7.

<REBECCA>

Obudziłam się przez promienie słońca padające na moją twarz. Otworzyłam oczy i pierwsze co zauważyłam to śnieżnobiały sufit. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się aktualnie znajdywałam. To nie był mój pokój ani tym bardziej, na pewno, moje mieszkanie.

Pokój w którym się znajdywałam był chyba dziesięć razy większy od mojego pokoju i obawiam się nawet, że większy od mojego mieszkania. Ściany sypialni były w kolorze jasnoszarym, a podłoga czarna. Na środku pomieszczenia stało dziesięcioosobowe łóżko, na którym leżałam. Na przeciwko łóżka, obłożonego czarną satynową pościelą, wisiał duży telewizor, a trochę dalej były dwudrzwiowe drzwi na balkon, który zasłaniały dwie czarne zasłony. 

Zdecydowanie jest tu zbyt sztywno jak dla mnie. – Pomyślałam, nadal rozglądając się po surowo urządzonym wnętrzu.

Po drugiej stronie łóżka (po prawej stał balkon) stały trzy pary drzwi w kolorze czarnym. Jedno z nich to za pewne wyjście z tego pokoju, a pozostałe dwa?

Odkryłam z siebie kołdrę aby przekonać się co miałam na sobie. O dziwo jedyne co okrywało moje ciało to czarna przydługa koszulka. Powąchałam ją i nawet się nie zdziwiłam, gdy wyczułam na niej zapach mojego mate. 

– Więc za pewne to jego pokój. – Szepnęłam pod nosem.

A jak myślisz? Wszędzie czuć jego odór. – Powiedziała z małym obrzydzeniem moja kocia strona. Zaśmiałam się na jej słowa i w końcu zeszłam z tego wielkiego łóżka. 

Mogłaby się zmieścić połowa mojego bloku. – Stwierdziłam w myślach. 

Postanowiłam sprawdzić które drzwi do czego prowadzą. Jedne były zamknięte na klucz, a za pozostałymi kryła się duża biała łazienka i równie duża garderoba. O dziwo, znalazłam w niej nie tylko męskie ubrania, ale i też damskie.

Czyli mój mate nie mieszka tu sam. Interesujące. – Stwierdziłam. 

Najwyraźniej wilki też lubią mieć więcej partnerek. Większość kotołaków takie właśnie są. Nie potrafią żyć z jedną partnerką i poszukują sobie drugą. Oczywiście, obie partnerki wiedzą o sobie na wzajem. 

Ja jednak jestem kotołakiem, który jakby już miał mieć kogoś to raczej już by się swoim partnerem nie dzieliła. I chyba źle trafiłam patrząc na rzeczy, które były w garderobie Seana. 

Postanowiłam, że pożyczę jego ciuchy. Wolałam już chodzić w jego ubraniach niż w ciuchach jednej z jego dziwek. Wzięłam do ręki czarne bokserki i szare dresy z sznurkiem, aby jakoś je przytrzymać na tyłku, bo zdecydowanie były na mnie za szerokie. 

Wyszłam z garderoby i weszłam do łazienki, której drzwi zamknęłam na klucz, który był w drzwiach. Rozejrzałam się po łazience i gdy tylko ujrzałam dużą wannę nie mogłam się powstrzymać, aby to właśnie z niej nie z skorzystać. W moim mieszkaniu dostępny był tylko prysznic co nie za bardzo mi się podobało, bo kochałam się wylegiwać w cieplutkiej wodzie. To mnie odprężyło. Niestety, nie miałam za dużo pieniędzy na taki luksus jakim była wanna.

Po nalaniu sobie cieplutkiej wody, która sięgała aż po brzegi wanny, wlałam sobie jeden z płynów do kąpieli, który stał na jednej z półek. Zdjęłam z siebie koszulkę mojego mate i weszłam do wanny, z której wylałam trochę wody na podłogę. Ups, chyba zdecydowanie za dużo jej nalałam. Ale no cóż, mówi się trudno. 

Po dziesięciu minutach, dzięki kociemu słuchowi usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi i wchodzi do sypialni. Słyszę kroki, a po chwili głośne warczenie i wycie. Spojrzałam na drzwi od łazienki. Przez chwile było cicho. Po chwili jednak znowu usłyszałam głośne warknięcie, a następnie zauważyłam jak klamka się porusza. Znowu jakiś szmer, a na końcu westchnięcie. 

– Rebecca, jesteś tam? – To był głos mojego mate, Seana. Prychnęłam cicho i oparłam się plecami o wannę zanurzając się bardziej pod wodę. Znowu usłyszałam jak woda wylewa się z wanny. – Bierzesz kąpiel? – Dopytywał. – Czekam na ciebie w jadalni... za pięć minut jest śniadanie.

Nadal się nie odzywałam przez co Sean westchnął. Usłyszałam jeszcze jego kroki, a następnie odgłos zamykających się drzwi. Uśmiechnęłam się lekko i przymknęłam powieki.

~*~

Obudziło mnie coś dziwne i mokrego. Otworzyłam oczy i zmarszczyłam brwi, gdy zorientowałam się, że jestem z powrotem na łóżku. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam w dół. Pomiędzy moimi nogami siedziała mała, biała kulka. Piesek merdał wesoło ogonem i cicho szczekał. Nie wiedząc co robić po prostu go pogłaskałam, bo co innego miałam zrobić? Piesek znowu szczeknął i polizał mnie w dłoń po czym zeskoczył z łóżka i podbiegł w stronę drzwi, w które zaczął drapać. Nie zastanawiając się dłużej zeszłam z łóżka i zauważyłam, że miałam na sobie rzeczy mojego mate - dokładnie te same, które wybrałam sobie z jego garderoby.

Prychnęłam. Ten pies mnie znowu widział nagą i gdyby nie to, że byłam przyzwyczajona do męskiego oka pewnie wydrapałabym mu oczy i obcięła jaja. Tak wiem, jestem straszna. 

Podeszłam do drzwi i niepewnie pociągnęłam za klamkę. O dziwo, były otwarte. Pociągnęłam drzwi do siebie otwierając je szeroko przez co wypuściłam pieska, który pognał dokądś białym korytarze. Rozejrzałam się po nim, a gdy nie zauważyłam na horyzoncie żadnej duszy zrobiłam kilka kroków w przód, ale natychmiast się wycofałam słysząc czyjąś rozmowę i kroki. Wróciłam do pokoju zamykając drzwi i rozejrzałam się po sypialni. Na jednej z puf w rogu pokoju zauważyłam swoją torebkę i "sukienkę". Bielizna też była - na szczęście. Wzięłam wszystkie swoje rzeczy, sprawdzając jeszcze czy aby na pewno mam wszystko co powinnam mieć w swojej kopertówce, gdy jednak okazało się, że jest wszystko, ruszyłam w kierunku balkonu, który otworzyłam. 

Spojrzałam w dół przez bramkę i zauważyłam, że nikogo nie było. Dostrzegłam również, że sypialnia, w której się znajdywałam, była na czwartym piętrze co mi nie służyło, ale co tam - kto nie próbuje nic nie zyskuje. I tak, dobrze myślicie - mam zamiar opuścić ten dom przez ten o to balkon. Szalone, głupie i niebezpieczne, ale co tam! 

Dłużej się nie zastanawiając wzięłam swoje rzeczy w jedną rękę, a drugą złapałam się poręczy po czym przełożyłam jedną i drugą nogę przez nią stając na skraju dachu. Pod balkonem znajdywał się mały daszek. Miejmy nadzieję, że wytrzymały. Zsunęłam jedną ze swoich nóg, a potem drugą i zeskoczyłam na ten mały daszek. O dziwo jeszcze się trzymał. 

Teraz znajdywałam się na trzecim piętrze, więc musiałam jeszcze zejść piętro niżej aby w końcu przemienić się w kotołaka i bezpiecznie wylądować na ziemi. Na szczęście niżej również był balkon na który wskoczyłam. Na moje nieszczęście drzwi balkonowe były otwarte i o mało nie dostałam zawału, gdy usłyszałam dziwne jęki za sobą. Odwróciłam się przodem do sypialni i od razu z powrotem stanęłam do niej tyłem. Wcale nie widziałam jak jakaś parka za mną uprawia seks. Wcale. 

Westchnęłam. Tylko mi mogą się przydarzać takie rzeczy. Pokręciłam głową na boki wyrzucając z głowy obraz, który przed chwilką zobaczyłam i weszłam na poręcz, po czym wyskoczyłam, w locie zmieniając się w czarną panterę. Ubrania mojego mate wylądowały w strzępach dokoła mnie, a moje cichy obok. Szybko je zabrałam w swoją paszcze i pobiegłam w kierunku lasu. 

~*~

Do swojego mieszkania dotarłam jakieś dwie godziny później. I to nie tak, że pewnie byłam bym tu jakąś godzinę może pół szybciej, gdyby nie to, że błądziłam. A było więcej chodzić po lesie. Wtedy bym tak po nim nie błądziła.

Po wejściu do mieszkania pobiegłam do swojego pokoju gdzie ubrałam na siebie czyste ubrania. Te z klubu rzuciłam do kosza na pranie. 

Wzięłam do ręki telefon i rozszerzyłam oczy ze zdziwienia widząc godzinę, która pojawiła mi się na ekranie - 13:45. Dzisiaj był poniedziałek, więc szefowa mnie zabije za nie przyjście do pracy! Najszybciej jak to tylko było możliwe znalazłam do niej numer i napisałam przeprosiny za nie przyjście do pracy chwile później dostałam odpowiedź.

Elsa: Znalazłaś swojego mate?

Me: Tak, ale skąd o tym wiesz?

Tak, moja szefowa i ja jesteśmy na ''ty''. Dlaczego? Ponieważ jest moją koleżanką i dodatkowo mate Fabiana. Czasami zajmuje się ich dziećmi, gdy ich opiekunka nawala. Cała trójka mnie lubi: dwójka z nich to kotołaki (10-letni syn i 5-letnia córka), a jedno z nich to wilkołak (14-letnia córka).

Elsa: Fabian mi powiedział. Podobno twój mate to alfa... 

Elsa: Słyszałam, że nieźle rozwaliliście mu klub. Fabian przez całą niedzielę chodził jak tykająca bomba. 😂

Me: Ej, to nie ja! To mój głupi mate i jacyś ludzie, którzy wszczęli bójkę! 😀

Elsa: W każdym razie - wybaczam ci to jedno nie przyjście do pracy, ale jutro masz być! Chce dowiedzieć się więcej o twoim związku z moim alfą. 

Me: Twoim alfą? Należysz do stada Czarnego Księżyca?

Elsa: Oczywiście. Nie wiedziałaś? Od soboty jesteś moją luną. 😅

Elsa: No dobra. Ja już muszę iść. 

Me: Oki, to pa.

Elsa: Pa, moja luno. 😂

Me: Nie zabawne. 😑

Odłożyłam telefon na stolik nocny i ruszyłam w kierunku kuchni, bo strasznie burczało mi w brzuchu. Róże od mojego mate i Arthura nadal tu stały. Postanowiłam, że je wyrzucę. Nie lubiłam mieć kwiatów w mieszkaniu. Co innego ogród albo balkon. Niestety, żadne z tych rzeczy nie posiadałam. A szkoda. Fajnie miało by mieć taki ogród czy balkon, przez który można byłoby spieprzać, gdy nie ma się innej drogi ucieczki.

Postawiłam dzisiaj na bekon i jajecznice. Podgrzałam jeszcze mleko i zaczęłam jeść swój dzisiejszy śniadanio-obiad. Gdy odstawiałam brudne naczynia do zlewu usłyszałam dzwonek do drzwi. Modliłam się tylko aby to nie był mój mate i na szczęście to nie był on.

– Avril? Co tutaj robisz? – Zapytałam i wpuściłam ją do środka. Gepardzica spojrzała na mnie groźnym wzrokiem i ruszyła do salonu gdzie usiadła na kanapie. – O chodzi?

– Gdzie wczoraj byłaś i jak mogłaś mnie tak bezczelnie wczoraj zostawić w tym klubie?

–Hej, po pierwsze: to ty gdzieś polazłaś, a po drugie: nie miałam na to najmniejszego wpływu. Chyba ci wczoraj powiedziałam, że Sean mnie zabrał?

– Sean? Nie mówiłaś mi tego. Powiedziałaś tylko, że już raczej nie wrócisz do klubu. – Spojrzałam na nią zdziwiona. Myślałam, że mówiłam jej o Seanie... chyba jednak się upiłam. A mówią, że kotołaka nie da się upić dwiema szklankami (nie kieliszkami) pełnymi wódki.

– Wybacz, ale nie miałam zbytnio wielkiego wpływu na to czy mogę zostać w tym klubie. Sean też tam był i gdy tylko mnie zauważyć to się wściekł.

– Dlaczego? – Dopytywała. Postanowiłam usiąść koło niej.

– Zauważył jak całuje się z tamtym barmanem co mnie podrywał. I gdyby nie to, że wkurzył się na mnie jeszcze bardziej za mój wczorajszy strój, to może zostałabym dłużej w tym klubie... Niestety, z zazdrosnym wilkołakiem nie da się walczyć. – Avril zaśmiała się pod koniec mojej "historii". Jednak dla mnie to nie było wcale zabawne. 

– No dobra, ale co zamierzasz? Powiedziałaś mi, że nie masz zamiaru się z nim spotykać.

– I utrzymam to postanowienie. Nie chce mieć mate, co już wiesz, i nie zamierzam mu tak szybko ulegnąć.

– "Tak szybko ulegnąć"? Czyli jednak chcesz być z nim? – Zapytała, a ja westchnęłam.

– Mój kotołak i ja w końcu kiedyś poddamy się tej więzi. Czytałam, że nie da się jej zerwać ani tym bardziej się jej długo opierać. Zwłaszcza w pełnie, która... w sumie kiedy jest pełnia?

– Za jakiś miesiąc.

– No właśnie! Przez tydzień będzie trwać pełnia. Zdarza się to raz na pół roku, Avril. Jak myślisz... co wtedy zrobi Sean? Na pewno nie będzie to dla mnie zbyt korzystne. Moja kotołaczka pewnie też nie wytrzyma i zacznie do niego ciągnąć.

– Ej, zapomnij. – Wcięła się Kate, którą skutecznie zignorowałam. 

– W sumie masz rację. – Powiedziała i na chwile się zamyśliła. – Ale coś wymyślimy, Rebe. Nie damy się mu!

– Chyba ja. – Poprawiłam ją, na co ta wzruszyła jedynie ramionami. Przez resztę dnia rozmawialiśmy już nie o moim mate, a o jej zbliżających się urodzinach, które były za równo dwa tygodnie. Moje dopiero za trzy miesiące, czyli też już niedługo. 





xxxxxxxxxxxxxx

Opublikowanie: 29.05.2020r.

Korekta: 17.07.2020r.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top