Rozdział 41 "Tęskniłem za tobą"
P.O.V:Pablo
Kilka miesięcy później...
Leżę wtulony w Pedrusia który głaska mnie po włosach. Poczułem ból ale nie lekki tylko bardzo mocny. Jestem już w ósmym miesiącu ciąży.
-Pedri!!!-Krzyknąłem z bólu.
-Co się dzieje?-Zapytał nie znają powodu.
-Chyba rodzę-Odparłem widząc co się stało.
-Wody ci odeszyły-Wziął mnie na ręcę i zawisł do szpitala.
-Na cesarkę Pan poczeka-Powiedział lekaż do Pedra a chwilę później byłem już nie przytomny.
Obudziłem się i było po wszystkim Pedi siedział obok mnie i dziecka. Chyba zobaczył że się obudziłem bo mnie pocałował.
-Idętyczny jak ty-Powiedziałem spoglądając na dziecko obok nas.
-Tak idętyczny 1:1 ja może z zachowanie będzie do ciebie podobny -Powiedział i przegarnął mi włosy.
-Jak go nazwiemy?-Zapytałem miejąc jedno imię które bym dał.
-W sumie mam pomysł a ty?-Miło że zapytał.
-Też mam na raz mówimy -Powiedziałem przygotowany.
-Trzy cztery.
-Alejandro-Powiedzieliśmy razem.
-Czyli się zgadzamy-Powiedział szczęśliwy.
-Tak zgadzam się-Powiedziałem Szczeże.
-Czyli Alejandro-Powiedział szczęśliwy.
-Tak kochanie-Odparłem i zasnąłem zmęczony.
Wychodzą ze szpitala per dni później...
-Dobra chodź Pablo idziemy -Powiedział mój mąż biorąc dziecko w nosidełku.
-Już idę kocham was-Powiedziałem i pocałował Pedra w policzek.
-Pablo uważaj!!-Krzyknął Pedro a chwilę później nic nie widziałem i nie słyszałem.
Porwali mnie... Obudziłem się przykłity do ściany nago. Okazało się że porwał mnie Fernando brat Pedra i Felix który powinien być martwy.
-O nasz malutki się obudził-Powiedział jeden z zboczeńców.
-Nie jestem wasz-Powiedziałem stanowczo.
-Jesteś nasz i koniec Pedro już ma kochanke i chce rozwodu-Powiedział wkurwiony Felix.
-On by mnie nigdy nie zdradził -Odparłem zgodnie z prawdą.
-A jednak-Pokazał mi zdjęcie jak Pedro całuje jakąś dziewczynę w zasadzie to księżniczkę... Ale coś mi tu nie pasuje. Zawsze mówił że ona jest idiotką a to zdjęcie jest przerobione bo byliśmy tam razem.
-No dobra jestem wasz-Udałem że płaczę.
-To się zabawimy-Powiedzieli i zaczeli mnie gwałcić...
Ja chce do Pedrusia i naszej małej perełki... Błagam... Kocham ich nad życie...
P.O.V:Pedro
Porwali Pabla byłem bez silny... Nie umiem sobie tego wybaczyć że na to pozwoliłem.. Odbiję go wiem to. Zostałem sam z Alejandro. Ale sam radę. Poradzę sobie. Cóż boje się o niego bardzo ale nie mogę tego pokazywać.
Pięć lat później...
Alejandro cały czas pyta o tatusia a ja płaczę o niego co noc... Dowiedziałem się że jest na Panamie po tym jak prawie go odbiłem. Próbuje bez skutecznie odbić od początku. Ostatni raz pocałowałem go ostatnio w tedy kiedy już go miałem ale jednak nie... Czyli dwa dni temu... Czułem cudowną więź z nim w tedy.
-Tato kiedy będziemy?-Zapytał jak byliśmy już w samochodzie który będzie nas wiózł do naszego domu ma Panamie.
-Tatuś dzisiaj będzie w domu obiecuje kochanie-Obiecuje mu to cały czas ale tylko go widzi.
-Wiecznie mi to obiecujesz -Zachowanie takie jak Pabla ma zawsze.
-Dzisiaj się uda wiem to-Powiedziałem parkując w garażu.
-Mam nadzieje ja chce do tatusia-Ja też Alejandro ja też.
-Jesteśmy wyskakuj-Powiedzaiłem wychodząc.
-Która będzie moja sypialnia?-Zapytał jak weszliśmy do użądzonego domu.
-Ta-Pokazałem na pokój jego marzeń jest pełno piłek i łóżko to bramka ogółem ma bardzo piłkarski pokój.
-Dziękuje kocham was-Powiedział co sprawiło uśmiech na mojej twarzy.
-Proszę, chcesz pomóc opracować plan jak odbić Tatusia?-Zapytałem kucając przed nim.
-Tak, z chcęcią tato-Powiedział i podszedł do biurka.
-Ja mam taki pomysł-Powiedział i zaczął rysować. Ryzsuje tak pięknie jak gra czyli mieszanka moja i Pabla, agresja i uspokojenie wpadanie w bójki i uspokajanie ich.
-Jaki mały?-Zapytałem patrząc cały czas na to co rysuje.
-Oni o dziewietnastej wychodzą na pół godziny na fajki i jedzenie-Słuchałem Uwarznie.
-I zostawiają tatusia samego, w tedy możemy go odbić-Mój mały geniusz.
-O idealny pomysł dziękuje -Poczochrałem go po włosach i poszedłem bo akurat jest osiemnasta trzydzieści.
-Papa tato czekam na tatusia-Zrobiło mi się ciepło w sercu.
-Papa wróci obiecuje-Wyszedłem zakluczając drzwi na cztery spósty żeby nikt nie porwał mojego małego skarba.
Pojechałem pod adres i jak miałem iść na miejsce wpadł we mnie Pablo. Zpałakany i w połowie rozebrany, mój biedny słodziak.
-Już dobrze jestem przy tobie nie grozi ci już krzywda-Powiedziałem jak się we mnie wtulił.
-Kocham cię-Wydysił przez łzy.
-Ja ciebie bardziej-Zaprowadziłem go do samochodu i zawiozłem do domu.
-Tatuś!-Krzyknął Alo i wpadł na nas.
-Kocham was tak bardzo-Powiedział zpałakany.
-My ciebie też-Powiedzieliśmy na raz.
-Pablo oni już są załatwieni spokonie kochanie-Powiedział sprawdzają telefon.
-Wiadomo kto ich załatwił?-Zapytał lekko sie uspokajając.
-Mamy więcej ludzi wice szefie -Powiedziałem dumny z siebie.
-I tak ma być-Powiedział zadowolony.
-Chce spać-Powiedział i poszedł do sypialni a ja za nim.
Położył się pod kordłą zaspany a ja go przytuliłem od tyłu.
-Tęskniłem za tobą-Przyznałem szczęśliwy z jego obecności.
-Ja za tobą też-Odparł zasypaiając.
-Kocham cię-Wydusiłem zasypiając z nim u boku.
-Ja ciebie też-Powiedział też zasypaiając i doadał cicho.
-Dobranoc kochanie.
-Dobranoc malcu-Odparłem i zasnąłem z myślą że on już ze mną jest.
Jak on zobaczy poduszkę z jego zdjęciem to mnie chyba szczeli...
-Dziękuje że ze mną jesteś Pepi -Wyszeptał przez sen co sprawiło że w moim brzuchu było milion motylków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top