Rozdział 7 "Dowiesz się jak przyjdzie czas"
P.O.V:Pedro
Od wywiadów minęło trochę czasu, kilka dni, a Pablo chyba ma mnie dość. Cały czas tylko siedzi w mojej sypialni i na mnie czeka żeby móc się do mnie przytulił. Nie wychodzi z niej. Boje się o jego zdrowię i fizycznę i psychiczne. Kocham go i nie chce aby coś mu się stało. Poszedłem do niego płakał tak jak od kilku dni.
-Matulki nie płacz to boli-Powiedziałem przytulając go od tyłu.
-Skoro cię ranię to może pora to skończyć...-Powiedział Zapłakany.
-Za bardzo cię kocham nie umiem i nie dam rady tego skończyć-Powiedziałem prawdę na co się delikatnie uśmiechnął.
-Pablo boje się o twoje zdrowie-Ale żeś jebną.
-Nie ma potrzeby kochnie nic mi nie jest-Ta a kto siedzi cały dzień w pokoju? Malutki nie kłam.
-Nie kłam-Rozpłakał sie mój biedny malec.
-Boje się-Powiedział smutny.
-Ale czego malutki?-Zapytałem troskliwy.
-Tego wszystkiego, całego życia i wszystkich ludzi...-Powiedział na coś mocniej go przytuliłem.
-Malutki masz mnie-Powiedziałem a on pocałował mnie w policzek.
-Kocham cię-Wydusił przez atak paniki.
-Ja ciebie też, spokokjnie malutki -Prubuje go uspokoić ale na marne.
-Spójrz na mnie-Powiedziałem chwytając go za podbrudek i żeby spojrzał mi w oczy.
-Dziękuje że przy mnie jesteś -Powiedział i wtulił się we mnie.
-Chodź na spacer maluchy-Poprosiłem wstając.
-Nie chce mi się-Odparł Szczeże.
-Nie przyjmuje "nie chce mi się" -Zacząłem go giglotać przez co dostał ataku śmiechu.
-Pedi proszę przestań!-Krzyknął broniąc się żebym przestał.
-Teraz cię porywam-Wziąłem go przez ramię i zabrałem do ogrodu.
-Aaaa nie porywaj mnie-Udawał że się boi.
-Jesteśmy-Położyłem go na hamaku i zawisnąłem nad nim.
-Siadaj-Powiedział przyciągając mnie za pośladki do siebie.
-Obiecaj mi coś-Powiedziałem siadając na nim wygodnie.
-Co takiego?-Zapytał głodząc moje pośladki.
-Wrócisz do formy, pomogę ci w tym -Poprosiłem go o to bo się martwię.
-Z twoją pomocą-Powiedział szczęśliwy.
-Z moją pomocą-Powiedziałem podzielając jego szczęście.
-Kocham cię-Powiedział robiąc mi malinki na szyji.
-Ja ciebie też, przestań proszę mamy trenig za godzinę-Powiedziałem czuły i lekko podniecony.
-Niech wiedzą że jesteś mój i tylko mój -Powiedział przerywając czynność bo zrozumiał co powiedziałem ostatnie.
-Za ILE?!-Krzyknął przerażony i chciał wstać ale mu nie pozwoliłem.
-Cichutki-Sposób w jaki to powiedziałem, ciarki go przeszły i się podniecił.
-Spóźnimy się-Powiedział łapiąc mnie za biodra.
-Już idziemy mały-Wstałem z niego a ten pobiegł do łazienki.
Pobiegłem za nim ale nie wszedłem bo zamknął drzwi na klucz. Nie dobijałem się. Wpakowałem nas na trening i czekałem na niego. Wyszedł z czymś w ręcę co schował po kryjomu do szafki nocnej.
-Co tam masz?-Zapytałem zaciekawiony.
-Dowiesz się jak przyjdzie czas -Powiedział z cwanym uśmieszkiem.
-No dobrze chodź już-Powiedziałem lekko zdziwiony.
Wziął mnie za rękę i poszliśmy do samochodu. Wyglądał na wkurwionego, zawstydzonego, szczęśliwego, zdziwionego i smutnego. Martwię się o niego więc postanowiłem że zabiorę go gdzieś po treningu. Dojechaliśmy nie spóźnieni (chociaż raz). Trening minął szybko (walić że na łwce siedziałem), Pabla odwiozłem do domu i pojechałam żeby zrobić mu niesodzinke. Pojechałem do lasu i wyszedłem na polanę która tam była. Ogarnąłem wszystko i pojechałem po Pabla. Zawiązałem mu oczy żeby nie widział. Zaparkowałem samochód i poszliśmy do lasu zdjąłem mu już opaskę.
-Gdzie idziemy?-Zapytał oraz setny.
-Niespodziankę mam-Powiedziałem i poczułem na sobie wzrok.
-Pedri ty też to czujesz?-Zapytał a ja poczułem obrzydliwy smród.
-Tak-Odpowiedziałem rozglądając się.
-Hejka mały-Powiedział jakiś typ i Zmacał Pabla.
-Nie dotykaj mnie-Powiedział stanowczo.
-Zostaw go!-Krzyknąłem wkurwiony przyciągając go do siebie.
-Oj no na trójkącik byście się skusili -Powiedział a Pablo już miał łzy w oczach.
-Nie-Odszedłem zarzenowany i poszedłem na polanę.
Było to błędem zjedliśmy i podziwialiśmy piękno natury. Zrobiliśmy parę zdjęć i wstawiliśmy je na relacje.
Ich relacje:
-Dobrze że nie widać mojej twarz -Stwierdził na co się zaśmiałem.
-Twoją buźkę bym mówił se nawet wytatuować, jesteś piękny-Złapałem go za podbrudek i delikatnie pocałowałem.
-Kocham cię-Szepnął mi na ucho i się na mnie usiadł.
-Ja ciebie też-Podniosłem się do siadu i w ostatniej chwili...-Pabloś uważaj! -Zmieniłem naszą pozycję i był ze mną.
-Oddaj go-Powiedział znany mi nie wiem z kąt głos.
-Nie on jest mój-Pablo się wtulił w moje plecy, by poczuć się bezpiecznym.
-Oddaj go Pedruś-Powiedział już wiem kto...
-Nie oddam go Lucas-Powiedziałem a on wyciągnął maczetę.
-Radzę ci to przemyśleć-Powiedział i rozciął policzek Pablowi.
-Zostaw go!-Krzyknąłem i się na niego rzuciłem co było błędem...
-Pedi!!!-Krzyknął jak dostałem skalplem w brzuch.
-Zostaw już go!-Krzyknął i podbiegł do mnie.
-A ty mały idziesz ze mną skoro twój chłopiec nie żyje-Powiedział na co Pablo ujebał mu łeb maczetą którą mi wyrwał.
-Jak się czujesz kochanie?-Zapytał opatrując mi ranę.
-Bywało lepiej-Powiedziałem jak zaczął uciskać mi ranę.
-Będzie dobrze mocno dostałeś? -Zapytał z troską.
-Dosyć weź mnie do szpitala-Chciałem się podnieść ale mi nie pozwolił.
-Zaniosę cię-Wziął mnie z łatwojścią na ręcę i zaniusł do samochodu, zawisł mnie szybko do szpitala.
Wzięli mnie na szycie i to zaszyli, Pablo siedział przy mnie cały czas. Martwi mnue fakt że jak ktoś się dowie co zrobił to dostaniemy potęrzy ojeb i wpierdol.
-Pedi jak się czujesz?-Zapytał jak już byliśmy w domu.
-Będzie lepiej jak przytulisz -Poruszyłem zabawnie brwiami na co się zaśmiał.
-Nie chce ci zrobić krzywdy-Przyznał na co go do siebie przyciągnąłem.
-Będę mówił jak będzie boleć-Wyulił się we mnie.
-No dobrze, dzwonił do Xavi'ego -Powiedział lekko zaklopotany.
-Coś mówił?-Zapytałem miziając go.
-Tak...-Powiedział smutny.
-A co mówił?-Zapytałem ponownie.
-Mamy się u niego zjawić ale nas nie wyda, to znaczy mnie-Powiedział co mnie uciszyło.
-Kiedy?
-Dzisiaj po treningu-Kurwa to się nie wywiniemy...
Nic nie odpowiedziałem, tylko wciągnąłem go na swoje kolana i zacząłem składać mu mokre pocałunki na szyji.
-Pedi trening jest za pół godziny -Wyjęczał z przyjemności.
-Wiem przecież-Powiedziałem z podnieceniem wolno.
-Nie rób malinek proszę-Powiedział jak zrobiłem mu kolejną malinkę.
-Za późno, więcej nie robię -Powiedziałem przyciskając usta do jego szyji że pozostawić kolejny ślad.
-Pedi zaraz trening-Jęknął i chciał wstać.
-Wmiziałem cię i wypieściłem możemy jechać-Powiedziałem na co się zaśmiał.
-Dobra chodź już-Powiedział i ze śmiechem wstał.
-Będziesz mnie miział jak wrócimy -Dodał po chwili i poruszył dwuznacznie brwiami.
Pojechaliśmy na trening i na nasze nie szczęście trener nas wezwał do gabinetu odrazu...
-Wiem co się stało-Powiedział poważny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top