Rozdział 10 " Byłeś zabawką!"

P.O.V:Pablo

Pedi wytłumaczył mi że nie ma nic złego w tym że ze sobą śpimy.

-Mały-Zawołał zasypaiający już Pedro.

-Tak?-Zapytałem czule go obejmując.

-Kocham cię-Powiedział wciągając mnie na siebie.

-Ja ciebie też-Powiedziałem czule i spadłem z niego na ziemię.

-Żyjesz Pabloś?-Zapytał i podał mi rękę żebym wstał.

-Żyje-Powiedziałem wstając.

-Co ty na to żeby spać raz u mnie raz u ciebie w sypialni?-Zapytał na co przytaknąłem.

-A teraz spać-Powiedział i jak się położyłem obok ściany to mnie przytulił od tyłu.

-Słońce-Powiedziałem do zasypiającego chłopaka.

-Hm?-Wymraczał.

-Przez ciebie moje motylki dostały motylki-Powiedziałem cicho zarumieniony.

-Oooooo-Powiedział i pomasował mi brzuch.

-No czy ty musisz?-Zapytałem bo jeszcze mocniejsze motylki dostałem.

-Tak muszę-Powiedział cwany i przypadkiem mnie zmacał.

-Yyyy... Przepraszam...-Wydukał zakłopotany.

-Nie maszekam-Powiedziałem szczerze co wykożystał.

-Skoro nie-Zaczął mnie macać co teraz mi się średnio podobało.

-Słonie proszę nie-Wydukałem bo przypomniało mi co się działo w podstawówce...

-Okej nie to nie spokojnie, nie skrzywdzę cię obiecuje-Zaczął mnie zapewniać.

-Ja powiedziałem że nie chce!-Nie panuje nad sobą....

Zaniemówił i słuchał co zrobię dalej, martwi się widać...

-Nagle mowę ci odjeło?-Zapytałem wkurwiony.

-Wyprowadzam się!-Wykrzyczałem mu w twarz.

Posmutniał znacznie i się lekko przestraszył. Wyszedłem z jego sypialni poszedłem do siebie. Rozpłakałem się w poduszkę i nie umiem się uspokoić. W takich chwilach zazwyczaj pomaga mi Pedro... Chce go przeprosić za to.

Poszedłem do niego ale nie było go w sypialni. Usłyszałem cichy szloch w łazięce więc poszedłem tam.

-Słońce przepraszam-Powiedziałem jak małe dziecko.

Spojrzał na mnie i starał się zakryć to co zrobił. Muszę ponieść odpowiedzialność za to co mu zrobiłem.

-Przepraszam skarbie... Zrozumiem jak ze mną zerwiesz i nie będziesz chciał mnieć ze mną nic wspólnego, zachowałam się jak skończony dzieciak-Powiedziałem szczerze i podszedłem do niego żeby go przytulić.

-Nie przepraszaj-Powiedział zawiedziony sobą i wtulił się we mnie.

-Obiecaj mi coś-Powiedziałem a on się zirytował.

-Co mam ci obiecać-Powiedział pełen nie zadowolenia.

-Słuchaj jeśli mnie nie kochasz powiedz, zniknę i nie będzie problemu-Powiedziałem z prawdą.

-Kocham cię-Powiedział szczerze.

-Ja ciebie też, ale obiecaj -Powiedziałem na co czule przytaknął.

-Obiecaj że nigdy już nie będziesz sobie robił krzywdy-Powiedziałem i spojrzałem mu w oczy co odwzajemnił.

-Obiecuje-Powiedział badając karzdy kawałek moich oczu.

-Kocham twoje oczka-Powiedział patrząc głęboko w nie.

-Ja twoje bardziej-Powiedziałem i przyłożyłem czoło do jego.

-Chce twojDse us
ta dla siebie-Powiedział i polizał mnie usta.

-Masz je dla siebie-Powiedziałem zgodnie z prawdą.

-Ja cię chce na własność słodzinko moje-Powiedział i mnie mocno przytulił a jago dłonie spoczywały na moich pośladkach.

-A ja ciebie słodziaku-Powiedziałem i ugryzłem go w wargę.

-Chodź tu malutki-Powiedział i wciągnął mnie na swoje biodra.

-Będziemy tak spać-Powiedział i ściągnął bluzę.

-To może najpierw...-Nie umiełem dokończyć bo rozebrał się do naga.

-Mój mały buraczek-Powiedział i Pocałował mnie w nos.

-Rozbierz się i chodź-Powiedział i popchnął mnie do łazienki.

Coż by rzec rozebrałem się i wróciłem do Pedra który leżał już pod kordłą. Podszedłem do niego cicho i powoli, przytuliłem go mocno a ten wciągnął mnie pod kordłę.

-Kocham cię-Powiedział i Zmacał mi tyłek.

-Ja ciebie też-Powiedziałem i Zlustrowałem jego ciało.

-Chcesz to zmacaj-Powiedział przyciągając mnie do siebie.

-Ja chce podziwiać narazie -Powiedziałem z prawdą zgodnie i powoli zacząłem wbijać dłonie w jego włosy.

-Pabloś nie cackamy się wbijać te dłonie w moje włosy malutki -Powiedział i wziął telefon.

-Co robisz?-Zapytałem.szukając jego atencji.

-Nic-Odparł i odłożył telefon.

-Dobranoc-A Skubany szybko się wgmigał.

-Dobranoc-Odpowiedziałem i zasnąłem wtulony w mojego cudownego chłopaka.

Wyszedłem na murawę bo zaczynał się mecz. Pedro się we mnie zaczynał i poskładam mi cały czas nogę albo mnie faulował.

Po meczu wszedłem do szatni i doznałem szoku... Pedro lizał się z jakimś chłopakiem. Czy on mnie naprawdę nie kochał...?

-Chce wam coś powiedzieć-Powiedział głośno Pedro.

-To mój chłopak Mateo-Mój świat legł w gruzach.

-A co z Pablem?-Zapytali na raz.

-Pablo nie żyje to już przeszłość a tak mniejsza to nigdy go nsie kochałem -Powiedział co mnie okropnie zabolało.

-O patrzcie jednak żyje-Powiedxiał i do mnie podszedł.

-Nigdy cię nie kochałem byłeś dla mnie tylko zabawką!-Wykrzyczał mi z śmiechem w twarz.

-Pabloś obudz się skarbie-Obudziłem się spocony.

-Zostaw mnie!-Krzyknąłem i wybiegłem gdzieś.

-Mam cię kochanie-Powiedział i przytulił mnie od tyłu.

-Przecież nigdy mnie nie kochałeś i byłem dla ciebie zabawką! -Wykrztczałem to co on mi.

-Pablo ale ja ci tego nigdy nie powiedziałem...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top