1. - Do szkoły

W końcu wróciłam do domu głównego. Usiadłam w salonie na kanapie obok moich braci i zaczęłam oglądać z nimi "Teen Wolf". Jakimś dziwnym trafem większość z tą bohaterów miała dokładnie takie same imiona jak ludzie w mojej rodzinie... No i jeszcze wampiry i wilkołaki.

- Co ty taka ponura? - Zapytał Callas. 

- Dostała opieprz od ojca. - Odpowiedział za mnie Max. Warknęłam na niego.

- Ojciec nie pozwolił mi wyjść samej z terenu watahy.

- Chyba raczej z terenu domu głównego, bo teren watahy liczy ponad milion hektarów!

- Bracie pora zainwestować w książki do matematyki. - Mruknął pod nosem Callas. Kacper wywrócił oczami na słowa brata. - Powierzchnia naszego terenu wraz z oceanami i górami wynosi ponad tysiąc dwieście trzynaście przecinek trzy kilometry kwadratowe. - Dodał. - To jest oczywiście nie pewne wyliczenia, ale jednak to spory teren. Po za tym musimy patrzeć na to, że tereny naszej watahy łączy się z terenem watahy Białego Kła, który zajmuję jedną trzecią naszego terenu i...

- Zamilcz. - Syknęła na niego Kalin, która już nie mogła go słuchać.

Callas to jedyny z naszego rodzeństwa, którego interesuje nauka i inne ścisłe przedmioty szkolne. Niestety, podobnie jak pozostała cześć mojego rodzeństwa, nie może chodzić do szkoły. 

Kacper i Max za to bardziej interesują się sportem niż nauką. Kacper uwielbia grać w piłkę nożną, a Max w koszykówkę. Kalin za to lubi się ubierać i robić fryzury choć ma dopiero dziesięć lat! A Calathea uwielbia bawić się w ogrodzie, a jej pokój jest pełen różnorodnych kwiatów i roślin. Nasza mama Rebecca szerokim łukiem omija jej pokój. Nigdy nie lubiła mieć kwiatów w pokoju, bo uważa, że ich zapach przydusza, a same kwiaty zabierają w pokoju miejsce. Ja uważam dokładnie tak samo, dlatego też nigdy w pokoju nie miałam kwiatów ani roślin. 

- No dobra, przestańmy o tym gadać. - Machnęłam ręką i wróciłam do oglądania serialu. 


<Rebecca>

- Chce chodzić do szkoły? - Zdziwiłam się. 

Mój mąż właśnie opowiedział mi o próbie kolejnego wyjścia Esny z terenów domu głównego. Oczywiście mogła stąd wychodzi tak jak reszta jej rodzeństwa, ale jedynie pod naszą lub bet opieką. Innego wyjścia nie było. Robiliśmy to ze względu na ich bezpieczeństwa. W końcu klątwa nie musiała wcale przejść tylko na Esnę... pozostałe jej rodzeństwo też mogło zostać przeklęte. A to wszystko i wyłącznie moja wina.

No i dodatkowo epidemia. Nikt po za mną i radą nie wiedział o zdziczałych wilkołakach. Chociaż za pewne wszyscy się dowiedzą. 

- Może powinniśmy ich puścić. - Powiedziałam nagle. Sean spojrzał na mnie pytająco. - No do szkoły dla magicznych i ludzi. 

- Nie wiem czy to dobry pomysł. Esna powinna się skupić na treningach. W końcu za niedługo przejmie stado...

- Przejmie je dopiero w momencie, gdy skończy szkołę. - Rozkazałam. Sean spojrzał na mnie zdziwiony. - No już tak na mnie nie patrz. Wiem, że Esna ma już dwadzieścia lat, ale co jeśli zapisać ją do liceum i powiedzieć dyrektorowi, że ma osiemnaście lat?

- Jestem alfą najpotężniejszego stada na świecie. Każdy zna Esne i wydaje mi się, że wszyscy wiedzą ile ma lat.

- No właśnie! Otóż to. Jesteś alfą i członkiem rady. Nikt ci się nie sprzeciwi. Zapisz Esne i jej rodzeństwo do liceum... A przynajmniej Maxa, Kacpra i Esne na ostatni rok, a Callasa na czwarty...

- A co z Kalin i Calathea?

- One będą się uczyć w domu. Gdy ukończą piętnaście lat zapiszemy je do szkoły. - Zadecydowałam. Sean westchnął. Nic nie mówił, bo wiedział, że ze mną nie wygra. Z natury jestem osobą, która jak już coś postanowi to to musi zostać zrobione. No chyba, że moja wilczyca każe mi zrobić coś zupełnie innego wtedy zmieniam zdanie.

- W tej chwili się z tobą zgadzam. Po prostu musimy na nich uważać. Dzieciaki to teraz nasz skarb. - Odezwała się w końcu Kate. Zgodziłam się z nią.

- No dobrze. Jeszcze jutro zadzwonię do dyrektora i powiadomię go o tym, że moje dzieci będą uczęszczać do jego szkoły.

- A ja powiadomię nasze dzieciaki! - Pisnęłam uradowana i podbiegłam do niego całując go mocno w usta. - W nagrodę dostaniesz od mnie mały prezent... - Wyszeptałam mu do ucha i rozpięłam pierwsze guziki jego białej koszulki. Wilkołak od razu zrozumiał o co mi chodzi, bo jego oczy pociemniały z pożądania... Chyba już wiecie co działo się potem...


<ESNA>

Następnego dnia obudziłam się dość z kiepskim humorem. Dlaczego? Moi bracia - Max i Kacper - postanowili zaserwować mi mokrą i zimną pobudkę. Oczywiście, gdy mama się o tym dowiedziała myślałam, że nie dożyją śniadania. 

- I jak się czujecie? - Zapytałam z szerokim uśmiechem. Max i Kacper prychnęli i odwrócili od mnie wzrok. Ej, to ja powinnam być na nich zła za tamtą akcje z rana. 

- Dzieci... - Podniosłam głowę do góry słysząc głos mamy, która po chwili pojawiła się w salonie. - Muszę wam przekazać świetną nowinę.

- Max i Kacper wyprowadzają się na drugi kraniec świata? - Zapytałam z nadzieją. Bracia spojrzeli na mnie z niedowierzaniem. Tak, zdecydowanie chce się ich pozbyć.

- I miej ty starszą siostrę. - Mruknął pod nosem Kacper. 

- Ech, nieee? - Odpowiedziała niepewnie Rebecca. - Wasz tata i ja zapisaliśmy was do szkoły dla ludzi i magicznych! - Powiedziała uradowana. Spojrzeliśmy na nią jak na kosmitkę. Po chwili jednak ja wybuchłam śmiechem, a za mną Kacper i Max. - Dlaczego się śmiejecie?

- Dobry żart, mamo. - Wymamrotałam nadal się śmiejąc. 

- To nie jest żart. Od jutra rozpoczynacie rok w nowej szkole. - Powiedziała i wyjęła telefon wyszukując coś w nim. - Akurat jutro rozpoczyna się nowy rok, więc ty i bliźniaki - Max i Kacper będziecie uczęszczać do piątej klasy, a Callas do czwartej.

- A co z nami? - Dopomniały się najmłodsze.

- Wy zaczniecie chodzić do szkoły, gdy ukończycie piętnaście lat i w końcu przejdziecie przemianę. Wcześniej nie ma mowy. 

- Ech. - Mruknęły coś tam pod nosem. 

- Ojciec się zgodził?

- Przekonałam go. Przecież wiecie, że mi nie odmówi. - Uśmiechnęła się, a ja już wiedziałam, że to co powiedziała miało dwuznaczne określenie. Nie wierze... 

- W końcu to kotołak. - Zaśmiała się moja kotołaczka. 

- Tak jak ty i Esna. - Doczepił się Kajmir. Irma prychnęła i już się nie odezwała. 

- No dobrze, ja wracam do swoich obowiązków, a wy przygotujcie się na jutro. Alan i Bruno z wami pojadą. - Oznajmiła i wyszła z salonu. Westchnęłam. Czyli bety będą nas pilnować. Świetnie!

- Czyli będziemy mogli opuścić sami dom główny? - Zapytał Kacper.

- Nie. Bety nas jutro odwożą... W szkole może będziemy mogli sami być, ale po szkole będą za nami chodzić bety. - Powiedziałam ponuro. Wolałam aby ich w ogóle z nami nie było. 



***

Kolejny rozdział za nami. ♥♥♥ Po egzaminach w piątek zacznę dla was pisać kolejny rozdział i może w sobotę już go będziecie mieć. ♥♥♥

Katherine D. Hayes

PS. W książce "Moja Kocia Mate" zaczęłam poprawiać rozdziały. Prolog już poprawiłam. Jutro (po egzaminach - jak znajdę czas) zabiorę się za 1 rozdział. ♥


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top