12. - Na granicy

-ESNA-

Otworzyłam oczy podnosząc się z leżenia. Musiałam kilkukrotnie zamrugać, by przyzwyczaić się do mocnego światła, które tutaj było. Wstałam z podłogi i rozejrzałam się po miejscu, w którym byłam. Było to okrągłe pomieszczenie. Jedna połowa była biała z niebieskimi drzwiami oznaczonymi różnymi symbolami, a druga czarna z czerwonymi drzwiami, na których również były jakieś dziwne symbole.

~ Co jest? ~ Mruknęłam cicho pod nosem, jednak chyba nie na tyle cicho, bo moje słowa rozniosły się po chwili echem po okrągłym pomieszczeniu. ~ Gdzie ja jestem? 

~ Na granicy, Esna. ~ Podskoczyłam przestraszona, gdy usłyszałam za sobą dobrze mi znany głos. Odwróciłam się i otworzyłam zszokowana buzie. Przed mną stał Bruno ubrany w zwykłe czarne spodenki z kieszeniami, w białą koszulkę opinającą jego ciało i w czarne adidasy. ~ Zamknij buźkę, bo ci mucha wleci. - Zaśmiał się. 

~ Ale jak to możliwe!? Ty żyjesz? ~ Zapytałam, podchodząc do niego bliżej.

~ Ech... nie. ~ Odpowiedział z lekkim uśmiechem. ~ Mówiłem ci; jesteśmy na granicy pomiędzy światem żywych, a światem umarłych. 

~ Ale co ty tutaj robisz? Nie powinieneś być w tym... drugim świecie? ~ Zapytałam niepewnie. 

~ Jeszcze nie mogłem przejść na tamtą stronę. ~ Wzruszył ramionami.

~ Dlaczego?

~ Spotkałem mojego wilka. Pierro powiedział mi, że jeszcze nie wypełniłem swojego zadania. ~ Odpowiedział.

~ Jakiego zadania? ~ Dopytywałam. Bruno uśmiechnął się.

~Muszę spotkać Klarę. Nie chce by trzymała do ciebie urazy. Wiem, że będzie chciała odwiedzić radę, by opowiedzieć im o tym co zrobiłaś. Oczywiście twój ojciec i wujek będą cię bronić, ale co gdy pozostała część rady uzna, że jesteś zbyt niebezpieczna? Zabiłaś w końcu członka swojej watahy bez żadnego powodu. ~ Westchnęłam. Bruno ma rację. Alfa stada powinien mnie natychmiast wyrzucić z watahy po takim incydencie. Wtedy zostałabym banitą oskarżoną o morderstwo członka własnego stada. Żadne stado nie chciało by mnie przyjąć. Może nawet by mnie zabili za wejście na ich teren bez pozwolenia. 

~ Nie musisz tego robić. Zasłużyłam sobie na każdą karę, którą wyznaczyła by mi rada. 

~ Muszę. Najprawdopodobniej wyrzuciliby twojego ojca ze stanowiska, gdyby dowiedzieli się, że ukrył przed nimi to co zrobiłaś. ~ Powiedział. Tego nie przewidziałam. Faktycznie, rada mogła to uczynić. W końcu okłamał ich jeden z nich. Uznaliby to za oszustwo i zniewagę. 

~ Masz rację. ~ Westchnęłam. ~ Potem odejdziesz?

~ Tak. ~ Przytaknął głową z lekkim uśmiechem.

~ Przepraszam. Ja naprawdę nie chciałam. ~Powiedziałam, ledwo powstrzymując łzy. 

~ Hej, przestań. To nie twoja wina, Esna. To byłem niezbyt uważny. Gdybym bardziej uważał nic by się nie stało. Ty byś się uspokoiła, a ja nadal bym żył. To tylko i wyłącznie moja wina. Nie obwiniaj się za to. ~ Powiedział, kładąc mi swoją rękę na ramieniu. ~ Jednak teraz musisz mi wybaczyć. Muszę wypełnić swoje zadanie za nim będzie za późno. 

~ Jak chcesz to zrobić?! Przecież żywi nie widzą... duchów? 

~ Coś wymyśle. ~ Zaśmiał się. ~ Żegnaj, Esno. Miejmy nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek uda nam się ze sobą spotkać. ~ Powiedział i na pożegnanie jeszcze mnie przytulił, po czym zniknął otoczony małymi białymi światełkami. Pociągnęłam nosem wycierając mokre od łez policzki. Będzie mi go brakowało. 

~ Witaj, Esna. ~ Podskoczyłam przestraszona słysząc głos za sobą. Odwróciłam się przodem do Neli.

~ Musisz mnie tak straszyć? ~ Zapytałam, łapiąc się za miejsce gdzie było serce. Kobieta zaśmiała się głośno.

~ W końcu jestem duchem, nie? ~ Prychnęłam. ~ Widzę, że pogodziłaś się już z własną mocą.

~ Mocą? Jaką mocą? ~  Zapytałam zdziwiona.

~ Ostatnio rozmawiałyśmy o klątwie, prawda?

~ No tak. Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?

~ Wiesz, że teraz jesteś tylko zwykłym człowiekiem? ~ Zapytała, na co spojrzałam na nią zdziwiona. ~ W tym świecie ktoś taki jak kotołaki, wampiry i wilkołaki nie istnieją. Nie ma też tutaj wróżek. Nasze moce znikają tuż po śmierci, jednak inaczej jest z żywiołem.

~ Żywiołem?! Przecież one nie istnieją. ~ Zauważyłam. Ta rasa wyginęła setki lat temu. 

~ Tak wydaje się wam, jednak ty jesteś żywym dowodem na to iż to nie prawda. 

~ Chcesz mi powiedzieć, że jestem żywiołem, tak? Ale ty wiesz, że moi rodzice nim nie są?

~ Nie muszą. Wystarczy, że był to ktoś z twoich przodków. ~ Spojrzałam na nią zdziwiona.

~ Czyli twoim zdaniem jestem żywiołem? ~ Zapytałam dla pewności. Kobieta przytaknęła w odpowiedzi głową. ~ Kłamiesz.

~ Nie tylko ja tak uważam. Twoja ciotka wróżka i twoja mama uważają tak samo.

~ A ty niby skąd o tym wiesz? ~ Zdziwiłam się. ~ Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nas obserwujesz?

~ Tak, obserwuje was. I nie tylko was. Każda żyjącą istotę. Wypełniam zadania żywioła, które przejmiesz ty. Ja nie mogę ich pełnić całe życie.

~ A jakie są to zadania? ~ Zaciekawiłam się.

~ Żywioł ma pewne moce. Potrafi przemieszczać się pomiędzy granicą, światem żywych i zmarłych. Podobnie jak wampir może żyć wiecznie o ile nie złamie pewnych zasad.

~ Jakich?

~ Musi czuwać nad bezpieczeństwem innych. To znaczy: nie może sam ich krzywdzić. Jeśli skrzywdzi niewinną osobę żyjącą lub nieżyjącą zostanie ukarany wiecznymi męczarniami w postaci kar, a na końcu umiera. Tylko, że wtedy już nie ma wyboru. 

~ Wyboru?

~ Po śmierci dusze zmarłych, gdy wypełnią dane im zadania, mają wybór. Albo zostać duszą i błądzić po świecie żywych albo przejść przez odpowiednie drzwi i stać się na nowo żyjącą osobą, ale wtedy już nie będzie pamiętać tego co działo się z nią w poprzednim życiu. ~ Wyjaśniła. 

~ Trochę to skomplikowane. ~ Stwierdziłam. 

~ Esna, jesteś żywiołem czy ci się to podoba czy nie. Musisz przejąć pałeczkę i ochraniać zmarłych jak i żyjących.

~ Ale jak mam niby to zrobić?! Po pierwsze: sama mam dużo problemów z powodu tego iż jestem trybrydą, a po drugie: nie widzę duchów!

~ Jeśli zgodzisz się na zostanie ''opiekunem'' dusz żyjących i nie żyjących będziesz widzieć duchy. Uaktywnią ci się też po czasie twoje moce. Możesz być żywiołem wody, żywiołem ognia, żywiołem powietrza lub żywiołem ziemi. To już zależy od tego wszystkiego. Nawet jeżeli twój przodek był żywiołem wody to ty możesz być żywiołem ognia i tak dalej.

~ Czyli nie wiadomo kim będę?

~ Dokładnie. ~ Skinęła dodatkowo głową w potwierdzeniu swojej odpowiedzi. ~ Jaka jest twoja decyzja? ~ Zapytała, a ja nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Z jednej strony to wszystko było mega skomplikowane i wydawało się, że temu nie podołam, bo w końcu miałam masę swoich problemów związku z tym iż byłam trybrydą trzech niebezpiecznych ras. Z drugiej strony to wszystko było takie fascynujące, bo bądźmy szczerzy - nikomu nie zdarza się codziennie zostać żywiołem do tego opiekunek i widzieć dusze zmarłych. Komuś się to zdarzyło? Raczej wątpię.

~ Ja... Myślę, że... 

-NIKLAUS-

Patrzyłem ze smutkiem na Esnę. Trybryda leżała na ziemi cicho łkając. Nie chciałem w tej chwili z Alanem zakłócać jej spokoju, dlatego siedzieliśmy wilczej postaci na brzegu lasu. Po chwili jednak zaniepokoił nas obcy zapach, jednak dla mnie nie był on taki obcy. Gdzieś już go spotkałem. Tylko gdzie? Nagle usłyszałem głośny wrzask. Zwróciłem łeb w stronę Esny i od razu poderwałem się do biegu widząc jak dwudziestolatka zwija się na ziemi z bólu. Była w postaci kota, ale wkrótce doszło do przemiany i stała się kobietą. Wraz z Alanem podbiegliśmy do niej. Była nieprzytomna i się nie ruszała.

- Ona chyba nie żyje. - Powiedział nagle Alan i przemienił się w człowieka kucając przy niej. Sprawdził czy oddycha. 

- I co?

- Nie oddycha. - Powiedział zdziwiony i zaczął ją reanimować. Dostrzegłem, że jej ciało blednie tak jak usta, które stają się sine. Kurwa! Ona umiera! Ale dlaczego? Czyżby to wszystko wina klątwy? 

- Niklaus... Ktoś tu jeszcze jest. - Usłyszałem w głowie głos mojego wilka Axela. Powąchałem powietrze i znowu wyczułem ten sam znajomy zapach. Rozejrzałem się po okolicy i zacząłem głośno warczeć zauważając jakąś postać stojącą nad przebiegm lasu. Była ona ubrana w czarną pelerynę z kapturem. Wydawało mi się, że gdzieś już ją widziałem.

- Przecież to ten łowca, który zaatakował Henrika i Rebecce dwadzieścia jeden lat temu w lesie! - Przypomniał mi Axel. Słysząc jego słowa już miałem zacząć biec w kierunku łowcy, ale zatrzymał mnie okrzyk bólu Esny. Spojrzałem na nią. Dziewczyna znowu zaczęła się przemieniać, a to znaczyło tylko jedno... 

- Kurwa. Alan trzymaj ją. - Warknąłem i przemieniłem się w człowieka łapiąc Esnę za ręce i mocami alfy starałem się rozkazać jej wstrzymać przemianę. - Nie możemy pozwolić, by się przemieniła. Inaczej zacznie nas atakować. - Alan skinął głową i złapał dziewczynę za nogi starając się nie patrzęc na jej nagie ciało. No tak, przecież po przemianie jesteśmy nadzy.

- Jak to możliwe, że się przemienia skoro nie żyje? - Zapytał niepewnie na mnie patrząc. Chwile się zastanawiałem za nim mu odpowiedziałem.

- Sam tego nie rozumiem. - Wzruszyłem ramionami. - Skątaktuje się z Rebe. - Dodałem i przymknąłem powieki próbując nawiązać więź z Rebe. Udało mi się. - Rebe, Esna znowu przechodzi przemianę. Jest z nią coraz gorzej.

- Ona umarła! - Dodał Alan. Wywróciłem na jego słowa oczami.

- O czym wy pieprzycie?! Gdzie jesteście?

- To teraz nie jest ważne. Chodź tutaj. Jesteśmy na polanie. A! I przyprowadź ze sobą wsparcie. Nie chce, by Esna się przemieniła i nas pozabijała. - Rebe nic nie odpowiedziała na moje słowa. Najwyraźniej zaczęła wzywać wsparcie. 

- Kurwa! Uważaj! - Krzyknął Alan, ale za nim mogłem zrobić cokolwiek poczułem okropny ból w plecach. Zacisnąłem zęby i się skrzywiłem. Ból był przerażający. - Kim ty jesteś? - Zapytał wściekły Alan i wstał atakując tego kogoś. To był ten sam koleś co stał przy brzegu lasu na drugiej części polany. Nie zważając na ból trzymałem nadal Esnę, jednak wkrótce trybryda mi się wyrwała i przemieniła w... wilkołako-kotołako-wampira? Trybryda spojrzała na mnie. Jej oczy były inne. Bardziej niebezpieczne i wrogo do mnie nastawione. 

- Esna, to ja... Niklaus. Pamiętasz mnie? - Próbowałem ją ocucić z tego transu. Za mną Alan walczył z tamtym łowcą, a ja próbowałem nie zezłościć bardziej swojej siostrzenicy. Wilczyca warknęła na mnie głośno. Przez ranę na plecach nie potrafiłem się przemienić. Dodatkowo czułem, że sztylet, który został mi wbity był czymś nasączony. I chyba już nawet wiem czym, bo ból był przeogromny, a moje ciało osłabło. 

- Niklaus! - Usłyszałem głos Rebecca i chwile później kotołaczyca wraz z betami i innymi wilkami wbiegła na polane. - Esna! - Krzyknęła, widząc warczącą na mnie córkę. Rebe przemieniła się i podbiegła do nas w człowieczej postaci. - Esna to my. Nie poznajesz nas? - Zapytała.

-REBECCA-

- Esna to my. Nie poznajesz nas? - Zapytałam i w myślach kazałam Charliemu i Olgierdowi zabrać stąd Niklausa. Wcześniej zauważyłam głęboką ranę na jego plecach. - Esna... to ja. Twoja mama. - Powiedziałam spokojnie. Trybryda spojrzała na mnie nieufnym wzrokiem po czym zaczęła znowu warczeć i nagle się na mnie rzuciła. Szybko przemieniłam się w kotołaka dzięki czemu szanse były minimalnie wyrównane. Do pomocy przybiegł mi Henrik. Kątem oka zauważyłam, że Alan walczył z jakimś zamaskowanym mężczyzną, a na pomoc pobiegli mu pozostali, jednak zamaskowany szybko się ulotnił znikając za gestom chmurą czarnego dymu. 

Esna nagle wyskoczyła w powietrze i się na mnie rzuciła, jednak nim mnie dotknęła odepchnął ją Henri. Dwa wielkie wilkołaki przeturlały się po zielonej trawie, w jednej sekundzie wstając na równe cztery łapy i rzucając sobie do gardeł. Postanowiłam pomóc Henrikowi. Do pomocy włączył się też Bazyli wraz z Alanem, a pozostałe wilkołaki pilnowały, by Esna nam nie uciekła. W dwóch słowach - otoczyli nas.

-ESNA-

~ Ja... Myślę, że... chce to przemyśleć, Nela. To duży obowiązek, a ja nie wiem czy podołam. - Westchnęłam. - W przyszłości mam zostać alfą. Jestem trybrydą na dodatek... A co jeśli zostanę członkiem wielkiej rady? Nie dam sobie z tym wszystkim rady...

~ W takim razie daje ci czas, jednak nie będzie go zbyt dużo. Na pewno starczy ci czterdzieści osiem godzin. ~ Kiwnęłam głową słysząc jej słowa. ~ Ale pamiętaj Esna, że klątwa cię zabija. Nic nie mogę niestety na to poradzić. Nigdy nie miałam styczności z takim czymś.

~ Poradzę sobie. O to się nie martw. 

~ Wierzę w to, Esna. ~ Uśmiechnęła się lekko. ~ Na ciebie już czas. Twoja druga strona zaczęła za dużo szaleć. Powinnaś czym prędzej to zmienić.

~ Dziękuje ci za wszystko.

~ Nie dziękuj mi Esna. Jeszcze się spotkamy, a gdy to nastąpi to ja podziękuje tobie. ~ Powiedziała i zniknęła w podobny sposób co Bruno. Z lekkim uśmiechem na twarzy zamknęłam oczy i poddałam się ciemności, która otoczyła mnie z każdej strony. Potem straciłam świadomość.

~*~

Obudziłam się sekundę później. A przynajmniej miałam takie wrażenie. Podniosłam się z leżenia i spojrzałam w stronę okna, jednak było ono zasłonięte zasłoną. Westchnęłam i wstałam ze swojego łóżka, ponieważ leżałam we własnym pokoju, i ruszyłam w kierunku okna. Odsłoniłam zasłony i zdziwiłam się widząc ciemność za oknem. Czyli jednak byłam nieprzytomna dłużej. 

- Esna? - Usłyszałam za sobą cichy i niepewny głos Charliego. Odwróciłam się przodem do niego i parsknęłam śmiechem widząc, że ma wycelowaną we mnie spluwe. - To ty?

- Tak geniuszu. To ja. - Znowu się zaśmiałam. Wilkołak odetchnął z ulgą chowając broń do paska spodni. - Mama kazała ci to nosić? Jest nasączone srebrem czy złotem?

- Tak, kazała nam wszystkim to nosić. I tak jest nasączone srebrem i złotem. - Odpowiedział na moje pytania.

- Ale wy wiecie, że to na mnie nie działa? Przecież jestem trybrydą. Srebro i złoto nie działa na mnie tak jak na innych. 

- Ale i tak warto spróbować. - Powiedział, masując kark. - Powinienem zawołać lunę? W końcu się obudziłaś.

- Która godzina? - Zapytałam, chłopak prawie natychmiast spojrzał na swój zegarek.

- trzecia rano.

- Więc nie, nie rób tego. Idź najlepiej spać. Wszyscy już pewnie śpią.

- Ja nie. - Do pokoju weszła moja mama.

- Luno. - Charlie pochylił głowę z szacunkiem po czym opuścił moją sypialnie zamykając za sobą drzwi. Westchnęłam i spojrzałam na swoją mamę

- Opowiesz mi o wszystkim jutro. Najlepiej z samego rana. 

- A tata? On już wie?

- Tak. - Odpowiedziała poważnie i opuściła moją sypialnie życząc mi dobrej nocy. Ponownie westchnęłam i usiadłam na brzegu łóżka wpatrzona w krajobraz za oknem. 

To wszystko było takie skomplikowane. Nela mówiła, że jestem żywiołem i mam podjąć decyzje czy chce strzec świat zmarłych i umarłych czy też nie. Za pewne nie miałam wyjścia i musiałam odpowiedzieć jej twierdząco, więc po co było to całe zastanawianie? Najprawdopodobniej Nela chciała bym się do tego wszystkiego przyzwyczaiła. I chyba dobrze zrobiła. Nadal nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Ponadto strasznie się bałam.  

- O czym ty mówisz? - Zapytała zdziwiona Irma. Zmarszczyłam brwi.

- To ty nie wiesz?

- O czym? O tym, że już drugi raz poczułam, że umarłaś i już drugi raz poczułam jak twoimi mocami zawładnęła jakaś dziwna mroczna moc? Tak, o tym już zdążyliśmy się dowiedzieć. - Prychnęła. Westchnęłam. Postanowiłam im o wszystkim opowiedzieć. Spędziłam na tych opowiastkach chyba z dwie godziny.

- Czyli jesteś żywiołem? - Zapytał, dla upewnienia, Kajmir. - To dziwne, bo my z Irmą nie wyczuwamy dodatkowej w tobie mocy. Fakt. Od jakiegoś czasu byłaś jakaś inna... silniejsza, ale myśleliśmy, że to z powodu tego iż stajesz się bardziej doroślejsza.

- Po za tym znalazłaś mate, więc to mogło też wypłynąć na twoją siłę. - Dodała Irma, przypominając mi o tym, że spotkałam w szkole mate! Nadal w sumie nie wiem kim on jest... - A faktycznie. Nie wiesz. - Zaśmiała się Irma. 

- Och zamknij się i dajcie mi obaj spać. - Westchnęłam i odetchnęłam z ulgą, gdy się już nie odezwali. Postanowiłam, że wezmę jeszcze prysznic przed pójściem spać, bo nie lubiłam kłaść się brudna. 

Po długim prysznicu wróciłam do pokoju ubrana w długą męską koszulkę do kolana i niebieskie majtki. Lubiłam chodzić w długich koszulkach i bluzach. Zawsze wybierałam te z działu męskiego, bo te z działu damskiego nigdy nie były dla mnie wystarczająco długie i grube. 

~*~

Obudziłam się jeszcze tego samego dnia, jednak o godzinie trzynastej. Nie było to dla mnie niczym dziwnego skoro położyłam się o piątej nad ranem. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy wybierając z niej ubrania, które następnie na siebie założyłam. Była to długa biała bluza z napisem ''My life'', czarne dziurawe dżinsy z kieszeniami i białe vansy. Włosy spięłam w wysokiego kucyka wyciągając z niego kilka kosmyków włosów, aby efekt był lepszy. Makijażu sobie nie robiłam, ponieważ nie potrzebowałam. Kotołaki i wilkołaki były z natury piękne, więc makijaż był zbędny. Robiłyśmy sobie go tylko na wyjątkowe okazje jak na przykład: impreza. 

Wyszłam ze swojej sypialni i ruszyłam w kierunku gabinetu alfy myśląc, że tam znajdę swoją mamę. Niestety tak nie było. Zajrzałam więc do ich sypialni, a gdy i tak jej nie było skierowałam się do pokoju luny. I znowu to samo. Gdy obeszłam już wszystkie pokoje na piętrze rodziny alfy i luny zeszłam na parter, i to tam zaczęłam ją szukać. Kuchnia, łazienki, salon, jadalnia i wszystkie inne miejsce na piętrze - w żadnym z nich jej nie było. Westchnęłam i postanowiłam wyjść na zewnątrz. W ogrodzie i na placu treningowej też jej nie spotkałam, więc postanowiłam podejść do Alana, który akurat trenował młode, by zapytać ją o lunę.

- Hej, Alan. - Podeszłam do wilkołaka. Chłopak spojrzał na mnie i się szeroko uśmiechnął na mój widok. Zauważyłam, że za paskiem trzyma pistolet na co wywróciłam oczami. 

- Witaj, Esna. Już się obudziłaś? Myślałem, że będziesz spać tak jak ostatnio tydzień.

- Nie tym razem. - Zaśmiałam się. Wilkołak również się uśmiechnął.

- W sumie odetchnąłem z ulgą, gdy uszłałem twój głos. Wiesz, że myśleliśmy, że byłaś martwa? Nie oddychałaś ani nie miałaś pulsu. Potem zmieniłaś się w... trybrydę i zaczęłaś nas atakować, a na końcu znowu zemdlałaś i znowu myśleliśmy, że nie żyjesz, jednak po godzinie wrócił ci oddech i puls. 

- Bardzo ciekawe. - Powiedziałam zaskoczona. Czy ja naprawdę umieram, gdy tylko przechodzę na granicę? W sumie to całkiem możliwe. Wtedy jestem na granicy jako duch. To tak jak Nela i Bruno. Oni obaj nie żyją choć byli ze mną na granicy. - Wiesz może gdzie jest moja mama?

- Tak. Postanowiła zamienić się ze mną i wraz z Charlie, Olgierdem i Bazylim wyruszyła na patrol. Powinni wrócić po obiedzie. 

- Rozumiem. Dzięki za informacje. 

- Drobiazg. - Odpowiedział z uśmiechem. - Chcesz może potrenować do obiadu?

- Pewnie! - Powiedziałam podekscytowana.

- W takim razie idź się przebierz i sto kółek! 

- Tak jest, trenerze!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top