Rozdział 39 "Capybara"

P.O.V:Gavi

Dziś jest Prima aprilis a dzień święty trzeba świecić idę powkurwiać Pedra. Udam że jestem Capibarą. Poszedłem do Pedra który robi śniadanie i się zaczęło.

-Jestem capybarą!-Krzyknąłem i zaczęło mi odbijać.

-Dobrze się czujesz Pablo?-Zapytał przykładając mi dłoń do czoła.

-Capybara Capybara Capybara Capybara Capybara Capybara -Zacząłem śpiewać piosęką z tik toka. (Kto wie ten wie)

-Pablo co cię jest?-Zapytał wsadzając mnie na krześle.

-Jestem capybarą!-Krzyknąłem i usiadłem na krześle obok niego.

-Kochanie co cię jest?-Zapytał i Pocałował mnie.

-Jestem Capybara-Powiedziałem krótko.

-Aaaa dzisiaj jest prima aprilis -Powiedział a ja się uśmiechnąłem.

-No dobra prima aprilis Pedruś -Powiedziałem i zacząłem jeść naleśniki.

-Mam cię-Powiedział i złapał mnie za krocze.

-Ahhhh Pepi daj mi zjeść!-Krzyknąłem z podniecenia.

-Już skończyłeś przecież-Powiedział jak połknąłem ostatni kęs.

-Chce ci się?-Zapytałem mocno podniecony.

-Żebyś wiedział jak bardzo-Powiedział seksownym głosem.

-Chodź ze mną-Powiedziałem i wziąłem go za rękę do sypialni.

-Pabloś mmm-Wymruczał a ja na niego wskoczyłem.

Dzisiaj ja go zdominuje mimo że i on zrobi swoje. Zacząłem go namiętnie i powoli całować przy okazji rozbierając go. Sam oddawał moje pocałunki i oddał dominację w moje ręcę.

-No Pepiś wiem że to chcesz -Powiedziałem po czym w niego mocno i szybko wszedłem.

-Ahhhhhhhh Pablo mocniej, głębiej! -Krzyknął wgryzając się w materac i wybijając w niego palce.

-Jeśli tak prosisz-Wszedłem najgłębiej jak się dało i najmocniej podoba mu się.

-Aaaaaaaaaaaa!-Zaczął krzyczeć z przyjemności.

-Wiem wiem przyjemnie ci -Powiedziałem i doszedłem.

-Mokro mi-Powiedział jak z niego wyszedłem.

-Rewanżyk bym chciał-Oznajmiłem oadstawiając się.

-Już się robi malutki-Powiedział i we mnie mocno i szybko wszedł.

-Amham!-Zacząłem jęczeć z przyjemności i wgryzłem się w materac chyba nawet tam gdzie Pedri.

-Dobrze że nikogo to nie ma -Powiedział i zaczął robić mi dobrze ręką.

-Pepi to jest takie przyjemne ahhhh -Jęczałem z przyjemności i z dobroci.

-Gaviś wiem jak co dobrze-Powiedział i wykonał ostatnie pchnięciem i doszedł.

Opadł na łóżko obok mnie bez sił a mimo tego i tak zaczął mnie całować bardzo namiętnie.

-Pepi-Powiedziałem jak przerwaliśmy pocałunek z powodu braku tchu i na nim usiadłem.

-Tak?-Zapytał zaniepokojony.

-Kocham cię-Mocno się przytuliłem.

-Ja ciebie też kocham mój mały -Powiedział i odwzajemnił uściski.

Tkwiliśmu w takim uścisku przez około pół godziny. Oderwał się odemnie bo zaczął się podniecać. Wykożystam to... Usiadłem na niego i zacząłem robić wszystko żeby go podniecić.

-Pablo-Powiedział zimnym tonem.

-Tak?-Zapytałem robiąc mu malinki.

-Przestań-Powiedział stanowczo.

Bez słowa zarzucił mnie z siebie i poszedł sobie. Zabolało mnie to.

-Pepi co jest kochanie?-Zapytałem troskliwym głosem i pogładziłem go po policzku.

-Mam dosyć-Powiedział zimnym tonem.

-Czego masz dość?-Zapytałem ponownie.

-Całego świata, życia, ludzi, może ja się zabije nie będziesz miał problemu -Stwierdził Pedri na co usadziłem go sobie na kolanach.

-Pepi kochanie proszę cię nie-Ledwo wydusiłem przez łzy które spływały mi po policzkach.

-Nie płacz Pedi błagam to boli jak płaczesz...-Powiedziałem cicho i przyciągnąłem go bliżej siebie.

-To może pora się pozbyć problemów? -Powiedział chcąc mi się wyrwać.

-Pepi nie ja nie dam rady bez ciebie... -Muszę mu to powiedzieć.

-Dasz ja nie dam rady i muszę się zabić.-Powiedział co nie zabolało mocno.

-Pedri ja nie dam rady sam bo się dziecka spodziewamy!-Krzyknąłem żeby nie nie zostawiał.

Zaniemówił ale widać że się cieszy ja też się cieszę z tego powodu.

-Pablo.jak długo o tym wiesz?-Zapytał i zaczął dotykać mnie po brzuchu.

-Od dwóch tygodni...-Powiedziałem prawdę i mocno się przytuliłem do niego.

-Uważaj na brzuch Pabloś-Powiedział co mnie ucieszyatło że już się nie zamartwia. (Martwe twe nadzieje ups spoiler)

-Będziesz dobrym ojcem-Powiedział smutny bawiąc się czymś w kieszeni.

-Ty też-Powiedziałem łapaięc go za ręcę.

-Nie ja nie...-Powiedział i chciał wyjść ale mu nie pozwoliłem.

-Tak ty też i nie dam rady sam więc nie pozwalam ci sie zabić ani kaleczyć za bardzo cię kocham-Powiedziałem z troską w głosie.

-Ja też cie kocham, ale ja nie umiem, nie daje już rady-Powiedział na co go mocno przytuliłem.

-Pepi kochnie powiedz co się dzieje -Pogładziłem jego policzek dla otuchy.

-Chodzi o to że mam wrażenie że mnie zostaeisz bo mnie nie kochasz-Mocno go przytuliłem.-Nie dam rady żyć bez ciebie, kocham cię nad życie-Rozpłkał sie już a ja kołysałem go w swoich ramionach i uspokajałem.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top