Rozdział 28 "Ale to do Paryża"
Kupiłem wszystko i wróciłem do domu. Wszedłem do pokoju a on mi się żucił na szyję.
-Długo cię nie było martwiłem się. Stwierdził jak mnie ścisnął.
-Ale żyję spokojnie nie bój się. Odpowiediziałem i wskoczyłem na niego.
-Małe dziecko.
-Twoje.
-Będzie jak ci zrobie. Powiedział i mnie puścił.
-Pedruś nie puszczaj mnie. Powiedziałem i próbowałem się na nim utrzymać.
-Lepiej daj co kupiłeś. Powiedział a ja nie chętnie go puściłem.
-To wszystko. Powiedziałem i wszedłem do łazięki.
Dobrze że schowałem pierścionek tam gdzie go nie znajdzie. Kupiłem jeszcze kłutkę miłości z naszymi inicjałami "P&P na wieczność i dłużej❤️".
-Pabluś ja tylko na kibel. Powiedział wchodząc.
-Spoko ja i tak przeszedłem się umyć. Powiedziałem szczeże.
-To pomykaj Zajączku. Powiedział i klepnął mnie w goły tyłek.
-Ała nie bij. Odpowiedziałem i złapałem się za to miejsce.
-Ja cię nie bije to tylko pieszczotą. Powiedział i zrobił to jeszcze raz.
-Skoro tak to chodź tu do mnie. Powiedziałem i złapałem go za rękę żeby go do siebie przyciągnąć.
-I co mi zrobisz? Zapytał jak przyciągnąłem go do siebie.
-Przytulę. Odpowiedziałem i go przytuliłem.
-Zajączek. Stwierdził jak żuciłem mu się na szyję.
-Zgred.
-Gremlin.
-Smerf.
-Dzieciak.
-Ale twój. Odpowiedziałem wtulając się w niego.
-Mój będzie jak ci go zrobię. Powiedział i złapał mnie za krocze.
-Mmm już nie mogę się doczekać. Powiedziałem podniecony.
-Dobra koniec. Powiedział i mnie chciał puścić.
-Nie puszczaj mnie. Powiedziałem a on przychylił mnie tak że prawie upadłem.
-Widzisz trzymam cię i mnie zamierzam puścić. Powiedział i mnie podniósł.
-Chodź ze mną. Odparłem a on ściągnął koszulkę i krótkie spodenki.
-Coś się stało? Zapytałem jak wbił swój wzrok we mnie.
-Nie poprostu jesteś śliczny. Odpowiedział i rzucił się na mnie jak zamknąłem kabinę.
-Pragnę cię. Wyjeptał mi na ucho i zaczął całować po szyji.
-Zrobię ci loda gremnlinie. Powiedziałem i uklęknąłem.
-Dobra zgredzie. Odpowiedział i wplotł mi dłonie w mokre już włosy.
-Ahhh ummm jeszcze. Słyszałem jak jęczał i mówi jak mu to nie jest dobrze.
-Dochodzę ahhh dochodzę. Wydarł się jak zacząłem sączyć śmietankę.
-Podobało się? Zapytałem a on mnie zaczął całować.
-Bardzo ale teraz bardziej. Odpowiedział a ja prawie zacząłem się dusić jego językiem.
-Żyjesz? Zapytał i przestał mnie całować.
-Jak widać nie udusiłam się twoim językiem. Powiedziałem się się zaśmiałem.
-Chcesz ostre lecenie w ślinę? Zapytał jak zacząłem myć sobie włosy.
-Skoro proponujesz oczywiście że tak. Odpowiedziałem a on zaczął mnie ostro całować miałem pełno jego śliny w ustach a on mojej.
-Te twoje truskawkowe usta ahhh. Stwierdził jak się od siebie oderwaliśmy.
-Te twoje malinowe są lepsze. Odparłem i zacząłem zmywać szampon z włosów.
-Co to za szampon? Zapytał biorąc butelkę do ręki.
-Aloesowy sprawia że włosy są miękkie i gęste. Od dawna go używam. Odpowiedziałem i skończyłem spłukiwać szampon.
-To dla tego masz takie miękkie i gęste włosy że chce się je dotykać. Powiedział a ja wpadłem na genialny pomysł.
-Mam pomysł daj mi ten szampon. Powoedziedziałem i wziąłem mu z ręki butelkę z szamponem.
-Łeb. Odparłem a on schylił głowę.
-Będziesz mieć takie jak ja. Powiedziałem i zacząłem mu myć włosy.
-Ale ja mam swój szampon. Powiedział jak robiłem mu masaż głowy.
-Dobra ale to jest przyjemne. Powiedział jak zacząłem zmywać mu szampon.
-Widzisz ja umiem w takie rzeczy. Odpowiedziałem i zakręciłem wodę.
-Trzeba by wziąść szampon i żel. Powiedział i wziął wszystko co terzeba do kosmetyczki.
-I to wszystko? Zapytałem obliczając że to już wychodzi że wszystko.
-Tak to już wszystko a teraz spać żebyś mi się wyspał. Powiedział i zagonił mnie do łóżka zostawiając otwarte drzwi bo aż para leciała tak gorąco było w łazięce.
-Ja cię obudzę nie ty mnue zobaczysz. Powiedziałem kładąc się do łóżka.
-Dobra dobra spać. Powiedział bacząc światło.
-Dobrze tato. Odpowiedziałem kładąc się na lewym boku.
-Dobranoc zgredzie. Szepnął mi na ucho i pocałował mnie w policzek.
-Dobranoc gremnlinie. Odpowiedziałem a on mnie przytulił.
Zasnąłem wtulony w Pedrusia. Śniło mi się to jak to zrobię.
Sen Gaviśia
-Szybciej gremlinie pośpiesz się zaraz nam rezerwacja przepadnie. Wydarłem się poprawiając kaptur przy bluzie i chowając pierścionek do kieszeni.
-Już jestem zgredzie co się czepiasz. Powiedział przychodząc do mnie. Wyglądał cudownie olśniewająco słodko trudno mi to opisać poprostu seksownie.
-Piękny jesteś. Odparłem całując go.
-Ty też a teraz chodź. Powiedział i wyszedł ze mną za rękę.
Szliśmy do restauracji z idealnym widokiem na wieże eiffla. Zjedliśmy idealną rocznicową kolację. Następnie poszliśmy na wieże eiffla. Byliśmy już na szczycie było tak zajebiście pięknie. Uklęknąłem na jego kolano i wypowiedziałem te magiczne słowa.
-Pedro Gonzàlezie López czy zgodzisz się ze mną spędzić resztę życia i wyjdziesz za mnie? Zapytałem cały zestresowany.
-Tak oczywiście tak kocham cię. Powiedział a ja wstałem i wsunąłem mu na palec pierścionek a następnie namiętnie go pocałowałem.
Poszliśmy na most miłości i zawieśiliśmy kłutkę.
Koniec snu
Obudziłem się o szystję trzydzieści. Odwróciłem się twarzą do tego gremlina i zacząłem go całować odwzajemnił pieszczotę i zaczął ją pogłębiać.
-Dzień doberek misiu. Powiedział z poranną chrypką.
-Dzień doberek kochanie. Odpowiedziałem i wstałem.
-Ubieraj się. Powiedziałem i dałem mu rzeczy.
-Już już. Powiedział i się zaczął ubierać. A ja zaopatrzyłem się w niego jak w lustro.
-Co się stało? Zapytał wciągając spodnie.
-Piękniś jesteś. Odpowiedziałem i też zacząłem się ubierać.
-Ty też. Odparł i zaczął robić łóżko.
-Idziemy na dół i zaraz jedziemy. Powiedziałem jak zabierał naszą walizkę.
-Chodź zrobuę ci śniadanie. Odpowiedział wychodząc z pokoju.
-Skrapiego nie zapomnij. Odpowiedział jak brałem naszego pieska do nie wiem jak to powiedzieć czy klatki czy czego i wziąłem jeszcze jakieś zabawki biec więcje nie brałembo wiedziałem że biorę hotel z wyposażeniem dla naszego psunia.
Wziąłem leki i zjedliśmy śniadanie taxówka akurat podjechała. Weszliśmy do środka i pojechaliśmy na lotnisko. Weszliśmy na lotnisko a Pedruś jak zobaczył gdzie idziemy i bilety to się odezwał.
-Ale to do Paryża...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top