5.
<REBECCA>
Obudziło mnie bolesne uderzenie w brzuch. Otworzyłam oczy i przetarłam dłonią twarz, po czym spojrzałam na Avril, która rozłożyła się na całej długości kanapy spychając mnie na sam jej kraniec. Westchnęłam i rozbawiona wstałam z kanapy idąc w kierunku kuchni.
Ziewnęłam głośno przeciągając się. Nie lubiłam zbytnio spać na tej niewygodnej kanapie. Chodź niestety, ale spałam na niej praktycznie każdej nocy, gdy tylko odwiedzała mnie Avril. Wtedy siedziałyśmy do późna w nocy i gadałyśmy o głupotach. Tej nocy głównym tematem naszej rozmowy był dzisiejszy dzień, mój mate i mate Hannah. Biedaczka. Będzie się musiała, tak jak ja, męczyć z psem.
Stanęłam przed lodówką i wyjęłam z niej karton z zimnym mlekiem, który po chwili wylądował w garnku. Pamiętając o przyjaciółce śpiącej na kanapie w salonie wlałam całą zawartość kartonu do garnka, a sam pusty karton wyrzuciłam do śmieci. Usiadłam przy stoliku w kuchni i patrząc się na gotujące się mleko myślałam o następnych dniach. Dzisiaj była niedziela, więc miałam wolne. Jutro za to był poniedziałek co oznaczało, że musiałam iść do pracy.
Tylko w soboty pracowałam w klubie, a niedziela był to jeden dzień w tygodniu gdzie mogłam odpocząć. Za to od poniedziałku do piątku pracowałam wraz z Hannah w kawiarni tuż za rogiem. Należała ona do żony Fabiana, która nazywała się Elsa. Elsa jest naprawdę bardzo miłą i dobrą kobietą. Jest też wilkołakiem. Niestety nie wiem do jakiego stada należała.
Ale wracając do Hannah. Mam okazję jutro z nią porozmawiać o Paulu i jej chłopaku, który podobnie jak Paul jest wilkołakiem, jednak z rangą beta. Z tego co wiem jest on głównym betą alfy ze stada Czerwonego Słońca, który ma swoją siedzibę tutaj w New York. W tym mieście są trzy watahy. Wataha Czarnego Księżyca, wataha Białego Kła i wataha Czerwonego Słońca. A ogólnie na świecie to jest kilkanaście takich watah i praktycznie co kilka lat powstają nowe watahy.
Ogólnie to zastanawiam się czy alfa Paul jeszcze żyje. Po takim uderzeniu, z szklanej butelki w głowę, nigdy nic nie wiadomo. Chociaż z drugiej strony to wilkołak, a one, podobnie jak wampiry i kotołaki, mają szybką zdolność leczenia.
W końcu mleko się zagotowało. Przelałam je z garnka do dwóch kubków i zabrałam się za robienie kanapek. Mleko my kotołaki mogliśmy pić dosłownie ze wszystkim. Dziennie nie raz piłam z pięć kartonów dwu litrowego mleka, a inne kotołaki potrafią wypić więcej. I to ani trochę nie jest dziwne.
– Dzień do..ech. – Do kuchni weszła Avril ziewając głośno. – Dzień dobry. – Zaśmiałam się i przysunęłam jej pod nos kubek z gorącym mlekiem, gdy tylko ta usiadła przy stole. Dokończyłam robienie kanapek i postawiłam je na stole siadając obok niej.
– Mam nadzieję, że mleko cię rozbudzi. – Powiedziałam rozbawiona i upiłam łyka mleka.
– Jak zawsze. – Odpowiedziała, również upijając trochę. – A co będzie z twoim mate? – Spojrzałam na nią odkładając kubek na stół. – Miałaś to przemyśleć. Tak przynajmniej mówił Nico.
– Nie wiem, Avril. Najlepiej by było jakbyśmy się do siebie nie zbliżali. Może więź wtedy zniknie? – Zapytałam z nadzieją. Doskonale wiedziałam, że to tak nie działa. Musiałabym sparować się z innym wilkołakiem, by więź między mną, a Seanem zniknęła na dobre.
– Z tego co wiem to tak nie działa. Nie da się pozbyć więzi.
– Da. – Westchnęłam.
– Jak to? – Zapytała zdziwiona.
– Ale muszę sparować się z innym wilkołakiem. – Wyjaśniłam. Kotołak geparda zaśmiał się głośno słysząc moją odpowiedź. Mi wcale nie było do śmiechu. Po chwili jednak na moją twarz wdarł się cwany uśmiech. Pora bym to ja się z niej pośmiała.
– A co z twoim wilczkiem? – Zapytałam, na co ta posłała mi zirytowane spojrzenie. Wybuchłam głośny śmiechem widząc jej minę. Avril od pewnego czasu nie dawał spokoju pewien wilkołak, który się w niej zakochał. Oczywiście kotołaczka spławiała go na wszystkie sposoby, jednak on nie poddawał się i dalej do niej zarywał mając nadzieję, że może któregoś dnia będę ze sobą. – No nie obrażaj się. Tylko żartowałam. – Zaśmiałam się widząc jej naburmuszoną minę.
– Ja już wiem jak wyglądają te twoje żarty, więc lepiej milcz jak do mnie mówisz. – Syknęła zła, jednak jej usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Już wiedziałam, że nie była na mnie zła.
– Zmieniając temat. Jak... – Zamilkła, gdy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Spojrzałam zdziwiona na kotołaczkę. – Spodziewasz się kogoś? – Zapytała, również zdziwiona.
– Nie. – Odpowiedziałam od razu i wstała z miejsca idąc w kierunku drzwi wyjściowych. Otworzyłam je, ale nikogo nie dostrzegłam. Rozejrzałam się po korytarzu w końcu natrafiając wzrokiem na czerwone róże leżące na podłodze. Schyliłam się biorąc je do ręki. Wróciłam do mieszkania, zamykając drzwi, i ruszyłam w kierunku kuchni gdzie nadal siedziała Avril.
– Kto to był? – Zapytała i spojrzała na mnie, a potem na róże, które nadal trzymałam w dłoni. – Czyżby kwiaty od twojego Romeo? – Zaśmiała się.
– Zależy o którego pytasz. – Powiedziałam i podałam jej karteczkę, która była przyczepiona do łodyg róż.
– ''Wyjdziesz dziś ze mną na kawę? A.'' – Przeczytała i wróciła na mnie wzrokiem. – Ten młody nie potrafi sobie odpuścić, prawda?
– Prawda.
– Ale róże zatrzymasz?
– Nie. Idę do niego i je mu oddam. – Syknęłam i ruszyłam w stronę drzwi. Miałam już dość tego małego gnojka. Ile razy mam mu jeszcze powtarzać, że nigdy nie umówię się z nim na randkę? Otworzyłam drzwi i wyszłam z mieszkania niemalże wpadając w kolejny bukiet, tym razem, białych róż za którymi stał... kurier?
– Pani Rebecca Robinson? – Zapytał kurier. Pokiwałam na tak w odpowiedzi. – Proszę to podpisać. – Wskazał na elektroniczny tablet, na którym szybko nakreśliłam swój podpis i odebrałam od niego bukiet
– ''Sto jeden pięknych róż dla pięknej kobiety. Twój S.'' – Wybuchłam śmiechem, gdy skończyłam czytać liścik. Kurier już dawno się ulotnił, dlatego wróciłam do mieszkania.
– Ci to mają wyczucie czasu. – Zauważył mój kot o imieniu Kate. To właśnie w nią byłam w postaci kotołaka. Weszłam do salonu gdzie siedziała Avril. Najwyraźniej znudziło jej się siedzenie w kuchni.
– Co jest? – Zapytała zdziwiona i wskazała na białe róże.
– Dawałaś mojemu mate mój adres? – Zapytałam i wskazałam na białe róże. Blondynka parsknęła śmiechem słysząc moje pytanie. – Avril. – Pisnęłam zła. Jak ona mogła?
– Nic mu nie dawałam. – Broniła się. – Ale widziałam jak Sean rozmawia z Fabianem. To może on mu go podał. – Wzruszyła ramionami. Westchnęłam. Tego w sumie można było się spodziewać. Cały Fabian.
– Co zamierzasz teraz zrobić? Skoro Sean zna twój adres i za pewne też numer telefonu to tak szybko się go nie pozbędziesz.
– Czemu cały czas mnie o to pytasz? – Zapytałam zirytowana. – Przecież już dostałaś na to pytanie odpowiedź. – Zauważyłam.
– Bo chce wiedzieć jaką podjęłaś decyzje, Rebecca. Nie wiem jak to jest mieć mate, bo sama nie mam mate i nie chce go mieć. Chce cie jednak zrozumieć. Jesteś moją przyjaciółką. Jedną z niewielu, której ufam i chce by ona mi też ufała.
– Ufam ci, Avril. Ale ja naprawdę nie wiem. Co być ty zrobiła na moim miejscu?
– Hmm, chyba kazałabym mu spieprzać. – Wzruszyła ramionami. Cała Avril.
– A coś co poskutkuje i go nie wkurzy? Chce spławił natrętnego wilkołaka, a nie natrętnego człowieka, który zrozumie za pierwszym razem. Sama masz taki sam problem jak ja, więc wiesz jak to jest.
– Nie mam pojęcia.
Ona i Fabian to raczej mi nie pomogą, ale może Hana by mi pomogła? W końcu ona na pewno też nie chce swojego mate. Tylko czy ona sama wie jak poradzić sobie z Pulem? Na pewno jeszcze o tym nie myślała. Ja za to myślę nad tym cały czas.
– W takim razie najlepszym sposobem będzie po prostu ignorowanie go. – Powiedziałam i ruszyłam w kierunku kuchni próbując znaleźć jakieś wolne wazony. Byłam takim ''zbieraczem'' i płaciłam za wszystko co mi się podobało. Wszyscy inni mówili, że to tylko niepotrzebny wydatek, ale ja uważam, że te rzeczy mogą mi się przydać w przyszłości. Na przykład teraz. Kupiłam ostatnio sześć wazonów w niskiej cenie, które mi się podobały. Nigdy nie lubiłam mieć kwiatów w domu, jednak wiedziałam, że może kiedyś mi albo komuś się one przydadzą. I przydały. Dzisiaj. Mi.
– No i to ja rozumie. – Powiedziała zadowolona Avril. – Idziemy dzisiaj na jakąś imprezę?
– Po pierwsze: dzisiaj jest niedziela, a jutro poniedziałek. Wiesz co to oznacza? A po drugie: tylko w soboty są otwarte kluby. Od niedzieli do piątku w naszym klubie czasem odbywają się jakieś przyjęcia tak jak w niektórych.
– No przecież jesteś zmiennym, Rebe, a nas nie da się tak szybko upić. Kaca jutro nie będziesz przecież mieć.
– No nie wiem...
– Rebecca! – Krzyknęła głośno, na co się od razu skrzywiłam i zatkałam uszy.
– Kurwa. Powiedź jej żeby się zamknęła. – Syknęła zła Kate.
Jeżeli jeszcze tego nie wyjaśniłam to zrobię to teraz. Zmienni, czyli kotołaki i wilkołaki, posiadają swoje ''drugie strony'', które się nimi opiekują i służą radami. Moją taką drugą stroną jest właśnie Kate, czyli czarna pantera, którą jestem i w którą się zmieniam po przemianie. Jedno ciało dzieli dwie dusze - jak to pisało w książkach, które czytałam. Jedna strona jest kocia, a druga człowiecza. Tak samo jest u wilkołaków: jedna strona jest wilcza, a druga człowiecza.
– Kate mówi żebyś się zamknęła. – Powtórzyłam słowa swojej kotki i zaśmiałam się.
Avril pokazała mi środkowego palca albo raczej pokazała go mojej kocicy, która gdy to "zobaczyła" syknęła w jej stronę. Oczywiście to Avril usłyszała, ponieważ Kate przejęła nad mną kontrole. Nasi ''opiekunowie'' tak potrafią. Na co dzień oddają kontrole człowiekowi, ale gdy się je wkurzy potrafią przejąć całą kontrolę... wtedy robi się raczej nie ciekawie.
– No dobra, idziemy. Tylko już się tak nie drzyj. – Powiedziała Kate, a ja powtórzyłam jej słowa Avril. I nagle do mnie dotarło.
– Hej, ja na nic się nie zgadzałam! – Krzyknęłam na co Kate na mnie syknęła zła. No tak. Mój to ''koteczek'' nie lubi hałasu. Niestety, ma pecha, bo ja i Avril to nie dobre połączenie, gdy potrzeba komuś ciszy.
– Przegłosowane, Rebe. – Powiedziała Avril, cicho się śmiejąc. – Kate to moja siostra. – Dodała.
– A spadajcie na drzewo. – Syknęłam zła. Jak ja czasem nie znosiłam swojej drugiej strony. Kate zgadzała się na wszystko byle, by mieć trochę spokoju i ciszy. Oczywiście, to wszystko odbijało się potem na mnie.
–Tak naprawdę mnie kochasz i nie możesz bez mnie żyć. – Powiedziała zadowolona Kate. Wywróciłam oczami na jej stwierdzenie.
– No dobra, to kiedy idziemy? – Zapytałam niechętnie. Coś mi mówiło, że nie był to dobry pomysł.
– O dziewiętnastej do ciebie przyjdę. Teraz muszę już iść.
– No dobra. W takim razie do potem. – Powiedziałam i ją mocno przytuliłam.
Gdy Avril w końcu opuściła moje mieszkanie wróciłam z powrotem do kuchni gdzie stały już gotowe wazony, a obok leżały dwa bukiety róż. Sto róż podzieliłam na cztery stosy po dwadzieścia pięć róż, aby wszystkie zmieściły się w wazonach i powkładałam wszystkie do osobnych czterech wazonów, a czerwone do piątego.
~*~
Równo o godzinie dziewiętnastej do mojego mieszkania wparowała Avril, która siłą mnie z niego wyciągnęła. Na szczęście w porę udało mi się złapać za czerwoną kopertówkę, w której miałam wszystkie dokumenty i telefon. Obie wsiadłyśmy do jej samochodu. Avril wyjechała z parkingu z piskiem opon.
– Mogę wiedzieć, dlaczego jedziemy jak na złamanie karku? – Zapytałam i nie dlatego, że się bałam czy coś, tylko dla tego, że od momentu, w którym wparowała do mojego mieszkania nic, a nic się do mnie nie odezwała. – Hallo. – Dodałam, gdy nie dostałam odpowiedzi.
– Hej, spieszy mi się. Chce się upić!
– No dobra, ale mogę chociaż wiedzieć kto sprawił, że chcesz to zrobić? – Zapytałam.
– A jak myślisz? – Na chwile się zamyśliłam próbując doszukać informacji o kimś kto mógłby sprawić, że Avril chce się upić i jedzie jakby ścigało nas stado wygłodniałych małp.
– Może ten wilk co ją nachodzi? – Podsunęła mi Kate. No własnie! Już miałam odpowiadać, ale Avril weszła mi w słowo sama sobie odpowiadając.
– Ten pieprzony sierściuch, Rebe. – Warknęła, zupełnie jak wilk.
– A nie mówiłam. – Odezwała się Kate.
– Co ci zrobił? – Zapytałam zdziwiona jej zachowanie.
– Spotkałam skurwiela gdy wychodził z windy. Obściskiwał się z jakaś lalą. Nawet mnie nie zauważył. Dopiero, gdy go od niej odciągnęłam on na mnie spojrzał i warkną, a tamta lala do mnie "Nie dotykaj mojego mate". To była jego mate! Rozumiesz to?! – Krzyknęła i uderzyła zdenerwowana otwartą dłonią w kierownicę.
– Powiedź mi Avril, ale czym ty się tak właściwie przejmujesz? Przecież będziesz mieć w końcu spokój. – Gepardzica spojrzała na mnie z mordem w oczach, a ja się zaśmiałam. – Wiedziałam. On ci się podoba, prawda?
– Tak. – Odpowiedziała obojętnie. Westchnęłam i ją przytuliłam. Na szczęście staliśmy, bo było czerwone światło, więc nie musiałam się obawiać, że spowodujemy wypadek.
Teraz już wiecie dlaczego my kotołaki nie lubimy się wiązać w pary ani dlaczego nie lubimy więzi mate. Partnerzy potrafią być zdradliwi i często ranią się na wzajem. A co do więzi - to tak jak w przypadku Avril. Dziewczyna odtrącała tamtego chłopaka, bo nie mogła przyzwyczaić się do tego iż naprawdę kogoś kocha. A gdy zdała sobie z tego sprawę było już za późno, bo tamten znalazł miłość swojego życia, czyli mate. Tylko jest jedno "ale". Gdyby naprawdę on ją kochał to nie poddał by się więzi, a nadal zarywał by do Avril. Wilki to jednak jebane chuje.
– Dobra! Dość tego. Zapomnij o tym padalcu! Uwierz mi, znajdziesz sobie lepszego i bardziej wierniejszego chłopaka. – Powiedziałam z szerokim uśmiechem. Dziewczyna również się uśmiechnęła i gdy miała coś już powiedzieć to przerwało jej trąbienie. Blondynka otworzyła okno i pokazała tamtemu środkowy palec po czym z piskiem ruszyła z miejsca. Po prostu kocham tą kobietę!
~*~
Do klubu dojechaliśmy w mniej niż pięć minut. Wysiadłyśmy z auta i ruszyliśmy w kierunku wejścia do klubu. Jak się okazało, był to klub dla zwykłych ludzi. Spojrzałam zaskoczona na blondynkę.
– No co?
– No nic. – Wzruszyłam ramionami. – Po prostu zastanawiam się jak to możliwe, że zdecydowałaś się na taki klub, a nie inny.
–No, ej! W tym przynajmniej nie spotkamy wilki, które czekają na swoją mate. Za to spotkamy przystojnych i seksownych ludzi. – Powiedziała i pociągnęła mnie w kierunku wejścia. Wyminęłyśmy kolejkę składająca się głównie z ludzi i, jak zdążyłam wywęszyć, z wampirów również. No, w sumie to klub dla ludzi, więc wampiry też musiały przyjść aby coś zjeść. Avril podeszła do ochroniarza i chwile z nim rozmawiała po czym tamten odsunął bramkę i, na nie ucieszy tamtych w kolejce, pozwolił nam wejść.
– Mogę wiedzieć co mu powiedziałaś? – Zapytałam, uderzając lekko swoim biodrem w jej.
– Po prostu się z nim przywitałam. Często tu przychodzę.
– I nigdy mnie ze sobą nie zabrałaś? – Zapytałam zdziwiona.
– Hej, to ty nie chciałaś iść! – Wskazała na mnie palcem i powędrowała w kierunku baru. Westchnęłam i ruszyłam za nią. Usiadłam obok niej. Po chwili podszedł do nas młody barman. Oczywiście był człowiekiem.
– Witajcie, piękne. Co podać? – Zapytał, a jego wzrok zatrzymał się na mnie albo raczej powinnam powiedzieć na moich cyckach, które zasłaniał jedynie czerwony stanik koronkowy i prześwitująca krótka sukienka. Tak, ubrałam sukienkę, która jest jedynie czerwoną siatką, a moje części intymne zasłania bielizna koronkowa w kolorze krwisto czerwonym.
Czy już mówiłam, że my kotołaki nie wstydzimy się swojego ciała? Za pewne tak, ale powtórzę to jeszcze raz. My kotołaki lubimy się chwalić co naszym. Chętnie pokazujemy swoje piękne i jędrne ciało. W ten sposób pokazujemy pozostałym kotołakom (w moim przypadku kotołaczką), że jesteśmy od nich lepsze i piękniejsze, a także lepiej doświadczone jeśli chodzi o nasze życie seksualne.
I pewnie się teraz zastanawiacie jak wygląda strój Avril. Blondynka miała bardziej zakrywający strój od mnie, ale równie seksowny (zdjęcie u góry). Była bowiem ubrana w obcisłą czarną sukienkę, która ledwo zakrywała jej tyłek i cycki.
– Coś mocnego. – Powiedziałam i zmysłowo zamruczałam. Barman spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
– Kotołak? – Zapytał z chrypką. – Jaki?
– Taki, który wydrapie ci oczy jak nie przyniesiesz nam mocnej i dobrej wódki. – Syknęła w jego stronę Avi. Barman spojrzał na nią i puścił jej oczko po czym ruszył na poszukiwania dobrej wódki dla nas.
– Ale ty wiesz, że z naszym budżetem na dzisiaj jest krucho? Mam nadzieję, że ta "dobra wódka" nie będzie kosztować więcej niż nasza roczna pensja. – Zauważyłam.
– Hej, to "najdroższy" klub ludzki w całym Los Angeles. Jest sto razy tańczy od klubu, w którym pracujesz. Ciesz się, że nie zabrałam cię do klubu dla wilkołaków. Tam to kurwa jeden kieliszek kosztuje krocie. Pieprzone bogate przydupasy. – Parsknęłam śmiechem słysząc z jakim podirytowaniem to mówiła.
– Dlaczego tylko klubu dla ludzi są otwarte w niedzielę? – Zapytał mnie nagle Kate. Chyba gdy o tym mówiłam nie wspomniałam, że w porównaniu do innych klubów te ludzie są otwarte w piątki, soboty i niedziele. Jest tak dlatego, że ludzkie kluby są najtańsze, bo mało oferują. Właściciele klubów, by coś zarobić, muszą otwierać swoje kluby trzy razy w tygodniu. Choć słyszałam, że w soboty jest tu mało osób, bo większość woli się pobawić w klubie dla kotołaków, wampirów czy w klubie dla wilkołaków. Jest tam po prostu lepiej. Nasze klubu więcej oferują.
Po chwili wrócił do nas barman, który podał nam wódkę. Wzięłam szklankę, do której wlał wódkę i wypiłam ją za jednym razem. Po chwili poprosiłam o dokładkę na co chłopak spojrzał na mnie jak na ufo.
– Wypiłaś szklankę wódki za jednym razem. To nie był mały kieliszek! – Zauważył. Parsknęłam śmiechem słysząc jego żałosną gadkę.
– Jestem kotołakiem, skarbie. – Powiedziałam uwodzicielskim głosem. Barman uśmiechnął się do mnie lekko i nalał mi do szklanki, aż po brzegi, palącej cieczy.
– Jak ty właściwie masz na imię, kotku? – Prychnęłam cicho, gdy usłyszałam jak mnie nazwał.
– Ironia. – Chłopak spojrzał na mnie zmieszany.
– Czyli to prawda, że nazywają was dziwnymi imionami? - Spytał, a ja miałam ochotę jebnąć go krzesłem w tą jego zakutą pałę i wykrzyczeć, że jest tępy jak tępy nóż. Czy on naprawdę nie zrozumiał sensu słowa, które wypowiedziałam? Ludzie to jednak serio są tępi. Ale no dobra. Skoro chce abym się tak nazywała tak czemu by nie? Przecież nie muszę podawać mu swojego prawdziwego imienia. I tak się pewnie już nigdy w życiu nie spotkamy.
– Jasne. Lubią nazywać nas "dziwnymi imionami". – Podkreśliłam ostatnie dwa słowa. Kątem oka zauważyłam, że Avril gdzieś przepadła. Westchnęłam zirytowana, bo oznaczało to, że do końca będę musiała się męczyć z tym człowiekiem.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Opublikowane: 26.05.2020r.
Korekta: 12.07.2020r.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top