11. - Ucieczka
-REBECCA-
Wraz z Wanser weszłam do gabinetu mojego męża. Kobieta chciała ze mną porozmawiać i ja w sumie z nią też chciałam.
- Jak z Esną? Wydawała się blada i słaba. - Powiedziała Wanser, siadając obok mnie na kanapie, którą tu ostatnio, przekonując męża, wsadziłam.
- Wydaje się, że jest dobrze. - Odpowiedziałam. - Myślisz, ze to ta klątwa?
- Tak. Klątwa mogła zmienić się przez ten okres czasu.
- Ale co to oznacza? Od teraz Esna, gdy będzie wpadać w złość zmieni się w dziką bestię gotową zabić wszystkich? - Zapytałam przerażona. - Mam tyle na głowię. Banici, łowcy, pandemia, a teraz jeszcze klątwa Esny.
- Ale ty wiesz, że nie jesteś z tym sama? Rodzina ci w tym pomoże.
- O ile któreś z nas nie zdziczeje. - Warknęłam zła. Wróżka westchnęła.
- Masz rację... Jednak nadal są po twojej stronie. Puki będziesz im ufać i puki będziecie sobie na wzajem pomagali nic się nie stanie. Musisz w to tylko uwierzyć, Rebe. - Powiedziała spokojnie. Chciałabym w to uwierzyć, ale po prostu nie mogę. Po chwili usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
- Proszę. - Po moich słowach drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł Henrik.
- Nie przeszkadzam wam? - Zapytał.
- Nie. O co chodzi? - Zapytałam. Mój ojciec podszedł do nas bliżej i zaczął opowiadać mi o tym co wydarzyło się w kuchni. - Jak to umiera? - Zapytałam zdziwiona, gdy zakończył swoją opowieść.
- Powiedziała mi, że spodkała Nele Wolf, która jej o tym powiedziała. - Wyjaśnił.
- To całkiem możliwe, jeśli znalazła się na granicy pomiędzy dwoma światami. - Powiedziała zafascynowana Wanser.
- Jak to? - Zapytałam zdziwiona. Wróżka spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
- Tylko jedna rasa potrafiła stanąć pomiędzy dwoma światami. Jest to stara rasa. Starsza od naszej.
- Masz na myśli żywioły? - Zapytał Henrik. - Ale oni wyginęli setki lat temu! Esna nie może być żywiołem.
- To prawda, jednak potrafisz to udowodnić? Potrafisz udowodnić to, że ktoś waszej rodzinie nie był żywiołem? Może był, ale to ukrywał?
- Chcesz mi powiedzieć, że to nie przez klątwę, a przez to iż Esna może być żywiołem? - Zdziwiłam się. - Przecież ona nie potrafi władać nad żadnym żywiołem.
- Chce tylko powiedzieć, że mogliście nie wiedzieć iż Esna przejęła geny waszych przodków. Możliwe jest to, że klątwa, która nad nią spoczęła, mogła uaktywnić jej zdolności.
- Ale jak wyjaśnisz zachowanie jej drugiej strony? Przecież ona zachowywała się jak bestia! Wraz z Seanem myśleliśmy nawet, że zdziczała!
- Nie potrafię tego wyjaśnić. Wydaje mi się, że Esna jako żywioł trafiła do świata, który jest czymś pomiędzy śmiercią, a życiem. Za to jej wcielenie trybrydy pozostało w naszym świecie. Moce Esny jako żywioł mogły ochraniać ją przed klątwą, ale gdy ta jakimś sposobem opuściła ten świat i przeszła na granicę dwóch światów, klątwa zaczęła działać i zmieniła ją w potwora. To najbardziej wyjaśnia jej zachowanie i to co się stało.
Milczałam. Nie potrafiłam niczego z siebie wydusić. Esna, najprawdopodobniej, była żywiołem. Najstarszą rasą ze wszystkich. Dodatkowo spoczywała nad nią klątwa i tylko jej moce żywiołu mogły ją ochronić przed klątwą. To było takie nierealne!
- To wcale nie musi być tak. - Odezwał się nagle Henirk.
- To tylko teoria. Nikt nie musi mówić, że to prawda, bo to wcale nie musi być prawdą. - Wzruszyła ramionami. Usłyszeliśmy nagle pukanie do drzwi. Westchnęłam.
- Proszę. - Drzwi się otworzyły. Do środka wszedł Kacper. - O co chodzi?
- Esna zniknęła. Uciekła z terenu domu głównego. Niklaus i Alan poszli jej szukać. - Wyjaśnił.
- Jak to uciekła!? - Zapytałam, wstając z miejsca. - Musimy ją odnaleźć!
- Nie! - Spojrzałam zaskoczona na dziadka. - Niklaus i Alan poszli jej szukać. Dadzą sobie radę. Esna ma w końcu dwadzieścia lat, a nie pięć. - Westchnęłam. Tata miał rację. Przecież Esna to nie dziecko.
-ESNA-
Po wyjściu z domu watahy, przemieniłam się kotołaka białej pantery. Pobiegłam w kierunku murów i się po nich wspięłam, dzięki pazurom. Zauważyłam, że z domu głównego wybiega Niklaus, a do niego dołącza Alan. Oboje swój wzrok wbili we mnie. Prychnęłam pod nosem i zeskoczyłam z murów spadając idealnie na cztery łapy.
Spojrzałam na las przed sobą i niemalże zaczęłam skakać z podekscytowania. Pierwszy raz od dawna mogłam sama wejść do lasu. Co z tego, że zrobiłam to nielegalnie i prawie bez wiedzy kogokolwiek.
- Ciesz się wolnością puki możesz. Alfa jak się o tym dowie to nie będzie zbyt ciekawie. - Prychnęłam na słowa Kajmir. On się po prostu nie umie bawić.
- Racja. - Potwierdziła Irma. Zaśmiałam się i zaczęłam biec w głąb lasu. Wyczułam, że Niklaus i Alan biegną za mną, jednak ja byłam zbyt szybko, by mnie dogonili. Stwierdziłam, że najlepszym pomysłem będzie pobiegnięcie na polanę, którą już wcześniej odwiedziłam.
Gdy dotarłam na miejsce stanęłam na środku polany. Dokładnie w tym samym miejscu, w którym zabiłam Bruna. Położyłam się i westchnęłam. Spod moich powiek wypłynęły łzy. Byłam zła na siebie. Zabiłam nic nie winnego wilkołaka. Osobę, która zawsze służyła mi pomocą i radami. Był dla mnie jak drugi ojciec, którego nigdy nie zapomnę.
Wyczułam, że na skraju lasu usiedli Niklaus z Alanem. Obserwowali mnie, ale nic nie robili. Wiedzieli po co tutaj przyszłam. Chcieli dać mi trochę prywatności w między czasie mnie pilnując.
Nagle poczułam coś dziwnego. Syknęłam czując okropny ból głowy. Przed moimi oczami nagle pojawiły się czarne plamki, a kości zaczęły pękać. Wrzasnęłam głośno z bólu czym pewnie zaalarmowałam wujków.
Gdzieś w oddali pomiędzy drzewami zauważyłam postać odzianą w czarną pelerynę, jednak nie zdołałam jej się przyjrzeć, bo wkrótce otoczyła mnie ciemność.
xxxx
Myślę, że jutro mogłabym stworzyć dla was jakiś maraton z tej książki. Co godzinę mogłabym wstawiać dla was rozdziały (z około 3-4 tyś słowami). Co wy na to? - Przynajmniej bym spróbowała. Jakoś tak ostatnio mnie wena naszła. ♥♥♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top