8.

<REBECCA>

Następnego dnia. Z samego rana, po wykonaniu wszystkich porannych czynności, pojechałam swoim motorem do pracy. Aktualnie jest godzina 7:20, a ja wchodzę do kawiarni przez drzwi główne.

– Hej. – Przywitałam się z Haną, która stała przy ladzie. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. – Szefowa u siebie?

– Nie, dzisiaj jej nie będzie. Miała być, ale coś jej wypadło. Ale będzie jutro. – Przytaknęłam głową i ruszyłam do szatni dla pracowników gdzie przebrałam się w białą bluzkę z różowym napisem "New Cafe".

Gdy wróciłam do lady zauważyłam, że w kawiarni pojawili się pierwsi klienci.

– Dzisiaj to ty jesteś kelnerką. – Avril wskazała nam nie. Skinęłam głową i bez przedłużania zaczęłam zbierać zamówienia od klientów.


<SEAN>

Dzisiaj od rana chodziłem wściekły i podminowany. Moja mate uciekła, a ja nawet nie wiem kiedy to się stało. Musiała wyjść balkonem, bo korytarz alfy jest pilnie strzeżony. No chyba, że moi strażnicy mnie okłamali i postanowili zignorować ucieczkę ich luny, ale to też nie było możliwe - alfie nie można skłamać. Kolejny plus bycia alfą. Nie ważne czy jesteś wilkołakiem czy innym stworzeniem, gdy rozmawiasz z alfą nie możesz go okłamać. No chyba, że sam nim jesteś to wtedy nie działa na ciebie to... zaklęcie? Niestety to ''zaklęcie'' nie działa też na lunę, ponieważ ona z reguły nigdy by nie okłamała swojego mate-alfy. Ale co do mojej mate to mogę mieć pewne wątpliwości. W końcu wyszła bez mojej wiedzy na imprezę i dodatkowo ubrała tą sukienkę... nie! To nawet nie była sukienka! Tylko po prostu jakaś siatka, która miała być sukienką. No i jeszcze całowała się z jakimś marnym człowiekiem. Na szczęście się już nim zająłem. Nikt nie będzie tykał tego co moje. Nikt!

Z trzaskiem wszedłem do gabinetu alfy i usiadłem przed biurkiem. W myślach przyzwałem do siebie swojego zaufanego betę - Alana. Był on moim głównym betą, a posiadałem ich jeszcze trzy.

Nie minęła minuta, a usłyszałem pukanie do drzwi, gdy osoba po drugiej stronie dostała moje pozwolenie drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Alan. 

– O co chodzi? Wzywałeś mnie... – Powiedział, siadając na przeciwko mnie. 

– Chodzi mi o kwiaty na mojej mate... już je wybrałem. Teraz trzeba je odebrać i je jej dostarczyć. Zajmiesz się tym?

– Oczywiście, alfo.  – Powiedział z lekkim uśmiechem. Wywróciłem oczami.

– Przecież gdy jesteśmy sami to możesz mi mówić na "ty". – Zauważyłem. Beta wzruszył jedynie ramionami i wstał ze swojego miejsca. 

– Jakie to mają być kwiaty?

– Czerwone goździki. – Odpowiedziałem. 

– Dobrze, czy coś jeszcze?

– Tak, wiesz gdzie jest teraz Rebe? – Zapytałem. Beta uśmiechnął się lekko i wyjął ze swojej bluzy jakąś karteczkę, którą mi podał.

– Tam pracuje. To kawiarnia wilkołaczki z naszego stada... Dodatkowo to żona kotołaka, który jest właścicielem tego klubu, w którym spotkałeś lunę tamtego dnia.

– Dziękuje, Alan. Możesz już odejść. – Beta przytaknął głową i opuścił gabinet. Przez chwile wpatrywałem się w karteczkę po czym wstałem i ruszyłem do wyjścia zabierając ze sobą kurtkę. Pora odwiedzić moją mate.


<REBECCA>

Gdy na zegarze wybiła godzina trzynasta miałam już dość, a czekały mnie jeszcze dwie godziny. Spojrzałam ze smutkiem na Hana, który również była już zmęczona dzisiejszą pracą.

– Hej, Hannah, bo jeszcze cię o to nie pytałam. – Dziewczyna spojrzała na mnie z zainteresowaniem. – Jak tam z twoim mate i no wiesz... z twoim chłopakiem. Powiedziałaś mu?

– Komu? Paulowi czy Brunowi?

– Obydwóm. – Stwierdziłam od razu. Dziewczyna westchnęła i usiadła na krzesełku, który znajdywał się koło lady. Ja usiadłam na przeciwko niej.

– Paul jeszcze nie wiem, że mam chłopaka. W ogóle od tamtej nocy go nie widziałam i chyba to dobrze. Za to Bruno... też o niczym nie wie.

– Powinnaś powiedzieć Paulowi. W końcu kochasz Bruno. – Powiedziałam, po chwili zastanowienia. Bruno był wilkołakiem beta i należał do stada Czerwonego Słońca. O ile dobrze pamiętam był głównym betą alfy tego stada. Niestety o samym alfie nic nie wiem, no może jedyne co to to, że jest podobno strasznie okrutny dla wszystkich. Ale czy to prawda - tego już nie wiem. 

– Wiem, Rebe, ale gdzieś w głębi mnie czuje, że to właśnie Brunowi powinnam powiedzieć prawdę, no i nie wiem czemu, ale ciągnie mnie do Paula.

– To zrozumiałe. W końcu to twój mate.

– To dlaczego w ogóle się ze mną jeszcze ani razu nie zobaczył? Ty i Sean widzieliście się już kilka razy po tym zajściu w klubie...

– A może jeszcze się nie obudził po tym jak zemdlał od twojego ataku?– Powiedziałam i głośno się zaśmiałam. 

– No na pewno. To wilkołak, a one, podobnie jak my, szybko się regenerują.

– I z tą świadomością przyłożyłaś mu w łeb? – Zapytałam, nadal się śmiejąc. Hana wywróciła oczami na moje zachowanie.

Po chwili usłyszałam dzwonek, a chwile później drzwi do kawiarni się otworzyły. Spojrzałam w tamtą stronę i nie mogłam uwierzyć. W drzwiach stanął mój mate i Paul. Spojrzałam na Hannah, która widząc Paula ukryła się pod ladą.

– To nie zadziała. Też próbowałam wtedy w klubie, ale i tak wiedział, że tutaj jestem. – Hana westchnęła słysząc moje słowa i niepewnie podniosła się z klęku. Postanowiłam zejść z krzesła. Wyszłam za lady i skierowałam się do stolika, przy którym usiadł Sean i Paul.

– Dzień dobry, co mogę PANOM podać? – Zapytałam z naciskiem na słowo "panom". 

Wszyscy w kawiarni wiedzieli kim są ci "panowie", więc nie chciałam, aby przypadkiem dowiedzieli się kim ja jestem dla nich albo raczej dla jednego z nich. Sean należał do rady reprezentując swoją rasę i był też alfą jednego z najpotężniejszych watah na świecie, a było takich jedynie pięć. Paul też miał bardzo potężne stado.

Raczej nie chciałam aby wszyscy dowiedzieli się, że jestem mate Seana oraz luną ze stada Czarnego Księżyca. Choć za pewne za niedługo Sean zapragnie powiadomić o tym cały świat. To trochę tak jakby był jakimś księciem. Na całym świecie każdy znał jego imię i jego pozycje. Ale co się dziwić skoro Sean reprezentował przed całym światem wilkołaki...

Obaj panowie patrzy na mnie przez chwile, ale to Paul jako pierwszy przerwał ciszę.

– Kawę i może jakieś słodkie ciastko. – Powiedział, po czym odwrócił się w kierunku lady gdzie stała Hana. Zauważyłam cień smutku w oczach Paula. Zrobiło mi się go trochę szkoda, ale nie mogłam im pomóc. To był wybór Hannah. 

– A alfa? Czego potrzebuje? – Spojrzałam na Seana. Wilkołak patrzył na mnie z mordem w oczach. Chyba nie podobało mu się to jak go nazywam.

– Dla ciebie KOCHANIE Sean. – Powiedział z naciskiem na przedostatnie słowo. – Ja jedynie kawę – Dodał. Zapisałam ich zamówienie i wróciłam do Hannah. 

– Proszę. Ciastko dla Paula, a dwie kawy dla obu. – Hannah przytaknęła głową i skierowała się w stronę mini kuchenki gdzie zaczęła szykować zamówienia. Znowu usłyszałam dzwonek do drzwi. Odwróciłam się i otworzyłam oczy zauważając Bruna i jeszcze jakiegoś innego mężczyznę, z którym rozmawiał.

– Cześć, Rebe. – Powiedział brunet, stojąc z srebrnowłosym przy ladzie.

– Hej, Bruno. Hana parzy kawę dla klientów. – Powiedziałam, na co ten przytaknął głową.

– My nie do niej. – Odpowiedział i się do mnie  uśmiechnął. Zmarszczyłam brwi. – My do ciebie.

– Tak? A to niby dlaczego? – Zapytałam zaskoczona.

– To jest Niklaus Jones alfa Czerwonego Słońca. – Wskazał na srebrnowłosego o niebiesko jasnych oczach. 

– Miło mi alfę poznać. Ja nazywam się Rebecca Robinson i jestem kotołakiem pantery. –Powiedziałam i wyciągnęłam w jego stronę dłoń. Poczułam, że ktoś mnie obserwuje. I już chyba nawet wiedziałam kto to. Sean.

– Czyli to prawda? Jesteś bardzo silną kotołaczką, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? – Zapytał alfa. Nie wyglądał na okrutnika. Nawet jego głos był strasznie łagodny, ale gdzieś tam wyczułam nutkę władczości. No tak, w końcu to alfa.

– Zdaje sobie z tego sprawę. – Odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – Tylko nadal nie wiem co chcecie o mnie.

– A no tak. Alfa dowiedział się od mnie o tobie i zapragnął cię poznać. – Powiedział Bruno. – Od dzisiaj masz zaszczyt zostać luną Czerwonego Słońca. - Dodał z szerokim uśmiechem, a mi zrzedła mina. Że co?

Patrzyłam na nich obu jak na totalnych debili. Gdzieś za sobą usłyszałam dźwięk tuczącego się szkła, więc odwróciłam się i dostrzegłam zszokowaną Hannah. Pod jej nogami zauważyłam rozlaną czarną kawę, białe szkło i tace z rozwalonym ciastkiem truskawkowym.

Z powrotem odwróciłam się w kierunku tej dwójki, a potem spojrzałam na klientów kawiarni, którzy chyba zdążyli usłyszeć naszą rozmowę. Wszyscy patrzyli na nas jak na jakiś kosmitów.

– Chyba sobie ze mnie żartujecie. – Powiedziałam, a szok zastąpiła wściekłość. A kim oni kurwa są, że mi rozkazują!?

– Nie cieszysz się? – Zapytał alfa. – Jestem alfą jednym z pięciu najpotężniejszych stad. Gdybyś została moją luną nasze stado było by nie do powstrzymania. Każdy bałby się nas zaatakować. Jeśli zostałabyś moją luną to ja miałbym prawo zostać reprezentującym wilczej rasy jako iż jestem najpotężniejszym wilkiem na Ziemi.

–A może tak z łaski swojej zapytajcie mnie o zdanie, a nie jak jacyś kretyni oznajmiacie mi, że mam zaszczyt zostać jakąś luną jakiegoś podrzędnego stada. – Bruno warknął na mnie słysząc moje słowa, ale alfa go szybko uciszył.

– Nie wiem o co ostrzysz ząbki, kotku. Powinnaś się chyba raczej cieszyć, że chce cię wybrać na swoją lunę choć nawet nie jesteś moją mate.

– No właśnie! A co z twoją mate? – Zapytałam z lekkim uśmiechem.

– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – I nie chce wiedzieć, bo nie chce jej mieć skoro mam przed sobą dużo razy silniejszą kotołaczyce. A więc?

– Co panom podać? – Zapytałam obojętnie. Ich miny były bezcenne.

– Słyszałaś ty mnie w ogóle?! – Warknął, już zły, alfa.

– Tak i moja odpowiedź brzmi nie, bo nie chce być z wilkołakiem.

– Ale ty nie musisz ze mną być. – Westchnął. – No dobra. Zróbmy tak... Zostaniesz luną mojego stada, oznaczę cię i się sparujemy, ale nie będziemy razem.

– Ale czy sparowanie się z inną kobietą nie oznacza tego, że staje się ona twoją mate? – Wilk spojrzał na mnie zaskoczony. Chyba nie przewidział tego, że jednak kotołaczka taka jak ja czytała coś o jego rasie. – Czyli to prawda? W takim razie moja odpowiedź nadal brzmi nie. Co panom podać?

– Kawę i twoje ulubione ciastko. – Warknął alfa.

Przytaknęłam głową i powiedziałam Hannah, aby posprzątała bałagan jaki zrobiła i na nowo przygotowała zamówienie dla Paula i Seana (bo tamte znalazło się na podłodze), a ja miałam zamiar przygotować zamówienie dla tamtej dwójki. Bety nie musiałam pytać o to co chce, bo doskonale to wiedziałam. Zawsze pił czarną kawę i nic więcej, więc i za pewne teraz chciał to samo.

Przygotowałam na szybko obie kawy i ciastko malinowe, bo to było moje ulubione. Wzięłam obie tacy i ruszyłam w kierunku stolikach.

Najpierw podeszłam do stolika mojego przeznaczonego, który z wkurwieniem wymalowanym na twarzy piorunował wzrokiem Niklausa.

– Nie zostaniesz luną jego stada tylko mojego. – Warknął i już chciał wstać, ale Paul zatrzymał go i posadził z powrotem na miejscu.

–  Nie rób scen, Sean– Warknął na niego Paul i odebrał od mnie ciastko truskawkowe i swoją kawę. Sean zrobił to samo.

– Nie będziesz mi rozkazywał, alfo. – Syknęłam w stronę Seana i ruszyłam w kierunku stolika Niklausa i Bruna. Położyłam przed nimi ich zamówienia.

– Malinowe? Też lubię maliny. – Powiedział alfa z lekkim uśmiechem. – Widzisz? Mamy wiele ze sobą wspólnego. – Stwierdził.

– I wywnioskowałeś to po kilku minutach znajomości? – Zapytałam zirytowana.

– Przemyśl moją propozycje.

– Czy ten wilkołak się nigdy od nas nie odczepi? Powiedź mu, że masz mate to może się odpieprzy.

–Nie. Wtedy Seanowi wzrośnie ego, a wszyscy w tej kawiarni dowiedzą się prawdy. – Powiedziałam do Kate, po czym zwróciłam się do Niklausa. – Moja odpowiedź nadal brzmi nie. Nie zmienię zdanie, panie alfo.

– Mów mi po imieniu, Rebecca.

– Dobrze, ALFO. – Wilkołak spojrzał na mnie zirytowany. Wzruszyłam jedynie ramionami i wróciłam do Hana.

– Ja to mam popierdolone życie. – Zauważyłam. Hannah zaśmiała się cicho, gdy usłyszała moje słowa. – To nie jest śmieszne. Najpierw Arthur nie daje mi spokoju, potem znajduje swojego mate dodatkowo alfę reprezentującego wilczą rasę, a teraz jakiś inny alfa składa mi propozycje zostania luną jego stada.

– Ale musisz przyznać, że przynajmniej się nie nudzisz.

– Taaak, to muszę przyznać. – Powiedziałam ze śmiechem. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. - Nieee, to są kurwa jakieś żarty. - Warknęłam, prawie jak wilkołak, gdy poczułam zapach Arthura. Hannah parsknęła głośnym śmiechem, a ja odwróciłam się przodem do wyjścia i jakie było moje zdziwienie, gdy zauważyłam Arthura z jakąś blondynką.

– Och, hej. -– Powiedział zakłopotany Arthur.

– Hej? Kto to? – Wskazałam na blondynkę, która nieśmiało na mnie popatrzyła. Ona jest u-r-o-c-z-a.

– Ech, to moja mate. – Powiedział spuszczając wzrok. Przez chwile panowała cisza, którą zdecydowałam się przerwać przytulając ich do siebie.

– W końcu! Wiedziałam, że w końcu ją znajdziesz. – Powiedziałam i się od nich odsunęłam. Przynajmniej jeden da mi spokój!

– Przepraszam za to, że cały czas się tobie narzucałem. Już nie będę tego robić.

– Nic się nie stało, młody. Chcecie coś zamówić?

– Nie, przyszliśmy tu tylko aby cię przeprosić. Tak właściwie to odchodzę...

– Jak to?

– Zamieszkam w domu głównym, aby ćwiczyć i stać się wojownikiem, który będzie chronić swojego alfę i lunę. – Wyjaśnił.

– Tylko odwiedzaj mnie czasem.

– Będę. – Odpowiedział i pomachał mi po czym oboje opuścili kawiarnię. Odwróciłam się przodem w stronę Hannah z szerokim uśmiechem.

– Jednego mam z głowy.

– Tak, tylko, że z nim było łatwiej, bo to był delta, który szukał swoją mate. A jeszcze masz na głowie dwie alfy. Jeden z nich jest twoim mate, który nie da ci spokoju, a drugi nie szuka swojej mate, bo znalazł idealną silną kotołaczkę na miejsce swojej luny.

– Może opuści, gdy znajdzie mate?

– Albo nie będzie jej chciał i nadal będzie pragnął ciebie. – Wskazała na mnie. Westchnęłam. Miała rację. Taka opcja też mogła się znaleźć na liście "moich opcji". 

~*~

Gdy w końcu ja i Hannah skończyłyśmy pracę poprosiliśmy klientów o opuszczenie kawiarni. Alfy i beta oczywiście musieli zostać do końca naszej zmiany co trochę mi się nie podobało. Hana też. Gdy wyszłyśmy z kawiarni Hannah zamknęła drzwi na klucz, który schowała do swojej torebki.

– Idziemy? – Zapytał Bruno. Spojrzałam na Hannah i się z nią pożegnałam przytulasem.

– To pa. – Powiedziała i podeszła do Bruna, którego pocałowała w usta. Usłyszałyśmy głośne warknięcie. Bruno i Hana się od siebie odsunęli i spojrzeli zdziwieni na Paula.

– O co chodzi?

– Odsuń się kurwa od mojej mate. – Warknął i odsunął Hannah od Bruna.

Beta zmarszczył brwi, ale nie spuścił wzrok tak jak to robią zazwyczaj bety po spotkaniu z alfą. Bruno był naprawdę bardzo dobrym wojownikiem. Z tego co mówiła mi Hannah nigdy się nie poddawał i chyba teraz też nie zamierzał. Gdybym go nie znała i była człowiekiem, bo oni nie potrafią wyczuwać rang, to pomyślałbym, że Bruno jest alfą.

– To moja dziewczyna i będę robił co mi się podoba, a taki alfa jak ty gówno ma do powiedzenia. – Warknął Bruno i przyciągnął z powrotem do siebie Hannah przez co Paul warknął i próbował ją wyrwać z jego ramion na co mu nie pozwoliłam stając po między nimi. Paul chciał mnie od nich odepchnąć i wtedy do akcji weszli Sean i Niklaus.

– Spróbuj ją dotknąć, a nie przeżyjesz reszty dnia. – Warknął srebrnowłosy. Paul zaskoczony odsunął się od alfy i posłał wrogie spojrzenie Brunowi.

– A tu kurwa kim jesteś aby dotykać Rebe? – Zapytał Sean. Błagam, nie mów, że jestem twoją mate.

–Tak, powiedź, że to twoja mate! – Powiedziała Kate.

– Co? Nie! Kate, o czym ty mówisz?

– No co? Gdy Niklaus dowie się, że masz mate odpuści, a potem spławimy Seana i po sprawie. Może podrzucimy mu pod nos jakąś seksi wilczyce, która z chęcią będzie chciała być jego luną?

– Ale ty wiesz, że potem będziemy cierpieć? Więzi mate nie da się tak łatwo przerwać.

– Przecież się da!

– Tak, ale wtedy będę musiała sparować się z innym wilkołakiem, bo z kotołakiem już nie mogę, bo to nic nie da! - Syknęłam na nią zła. Kate się już nie odezwała i dobrze. Nie miałam zamiaru słuchać jej narzekań.

– To luna mojego stada. – Warknął Jones.

Spojrzałam na niego zaskoczona, a Sean za to warknął najgłośniej jak to tylko było możliwe. Kątem oka zauważyłam jak wokół nas tworzy się koło zrobione z kilkunastu zaciekawionych wilkołaków, kotołaków i człowieczków. Chyba nawet gdzieś dostrzegłam wampira.

– Hej, ja na nic się nie zgadzałam. – Powiedziałam, gdy zauważyłam, że Sean chce coś powiedzieć. Za pewne to, że to jego stada jestem luną. Nie ma mowy!

– Ale się zgodzisz. Daje ci siedem dni na podjęcie decyzji, która oczywiście będzie brzmiała "tak", bo innej opcji nie przyjmuje. - Warknął groźnie i odszedł, a za nim poszedł Bruno wraz z Hannah, która pomachała mi tylko na do widzenia. Westchnęłam i spojrzałam na dwie alfy. Oboje byli wkurwieni.

Nie wiedząc co mam innego zrobić, więc wyminęłam ich i ruszyłam w kierunku swojego motoru. Wsiadłam na niego i założyłam kask. Spojrzałam jeszcze na dwie alfy. Nadal tam stali, tylko że Paul patrzył na odchodzącą trójkę, a Sean na mnie. Wywróciłam oczami i odpaliłam motor włączając się w ruch. Miałam już serdecznie dość dzisiejszego dnia. 

~*~

Gdy winda w końcu się otworzyłam przekroczyłam jej próg i weszłam na korytarz. Od razu zauważyła dwa duże pudła po środku korytarza i wychodzącą z mieszkania mate Arthura.

– Hej. – Przywitałam się z dziewczyną. Wilkołaczka spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi.

– Hej?

– W ogóle się jeszcze nie znamy. Rebecca, ale możesz mi mówić Rebe. – Wyciągnęłam w jej stronę dłoń, którą nie przyjęła. Zmarszczyłam brwi.

– Wioletta. – Odpowiedziała obojętnie. O co chodzi? Nagle z mieszkania wyszedł Arthur. Uśmiechnęłam się do niego lekko i wtedy usłyszałam ciche warczenie. A więc to o to chodzi? Ona jest zazdrosna o Arhura. Spojrzałam na dziewczynę i złapałam ją za ramie ciągnąć w stronę swojego mieszkania. Zdziwiona nawet się nie wyrywała.

– A wy dokąd?

– Zabieram na moment twoją mate. Spokojnie, oddam ci ją za chwile. – Odpowiedziałam i otworzyłam drzwi do swojego mieszkania wpychając tam złotowłosą. – Chcesz się czegoś napić?

– Soku, jak masz. – Odpowiedziała idąc za mną w kierunku kuchni. Wyjęłam z lodówki sok pomarańczowy i nalałam jej do szklanki. 

– Słuchaj... jeśli chodzi o Arhura i o mnie to my nigdy ze sobą nie byliśmy. On "coś" tam do mnie czuł, ale wydaje mi się, że to było po prostu lekkie zauroczenie. Ja za to go... zlewałam. Tak to ujmę.

– I nic więcej? – Zapytała niepewnie.

– Gdyby to było coś więcej czy on by teraz był z tobą? Czy wybrał by mate? – Dziewczyna na chwile się zamyśliła po czym odetchnęła z wyraźną ulgą. – Po za tym ja już mam mate. –Dodałam, nie wiedząc czemu. Wilkołaczka spojrzała na mnie zaskoczona.

– Masz mate?

– Tak. Nie powiesz nikomu, prawda?

– No nie. Ale kto to jest i dlaczego mam nikomu o tym nie mówić? – Dopytywała po czym usiadła przy kuchennym stole z szklanką soku. Westchnęłam. I tak się wkrótce wszyscy dowiedzą...

– To alfa Czarnego Księżyca. – Odpowiedziałam. Dziewczyna spojrzała nam nie zszokowana. – Nie chce o tym gadać. – Dodałam. – Może lepiej porozmawiajmy o tym jak spotkaliście się z Arthurem?

– Och, no więc... luno to było- – Przerwałam jej.

– Żadna luno. Rebe albo Rebecca. Jak wolisz, tylko nie luno. Nie chce mieć mate...

– Ale ty wiesz, że i tak wkrótce będziesz musiała zaakceptować więź? No chyba, że sparujesz się z innym wilkołakiem lub Sean z inną wilczycą. Wtedy więź zostanie przerwana.

– To jest to! - Krzyknęłam szczęśliwa. Wioletta spojrzała na mnie zaskoczona. – Nie ważne. –Pokręciłam głową.

Czy ty chcesz sprawić aby on sparował się z inną wilczycą? Tylko wiesz on na pewno nie da się tak łatwo przekonać. – Powiedziała Kate

Wiem, dlatego muszę obmyślić plan. Jedyne co mi jak na razie przyszło do głowy to w jakiś sposób go upić i zmusić po pijaku aby oznaczył i sparował się z jakąś chętną wilczycą. – Mój kot parsknęła śmiechem słysząc mój plan.

–A jak chcesz to zrobić?

– Zobaczysz. - Odpowiedziałam i spojrzałam na siedzącą w ciszy Wiolettę. – Rozmawiałam ze swoją kotołaczką.

– Wiem, dlatego nic nie mówiłam. – Wzruszyła ramionami, odstawiając pustą szklankę.

– Mam pytanie.

– Jakie? – Zapytała zaciekawiona.

– Jak można inaczej upić wilkołaka? – Złotowłosa zmarszczyła ze zdziwienia brwi. – No wiesz, mam koleżankę wilkołaczycę i chce ją w urodziny upić... ale jak wiesz wilkołaki i kotołaki nie da się tak łatwo upić.

– No wiem... jedynym sposobem jest wódka ze złotem i odpowiednio przyrządzonym "sokiem z czerwonej róży". – Wyjaśniła.

– Wiesz jak przyrządzić ten... sok?

– Oczywiście, jestem w końcu wilkołakiem. Mogę ci go przyrządzić, ale musisz obiecać, że ofiarą nie padnie nasz alfa. Wilkołak po wypiciu tego "napoju" potem śpi jak zabity przez następne trzy dni. Oczywiście przez pierwsze dwadzieścia cztery godziny wygląda i zachowuje się jakby był pijany, a potem już tylko trzy dniowy sen.

– Obiecuję. – Skłamałam. Wilkołak przez chwile mi się przypatrywał nieufnym wzrokiem po czym skinął głową. Czy już wspominałam, że kotołaki to bardzo dobrzy kłamcy? Nawet alfa nie zdołałby wykryć tym swoim darem naszego kłamstwa.

– No dobrze. Ja już wracam do swojego mate. Jeszcze dzisiaj chcemy zakończyć sprawę z przeprowadzką. – Powiedziała zadowolona.

– Mam dwa pytania. Pierwsze: czy zabieracie stąd jego ojca?

– A co?

– Zabierajcie go. – Powiedziałam, a ta się zaśmiała.

– Nie, niestety nie zabieramy go ze sobą. Ale jeśli przestanie pić to może alfa zdecyduje się go zabrać do naszego stada.

– Dobra, drugie pytanie. Z jakiego stada pochodzisz?

– Ze stada Czarnego Księżyca. – Odpowiedziała. Pokiwałam głową. Czyli pochodzą oboje ze stada Seana. To by w sumie wyjaśniało dlaczego nazwała mnie na początku swoją luną. 

– Ale chwila! Nawet mi nie powiedziałaś jak się spotkaliście.

– Możemy się umówić na inny dzień. Podam ci swój numer telefonu. – Przytaknęłam i już chwile później miałam jej numer, a ona mój. – Teraz już muszę iść, lu... to znaczy Rebe. Do widzenia.

– Pa. – Gdy Wioletta wyszła z mojego domu ja postanowiłam wsiąść prysznic.

Po prysznicu ubrana w piżamę usiadłam na kanapie i wyjęłam z kieszeni swój telefon. Wybrałam numer do Avril. Na początku opowiedziałam jej o tym co wydarzyło się w kawiarni, a potem na zewnątrz po pracy.

~ Serio? Ty to masz życie! Haha

– To nie jest śmieszne. – Syknęłam.

Jest i to bardzo. – Powiedziała Kate również się śmiejąc. Wywróciłam oczami.

~ Ale dlaczego tak właściwie ten alfa chciał ciebie jako lunę? Przecież jak znajdzie swoją mate to będzie mieć lunę.

– Chce mieć mnie na lunę, bo jestem "silną kotołaczką" z powodu tego, że jestem kotołakiem pantery. – Wyjaśniłam przypominając sobie słowa alfy. – I z tego co mi tłumaczył zależy mu na tym, bo chce być uważanym za najlepszego wilkołaka na ziemi i chce zostać reprezentantem wilkołaków.

~Serio? ~Zapytała zdziwiona. ~ To już wole Seana.

– A no właśnie... co do Seana. Mam zamiar się go pozbyć.

~ Czyli wybierasz tamtego drugiego?

– Co? Nie! Żadnego... – Odpowiedziałam od razu. – ...Najpierw pozbędę się mojego mate, a potem Niklausa.

~ Jak chcesz to zrobić?

– Jeśli chodzi o Seana to zamierzam go upić.

Ale jak?! Przecież wilkołaka nie da się upić.

– Da. Okazało się, że się da... Wioletta, mate Arthura, o której ci mówiłam, powiedziała mi, że da się upić wilkołaka. Wystarczy przyrządzić wywar z czerwonej róży, złota i alkoholu.

I wiesz jak go zrobić?

– Nie, ale Wioletta ma mi w tym pomóc.

~ I co, zgodził się tak po prostu abyś uśpiła jej alfę? ~ Zapytała zdziwiona.

– Nie, musiałam ją okłamać. Powiedziałam, że mam koleżankę wilczycę, którą chce upić na jej urodziny. – Avril zaśmiała się słysząc moje słowa.

~ Jesteś nie możliwa, ale muszę ci przyznać, że to dobry plan. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń. ~ Powiedziała nadal się śmiejąc.

Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam ze swojego miejsca, nadal utrzymując połączanie z Avril. Za drzwiami stał młody chłopak, którego już chyba gdzieś widziałam.

– Proszę. – Podał mi kwiaty. Dokładnie czerwone goździki. – To od alfy, luno. – Dodał i odszedł.

– Ale od którego alfy?! - Krzyknęłam za nim zdziwiona. Delta wszedł już do windy, więc mi nie odpowiedział. Wróciłam do mieszkania i przejrzałam kwiaty w poszukiwaniu jakiejś karteczki.

– "Symbolizują pasję, miłość i podziw... Twój mate, Sean." – Przeczytałam na głos.

~ Oho, znowu kwiaty? ~ Zapytała Avril.

– Tak. – Odpowiedziałam i postanowiłam włożyć bukiet czerwonych goździków do wazonu. Coś tak czuje, że to nie będzie łatwe zadanie - jeśli chodzi o upicie mojego mate. 





xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Opublikowane: 30.05.2020r.

Korekta: 17.07.2020r.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top