4.

<NICOLAS>

Wściekły i nagi ruszyłem w kierunku szatni dla pracowników nie zwracając uwagi na pijanych gości klubu. Nie mogłem uwierzyć w to co tam usłyszałem i musiałem się na pewno upewnić. Przecież Rebecca nie mogła być mate tego zapchlonego kundla. To ja byłem pierwszy. To mi się od samego początku podobała, a nie jemu. Więc czemu akurat w dniu, w którym chciałem zaprosić ją na randkę, ona znajduje sobie mate? 

Otworzyłem na oścież drzwi i wszedłem do środka ''piwnicznej szatni''. Tak ją nazywałem, bo wyglądała trochę jak piwnica...  albo, co gorsza, jak więzienie.

Wściekły kopnąłem w jedną z szafek, która się lekko wygięła, ale ja nie zwracałem na to uwagi. I tak Fabian będzie musiał je kiedyś wymienić. Otworzyłem szafkę, która znajdywała się nad tą, którą przed chwilką wygiąłem, i wziąłem z niej wyjściowe ubrania, bo drugich na zmianę do pracy nie miałem. Z innej szafki wziąłem swoją nową plakietkę i się szybko przebrałem.

Gotowy opuściłem szatnię i skierowałem się za bar gdzie dzisiaj to ja królowałem. Obsłużyłem szybko kilku już pijanych klientów. Po chwili jednak do baru podeszła Rebecca i Fabian, którzy o czymś zawzięcie rozmawiali. Gdy skończyli Fabian odwrócił głowę w moją stronę i powiedział:

– Jeszcze jedna taka akcja, a cię wyleję. – Warknął, po czym zwrócił się do naszej dwójki. – Nie róbcie głupot. – Pogroził palcem tłumacząc jak do małego dziecka i odszedł w kierunku drzwi do swojego biura, za którymi zniknął.

Westchnąłem i wziąłem do ręki mokrą szklankę, którą miałem za zadanie teraz osuszyć. Powinienem teraz porozmawiać o tym wszystkim z Rebeccą. Miałem idealny moment do tego, więc nie mogę go zmarnować. I może uda mi się w końcu ją zaprosić na randkę? Przecież ona nie chciała mieć mate! Nie chciała być z wilkołakiem. A ja jestem kotołakiem, więc chyba mam więcej szans od tamtego kundla, no nie?

– Mogę o coś cię zapytać? – Zapytałem,  nie patrząc na nią. Cały czas wzrok miałem utkwiony w tej już suchej szklance. 

– Dawaj... – Burknęła pod nosem.

– Dlaczego tamten pchlarz był taki dziwny wobec ciebie? – Zapytałam niepewnie. Może powinienem od razu zapytać ''czy on jest twoim mate''. Było by chyba prościej. 

– To mój mate, Nicolas. – Niemalże od razu spojrzałem na nią słysząc jej słowa. Czy to prawda. Zmarszczyłem brwi i zacisnąłem dłoń, w której miałem szmatkę, w pieść. 

– Mate... twój mate... – Powtórzyłem cicho pod nosem. – Czy ja dobrze usłyszałem? – Zapytałem już nie co głośniej, wpatrzony w nią. 

– Co? Nie rozumiem...

– Czy ty powiedziałaś, że to twój mate? – Wysyczałem zły. Miałem nadzieję, że jednak ona go nie chce. Ona nie może go chcieć. 

– Tak. Ale to nie powinno cię obchodzić. To moja sprawa, a nie twoja, Nicolas. – Syknęła i znowu odwróciła od mnie wzrok. Westchnąłem. 

To też moja kurwa sprawa. – Pomyślałem. – Jesteś moją przyjaciółką. Oczywiście, że to moja sprawa! – Postanowiłem dodać. Nie chciałem by się czegokolwiek domyśliła. Jeszcze nie. 

– Nicolas... – Zaczęła, ale jej przerwałem.

– Żartujesz sobie ze mnie ,prawda? – Zapytałem z nadzieją w głosie. Tak bardzo chciałem, by to był żart, jednak jej kręcenie na ''nie'' głową zabrało mi resztki nadziei.  – Jak to w ogóle możliwe?! – Krzyknąłem zły.

– Nie drzyj mordy. – Syknęła na mnie zła. – Prawdopodobnie to tylko mój pech. No wiesz... jestem czarnym kotem jakby nie patrzeć. – Odparła z kpiną. Ja w to nie wierzyłem. Pech czarnego kota? I jeszcze czego. Sam posiadam dwa koty w domu. Jeden jest czarny, a drugi biały i jak do tej pory ten czarny ani razu nie przyniósł mi żadnego pecha. 

– Ale to nie ma nic z tym wspólnego. Co zamierzasz zrobić, Rebecca? – Zapytałem i wróciłem do czyszczenia szklanki, która i tak była już czysta, ale musiałem czymś zająć ręce. 

– Nie wiem. – Westchnęła. – Coś wykombinuje. Jak na razie jedyne o czym myślę to unikanie go.

– I myślisz, że to wystarczy? – Zapytałem z drwiną i na ułamek sekundy na nią spojrzałem, jednak szybko wróciłem wzrokiem do szklanki. – To wilkołak, Rebecca. Dodatkowo twój... mate. – Westchnąłem. – Oni tak łatwo nie odpuszczają.

– Jakbym o tym nie wiedziała. – Syknęła. – Ech, przecież wiesz, że ja taka nie jestem, Nie dam się przywiązać do łóżka i szczekać na każdy jego rozkaz. – Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc to. – Nie jestem psem, który da się przywiązać na smyczy i pójdzie za panem tak gdzie pan tylko zechce. Jestem kotem. Kotołakiem! A my kotołaki, jak sam doskonale wiesz, nie tak łatwo dajemy za wygraną. Chce wojny to ją dostanie. Proste. – Mówiąc to podała klientce drinka, a ja w końcu wymieniłem tą czystą szklankę na brudną i zacząłem ją czyścić.

Po chwili do baru podeszła Hana. Zmarszczyłem brwi widząc jej dziwny wyraz twarzy. 

– Co ci? – Zapytała Rebe.

– Twój... no... ten... Ech, twój mate cię szuka. – Powiedziała będąc nieco zmieszaną. Prychnąłem pod nosem. Spojrzałem na moją koleżankę i już miałem coś powiedzieć, jednak zamknąłem się widząc jak dziewczyna kuca pod ladą. Prychnąłem rozbawiony.

– Teraz będziesz się ukrywać? – Zapytałem i odwróciłem od niej wzrok na jej mate, który rozglądał się za Rebe będąc w śród tłumu. Po chwili mnie zauważył i zaczął się kierować w tą stronę. Kątem oka zauważyłem jak Hana się gdzieś ulatnia za co byłem jest niezmiernie wdzięczny. Miałem zamiar nagadać trochę temu lalusiowi i sprawić by zostawił moją Rebe w spokoju.

– Zamknij japę, lwie. – Usłyszałem nagle głos Rebe, na co prychnąłem. Po chwili koło lady zjawił się ''król alfa''. Uśmiechnąłem się do niego z kpiną. 

– Czegoś wielki i władczy alfa potrzebuje? – Zapytałem z jadem w głosie. Alfa posłał w moją stronę wściekłe spojrzenie, jednak ja pozostałem obojętny. Co on mi niby może zrobić? 

– Gdzie jest moja mate? – Zapytał. Nawet nie musiałem wytężać słuchu, by go usłyszeć. Byłem zmiennym, więc miałem super słuch dzięki któremu mogłem usłyszeć dosłownie wszystko. Przydawał się on właśnie w takich momentach. Na sali panowała głośna muzyka, a gdzie nie gdzie było słychać głośne wrzaski czy rozmowy naszych gości. 

– Po co się pytasz skoro już znasz odpowiedź na to pytanie? – Zapytałem, gdy zauważyłem jak patrzy w kierunku gdzie znajduje się Rebecca. Nie widział ją, ani nie słyszał. Najprawdopodobniej słyszał tylko jej myśli. Słyszałem, że mate tak potrafią. 

– Rebe masz w tej sekundzie podnieść się z tej podłogi i pójść ze mną. – Odezwał się w końcu ten kundel. Rebe niemalże od razu wstała i spojrzała na niego zdziwiona. – Jestem twoim mate. Wyczuwam twój zapach. – Powiedział zadowolony alfa. Prawdopodobnie odpowiadał na pytanie, które pojawiło się w je głowie. – Zrobiłem, skarbie. Twoje myśli są strasznie głośne... – A nie mówiłem? On słyszał przez cały czas jej myśli. 

– Spierdalaj z mojej głowy, psie. – Syknęła na niego i zła. Spojrzałem na alfy, który nagle zaczął na nią warczeć, a jego źrenice zmieniły kolor na złoty. Odstawiłem szklankę i ścierkę na bok przygotowywany na każdy jego ruch. Nie chciałem by ją skrzywić albo wywołał niepotrzebne zamieszanie. 

– W tej chwili masz podejść do mnie. – Warknął na nią. 

– A co ja kurwa twój pies, któremu powiesz chodź to przyjdzie, a jak powiesz siad to usiądzie? Nie, nie, nie, kochanieńki. Jak chcesz mieć psa to idź do schroniska albo sam się wytresuj lub jednego ze swoich durnych bet. – Powiedziała wkurwiona i ruszyła w stron szatni. Zaśmiałem się głośno na co alfa posłał mi wkurwione spojrzenie. Prychnąłem. 





xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Rozdział dodany przy korekcie rozdziałów.

Opublikowane: 11.07.2020

Korekta: BRAK

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top