brata, ale wydaje mi się, że on po prostu nie raz nie ogarnia świata.

- To całkiem możliwe, że nigdy pan nie spotkał naszych rodziców. W końcu nasze watahy nie zbyt ze sobą przepadają.

- Naprawdę? - Zdziwiłam się. - Przecież Nela jest sympatyczna. Mój ojciec na pewno by ją polubił.

- Skąd to wiesz? - Zapytałem zdziwiony. Skąd ona może o tym wiedzieć skoro moja ciotka zginęła sto lat temu? - Nie możliwe żebyś ją znała. Masz zaledwie dziewiętnaście lat, a ona zginęła jakieś sto lat temu. No chyba, że to jedne z mocy... trybrydy?

- Tak, to pewnie to. - Odpowiedział Kacper.

- Możemy już iść? Czeka na nas przyjaciel. - Powiedziała.

- Tak, chłopaki mogą już iść, jednak ty Esno zostań. Muszę z tobą porozmawiać. - Spojrzałem na nią poważnie.

- O czym? - Zdziwił się Max.

- Jest alfą, więc muszę jej wyjaśnić jakie zasady są tutaj wymyślone dla alf. - Wyjaśniłem. Naprawdę musiałem jej o tym powiedzieć, a tak po za tym chciałem porozmawiać z nią o naszej więzi. Może przekonam ją by została luną stada mojego brata?

- Dobrze, ale dajemy panu tylko pięć minut. - Powiedział poważnie Kacper i opuścił gabinet wraz z chłopakami. Dziewczyna westchnęła. Przez chwile pomiędzy nami panowała grobowa cisza, którą zdecydowałem się przerwać. 

- Możesz podnieść na mnie wzrok. Wiem, że jesteśmy sobie przeznaczeni. - Powiedziałem obojętnie. Nie chciałem by wychwyciła moje emocje. 

- Nie.

- Co? Dlaczego? - Zapytałem zdziwiony.

- Może i jesteśmy mate, ale dopóki się w siebie nie wpoimy to... - I tu przerwałem jej łapiąc jej pod brudek ręką i zmuszając ją do podniesienia na mnie wzroku. Nasze oczy spotkały się. Jej, tak jak moje, oczy zmieniły kolor na wiśniowy. Poczułem też lekkie pieszczenie, które szybko ustało.

- I po co ci to? - Zapytał Axel. - Jednak się rozmyśliłeś, nie?

- Zamknij się. - Warknąłem na niego.

- Teraz jesteśmy w siebie wpojeni. - Stwierdziłem rozbawiony.  Esna zmarszczyła zabawnie brwi. - Jesteś alfą, więc nie powinnaś pochylać głowę. To ja powinienem to zrobić jako iż jestem betą. - Zauważyłem. Po co ja to mówię?

- Ale jako dyrektor tej placówki tego nie zrobisz, prawda? - Zapytała z cwanym uśmiechem. Kurwa. To BYŁO seksowne. O czy ja do cholery myślę?! Przecież ja mam trzydzieści cztery lata, a ona dziewiętnaście. Nawet nie skończone. Jestem od niej starszy o jakieś piętnaście... może nawet szesnaście lat! 

- Tak, zgadza się. - Odpowiedziałem z uśmiechem. - Ale ustalmy sprawę jasno.

- Co?

- Chodzi mi o naszą więź. Widzę, że ty też jej nie chcesz wnioskując po twoim zachowaniu. - Zauważyłem. 

- Nie, oczywiście, że ją chce. - Powiedziała od razu. Popatrzyłem na nią zdziwiony. Myślałem, że nie chce tej więzi. Co jest?

- Ale nie spojrzałaś mi w oczy. Nie chciałaś się we mnie wpoić. Najwyraźniej nie odpowiada ci moja ranga. Trudno. Będziesz sobie musiała znaleźć wilkołaka z rangą alfy albo wampira z rangą A. - Wzruszyłem ramionami. Albo podstawie ci pod mojego brata. 

- Nie chodzi mi o rangę. Mógłbyś być nawet omegą i tak bym cię chciała.

- Więc o co chodzi?

- Wiem, że masz narzeczoną. - Kiwnąłem głową na potwierdzenie jej słów.  - Słyszałam, że ją kochasz i że wkrótce się z nią żenisz. Nie chce stawać ci na drogę. Nie lubię niszczyć czyiś związków. Jeśli ją kochasz i nie chcesz zostawić ją z powodu więzi to...

- Nie chce. - Przerwałem jej.

- Ech, w takim razie nie wchodźmy sobie w drogę. Wiem, że więź zniknie dopiero w momencie, gdy sparujesz się z innym wilkołakiem, więc jeśli to zrobisz ze swoją wybranką to będziemy mieć problem z głowy. - Powiedziała poważnie i obojętnie. Cholera. Twarda sztuka. Czemu ja nie poznałem ją wcześniej?

- Bo po pierwsze: była by wtedy dużo młodsza, a po drugie: jesteś imbecylem i się nie postarałeś. Palant. - Miałem ochotę wywrócić oczami na słowa mojego wilkołaka, ale się powstrzymałem. Nie chciałem, by dziewczyna odebrała to jako zniewagę do niej. W końcu ja jestem betą, a ona alfą. 

- Skoro się ze sobą zgadzamy to nie ma tu nic do gania. - Powiedziałem w końcu. Esna nagle wypięła dumnie pierś, a jej źrenice zmieniły kolor na złoty. Mój wilk od razu zacząć się kulić. 

- Jeśli to wszystko... do widzenia, panie dyrektorze. - Warknęła, wstając z miejsca.

- Czekaj. - Zatrzymałem ją. Białowłosa spojrzała na mnie pytająco. - Zasady.

- Serio? Myślałam, że to tylko wymówka do pogadania ze mną o tej chorej więzi.

- Nie. Jest tylko jedna zasada na alf. Żadnego używania głosu alfy w szkole oraz robienia z siebie gwiazdeczki. Nauczyciele będą ignorować twoje rozkazy choćby miało to ich kosztować życiem. Takie zasady. Wybacz. - Wzruszyłem ramionami.

- Niech będzie. - Machnęła lekceważąco dłonią na moje słowa i opuściła mój gabinet. Westchnąłem. Takiej kobiety z charakterem się nie spodziewałem. Bardziej skuloną myszkę wolącą stać na uboczu. Wtedy było by bardzo łatwo. Ale ona nie tylko jest mega odważna i zadziorna, ale i też kurwa jest cholerną alfą! Nie wierze, że tak łatwo odpuściła. Na pewno coś planuje. Nie mogę pozwolić, by moja żona się o niej dowiedziała. 

Po chwili usłyszałem znowu dźwięk SMS. Westchnąłem i przeczytałem wszystkie, które w czasie naszej rozmowy wysłała mi moja żona. Postanowiłem do niej zadzwonić. Jak się okazało chciała pomówić o ślubie. Szybko ją spławiłem mówiąc, że nie mam teraz czasu i zrobimy to po powrocie do domu. 

Nie mogłem być z Esną. Nie tylko z powodu tego iż kocham Alais i zaniedługo się z nią żenię. Ona jest w ciąży. Nosi pod serem moje dziecko, więc nie mogę ją zostawić. Więź mate nie jest aż tak istotna. Ważna jest miłość, a nie jakaś pieprzona więź, która postanowiła sobie ze mnie zadrwić i nie tylko przyszła do mnie w nie odpowiednim momencie, ale i też postanowiła podstawić mi pod nos małolatę. Serio myślicie, że zamieniłbym dojrzałą kobietę na głupią i nic nie wiedzącą o życiu nastolatkę? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top