Adres: Niedoskonały

Jest to opowiadanie, które kiedyś napisałam do pewnej antologii. Znajomi mówili, że dobrze mieć przy nim chusteczki XD

ADRES: NIEDOSKONAŁY

Dochodziła północ, a on znowu nie mógł spać. Przez uchylone okno słychać było muzykę z pobliskiego lokalu. Otwarty przed dwoma miesiącami klub „RUBIN" cieszył się ogromną popularnością i nic nie zapowiadało, żeby sytuacja miała się zmienić. Co wieczór przychodziła masa ludzi, którzy śmiali się, krzyczeli, odjeżdżali swoimi samochodami z piskiem opon i ogólnie robili mnóstwo hałasu, który drażnił go coraz bardziej. Już nie mówiąc o śpiewach po pijaku. O ile w dni powszednie mógł jakoś wytrzymać, tak w weekendy było gorzej. Dostawał białej gorączki, gdy z okna widział ten kolorowy tłum młodych ludzi.

Tak bardzo chciał do nich dołączyć, być taki jak oni. Wejść do klubu, jak normalny człowiek, poznać nowych przyjaciół i balować z nimi do białego rana. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę, że taka sytuacja nigdy nie będzie miała miejsca. Nigdy nie będzie taki jak inni ludzie.

Sam nie wiedział, czemu jednocześnie lubił i nienawidził ludzi. W jego sercu kotłowały się dwa sprzeczne pragnienia. To negatywne, żeby wszystkich ludzi szlag jasny trafił, z tą ich zabawą i hałasem. Z tą cholerną beztroską, przez którą teraz jest inni niż oni. I to pozytywne pragnienie jego serca, które chciało poznać kogoś, kogo mogłoby pokochać.

Zerknął w kierunku okna. Miał wrażenie, że przez ten gest muzyka stała się głośniejsza. Zaklął cicho pod nosem. Rok temu przeprowadził się tu właśnie po to, żeby mieć spokój, a tymczasem, jak na ironię losu, musieli otworzyć ten cholerny klub. Zupełnie jakby jego poprzednie życie, to normalne, nie chciało dać o sobie zapomnieć. W te nieliczne dni, gdy musiał wychodzić z domu, widział z daleka zamknięte drzwi do klubu. Aż ciężko było mu uwierzyć, że w nocy przewijały się tam setki ludzi.

– Przymknęlibyście się w końcu – warknął zły, gdy zza okna dobiegły go głośne śmiechy. Mógłby je zamknąć, ale wtedy byłoby mu strasznie gorąco. Nie stać go było na założenie klimatyzacji, a lato tego roku było nieznośnie wręcz upalne.

Wiedział, że nie zaśnie dopóki klub nie zacznie pustoszeć. Podniósł się więc do siadu i zapalił lampkę, która stała na stoliku obok łóżka. Przesunął się i oparł plecami o ścianę, zastanawiając się, co mógłby robić przez te kilka godzin. Wśród książek nie miał nic nowego. Mentalnie zanotował, że musi wybrać się do biblioteki, bo w końcu nie będzie miał co robić w noce takie jak ta. W końcu sięgnął po laptopa i włączył go. Może w Internecie znajdzie coś ciekawego do poczytania, albo chociaż pogra w jakąś durną gierkę na facebooku.

Wszedł na swoje konto. Prawie nie miał nowych postów. Nic dziwnego, skoro liczba znajomych była znikoma. Kuzyn, kuzynka, paru znajomych ze studiów i to wszystko. Już miał włączyć pierwszą z brzegu grę, gdy zauważył zieloną kropkę obok imienia „Arek". Kuzyn był dostępny o tak później porze.

Co tak siedzisz po nocy? – napisał do niego. Kilka minut czekał, zanim nadeszła odpowiedź.

– No cześć, Leo. A kończę pisać drugi rozdział magisterki. Promotor chce go do jutra zobaczyć – odpisał.

Westchnął.

Znowu zostawiłeś pisanie na ostatnią chwilę? I piszesz, mając włączonego fejsa? No gratuluję – odpowiedział szybko. Arek jak zwykle odkładał takie rzeczy na sam koniec, a potem były telefony, prośby i obiecywanie poprawy. Chyba tylko jego wrodzony wdzięk uchronił go przed wywaleniem ze studiów w trybie szybszym niż natychmiastowy.

A wiesz... Tak jakoś wyszło... Miałem kilka ważnych spraw i jakoś mi się to odwlekło. A fejs się sam włącza, jak uruchamiam kompa.

– Jak zawsze zero skruchy u ciebie. To jak się nazywają te ważne „sprawy"? – spytał.

Jak ty mnie dobrze znasz, Leoś. Jestem wzruszony, że ktoś taki istnieje. Słuchaj, Leonek, a może pomógłbyś mi, skoro nie śpisz? Bo tak właściwie, to czemu nie walisz w kimę jak grzeczne dziecko?

Klub! – odpisał krótko Leo.

– Aaaa! Ten cały „Łubin", czy jak mu tam...?

– „RUBIN"! Z pamięcią to u ciebie widzę, że też kiepsko.

– Nie bądź złośliwy, tylko poratuj. PLEASE!

Leo westchnął. Miał zdecydowanie za miękkie serce.

– No dobrze – zgodził się w końcu. – O co chodzi?

– Wymyśl mi kilka pytań do ankiety o popularności sportów wodnych – napisał.
– JA?! – Leo był więcej niż zdziwiony. A Arek jak zawsze nie robił sobie nic z faktu, że jego kuzyn reagował alergicznie na hasło „sport".

– No ja wiem, że to dla ciebie drażliwy temat, ale błagam cię! Poza drugim rozdziałem muszę pokazać facetowi projekt ankiety do trzeciego rozdziału – wyjaśnił.

– No dobrze... Daj mi pół godziny... – odpisał w końcu zrezygnowany i zabrał się do pracy.

– Życie mi ratujesz! – dorzucił jeszcze Arek.

Leo dość szybko wymyślił pytania. Część z nich zrobił zamkniętych, część zostawił jako otwarte, żeby ankietowani mogli się wypowiedzieć. Arek doskonale wiedział, że jego kuzyn był swego rodzaju geniuszem, chociaż sam Leo nigdy się w ten sposób nie określał. Zaczął się intensywnie uczyć od tamtego momentu, kilku lat temu. Wcześniej był jak inni. Imprezował, miał przyjaciół, z którymi czasem jeździł na wycieczki, ściągał na klasówkach i wygrywał zawody sportowe. Jedna beztroska chwila jakiegoś kolesia zniszczyła wszystko.

Potrząsnął głową, żeby nie myśleć o przeszłości i skupić się na pomocy kuzynowi. Miał sporą wiedzę na temat sportów. Nadal lubił oglądać zawody, olimpiady i mecze. Żałował tylko, że nie może brać w nich udziału. Brakowało mu tego bardzo, ale jeszcze bardziej brakowało mu kogoś tylko dla siebie. Kogoś, kto by go zrozumiał i był przy nim, gdy tego potrzebował. Czuł się coraz bardziej samotny. Tak bardzo samotny. Na początku wmawiał sobie, że jest mu dobrze samemu, że daje sobie radę. Ale potem to się zmieniło. Nie miał się nawet do kogo odezwać. Bywały dni, gdy było mu tak bardzo źle.

– Jak idzie? – Drgnął, gdy z głośników wydobył się dźwięk przychodzącej wiadomości.

– Może by tak trochę cierpliwości, co? Muszę dostosować pytania do twojego poziomu umysłowego – napisał złośliwie.

– Ty wredoto... Znęcasz się nade mną!

– Nie. Ja po prostu nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że nie pisałeś tego sam. Zwłaszcza twój promotor.

– No dobrze...

Dwadzieścia minut później Leo wysłał kuzynowi gotową ankietę.

– I masz mi przysiąc, że oddasz pracę w terminie albo osobiście powiem twojemu promotorowi, że nie napisałeś jej samodzielnie – zagroził mu na koniec Leo.

– Nie zrobiłbyś tego. Nie mnie – napisał Arek.

– Nie bądź tego taki pewny. Masz u mnie wielki dług.

– Jasne stary. Jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić? – spytał kuzyn.

– Właściwie to... – Leo przerwał pisanie. Czy powinien powiedzieć Arkowi o tym, co trapiło go od wielu miesięcy? Głupio było mu mówić o czymś tak osobistym.

– To? – nie dał za wygraną Arek.

Leo westchnął głęboko.

– Głupio mi o tym mówić. To strasznie osobiste. Intymne wręcz – napisał w końcu.

– Intymne? Seksu ci brakuje? – Cały Arek. Zawsze najpierw coś palnął, a dopiero potem pomyślał. Gorzej, że od razu trafił w sedno.

– Tak... – napisał Leo powoli.

– Przełącz się na Skype – Arek. Po chwili Leo usłyszał melodyjkę połączenia. Odebrał i uruchomił kamerkę. – No halo, halo kuzynie! – Usłyszał wesoły głos. Na ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz młodego mężczyzny. Miał krótko ścięte ciemne włosy i piwne oczy.

– Cześć... – powiedział niepewnie Leo. Minę miał nietęgą.

– Leoś... Uśmiechnij się – zaczął Arek.

– Arek... Błagam cię... – jęknął. – Nie mam powodu do uśmiechów.

Leo nie pamiętał nawet, kiedy uśmiechał się po raz ostatni. Ostatnio kompletnie nic go nie cieszyło.

– Z powodu braku seksu?

– AREK! Bo się rozłączę! – zagroził natychmiast, gdy tylko kuzyn znowu powiedział o jedno zdanie za dużo. – To nie jest dla mnie śmieszne... Ani trochę...

– Przepraszam – zreflektował się szybko kuzyn. – Już jestem poważny. Uch... No dobrze... Ale nie poznałeś tam w okolicy nikogo?

Leo wykrzywił usta. W jego okolicy przeważał jeden typ. Imprezowy. Czyli panienki odstawione w miniówki, dekolty do pępka, obcasy takie, że nogi można połamać, a do tego szpony zamiast paznokci i kilogram tapety na twarzy. Ewentualnie faceci w podobnym typie, którzy przyszli te panny wyrwać. A z takim typem ludzi nie chciał mieć nic wspólnego.

– Zapominasz o czymś – przypomniał mu, jakby Arek zapomniał o bardzo oczywistym fakcie.

– Leo! Weź się w garść! To, że praktycznie nie możesz chodzić, nie przekreśla twoich szans na związek.

– To może mi powiesz, kto chciałby się spotykać z inwalidą?! – warknął w końcu zły. – No kto? Nie spotkałem jak dotąd takiej osoby. Jak tylko wychodzę z mieszkania, to wszyscy patrzą na mnie jak na jakieś dziwadło.

– Leo... Ale przynajmniej nie jeździsz na wózku – zauważył Arek. – Dzięki swojemu uporowi i sile jesteś samodzielny. Brakuje ci tylko nieco wiary w siebie.

– Ty tego nie widzisz. Nie wiesz, jak na mnie patrzą, gdy wchodzę choćby do sklepu. Dzieciaki z ciekawością i od razu pokazują mnie sobie palcami, a starsi ze współczuciem. Chyba tylko kasjerki w sklepie i babka w bibliotece przywykły do mnie na tyle, że już nie wzbudzam u nich zainteresowania. Gdyby wtedy ten gówniarz we mnie nie wjechał... - powiedział chowając twarz w dłonie. Wszystko znowu stanęło mu przed oczami.

– Przestań! Czasu już nie cofniesz. Stało się i koniec. Wyszedłeś z tego o własnych siłach. Nie zapominaj o tym.

– Wiem, ale czasem jest mi tak strasznie źle. Nie mam gdzie iść, nie mam z kim pogadać.

– A twoi znajomi ze studiów albo z liceum? Nie masz z nimi kontaktu? – spytał brunet.

Leo westchnął i pokręcił głową.

– Ludzie z liceum rozjechali się na studia do różnych miast, zaraz po maturze. No ja miałem trochę opóźnienia. A jak poszedłem na studia, to wiesz, że miałem specjalny tok. Nie miałem kiedy kogoś poznać. Musiałem się skupić na rehabilitacji.

– Leoś... Nie wiedziałem, że jest aż tak ... – przyznał Arek.

– Źle? To nie jest dobre słowo – przyznał, przymykając oczy. – Po prostu w tej chwili brak mi...

– Seksu – wszedł mu w słowo brunet.

– Taaaak... Dokładnie tak – przyznał Leo. – Co ja mam zrobić? Boże... Nie wierzę, że gadam z tobą o tym.

– To może... Wiesz... Nie obraź się, ale... Myślałeś może o agencji towarzyskiej?

Leo zrobił wielkie oczy.

– Ty chyba sobie kpisz?! – wrzasnął w pierwszym .

Zatkało go. W życiu nie myślał, że mógłby skorzystać z usług jakiejś dziwki, prostytutki, osoby do towarzystwa czy jak ich tam zwano. Nie, nie, nie! To nie wchodziło w grę. Nie upadł tak nisko. Nie zniży się do tego, żeby płacić komuś za seks. Ale z drugiej strony jego ciało potrzebowało czasami poczuć dotyk drugiej osoby, a nie spał z nikim od czasów liceum. Wtedy przeżył swój pierwszy raz. Niezbyt udany, ale jednak. Doskonale to pamiętał. Studniówka, alkohol i męska toaleta. A w niej on i kolega z równoległej klasy, który potem więcej się do niego nie odezwał. I kiedy myślał, że już nie mogło być gorzej, nagle wyskoczył ten gówniarz i walnął prosto w niego. Małolat chciał zaimponować kolegom i „pożyczył" sobie samochód tatusia. Zapomniał tylko, że w życiu nie siedział za kierownicą i na pierwszym zakręcie go wyrzuciło. Skutkiem tego było teraz kalectwo Leo i jego samotność.

Z początku koledzy odwiedzali go, ale kiedy zaczęli rozjeżdżać się na studia, zapomnieli o nim. Nikt nawet nie przysłał mu smsa czy maila z pytaniem, co u niego? Po raz pierwszy poczuł wtedy, że jest sam. Nie płakał. Zawziął się w sobie, że wyjdzie ze szpitala o własnych siłach. Dzięki jego determinacji, rehabilitacja bardzo szybko zaczęła przynosić efekty. W przerwach między ćwiczeniami wkuwał do matury. Zdał ją z rocznym opóźnieniem, ale z jednym z najlepszych wyników w kraju. Od razu został przyjęty na uczelnię, którą sobie wymarzył, jednak z powodu trudności z chodzeniem zdecydował się na indywidualny tok studiów. Między innymi to właśnie przyczyniło się do jego samotności. Stracił też wiarę w ludzi.

– Leo... Przemyśl to. Nie jesteś przecież jedyną osobą w takiej sytuacji – przekonywał go niezmordowanie Arek. – Wolisz, żeby to był ktoś, kto, jakby nie patrzeć, wie co robi, czy ktoś, kto się nad tobą zlituje? Wiem, że nie przeżyłbyś takiego upokorzenia.

Leo milczał dłuższą chwilę. Bił się z własnymi . Nie był jakoś szczególnie przekonany do propozycji, jaką przedstawił mu kuzyn. Ale czy pozostała mu jakaś inna możliwość? Sam najlepiej wiedział, jak przedstawiał się jego sytuacja.

– No dobrze... – zgodził się w końcu z westchnieniem.

– Wiedziałem, że się skusisz – wyszczerzył się brunet. – Po tylu latach w celibacie.

– Arek! Stąpasz po cienkim lodzie! – syknął Leo.

– Przepraszam. Faktycznie zagalopowałem się – przyznał skruszony.

– Pomóż mi... Ja się nie odważę tam zadzwonić. A pójść przecież nie dam rady – poprosił Leo. Jego policzki pokrył mocny rumienieć. Arek pokiwał głową.

– Rozumiem, że to ma być facet? – spytał.

– Tak.

– Kiedy?

– Spróbuj załatwić w sobotę na szesnastą. Sąsiedzi zazwyczaj wychodzą wtedy do kina albo do znajomych. Nikt się nie będzie gapił – poprosił Leo.

Pogadali jeszcze chwilę, zanim niepełnosprawny mężczyzna nie poczuł, że w końcu będzie w stanie zasnąć. Wyłączył laptopa, odłożył go na pobliskie krzesło, a potem zgasił lampę. Teraz jedynym źródłem światła były uliczne latarnie. Leo czuł się dziwnie ze świadomością tego, co chciał zrobić. Miał tylko nadzieję, że Arek stanie na wysokości zadania i załatwi mu kogoś, kto nie popatrzy na niego z litością.

***

Arek stał przed wejściem do męskiej agencji towarzyskiej, zbierając się na odwagę, żeby wejść do środka. Gdyby jego dziewczyna wiedziała, gdzie jest w tym momencie, skończyłoby się to wielką awanturą, zanim dałaby mu dojść do słowa z wyjaśnieniami.

– Dobra... Obiecałem Leo, że mu pomogę – mruknął sam do siebie i wszedł do budynku. Rozejrzał się niepewnie. Wnętrze przypominało raczej jakiś rodzaj klubu, gdzie z małego korytarza przechodzi się do głównej sali. Tam z kolei znajdował się bar, gdzie można było napić się drinka i usiąść wygodnie, czekając na swoją kolej.

Brunet podszedł niepewnie do baru i usiadł na jednym ze stołków.

– Witam. Czym mogę służyć? – spytał uśmiechnięty barman. Gdyby nie to, że miał na głowie dredy, Arek uznałby, że to jednak normalny bar.

– Właściwie to... – zaczął niepewnie.

– Pan pierwszy raz u nas? – zagaił od razu barman. – Nie ma problemu. Służę wszelką pomocą. Kogo by pan chciał? Brunet, blondyn? A może szatyn? – zaczął wymieniać.

– Moment, chwila, stop! – powiedział Arek. Barman popatrzył na niego pytająco. – To nie o mnie chodzi. Kuzyn poprosił mnie o przysługę – wyjaśnił szybko.

– Ach tak? Słucham więc .

Student zarumienił się mocno pod spojrzeniem barmana. Gdyby nie Leo, w życiu nie przyszedłby do takiego miejsca. Był tolerancyjni, ale nie lubił, gdy ktoś tak jawnie gapił się na niego. Obiecał jednak pomóc kuzynowi i miał zamiar dotrzymać słowa, choćby ktoś nagle zaczął go macać. Omal nie uśmiechnął się, przypominając sobie, jak kilka osób zapoznało się z jego prawym sierpowym. Zreflektował się jednak szybko. Nie przyszedł tu na wspominki odnośnie swoich bójek.

– Mój kuzyn... On nie jest w stanie przyjść tu sam, a zadzwonić się wstydzi.

– Wizyta „domowa"? Da się załatwić. Jaki ma gust?

– Nie ma jakiegoś sprecyzowanego. Raczej zależy mi na tym, żeby nikt mu nie zrobił krzywdy – wyjaśnił, a widząc kolejne pytające spojrzenie barmana, zaczął mówić dalej: – Mój kuzyn miał wypadek kilka lat temu. Od tamtego czasu ma poważne problemy z chodzeniem. I nie chce, żeby ktoś na niego patrzył z litością.

Barman pokiwał głową.

– Rozumiem. Momencik – powiedział, wyjmując komórkę z kieszeni i wybierając jakiś numer. – To ja, szefie. Mam tu prośbę o wizytę poza lokalem. Zamówienie specjalne. Aha... Już pytam. – Zakrył komórkę dłonią. – Na kiedy to?

– Sobota na szesnastą – odpowiedział natychmiast Arek.

Barman powtórzył to szefowi. Potem spisał od Arka adres jego kuzyna i ustalił cenę.

– Dziękuję za pomoc – powiedział brunet, uśmiechając się lekko i z ulgą, gdy mężczyzna za barem zakończył rozmowę.

– Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że pański kuzyn będzie zadowolony.

– Ja także... – przyznał, wychodząc z klubu.

***

Rafał nie był specjalnie zachwycony, gdy szef wyznaczył mu tak zwaną wizytę „domową". Co z tego, że była za dodatkową gratyfikacją. Już nie raz miał takie sytuacje, gdzie okazywało się, że ktoś ma wobec niego jakieś dziwne plany. Pamiętał jedną kobietę, która nie chciała seksu. Chciała go sobie po prostu potorturować. Wyszedł od niej, jak tylko okazało się, czego klientka oczekiwała tak naprawdę. Innym razem trafił mu się facet, którego podniecał jedynie męski tors. No tu się wiele nie napracował, ale domyć się potem było ciężko.

Tym razem jednak sprawa miała wyglądać inaczej. Ciekawe, na ile było prawdą to, co powiedział mu szef. Wrócił myślami do tamtej rozmowy.

Szef był wysokim, dość barczystym mężczyzną po czterdziestce. Miał ciemne włosy przyprószone już siwizną i ciemnoszare oczy, a do tego zawsze był gładko ogolony. Rafał oceniał go jako bardzo przystojnego mężczyznę w średnim wieku. Sam chciałby prezentować się tak dobrze, gdy będzie starszy.

On sam był dość wysoki, o oliwkowej cerze i czarnych włosach. Jego oczy miały jednak kolor niebieski, a nie ciemny, jak to często spodziewano się zobaczyć u osób o ciemnej karnacji. Dbał o siebie. Wiedział, że klienci lubią zadbanych i pachnących facetów. Tamtego dnia szef wezwał go do siebie, gdy tylko skończył z jedną ze swoich stałych klientek. Młodą, majętną kobietą, która nie miała szczęścia do facetów.

– Będziesz miał w sobotę wizytę „domową" – oznajmił mu szef, gdy Rafał ledwo postawił nogę w jego gabinecie.

– Co? Ale szefie! – oburzył się. Zamierzał odmówić. Szef jednak dał mu znak ręką, żeby milczał i wysłuchał go.

– Chodzi o młodego mężczyznę, który w wyniku wypadku stał się niepełnosprawny. Jego kuzyn był za niego wszystko załatwić. Tu masz adres. Mam nadzieję, że staniesz na wysokości zadania. Klient powiedział wprost, że nie życzy sobie żeby patrzeć na niego z litością. Czy to ? – spytał mężczyzna, podając mu karteczkę z wypisanym adresem.

Rafał pokiwał głową. Dogadał jeszcze z szefem szczegóły, a potem wrócił do swoich zajęć. Miał tego dnia jeszcze jedną klientkę. A kiedy nadeszła sobota i ogarnął się, po czym stwierdził, że miał jeszcze pół godziny, żeby się stawić pod zapisanym na kartce adresem. Niewiele dowiedział się o swoim nowym kliencie. Nie wiedział ani jakie ma upodobania, ani czego oczekuje. Znał tylko nazwisko, Leon Skalski. Po takim imieniu spodziewał się jakiegoś starszego faceta. No cóż... Niedługo się przekona, z kim ma do czynienia.

Dokładnie dwadzieścia minut później stanął przed drzwiami tego całego Leona. Otoczenie nie zrobiło na nim jakiegoś wielkiego wrażenia. Postanowił jednak nie uprzedzać się zawczasu i wykonać swoje zadanie jak na profesjonalistę przystało. Nacisnął dzwonek i czekał. Był pewien, że otworzy mu... No właśnie, kto? Swojego klienta wyobrażał sobie jako kogoś mocniejszej postury i starszego.

A tymczasem, kiedy drzwi otworzyły się, stanął w nich szczupły młody mężczyzna o ogniście rudych włosach i zielonych oczach. Ubrany był w zwykłe jeansy i koszulkę. Rafał zauważył, że podpiera się na kulach.

– Dzień dobry. Leon Skalski, prawda? – spytał Rafał, uśmiechając się lekko. mężczyzna skinął głową. – Rafał Malicki, do usług – przedstawił się. Niemal roześmiał się, gdy zdecydowanie niższy od niego mężczyzna spłonął mocnym rumieńcem.

– Proszę – powiedział Leo, wpuszczając go do mieszkania.

Zaskoczony zauważył, że w mieszkaniu jest bardzo czysto. Zazwyczaj niepełnosprawne osoby potrzebowały stałej pomocy. Lokal nie był duży. Po lewej zauważył drzwi do łazienki. Dalej był salon, niewielka kuchnia i drzwi prowadzące zapewne do sypialni.

– Sprzątałem – odezwał się nagle Leon, jakby czytał w myślach Rafała. Wyższy mężczyzna zauważył, że rudzielec znów się rumieni. Uznał, że to całkiem urocze. Rzadko miewał klientów tego typu. Większość miała po prostu ochotę na szybki numerek i nie raz korzystała z usług agencji towarzyskiej.

– Rozumiem – stwierdził tylko. – Więc na początek chciałbym wiedzieć, jakie ma pan wobec mnie oczekiwania. – Rafał starał się pokazać, że jest gotów zaspokoić jego potrzeby.

– Błagam... Tylko nie na pan... – poprosił Leon. Jakoś nie wyobrażał sobie mówienia na „pan" w takiej sytuacji. – Jestem Leo. Po prostu Leo.

– No dobrze. A ja jestem Rafał – zgodził się i uścisnęli sobie dłonie. – Więc? Masz jakieś specjalne życzenia, Leo? – zamruczał jego imię. Niemal zachichotał, gdy policzki jego uroczego klienta pokrył ciemniejszy odcień różu.

– Jedno – przyznał cicho rudzielec, po czym uniósł głowę i popatrzył swoimi zielonymi oczami prosto w oczy Rafała. – Nigdy się nade mną nie lituj. Nienawidzę tego.

Tak, Rafał słyszał już o tym. Skinął więc głową na znak, że . Takie życzenie był w stanie spełnić. Nie wymagało to od niego wielkiego wysiłku.

– Tylko tyle? – spytał.

– Tak. Tylko i aż tyle – przytaknął Leo i zaprowadził Rafała do sypialni. Wyższy z mężczyzn pomyślał, że łóżko mogłoby być większe, ale powstrzymał się od wypowiedzenia tego komentarza na głos. Cały pokój, mimo że niezbyt duży, utrzymany był w należytym porządku. Pościel wyglądała na dopiero co zmienioną.

– Mogę cię o coś zapytać? – odezwał się Rafał.

Leo popatrzył na niego zaskoczony.

– No dobrze. Pytaj – zgodził się po chwili.

– Jak to się stało? – Rafał bez ogródek wskazał na nogi chłopaka.

– Po co chcesz to wiedzieć? – Leo zmrużył podejrzliwie oczy.

– Chcę mieć pełen obraz sytuacji – wyjaśnił mężczyzna, wzruszając ramionami.

– Wypadek – uciął krótko Leo. – Zrobisz to, po co tu przyszedłeś, czy będziemy gadać bez sensu o pierdołach? – spytał, siadając na łóżku. Odłożył kule na bok i przeniósł wzrok na Rafała. – No?

– A wydawało mi się, że jesteś nieśmiały. Chyba się myliłem – uśmiechnął się i usiadł obok rudzielca. – Boisz się?

Leo skrzywił się.

– Nie nazwałbym tego strachem – przyznał. – Raczej czymś w rodzaju tremy. Ja... Nie spałem z nikim od dobrych kilku lat. – Zaczerwienił się mocno i spojrzał mężczyźnie w oczy. – Miałeś już kiedyś takich klientów jak ja?

Rafał zamyślił się.

– Nie – przyznał po chwili całkiem szczerze.

Leo pokiwał głową.

– Będzie ci dobrze – zapewnił go Rafał. – Postaram się o to.

–Wyjaśnijmy sobie jedno. To, że moje ciało jest takie, a nie inne, nie znaczy, że moje libido spotkało to samo.

Rafał uśmiechnął się. Złapał za skraj koszulki rudzielca i powoli zdjął ją z niego.

Leo zadrżał ledwo zauważalnie. Nie chciał przyznać się na głos, że jednak nieco się stresował. Poczuł, że mężczyzna pocałował go w skroń, a potem jego usta zaczęły przesuwać się w dół po linii jego . Westchnął cicho i przymknął oczy, starając się odprężyć. Pieszczoty skoncentrowały się teraz na jego szyi, po czym kochanek lekko ugryzł go w obojczyk. Leo ze zdumieniem odkrył, że podoba mu się to. Delikatne pocałunki na przemian z lekkimi ugryzieniami. Podniecało go to coraz bardziej.

– O właśnie tak. Odpręż się – zamruczał Rafał. Trącił językiem jeden z sutków i Leo wciągnął głośniej powietrze.

Rudzielec darował sobie komentarz. To nie był czas i miejsce na złośliwości. Czuł, jak rozpala się w nim prawdziwy płomień pożądania. Mgliście zauważył jedynie, że powinna być to osoba, którą darzyłby jakimś głębszym uczuciem. Zepchnął szybko tę myśl, gdzieś na skraj świadomości. Jęknął, gdy brunet wsunął dłoń między jego uda i pogłaskał jedno z nich od wewnętrznej strony, bardzo blisko jego okrytej jeszcze materiałem męskości. Spodnie zrobiły się nagle bardzo ciasne.

– Ze wszystkimi się tak drażnisz? – westchnął cicho Leo.

– Nie. Tylko z tobą – odparł z uśmiechem Rafał.

– Hmmmmm... A długo tak zamierzasz?

– Aż zaczniesz mnie błagać, żebym pozwolił ci dojść.

Leo zerknął na niego.

– Złośliwiec... – stwierdził. Przymknął znowu oczy i skupił się na odczuwaniu tego, co robił z nim drugi mężczyzna. Przypomniał mu się szybko seks na studniówce, który nijak miał się do tego, co przeżywał teraz. Usłyszał szczęk odpinanej klamry paska od spodni. W następnej chwili zwinne palce Rafała pociągnęły suwak w dół, a on sam zamruczał:

– Unieś biodra.

Leo natychmiast wykonał polecenie, pozwalając, by mężczyzna pozbawił go kolejnej części garderoby. Jego spodnie szybko dołączyły do koszulki, która leżała już gdzieś na podłodze. Został w samej bieliźnie, która nie była w stanie ukryć jego podniecenia.

– Nie gap się tak... To krępujące... – powiedział cicho, gdy zauważył, że wzrok Rafała błąka się po tym strategicznym miejscu.

Brunet uśmiechnął się jedynie, ale jego wzrok nagle zatrzymał się na bliznach, które pokrywały nogi klienta. Ten wypadek musiał być naprawdę poważny, skoro zostawił po sobie aż takie ślady. Białe linie ciągnęły się niemal od połowy ud, aż po kostki. Uśmiech natychmiast zniknął z jego twarzy. Dotknął palcem jednej z blizn.

– Boli? – spytał.

– A co to ma do rzeczy? – spytał Leo, od razu odwracając głowę w bok. Nie lubił rozmów, które dotyczyły wypadku.

– Mówiłem ci, że chcę mieć pełen obraz sytuacji.

– Nie... Nie boli... One po prostu zostały – przyznał niechętnie rudowłosy mężczyzna.

– Rozumiem. Więc mogę zrobić tak. – Uśmiech wrócił na usta Rafała, gdy ukląkł między nogami swojego klienta i zaczął całować jego nogi. Z zadowoleniem przyjął jęk wydobywający się z ust klienta. Po dłuższej chwili przeniósł się na wewnętrzną stronę ud. Poczuł znajomy zapach podniecenia. Uniósł się nieco i lekko popchnął Leo, żeby ten położył się płasko na plecach. Jednym ruchem zdjął z niego bieliznę pozostawiając go nagiego i na swojej łasce. Złapał ręce rudzielca, gdy ten zrobił gest, jakby chciał się osłonić przed jego wzrokiem. Gdy upewnił się, że zażenowanie w zielonych oczach zmalało, odsunął się i zaczął rozbierać.

Leon zafascynowany patrzył, jak ciało drugiego mężczyzny stopniowo wyłania się spod warstwy ubrań. Zarumienił się mocno, gdy Rafał usiadł obok niego nago, a potem pochylił się i pocałował go.

– Myślałem, że nikogo nie całujecie – przyznał po chwili, gdy ich usta się rozłączyły.

– Bo nie całujemy. Postanowiłem zrobić dla ciebie wyjątek – wyjaśnił. Ponownie przycisnął swoje usta do jego warg, sięgając jednocześnie do sterczącego dumnie penisa Leo. Powiódł po nim palcami w górę i w dół, zanim objął go całą dłonią.

Rudowłosy mężczyzna głośno jęknął w jego usta. Poddał się namiętności i rosnącemu w nim pożądaniu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo brakowało mu bliskości drugiej osoby. Uniósł ręce i przesunął dłońmi po jego ramionach i torsie. Poczuł pod palcami zarys mięśni pod napiętą skórą. Zapach ciała mężczyzny działał na niego dodatkowo i sprawiał, że chciał poczuć go bliżej siebie.

– Podobam ci się? – spytał sugestywnym szeptem Rafał, kiedy Leon wodził dłońmi po jego ciele.

Rudowłosy mężczyzna zaczerwienił się mocno.

– Przypuszczam, że podobasz się wielu osobom, z którymi... Bywasz... – odparł niezręcznie.

– Miła aparycja bywa sporym atutem – zauważył z uśmiechem Rafał, kontynuując pieszczoty.

– To już brzmi jak jawny narcyzm – stwierdził Leo z krzywym uśmiechem, tłumiąc jęki stanowiące odpowiedź na zabiegi kochanka.

– Mówił ci już ktoś, że jesteś złośliwy? – Rafał uniósł brew w górę.

Skalski zaśmiał się krótko.

– Kuzyn dość często mi to powtarza – przyznał z rozbawieniem. – Ale chyba nie przyszedłeś tu, żeby mnie zagadywać o jedną z moich ?

Brunet musiał przyznać, że ten klient był inny niż pozostali. I nie miał tu na myśli jego ułomności. Nawet po tej krótkiej wymianie zdań, Rafał mógł stwierdzić, że Leon Skalski w całej tej swojej początkowej nieśmiałości, okazał się być błyskotliwy i wygadany. Podobało mu się to. Sięgnął do kieszeni swojej marynarki. Wyjął z niej niewielką tubkę z żelem nawilżającym i pudełko prezerwatyw. Położył je na szafce przy łóżku, po czym jego uwaga znów powróciła do prężącego się dumnie członka rudzielca. Powoli zaczął poruszać dłonią w górę i w dół.

– Ach... Aaa... – jęczał Leo. Czuł, że jego mięśnie napinają się coraz bardziej. Dłoń obejmująca jego wyprężoną męskość poruszała się miarowo, wysyłając w jego ciało kolejne impulsy przyjemności, gdy palce drugiej dłoni nagle znalazły się na torsie, gładząc go i pieszcząc.

– Twoja skóra jest taka cudowna w dotyku – zamruczał subtelnie Rafał. Ścisnął nagle jeden z sutków sprawiając, że Leo jęknął głośno. Rudowłosy mężczyzna był tak bardzo intrygujący w swoim niepohamowanym pragnieniu dotyku i doznań. Brunet rozpalał go dopóki nie był pewien, że Leo jest gotowy. Delikatnie rozsunął na boki naznaczone bliznami nogi. Uśmiechnął się, patrząc w lśniące podnieceniem oczy ich właściciela, i powoli wsunął w niego nawilżone palce.

Leo wygiął plecy w łuk. To było dla niego niemal nowe doznanie. A do tego te wpatrzone w niego, płonące z pożądania oczy. Poczuł w piersi dziwne ciepło. Wiedział, że to jest seks za pieniądze, ale mimo wszystko czuł dziwną radość, że ktoś tak na niego patrzył. Ktoś widział jego, a nie tylko blizny i kalectwo. Krzyknął, gdy poczuł, że Rafał wszedł w niego w końcu. Chwilę zajęło mu przyzwyczajenie się do rozmiaru kochanka. Czuł się, jakby ponownie przeżywał swój pierwszy raz. Rafał dawał mu rozkosz, o jakiej dawno nie marzył. Było mu tak dobrze, że bezwiednie zaczął głośno jęczeć. Rafał trzymał go mocno za biodra i wbijał się w niego raz za razem, coraz szybciej i mocniej. Objął jego szyję ramionami i przyciągnął do siebie, po czym wpił się zachłannie w jego usta.

– Jesteś taki... ciasny... – zamruczał nagle cicho brunet. Dawno nie miał nikogo tak rozkosznego. Puścił rudzielca dopiero wtedy, gdy chłopak doszedł, krzycząc głośno.

– Wow – westchnął Leo, gdy dopadło go rozleniwienie po silnym orgazmie.

– Dziękuję za komplement. – Rafał uśmiechnął się krzywo. – Mogę skorzystać z łazienki?

– Co...? Aaaa... Tak. Na korytarzu w lewo – wyjaśnił. Poczekał, aż mężczyzna wyszedł z sypialni, a potem wtulił twarz w poduszkę. No tak... To była „miłość" za kasę. Czego się spodziewał? Że po seksie kochanek przytuli go i powie, jak bardzo go kocha? Był żałosny, w tym swoim beznadziejnym pragnieniu czucia się kochanym. Miał ochotę płakać przez tę swoją chorą desperację.

– To ja będę się zbierał. – Leo drgnął, gdy usłyszał głos Rafała. Dziękował w myślach Bogu, że się jednak nie rozpłakał. Usiadł powoli i starał się uśmiechnąć.

– A tak, jasne – powiedział sięgając do szafki. Wyjął z szuflady portfel i odliczył umówioną sumę. – Proszę. – Podał mu pieniądze.

– Dzięki. – Rafał uśmiechnął się, kończąc zapinanie koszulę. Schował pieniądze do kieszeni spodni i założył marynarkę. – To cześć – powiedział z uśmiechem.

– Poczekaj! – krzyknął nagle Leon, po chwili gwałtownej wewnętrznej walki.

Rafał odwrócił się w progu z pytającym spojrzeniem.

– Tak?

Rudzielec zarumienił się mocno.

– Jakby coś to... Mogę po ciebie zadzwonić? – spytał cicho, niemal ze wstydem.

– Jasne. Jestem na twoje usługi. To pa.

W momencie, gdy drzwi zamknęły się za Rafałem, Leon poczuł jak po policzkach pociekły mu łzy. Musiał się z tym pogodzić. Nikt go nigdy nie pokocha. Wszystko, na co mógł liczyć, to płatny seks.

***

– No? I jak było? – Arek wysłał mu wieczorem smsa, żeby wszedł na skype'a. – No opowiadaj – zachęcał kuzyna, gdy ten odebrał połączenie.

– Nie bardzo jest o czym opowiadać – przyznał cicho Leo.

– Leoś... Coś się stało? Zrobił ci krzywdę? – spytał. – Zapewniali mnie, że gościu jest w porządku.

Rudzielec pokręcił głową.

– Nie... To nie to... Nic mi nie zrobił, ponad to, co... No sam wiesz.

– No to w czym rzecz? – Arek kompletnie nie rozumiał, dlaczego kuzyn miał minę, jakby spotkanie okazało się więcej niż kompletnym niewypałem. – Na litość boską! Leo, nie becz! Co się dzieje?! – spytał zaskoczony, gdy z oczu kuzyna popłynęły łzy.

– Sorki... Ja tak nie mogę... – jęknął żałośnie Leo, pociągając nosem. – Ale nie mam innej możliwości...

– Ale o co chodzi? Zaczynam się bać o ciebie – przyznał Arek, marszcząc w skupieniu brwi.

– Wszystko było w porządku. Przyszedł, pogadaliśmy chwilkę, potem zrobiliśmy to i... No i poszedł sobie... Wtedy do mnie dotarło, że się przeliczyłem – przyznał cicho.

– Chyba nie bardzo cię w tej chwili rozumiem – mruknął kuzyn.

Leon westchnął. Jak miał mu to wytłumaczyć?

– Myślałem, że... Że będę w stanie chociaż udawać, że ktoś mnie kocha. Że poczuję to jakoś tak w środku. A tymczasem to było tylko cielesne.

– Przecież wiesz, że osoby z agencji nie angażują się uczuciowo w to, co robią – przypomniał mu zdawkowo Arek.

– Tak, wiem. Ale dopóki był ze mną, mogłem to sobie chociaż wyobrażać – westchnął ciężko.

– Przestajesz być logiczny – stwierdził kuzyn z przekonaniem.

Leo uśmiechnął się smutno.

– Wiem... Sam dla siebie brzmię nielogicznie. Chyba nie zostaje mi po prostu nic innego, jak brać od życia tyle, ile mogę. I nie prosić o więcej.

– Teraz to się nad sobą użalasz. – Arek zaczynał się irytować i złościć.

– Aruś, spójrzmy prawdzie w oczy. Kto chciałby związać się z kaleką? Doceniam to, co dla mnie zrobiłeś. Poszedłeś do tej agencji, załatwiłeś wszystko, a ja jeszcze ci teraz marudzę – odparł, kolejny raz wzdychając ciężko. – Przepraszam, ale mam mętlik w głowie.

– Wiesz co powinieneś zrobić?

– Co?

– Iść do łazienki i...

– I się utopić? – spytał Leo z lekkim uśmiechem.

– Kiedyś walnę cię młotkiem w łeb. Tak za całokształt, kołku ciosany – prychnął z irytacją Arek. – Idziesz do łazienki, bierzesz długą, odprężającą kąpiel, a potem spać. Jak się wyśpisz, to zaczniesz patrzeć na wszystko trzeźwo i ze swoim zwykłym dystansem.

Pogadali jeszcze chwilę, a potem Leon postanowił skorzystać z rady kuzyna. Długo leżał w wannie, myśląc o chwilach spędzonych z Rafałem. To był mężczyzna do towarzystwa, któremu zapłacił za seks, a jednak okazał się być jednym z najnormalniejszych ludzi, jakich Leo spotkał w przeciągu ostatnich lat. On jako jedyny okazał mu pewną czułość, której rudzielcowi tak bardzo brakowało. Nie pytał o wiele i zrobił to, o co Skalski go poprosił.

Westchnął. Był pewien, że tej nocy nie będzie spał zbyt spokojnie.

***

Długo bił się z myślami, nim poprosił kuzyna o namiary na agencję, w której pracował Rafał. Wziął głęboki oddech i wybrał numer telefonu. Jeden sygnał, drugi, potem trzeci... Wciąż miał szansę przerwać połączenie.

– Halo? Agencja towarzyska, słucham – odezwał się w słuchawce męski głos.

– Ja... Chciałbym zamówić wizytę w domu. Jeśli jest to możliwe – powiedział szybko Leon, który nie do końca wiedział, jak taka rozmowa powinna wyglądać.

– Rozumiem. Chodzi o kogoś konkretnego? – zapytał rzeczowo mężczyzna na linii.

– Tak... O Rafała...

– A, tak... Momencik... - poprosił rozmówca. – Uhm... Na kiedy?

– Na piątek, na siedemnastą? – Leo miał nadzieję, że Rafał będzie mógł wtedy do niego przyjść.

– Bardzo mi przykro, ale Rafał jest wolny dopiero w niedzielę o szesnastej. Zapisać pana?

Leo poczuł się nieco rozczarowany. Coś w środku zakłuło go boleśnie na myśl o zapełnionym grafiku chłopaka.

– Tak, poproszę. Moje nazwisko Leon Skalski. On wie, gdzie mieszkam. Jestem jego klientem – wyjaśnił. – Do widzenia – powiedział pośpiesznie, zanim osoba po drugiej stronie zdążyła zadać jakieś dodatkowe pytanie albo odnieść się do uzyskanych .

Wciągnął głęboko powietrze. Cóż. Sprawa załatwiona. Teraz musiał wyjść z mieszkania, żeby dostać się do bankomatu. Wprawdzie do niedzieli było dużo czasu, ale wolał nie wychodzić, gdy na ulicach był największy tłum. Przebrał się, złapał swój plecak i powoli pokuśtykał do wyjścia. Przy okazji zrobi sobie małe zakupy i może znajdzie chwilkę, żeby wpaść jeszcze do biblioteki.

Najbliższy bankomat był przy markecie, który znajdował się dwie ulice dalej. Taką odległość Leo był w stanie pokonać bez trudu. Tak jak zawsze, gdy się gdzieś wybierał, masa ludzi nieodmiennie musiała się pogapić na niego.

– Jakbyście człowieka o kulach nie widzieli – burczał pod nosem zirytowany.

Dotarł w końcu do marketu. Zadowolony zauważył, że przy bankomacie nie było nikogo, od razu wiec wybrał pieniądze i już miał je schować, gdy nagle poczuł pchnięcie w bok, a w następnej chwili jakiś chłopak w bluzie z kapturem wyrwał mu z ręki banknoty i zaczął uciekać.

– Złodziej!!! – krzyknął trzeźwo Leo, niezdolny podnieść się z ziemi i samodzielnie gonić chłopaka. Nie sądził, że ktokolwiek zareaguje na jego wrzaski, zareagował raczej instynktownie, tymczasem ku jego zdziwieniu ktoś złapał złodziejaszka za kaptur i powalił na ziemię.

– Ładnie to tak okradać ludzi? Na dodatek ludzi o kulach? – usłyszał. Zarumienił się mimowolnie. Nie lubił, gdy ktoś mówił takie rzeczy na głos. Z marketu nagle wypadła ochrona, która zajęła się chłopakiem w kapturze, a do siedzącego wciąż na chodniku Leo podszedł...

– Rafał? – Zaskoczony rudzielec nie był w stanie powstrzymać rumieńca, który wypłynął mu na twarz, gdy tylko rozpoznał mężczyznę.

– O! Leo! Daj łapkę – odpowiedział Rafał i jednym ruchem postawił rudzielca na nogi.

– Dziękuję... – jęknął niepewnie Leo. Rozejrzał się za swoimi kulami. Jakaś kobieta podała mu je i Leo skinął jej głową z wdzięcznością.

– To twoje – usłyszał nagle głos Rafała, który podał mu odzyskane pieniądze. Leo natychmiast schował je do portfela. – Zawsze się tak dajesz okradać?

– Nie, to... Pierwszy raz mnie spotkało coś takiego – przyznał zażenowany. – Ile człowiek ma stresu, kiedy chce głupie zakupy zrobić. A ty co tu robisz? – spytał, zanim zdążył się powstrzymać.

– To samo, co ty. Wbrew pozorom też robię tak prozaiczne rzeczy, jak uzupełnianie lodówki – uśmiechnął się pogodnie.

Leo poczuł, że jego rumieńce zaczynają dorównywać kolorowi jego włosów.

– To ja nie będę ci przeszkadzać. Miło było cię spotkać – powiedział szybko i zaczął skakać do wejścia marketu.

– Czekaj. Pójdziemy razem. – Rafał dogonił go bez problemu. Leo nie miał wyjścia. Ucieczka w jego przypadku była niemożliwa, złapał więc koszyk i zaczął szukać wszystkiego, co chciał kupić. Co jakiś czas zerkał na swojego towarzysza.

– Myślałem, że pracujesz o tej porze – powiedział nagle Leo.

– Na dziś nie miałem dużo. Też czasem potrzebuję dnia wolnego – odparł pogodnie Rafał, przyglądając się krytycznie produktom na półkach

– Ach tak – mruknął cicho Leo z braku pomysłu na lepszą odpowiedź.

– Ale dzwonili do mnie z agencji, że znowu mnie do siebie zaprosiłeś – uśmiechnął się brunet, a Leo momentalnie spłonął ognistą czerwienią na twarzy.

– Ja... To... – zaczął rudzielec z miną winowajcy.

– Nie ma się czego wstydzić – zapewnił go Rafał. Leo nie pozostało nic innego jak skinąć głową. Miał ochotę zapaść się pod ziemię.

Całe zakupy zajęły mu jakieś pół godziny. Zapłacił w kasie, zapakował wszystko do plecaka i zaczął skakać do wyjścia. O dziwo Rafał dalej mu towarzyszył. Leo już chciał spytać, czy skoro ma wolne, to wpadnie do niego, gdy usłyszał:

– RAFCIU! Co tak długo? – W ich stronę szedł właśnie śliczny blondwłosy chłopak. Mógł mieć jakieś osiemnaście, może dziewiętnaście lat. Wysoki, smukły i przede wszystkim w pełni sprawny. Leo poczuł ukłucie w sercu.

– To... Na razie... – powiedział szybko i zaczął skakać w kierunku przejścia.

– Do zobaczenia – odpowiedział Rafał.

Leo kuśtykał, nie oglądając się. Jak on temu chłopakowi zazdrościł. Dotarł do swojego mieszkania i gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, osunął się na podłogę. Nie będzie płakać, nie będzie. Postanowił, że nie będzie się więcej nad sobą rozczulał, jak ostatnio. Zacisnął zęby, po czym zaczął głęboko i powoli oddychać. Uspokajał się, ale ból w sercu i tak pozostał.

***

Niedzielne popołudnie w końcu nadeszło. Leo co chwilę patrzył na zegarek, który teraz wskazywał za pięć piąta po południu. Jeszcze pięć minut i Rafał przyjdzie. Uśmiechnął się lekko. Znowu dostanie tę nikłą namiastkę czułości, której tak bardzo potrzebował w swoim życiu.

Kiedy jednak zegar wybił piątą, a Rafała nie było, rudzielec stwierdził, że pewnie na mieście są korki i mężczyzna pewnie troszkę się spóźni. Zegar wybił jednak osiemnastą, a potem dziewiętnastą. Leo tępo wpatrywał się w drzwi. Czuł się, jakby Rafał go zdradził.

– Przecież wiedziałeś... Sam o tym mówiłeś... – powiedział cicho drżącym głosem. Gdyby był świnią, zadzwoniłby do agencji i poskarżył się szefowi bruneta. Nie wiedział, co go przed tym powstrzymało.

Życie znowu sobie z niego zakpiło. Najwyraźniej nie zasłużył nawet na płatny seks. Czując piekące łzy, pokuśtykał do kuchni. Wyjął z szafki butelkę wina i kieliszek, a potem usiadł na kanapie w salonie. Może jeśli chociaż obejrzy jakiś dobry film i napije się wina, to ten wieczór nie będzie aż taki podły? Niemal opróżnił butelkę, gdy usłyszał dzwonek do drzwi.

– Kogo, kurwa, niesie o tej porze? – warknął cicho. Podniósł się i sięgnął po swoje kule. – No do cholery... – burknął, mozolnie przemieszczając się w stronę drzwi. Otworzył je powoli. Na progu stał Rafał.

– Cześć... Przepraszam za spóźnienie, ale... – zaczął pośpiesznie, ale Leo był tak rozgoryczony, że z zaciętą miną próbował zamknąć mu drzwi przed nosem. Brunet szybko wsunął stopę między framugę. – Czekaj, czekaj! Daj mi się wytłumaczyć!

– Nie będę cię słuchał! Tak traktujesz klientów? Mogłeś dać znać, że się spóźnisz – fuknął ze złością rudzielec.

– Kiedy właśnie nie mogłem! Wpuść mnie do środka, to wszystko ci wyjaśnię – powiedział. Ku jego zdziwieniu, Leo parsknął.

– Wiesz, jak to dwuznacznie zabrzmiało? – spytał nagle. Uśmiechnął się lekko. – No dobrze, wejdź – zgodził się, uchylając skrzydło drzwi.

– Dzięki. – Przeszedł za nim do salonu. – Piłeś? – spytał na widok niemal pustej butelki.

– Upijałem się w samotności – burknął niechętnie, siadając na kanapie.

– Chyba nie przeze mnie?

– A przez kogo?! Olałeś mnie kompletnie! – krzyknął. Był tak pijany, że prawie się nie kontrolował.

– Przepraszam. Po prostu Daniel miał wypadek i głupio mi było go zostawić – wyjaśnił.

– Daniel?

– Ten chłopak, który czekał na mnie wtedy przed marketem. Ofiara złamała sobie nogę na schodach. Musiałem czekać, aż go poskładają, a wył przy tym tak, że zagłuszał karetkę.

– Mogli z tej waszej agencji do mnie zadzwonić – kontynuował naburmuszonym tonem Leo. Wredna wyobraźnia podsunęła mu wizję Rafała opiekującego się czule tym całym Danielem. Nie jest zazdrosny! Wcale, a wcale!

– Przez to całe zamieszanie nikt o tym nie pomyślał. Dlatego w ramach przeprosin szef zdecydował, że tym razem nic nie będziesz musiał płacić – oznajmił z uśmiechem brunet.

Leon spuścił głowę. Milczał dłuższą chwilę.

– Leo? – Rafał poczuł się niepewnie, gdy rudzielec nagle przestał się odzywać.

– Wynoś się... - mruknął w końcu, gdy podjął jakąś wewnętrzną decyzję.

– Co mówisz?
– ŻEBYŚ SIĘ WYNOSIŁ W CHOLERĘ! – wrzasnął wściekle Leo, zrywając się na nogi. – Mówiłem, że nie potrzebuję łaski ani litości! Co wy sobie myślicie?! WYNOŚ SIĘ NATYCHMIAST!

– Ale... Uspokój się! – Rafał stanowczo zbliżył się do rozjuszonego rudzielca. – Jesteś pijany! Nie kontrolujesz się – stwierdził. Zamilkł, gdy zobaczył łzy na policzkach rozzłoszczonego Leo.

– Co ty tam możesz wiedzieć?! Nie masz pojęcia, jak ja się czuję! Nie wiesz, jak to jest, gdy wszyscy patrzą na ciebie jak na dziwadło i litują się wiecznie nad tobą!

– Uspokój się, proszę... – zaczął pojednawczym tonem Rafał.

– Jaki ja byłem naiwny – powiedział nagle cicho rudzielec. Jego złość opadła w sekundę. Nogi odmówiły mu nagle posłuszeństwa i musiał usiąść. Ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się. – Tyle lat udawało mi się żyć spokojnie, a potem mój kuzyn wpadł na ten swój genialny pomysł z agencją towarzyską i wywróciłeś mój świat do góry nogami.

– Nie rozumiem – przyznał Rafał z zakłopotaniem. – Przecież my tylko uprawialiśmy seks.

– No właśnie... Dla mnie to było jak ponowny pierwszy raz – przyznał w końcu. Po alkoholu robił się bardzo gadatliwy. Bardziej, niż by sobie tego życzył.

– Teraz jeszcze dodaj, że się we mnie zakochałeś – zaśmiał się Rafał, ale umilkł, gdy zobaczył przestraszone, zielone oczy i mocny rumieniec na twarzy Leo. Rudzielec szybko odwrócił głowę w bok. – Leo... No nie żartuj, błagam cię! Bądźmy poważni! Jestem osobą do towarzystwa. Sypiam z tymi, którzy mi za to płacą!

– Nie rozumiesz? Dałeś mi więcej czułości niż ktokolwiek w całym moim życiu. I uwierz mi... Wiem doskonale, czym się zajmujesz, i robię wszystko, żeby się w tobie nie zakochać. Ale nic nie poradzę, że myślę tak, a nie inaczej. Nie chcę cię wprawiać w zakłopotanie – przyznał. – Idź już lepiej. Nie jestem w nastroju do seksu.

Rafał patrzył na niego dłuższą chwilę. Przygryzł dolną wargę, nim odezwał się:

– Leo... Ja nie wiem, co ci powiedzieć...

– Więc lepiej nic nie mów i wyjdź. Proszę – dodał cicho.

– Nie powinienem był cię wtedy całować.

– Nie powinieneś był – przyznał rudzielec ze smutnym uśmiechem. – Ale nie żałuję tego.

– Zadzwoń do mnie, gdy będziesz mnie „potrzebował" – mruknął Rafał, ruszając w stronę drzwi.

Leo skinął głową w odpowiedzi. Po chwili Rafał wyszedł. Może kiedyś, w przyszłości... Może zadzwoni po Rafała. Ale jeszcze nie teraz. Na razie musiał sobie poradzić z czym innym. Bez tego nie będzie w stanie spojrzeć mężczyźnie w oczy. Sięgnął po komórkę i wybrał numer kuzyna.

– Aruś... Masz jeszcze numer do tego psychologa? Tak, do doktora Walińskiego. Co? Nie... Nie mam depresji. Po prostu chcę w końcu popracować nad sobą. Nad czym? Nad pewnością siebie – powiedział. – Chcę być kogoś wart – dodał z nagłą pewnością w głosie. – I tak! Piłem!

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top