Rozdział 1 "Miłość boli"
P.O.V:Pedri
Właśnie wstałem i mi się przypomniało że Pabla trzeba obudzić. Ten piękny mały promyczek który mieszka ze mną już od kilku lat. W którym się zakochałem odrazu po zobaczeniu go. Miłość boli on nigdy nie odwzajemni moimch uczuć. Po za tym on nie jest gejem... Ale cóż idę go obudzić. Wszedłem po cichu do jego pokoju ale go tam nie było. Poszedłem na dół i zobaczyłem że Gavi robi śniadanie. Podszedłem do niego po cichu od tyłu i go przytuliłem.
-Hejka malutki.-Zawsze tak do niego mówię jakoś tak wyszło że mu się spodobało.
-Hejka znasz jajecznice krasnalu?-Zawsze tak gada żeby się odgryźć.
-Tak zjem a gdzie Skubi?-Zapytałem a on odrazu przybiegł.
-O hej słodziaku.-Powiedziałem i go pogłaskałem.
-Podasz tależe krasnalu?-Zapytał a ja mu je podałem.
-Jeśli mogę prosić to bym chciał jeszcze do tego pomidorki.-Powiedziałem podając mu tależ.
-To se pokruj i mi przy okazji też.-Mój mały zadziorek jeden.
-No dobra ja to zrobię.-Powiedziałem biorąc od niego tależe z jajecznicą.
-I to mi się podoba.-Powiedział i usiadł na krześle.
-Masz malutki.-Podałem mu tależ z jajecznicą.
-Chodź tu krasnalu.-Powiedział pokazując na miejsce obok niego.
-Przecież tu siedzę błaźnie.-Skomentowałem siadając.
-Dobra pierdol pierdol smacznego.-Powiedział i zaczął konsumpcję.
-Smacznego.-Odpowiedziałem i również zacząłem jeść.
Pablo przygotował super jajecznicę cóż musimy jechać na trening. Patrzyłam na jego ruchy i chciałem móc go pocałować ale nie mogłem i to bolesne.
-Zbieraj się na trening.-Powiedziałem odkładając tależe do zlewu.
-Już idę.-Powiedział i poszedł do pokoju po swoją torbę na trening.
Ja go chyba za bardzo kocham mam jego zdjęcie jak pokazuje serduszko na tapecie. A on? On mnie czasem dotknie usiądzue na kolanach albo zrobi coś ale to tylko dlatego że się przyjaźnimy.
-Pedri łap!-Krzyknął z góry żucając mu torbę na trening.
-A tobie co?-Zapytałem jak na mnie wskoczył żeby się przytulić.
-Jaż nawet się do przyjaciela przytulić nie mogę?-Zapytał zchodząc ze mnie.
-Nie no możesz ale to wyglądało jak byśmybyli parą...-Zarumieniłem się i odwróciłem głowę żebym tego nie zauważył.
-Zawstydziłem cię?-Zapytał spoglądając na mnie.
-Nie to poprostu yyy...-Zacząłem ale przerwał mi wypowiedź.
-Dobra dobra widziałem swoje.-Powiedział i poszedł do wyjścia.
-Ej a woda? Sama się nie zabieże.-Powiedziałem żucając w niego bidonem.
-Boże z downem.-Skomentował jak w niego rzuciłem.
-Dobra idziemy.-Powiedziałem i poszedłem do wyjścia.
Poszliśmy do samochodu i wsiedliśmy do niego. Podróż mijała nam w przyjemnej atmoswerze i w ciszy. Postanowiłem ją przerwać więc się odezwałem.
-Malutki stresujesz się tym że dowiemy się kto gra na meczu w niedzielę?-Zapytałem przerywając ciszę między nami.
-Okropnie się stresuje.-Powiedział i spojrzał na mnie zestresowany.
-Nie masz się czego stresować.-Powiedziałem kładąc mu dłoń na udzie. Zarumienił się mój malutki...
-Niby wiem ale jednak.-Powiedział i odwróciłem wzrok.
-Nie bój się i się nie stresuj.-Prubowałem go uspokoić.
-Łatwo ci mówić ty jesteś doskonały...-Powiedział co spowodowało motylki w moim brzuchu.
-Ty też jesteś...-Wymruczałem cicho ale szczeże.
-Już mi lepiej.-Powiedział i się uśmiechnął.
-Pablo...-Zacząłem bo chciałem go jakoś zaprosić na randkę.
-Tak?
-Bo jest taki chłopka...
-O masz chłopaka?-Zapytał ze smutkiem w oczach.
-Nie nie mam ale on mi się podoba i chciałem go jakoś zaprosić na randkę i wyznać wszystko.-Wytłumaczyłem a w jego oczach było widać już łzy.
-To go weź do domu i zrób kolacje plus daj wino na sto procent ci się uda trzymam kciuki.-Powiedział i samo istnie łzy zaczęły mi płynąć.
-Coś się stało?-Zapytałem zmartwiony.
-Nie nic spokojnie.-Kłamał widziałem to.
-Nie kłam powiedz prawdę.-Powiedziałem a on się rozpłakał jak małe dziecko.
-Błagam nie płacz.-Powiedziałem gwałtownie chamując po czym go przytuliłem.
-Ale to nie możliwe...-Powiedział i jeszcze bardziej się rozpłakał.
-Chcesz spowrotem do domu?-Zapytałem żeby w razie czego nic się mu nie stało.
-Nie już jest okej możemy jechać.-Powiedział a ja mu otwarłem łzy.
-Z uśmiechem ci dużo ładniej.-Powiedziałem na co się uśmiechnął.
-No i odrazu lepiej.-Skomentowałem żeby zauważył że mu się naprawdę podoba.
-A więc co to za szczęściaż?-Zapytał a ja nie wiedziałem co mam odpowiedzieć.
-Nie znasz też ma na imię Pablo i ma czekoladowe oczy i włosy uśmuech przepiękny.-Rozmarzyłem się opisując Pabla.
-Pablo Torre?-Zapytał a ja się skrzywiłem.
-Nie on nie jest z Barcelony ale ty mieszka.-Powiedziałem żeby może się skapł o kogo mi chodzi.
-O super a kiedy zrobisz tą kolację? To specjalnie zostawię was samych.-Zapytał a mnie coś ukuło w sercu.
-Jeszcze myślę.-Odpowiedziałem wiedząc że zrobię to po meczu w niedzielę na którym i tak nie gram z powodu ostatniej kontuzji.
-To daj mi znać kiedy a pójdę do Ansu.-Powiedział a ja akurat zaparkowałem.
-A Pablo mam prośbę.
-Tak?-Zapytał i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Nie mów nikomu że ci mówiłem proszę.-Poprosiłem a on przytaknął i wyszliśmy z samochodu.
Cały trening starałem się jakoś dotknąć Pabla albo go zaczepić lub zwrócić na siebie jego uwagę. Wiem że szukam cały czas jego agencji ale potrzebuje jej. W końcu mi się udało jebłem w bramkę i wskoczyłem na niego żeby się przytulić myślałem że go połamałem.
-Przepraszam...-Zacząłem chcąc z niego zejść.
-Nie przepraszaj to było słodkie.-Powiedział i mnie puścił.
-I tak przepraszam poniosło mnie trochę.-Powiedziałem odbijając piłkę żeby w głowę nie dostał.
-O Jezu dziękuje.-Powiedział i wpadł mi w ramiona.
-Nie ma za co.-Powiedziałem i już się Zbieraliśmy do szatni.
Nie miałem ochoty iść się kąpać więc przebrałem się i Wyszedłem. Czekałem na Pabla gadając z Raphinią w końcu książe zechciał przyjść.
-Jedziemy?-Zapytał przytulając mnie od tyłu.
-Tak jedziemy.-Powiedziałem i wsiedziliśmy do samochodu.
I tak codziennie wstaje idę na trening wracam do domu i idę płakać w poduszkę że Pablo nigdy nie będzie mój.
Cały czas myślę o Pablo...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top