Rozdział 6 "Już jesteś mój"

Mecz przebiegał w miarę dobrze a nagle zobaczyłem że mój ukochany Pepiś siedzi na murawie więc do niego podszedłem.

-Co ci się stało? Zapytałem klękając przy nim.

-Coś mi się w udo stało. Powiedział a ja Stwierdziłem żeby się go spytać o chodzenie.

-Kiepsko a pamiętasz że chciałem ci sięo coś zapytać? Zapytałem i spojrzałem mu głęboko w oczy.

-Tak ale mówiłeś że to nie ważne. Powiedział.

-Wiem ale to jest jednak ważne... Powiedziałem i złapałem go za rękę.

-No to mów póki nikt nam nie przeszkadza. Powiedział i lekko ścisnął mi ręce.

-Bo ja cię kocham... I może zgodzisz się... Ze mną być? Zapytałem będąc pewnym że się nie zgodzi.

-Jasne że się zgodzę też cię kocham. Powiedział i mnie namiętnie pocalował trybuny oszalały na ten widok.

-Chciałem ci się o to spytać ale nie miałem odwagi. Powiedział Pedri i nagle przyszli ratownicy.

-Wyjdzie z tego? Zapytałem zmartwiony trzymając go za rękę.

-Pewnie ale będzie musiał dużo odpoczywać. Powiedziali i kazali mu iść usiąść.

Całą resztę pierwszej połowy meczu patrzył na mnie z uśmiechem. W końcu mogę powiedzieć że jestem mój i tylko mój. Jednak odwzajemnia moje uczucia cieszę się z tego. Na przerwie poszedłem do niego żeby go pocałować i sięlrzytulić na chociaż chwilę.

-Naprawdę cię kocham. Poiwdziałem podchodząc do niego.

-Ja ciebie bardziej. Powiedział i pocałował mnie.

-Nie chce grać bez ciebie to nie to samo. Powiedziałem przytulając się do niego.

-Będę cie wspierał. Szepnął mi na ucho.

-Wiem ale jednak. Powiedziałem i się jeszcze mocniej w niego wtuliłem.

-Będzie dobrze. Powiedział a do nas podszła cala drużyna.

-Mieliśmy was za parę cały czas a teraz tylko nas w tym potwierdziliście. Powiedział Xavi podchodzą do nas z drużyną.

-No tak wyszło że się w sobie zakochaliśmy. Powiedział Pedri i nie chętnie mnie puścił.

-Akurat wy razem bardzo słodko wyglądacie. Powiedział Ferran a cala reszta to potwierdziła.

Miała zaczynać się druga połowa za chwilę więc Pedro mnie pocalował i zaczął kuśtykać na ławkę. Jak zaczęła się druga połowa to Pedri cały czas się na mnie patrzył i miał naszego pieska na kolanach i szeroki uśmiech na ustach. Wpatrywał się we mnie tym wzrokiem który kochałem. Te jego oczy i ten uśmiech cały on kocham i chyba nie przestanę go kochać. Mażyłem żeby mnie całowała po całym moim ciele i pieprzył mnie wszędzie gdzie tylko będziemy tego pragnęli. Mecz zakończył się remisem przez samobója Kunde ale ważnie że nie przegraliśmy. Lepszy remis niż przegrana. Poszedłem po meczu po Pedra i zawisłem mu na szyji.

-Idziemy do szatni? Zapytał baujając nas w rytm muzyki którą było słuchać.

-Pewnie chodź. Odpowiedziałem i pomogłem mu iść.

-Skrapik chodź. Zawołałem i zagwizdałem a on zjawiło się obok nas niemal odrazu.

Jak weszliśmy do szatni wszyscy zaczeli się drzeć nowa para i gorzka. Pocalowaliśmy się dle świętego spokoju. Pedro znowu się we mnie cały czas wpatrywał ale teraz to mnie już mie dziwiło bo wiedziałem że robi to z miłości. Skrapi znowu biegał do wszystkich po koleji. Podszedłem do Pedra od tyłu i przytuliłem go za talię a on się trochę wystraszył i podakoczył.

-Nareszcie jesteś tylko mój. Szepnąłem mu na ucho.

-A ty tylko mój. Też szepnął mi na ucho.

-Jedziemy? Zapytałem i się od niego odsunąłem.

-Jasne jak chcesz a gdzie Skrapi? Zapytał.

-Skrapiś dom. Zawolałem a on odrazu przydreptał.

-Chodz tu slodziku i ten duży i ten mały. Powiedziałem i poszliśmy do samochodu.

Poszliśmy do samochodu Pedro ledwo chodził więc postanowiliśmy jechać do lekarza. Ale to jutro jak wyszedł do samochodu to wziął mi Skarapiego żebym mógł zapiąć pasy. Po tym jak położył mi spowrotem psiunia na kolanach złapaliśmy kontakt wzrokowy i nawet nie wiem kiedy nasze usta były złączone.

-Kocham cię. Powiedział i odpalił silnik.

-Ja ciebie też Pepi. Odpowiedziałem i zacząłem głaskać i drapać Skrapiego za uszkiem.

-Dla mnie walętynki zawsze były najgorszym dniem a teraz mam ciebie i są one najlepsze jakie tylko mogłem sobie zamarzyć. Powiedział Pedri skupiając się na drodzę.

-Dle mnie też ale w głowie namieszał mi taki Pedri Gonzalez i teraz jesteśmy razem. Powiedziałem i się uśmiechnąłem ze szczęścia.

-Lepszego prezentu w życiu nie dostałem. Powiedział i odwrócił się od mnie twarzą na chwilę.

-W sięsie tego misiak róży i pytania czy zostaniesz mojemą walentynką? Zapytałem a on się zaśmiał.

-Nie dostałem ciebie na walętynki i się z tego cieszę. Powiedział i wjechał na podwórko.

-Mam pojebany pomysł. Wypaliłem ze śmiechem.

-No dawaj. Powiedział i też się zaśmiał.

-Jak będzie padać w nocy idziemy i z słuchawkami w uszach tańczymy dopóki nie przemokniemy do suchej nitki. Powiedziałem a on się zaśmiał.

-Możemy to zrobić tutaj przecież. Powiedział i zamknął barmę pilotem.

-To to zrobimy. Powiedziałem po czym powoli złączyłem nasze usta.

-Oczywiście że zrobimy. Powiedział po czym znowu namiętnie mnie pocalował.

-Dobra chodź do domu bo już późno. Powiedział i chciał wysiąść ale ja mu w tym przeszkodziłem.

-Pan pozwoli. Powiedziałem otwierając mu drzwi od samochodu.

-Mój slodziak. Powiedział i położył mi rękę na ramię.

-Pomogę ci. Powiedziałem i pomogłem mu wejść do domu.

Puściłem Skrapiego a później wziąłem na barana Pedra.

-Jesteś tego pewien? Zapytał jak zaczynałem iść po schodach.

-Nic ci się nie stanie spokojnie. Powiedziałem i powoli szedłem do góry.

-Wierzę ci. Powiedział i przytulił mnie najmocniej jak tylko umiał.

-Pepi nie mogę oddychać. Powiedziałem żeby obluzował chwyt.

-Ale ja cię tak bardzo kocham. Powiedział i nie chętnie lekko poluzował chwyt.

Skrapi cały czas nam biegał pod nogami i się cieszył.

-Ja idę się umyć zaraz przyjdę. Powiedziałem ale złapał mnie za nadgarstek.

-To ja idę z tobą. Powiedział i wstał a następnie kierował się w stronę łazięki.

-Czy ja mógłbym mieć odrobinkę prywatności? Zapytałem a on odrazu wrucił na miejsce i przytaknął.

-Naprawdę bardzo cię kocham ale tylko chwilę prywatności. Powiedziałem i usiadłem obok niego.

-Martwię się o ciebie kocham cię pragnę cię nie chcę się stracić. Wytłumaczył swoje zachowanie.

-Ja ciebie też ale tylko chwileczkę. Powiedziałem i go pocalowałem.

Poszedłem się umyć i moje nie szczęście przewróciłem się i rozwaliłem sobie głowę po czym straciłem przytomność.

Pov:Pedri

Usłyszałem huk nawet nie obchodził mnie to że mnie noga boli rzuciłem się do biegu. A jak zobaczyłem że Gavi leży pod prysznicem nie przytomny do oczu napłynęły mi tony łez.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top