"Psychopatyczne zachowanie i poczucie winy" 5/6
Znowu wszystko powróciło, rozmazana wizja, kompletnie inny obraz rzeczywistości i ten szum. Pierwsze co zrobił, skoro i tak już tu jest to spojrzenie się na własne ręce. Były tam ślady po cięciach, ale już zaschnięte. Rozejrzał się po mieszczeniu, było całkiem inaczej niż parę minut, czego się w sumie spodziewał.
Jednak coś w nim było silniejsze, te uczucie w stanie pustki... Manipulowało nim, jak chciało. Zobaczył przed sobą leżącą na podłodze postać, która bardzo przypominała mu jego matkę. Była cała zakrwawiona i nóż miała wbity w sam środek klatki piersiowej, a obok stał jej sprawca. Wysoki mężczyzna, który tylko z głupim uśmiechem przyglądał się konającej. Dostrzegł też nie daleko małą dziewczynkę. Wiedział, że to obraz jego najgorszego wspomnienia. Wspomnienie, przez które został sierotą...
Pękło coś w nim widząc to ponownie. W dzieciństwie zbyt bardzo bał się ojca by się mu postawić, ale teraz miał szansę na swoją zemstę. Nienawidził tego faceta. Na sam widok jego twarzy robiło mu się niedobrze i złość się w nim zbierała. Tak też było tym razem. Nie obchodziło go to, że to tylko iluzja.
Nigdy nie umiał zapomnieć o tym widoku. Miał sporą traumę po tym wydarzeniu, był ciągany po psychologach, lecz to nic nie dawało. Zszedł przez to na przestępczą ścieżkę. Nigdy nie wybaczy temu skurwysynowi co zabił mu jego mamę.
Nagle zauważył podświetlającą się na czerwono rzecz, którą był pistolet. Był w czymś co przypominało torebkę, najprawdopodobniej Heidi, musiała ją zostawić, jak odchodziła.
Podszedł do niej i szybkim ruchem otworzył. Miał w ręce przepiękny pistolet, którym zaraz wymierzy sprawiedliwość...
Niczego nieświadoma dziewczyna rozmawiała dalej przez telefon, aż w pewnym momencie się odwróciła by zobaczyć co robi czarnowłosy. Tego widoku się nie spodziewała, natychmiast się rozłączyła. Nie chciała mówić Erwinowi, że coś się dzieje. Planował on ważny skok na Car Deleara i nie mogła mu przeszkodzić w tak ważnej dla niego rzeczy.
Widziała, jak Capela powoli zbliżał się w jej stronę z bronią w ręku. Zachowywał się on, jednak kompletnie inaczej. Miał on prawie, że czarne oczy. Do tego jego źrenice były bardzo pomniejszone, jakby widok przed nim go obrzydzał. Kobieta zaczęła się bać nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła cofać się do tyłu.
Czarnowłosy widział, jak postać. Którą z całego serca nienawidził oddalała się od niego.
"Tym razem ci nie odpuszczę" - pomyślał.
- Spokojnie odłóż to... Proszę - prosiła bojąc się coraz bardziej.
Ten jej nie odpowiedział. Nie słyszał jej, jedyne co słyszał to ten szum i żądza krwi. W pewnym momencie, się jednak zatrzymał. Po co ma biec za nim, a raczej nią, skoro ma broń na odległość.
Blondynka już plecami opierała się ściany, a na widok mężczyzny celującego do niej z pistoletu postanowiła się przesunąć w lewo.
- Proszę nie! - zaczęła błagać, gdy zobaczyła, że trzyma palec na spuście.
Rozpłakała się i próbowała uciekać przed nim, ale ten biegł za nią. Aż w końcu trafiła na "ślepy zaułek".
- Dante proszę nie! - teraz to już wręcz krzyczała.
Nie wiedziała co zrobić, przesuwała się wzdłuż ściany. Nagle poczuła, jak traci przytomność. Uderzyła się mocno o szafkę.
Capela w tym czasie wracał do siebie. Obraz przed nim kompletnie go załamał. Mało brakowało, a nie zastrzelił by niewinnej dziewczyny. Od razu rzucił pistolet gdzieś na bok i udał się by udzielić jej pomocy.
"Co ja odjebałem, dlaczego to się musiało stać? Nienawidzę kurwa siebie, nienawidzę" - pomyślał.
Kucnął do niej i spojrzał na tył głowy. Leciała jej krew, przeraził się.
- Jestem potworem - szepnął nie dowierzając w to co się stało.
Musiał zabrać ją do szpitala i wiedział o tym. Nie mógł, jednak sam jej zawieźć. Postanowił, że sam zawiadomi 991 przez dzwonienie do nich. Jednak przed tym zabrał broń z podłogi i schował do jednej z szafek. Właśnie zatarł ślad niedoszłej zbrodni.
"Stracę tą robotę kurwa po tym, ale w sumie należy mi się" - obwiniał się.
Następnie powrócił do Bunny, schylił się by zabrać leżący na ziemi telefon. Włączył komórkę, która na szczęście nie miała blokady i zadzwonił na numer alarmowy.
- Halo tu operator 991, jaki jest twój nagły wypadek? - powiedziała operatorka.
- Zdarzył się p-pewien wypadek... O-ona krwawi - jąkał się, był podenerwowany.
- Spokojnie proszę najpierw mi powiedzieć, jak się pan nazywa i skąd dzwoni - oznajmiła spokojnym głosem kobieta po drugiej stronie telefonu.
- N-nazywam się... - tu się chwile zawahał, przecież teoretycznie był porwany, więc nie mógł powiedzieć swojej prawdziwej tożsamości, bo by go wzięli. Jednak on z jakiegoś powodu wolał zostać z napastnikami.
Jednym z powodów było oczywiście dowiedzenie się więcej na temat tabletki od Dii, ale był jeszcze, a może kilka? Odkąd jest na stanowisku asystenta szefa policji ma dużo rzeczy na głowie. To stertę papierów do podpisania lub odrzucenia, skargi, nadzorowanie innych funkcjonariuszów i wymyślanie nowych procedur, które musi też przepisać na ich aplikację policyjną. Trochę go już to męczyło, miał problemy z snem, nie miał w ogóle czasu na swoje życie prywatne. Teraz ma swojego rodzaju przerwę od tego. Chociaż po tych wydarzeniach chyba by wolał, jednak pomęczyć się te kolejne dni na komendzie...
- Nazywam się Albert Speedo - powiedział po chwili, nic lepszego nie wpadło mu do głowy.
Wiedział, że brzmi podobnie do tego kryminalisty, więc nie zbudził by podejrzeń swoim głosem, jak przyjadą to założy kaptur lub schowa się do łazienki.
- Dobrze, gdzie się pan znajduje?
- Ulica xxx mieszkanie numer 13 - odpowiedział już trochę bardziej się uspokajając.
- Zaraz przyjedzie do pana karetka, co się stało osobie poszkodowanej? - zapytała.
- Uderzyła się w szafkę głową, krwawi - oznajmił co chwile zerkając na dziewczynę na podłodze.
- Rozumiem, proszę ułożyć ranną w pozycji leżącej na plecach i podłożyć pod głowę poduszkę. Następnie trzeba zatamować krwawienie
Czarnowłosy już się brał do wykonania polecenia. Wziął jedną z poduszek z sypialni i wrócił do blondynki. Podłożył pod jej głowę delikatnie rzecz, którą przyniósł by nie pogorszyć jej stanu.
- Zrobiłem, jak zatamować ranę? - zapytał, będąc już trochę umazany od krwi dziewczyny.
- Niech pan poszuka opatrunku jałowego i przyłoży do rany, potem proszę uciskać te miejsce palcami, jak pan nie znajdzie to może pan od razu nałożyć bandaż i również uciskać - poinstruowała go.
Chłopak, tylko mruknął do telefonu przekazując tym samym, że zrozumiał. Odłożył telefon na stolik i udał się szukać opatrunków. W pierwszej kolejności pomyślał o łazience, dlatego też się tam udał. Nad lustrem przy umywalce wisiała mała szafka, otworzył ją. Zauważył tam potrzebne mu przedmioty przez co szybkim ruchem je wziął i pobiegł z powrotem do kobiety.
W szafce wpadła mu oko też jedna rzecz... Żyletki.
Niestety był tam, tylko bandaż, więc pominął opatrunek jałowy. Odchylił lekko głowę Bunny i próbował zabandażować ranę i ją uciskać, aż do przyjazdu medyków.
W międzyczasie założył kaptur na głowę i oczekiwał na karetkę pogotowia.
Po paru minutach usłyszał dźwięk syren pod apartamentem. Szybko podbiegł do telefonu i poinformował o tym operatorkę, po czym się rozłączył. Wiedział, że jak są już ratownicy medyczni to sytuacja jest po części opanowana. Nagle usłyszał pukanie do drzwi na co w mgnieniu sekundy zareagował i otworzył drzwi. Weszli do środka dwaj mężczyźni w czerwonych ubraniach z zestawem pierwszej pomocy i noszach. Bez pytań Dante zaprowadził ich do poszkodowanej. Powoli przenieśli ją na nosze, gdy już mieli wychodzić, zakapturzony chłopak zapytał:
- Wszystko będzie z nią dobrze, prawda? - bał się cholernie co by było, gdyby Erwin się o tym dowiedział. Przez niego prawie szczęście Knucklesa zginęło...
- Nie jesteśmy tego pewni, jej uraz głowy wygląda na dość poważny - odpowiedział jeden z ratowników.
Capele na tą wiadomość zamurowało, ledwo się powstrzymał by nie wybuchnąć płaczem przed nimi. Wyszli po chwili na co czarnowłosy zamknął drzwi i z pierwszymi łzami na twarzy pobiegł do łazienki, zamykając się w niej na klucz.
Był przerażony sobą. Czuł, że teraz zagraża wszystkim do dokoła, dlatego postanowił siedzieć w tym pomieszczeniu, przynajmniej przez jakiś czas. Musiał się odizolować, bo zrobił by krzywdę jeszcze komuś. Gardził sobą w tym momencie, nienawidził siebie za swoje zachowanie, które może nie było kontrolowane przez niego, ale i tak to on w pewnym sensie jej groził.
Skulił się, opierając się o drzwi łazienki. Szlochał tak bardzo, jakby wyrzucał wszystkie swoje uczucia z siebie, które odczuwał przez te poprzednie dni. Wszystkie swoje smutki, stresowe sytuacje czy te bolesne wspomnienia. Jedyne o czy myślał to, że zasługuje na wszystkie przykrości tego świata, że powinien gnić w piekle. Zrobił jedną z okropniejszych rzeczy, zranił drugą osobę. Zawsze brzydził się takich czynów zwłaszcza przez swoją traumę z dzieciństwa, a teraz to on stał się potworem.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Minęło jakieś trzydzieści minut od tamtego wypadku. Erwin wrócił niczego nieświadomy po udanej akcji napadu. Był w bardzo dobrym humorze, kochał być w wszystkim pierwszy. To też im się udało, więc postanowił zorganizować jakieś przyjęcie z tej okazji. Z dużym uśmiechem na ustach otworzył drzwi i wszedł do mieszkania.
- Heidi, Capela jestem już! Nie zgadniecie udało się! Będzie urządzać imprezę z tego powodu - wykrzykiwał radośnie, gdy zdejmował buty.
Poszedł do sypialni by się przebrać z napadowych ciuchów, ubrał jakąś koszulkę i jeansy. Odstawił również łup i inne niepotrzebne mu rzeczy do jednej z szuflad. Dziwił go brak kobiety, jak i połączenia, których nie odbierała od niego.
"Może rozładował się jej telefon i poszła do sklepu lub gdzieś" - pomyślał, zakładając najbardziej optymistyczną wersję wydarzeń.
Skoro ona poszła to postanowił się porozglądać za czarnowłosym. Szukał po paru pokojach, lecz w żadnym go nie było. Nie sprawdził, tylko jednego. Zbliżając się do łazienki usłyszał stłumiony szloch osoby za drzwiami...
- Capela? - zapytał łagodnie podchodząc do klamki.
W ramach odpowiedzi usłyszał, tylko większy wybuch płaczu. Próbował pociągnąć za klamkę i tym samym wejść do pomieszczenia, ale były zamknięte najprawdopodobniej na klucz.
- Otwórz proszę - poprosił chłopaka, stojąc przed drzwiami.
- N-nie mo-ogę - odpowiedział mu trochę zdarty od ciągle wypływach łez.
Erwin już wiedział, że musi ostrożnie postępować z nim, skoro jest w takim stanie. Wiedział też, że będzie to długa rozmowa, dlatego również oparł się o drewnianą rzecz i zsunął się po niej do siadu.
- Na spokojnie - powiedział cicho, delikatnym głosem.
- Yhym - próbował się trochę uspokoić, by nie pokazywać przed chłopakiem swoich słabości.
Ten drugi to zauważył, dlatego dopowiedział:
- Nie musisz się powstrzymywać od płaczu... Nie będę na ciebie patrzył inaczej, chciałbym byś to wiedział. Wiedz również, że cię zawsze wysłucham - rzekł dodające otuchy słowa.
Czarnowłosy, tylko wziął głęboki oddech i spojrzał na swoją rękę. Pod wpływem słabości znów się pociął. Naciął sobie nieumiejętnie napis "Jestem potworem". Gdy teraz zauważył, że faktycznie ktoś się nim przejmuje. Nie wiedział czemu, czy to z litości czy po prostu chce wyciągnąć z niego informacje co się stało z jego dziewczyną. Na te myśli ponownie spłynęły po jego bladej i lekko już czerwonej twarzy kolejne łzy.
- I-idź sobie, b-bo... Bo i-inaczej coś sob-bie zrobię - wypowiedział co chwilę łkając.
W tej chwili Erwin przypomniał sobie o żyletkach, które były w jednej z szuflad w łazience. Musiał go jakoś przekonać by je odstawił i nic sobie nie robił.
- Nie mogę cię zostawić, jeśli będzie trzeba będę siedział tu do jebanego świtu - wypowiedział stanowczo. Tym razem postanowił, że już nigdy nie zostawi tego chłopaka, dlatego też dodał - Od tej pory już nigdy nie będziesz sam, nie zostawię cię, obiecuje ci to - oznajmił pewnie przez co drugi zareagował na to.
Poczuł w środku jakieś gromadzące się ciepło. Zastanawiał się co to wywołało, dlaczego też chciał zostać w tym pokoju, a nie uciec gdzieś. Zrozumiał co wywalało te zdenerwowanie, gdy zobaczył siwowłosego z blondynką w łóżku i dlaczego jego słowa go za razem podnoszą na duchu, jak i cholernie bolą.
"Ja go kocham" - przemknęła mu myśl, która potem zalała jego całe myśli.
Daily dostawa rozdziału peppoGlad
W OGÓLE OFICJALNIE MAMY TO 10K SŁÓW!
Jeśli chodzi o tą opowieść to powoli chyba zbliżamy się do końca. Może nie będzie to kolejny rozdział, a następny lub jeszcze następny, ale no już mało zostało w każdym razie hih.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top