Epilog, czyli koniec tego i tamtego.




Uwaga! Zmiana narracji. Koniec uwagi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zaczynało się ściemniać. Mrok okalał drzewa, zwierzęta, trawę, mech. Niebo okryła krwistoczerwona barwa, zapowiadająca dalsze koleje losu. Dająca powolny znak stworą ciemności do ataku. Bynajmniej jednak nie dziś. Dziś świętują. Wszyscy.

Blond włosy demon szedł przez las wolnym krokiem. Błądził w nim już od pięciu godzin. Jednak wbrew pozorom, nie zgubił się. Chodził, bo chciał. Chodził, bo musiał. Chodził, bo miał potrzebę. Był zdenerwowany, aczkolwiek w środku. Na zewnątrz blondyn ten było oazą spokoju. Oaza ta mozolnie wyciągała właśnie komunikator, przypominający ludzki telefon z kieszeni fraka. Ktoś do blondyna tego dobijał się od ponad 5 godzin, jednak dopiero teraz postanowił on zaszczycić rozmówce odebraniem. Rozmówca nie musiał nawet się odzywać by Bill wiedział kto to, jednak jak przystało w tejże sytuacji, przez telefony, nawet jeśli to komunikatory, odzywać się trzeba, inaczej nie miało by to sensu, a sens mieć musi. Wszystko musi go mieć, by nie zostać odrzuconym i w efekcie pochłoniętym przez bezsens.

-No wreszcie.-jęknął zniecierpliwiony rozmówca, z po drugiej strony pewnego koszmarnego wymiaru.-Jak misja?

-Wykonana, Mephistolesie..Wykonana. Pines unieszkodliwiony, czyli wszystko tak jak chciała góra.-odparł chłodno, nie siląc się nawet na psychopatyczny śmiech, z którego demon ten był znany. Zwyczajny brak humoru, albo okres. Któż to wie? Droga widownio, jednak zbędnie nie przerywajmy. Opowieść musi zostać dokończona. Taka ma nieszczęsna dola.

-Wszystko w porządku?-zapytał czerwono włosy demon ze śmiechem-Pamiętaj, nareszcie będziesz wolny..Natomiast ten człowiek? To zwykły śmieć i nic więcej.

Blond włosy demon przeczesał palcami swoje aksamitne włosy.

-Za kogo ty mnie masz, Mephistolesie? Za nie profesjonalistę? Miłość? Kpisz, czy o drogę pytasz? Lepiej świeczki poszukaj, to może cię oświeci. Niedługo będę. Cześć. -warknął, ulegając kłębiącej się w nim złości. Prócz niej wyrzucił on także niebieski płomień, którym przebił biedne, niewinne drzewo.

-Teraz już nikt nam nie przeszkodzi..-dodał demon z wymiaru innego, lecz podobnego, ale nasz antagonista już go nie słuchał, co więcej cisnął komunikatorem o drzewo.

Był wkurzony.

Na siebie.

Na głos w głowie, który nieustannie zadawał mu jedno, drażniące go pytanie...

"Czy było warto?"

-Tak było.-krzyknął w przestrzeń, po czym pstryknął, aby zniknąć.

I tyle Gravity Falls go widziało..

I tyle widział go Dipper...











~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I właśnie tak kończy się ta historia. Bardzo dziękuje wszystkim za wyświetlenia i gwiazdki, to naprawdę była duża motywacja. Mam nadzieję, że się podobało. Wszelka krytyka mile widziana. <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top