thirty

Jego serce biło w bardzo szybkim tempie, gdy z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy, uniósł dłoń, która po chwili wcisnęła przycisk dzwonka. Z urządzonego w bogatym stylu budynku już teraz dochodziły go nuty znanych i skocznych piosenek, co świadczyło jedynie o tym, że impreza urodzinowa solenizanta już się zaczęła.

Stał właśnie przed potężnym domem Bang Chana, będącym miejscem trwającej już imprezy, na którą to był zaproszony. Nadal nie potrafił uwierzyć w to, że był w tym miejscu, bo w końcu nigdy nie należał do tych bogatych i popularnych dzieciaków. Całe swoje dotychczasowe życie trzymał się na uboczu, mając przy sobie jedynie Felixa — swojego przyjaciela, którego znał od małego. Mogło się wydawać, że jego codzienność była nudna, bo w końcu dzień w dzień robił to samo — jadł z rudowłosym lunch na stołówce od początku przy tym samym stoliku, w ciszy skupiał się na lekcjach, a wieczorami fantazjował o tym, jak mogłoby wyglądać jego życie. Uważał, że dla innych był po prostu szary, nieciekawy, a teraz w końcu w jego życiu zaczynało się coś dziać. Był zaproszony na imprezę najpopularniejszego dzieciaka w szkole, który był obiektem jego westchnień niemal od początku liceum. Nie był zakochany, a raczej mocno zauroczony. Jisung żył po prostu w swoich marzeniach, w które wierzył mocno, jakkolwiek niepoważne by były.

Jednak ostatnim czasem nie tylko sam Bang Chan zaczął zwracać na niego uwagę. W końcu po tym, jak przypadkiem wysłał zdjęcie popularnemu koszykarzowi, Hyunjin zaczął do niego zawzięcie wypisywać, chcąc poznać jego tożsamość, której on cały czas bronił. Dlatego też nie obawiał się tego, że Hwang również będzie na tej imprezie, bo w końcu miało być tam naprawdę dużo ludzi, a wyższy chłopak po prostu nie miał prawa wiedzieć, że on był chłopakiem, z którym to pisał od prawie miesiąca. Nie wiedział jednak o tym, że nieświadomy niczego Hyunjin pisał cały czas z chłopakiem, który to podobał się właśnie jemu, a akurat tego dnia, po długich namowach przyjaciół, postanowił zrobić krok w stronę poderwania Jisunga.

Kiedy drzwi rozchyliły się przed dwójką przyjaciół, a ich oczom ukazał się solenizant, serce Jisunga dosłownie stanęło. Australijczyk wyglądał olśniewająco — jego jasne włosy, które tego dnia były lekko zmierzwione, opadały w nieładzie na jego czoło, pierś opinała śnieżnobiała koszula, która zgrywała się z kolorem jego włosów, a twarz była zdobiona przez szczery uśmiech. Przy nim Jisung czuł się jak skalny księżyc przy lśniącym słońcu. Nagle poczucie, które towarzyszyło mu przed wyjściem na imprezę, że wygląda dobrze zniknęło, ale mimo to uśmiechał się szeroko, otumaniony obecnością swojego obiektu westchnień.

— Felix, Jisung! — zawołał, rozchylając swoje ramiona. I gdy po chwili drobne ciało Jisunga utonęło na moment w jego uścisku, chłopak mógłby przyrzec, że mało brakowało, a alkohol, który trzymał w ręku, spadłby na ziemię. Sam fakt, że po chwili blondyn przytulił również jego rudowłosego przyjaciela, nie był ważny, ponieważ nadal ogarnięty był tym, co wydarzyło się przed chwilą. — Cieszę się, że przyszliście. Zapraszam — dodał, odsuwając się od nich i ukazując im widok na wnętrze domu.

Już nawet w przedsionku, w którym chwilę później się znaleźli, dało się wyczuć zapachy imprezy — mieszkającą się woń alkoholu, perfum i potu. Światła błyskały wokoło, śmiechy zanikały wśród głośnej muzyki, a wszystko to uwieńczone było dziwnie pozytywną i pociągającą aurą, która zawsze towarzyszyła Bang Chanowi.

— Jeszcze raz wszystkiego najlepszego — wyszeptał cicho, kiedy wyższy chłopak przyjął od niego alkohol. Jego ręce dziwnie drżały, gdy spoglądał w jego piękne oczy, które błyszczały iskrą radości.

— Happy birthday, mate — rzucił Felix, korzystając z tego, że w końcu obaj pochodzili z Australii. Wywołało to tęskny uśmiech na twarzy najstarszego, którego dłoń powędrowała w stronę karku.

— Dzięki — odparł, drapiąc się nerwowo po szyi. — Czujcie się jak u siebie, alkohol jest w kuchni. Ja muszę iść, goście wzywają — wytłumaczył, po chwili oddalając się od dwójki przyjaciół i podchodząc do jakiejś dziewczyny, którą Jisung kojarzył jedynie z widzenia. A mimo to nadal śledził wzrokiem jego sylwetkę, nie wierząc w to, że znalazł się na tej imprezie.

— Chodź, bo zaraz zemdlejesz od samego patrzenia na niego — westchnął, chwytając dłoń Jisunga, który wywrócił oczami. — No co, taka prawda.

— Taa — rzucił, mimo wszystko podążając za przyjacielem.

Szli tak naprawdę w nieznane, bo w końcu żaden z nich nie był wcześniej w domu przewodniczącego szkoły. Doskonale widać było, że rodzinie chłopaka nie brak było pieniędzy — pokoje były duże, przestrzenne, bogato urządzone. Choć impreza nie rozkręciła się jeszcze w pełni, to ludzi i tak było pełno. Większości z nich nawet nie kojarzył z widzenia, lecz nie zmieniało to tego, że i tak czuł się obco, jakby wyszedł na światło dzienne po długim czasie.

Również i Felix czuł się w tym domu obco, chociaż w odwrotności do Jisunga, który od zawsze nie potrafił nawiązywać nowych relacji, mu przychodziło to prosto. Mimo to szukał w tłumie jakiejś znajomej twarzy i gdy takową ujrzał, bez wahania ruszył w kierunku Yang Jeongina, który razem ze swoim kuzynem zasiadał ma kanapie w wielkim salonie państwa Bang.

— Kogo to moje oczy widzą! — przywitał się, puszczając dłoń Jisunga, który nadal czując się nieswojo, stanął obok niego, uśmiechając się na widok znanych mu osób. Było mu żal, że Chan zostawił ich tak szybko, bo chociaż wiedział, że była to tylko impreza, to jego marzycielskie serce i tak liczyło na to, że jego obiekt westchnień się nim zainteresuje. — Kim Yugyeom i Yang Jeongin we własnej osobie. A myślałem, że jesteś aspołeczny, młody.

— Jestem tu tylko dlatego, bo Gyeom kazał mi wyjść do ludzi — odparł Yang, przesuwając się nieco i robiąc tym samym miejsce dwóm nowo przybyłym.

— Ja tylko dbam o twoje zdrowie psychiczne i za to mnie kochasz — stwierdził brązowowłosy, wychylając się zza Jeongina.

— Kocham cię, bo rodzina zobowiązuje — wytłumaczył, następnie chwilowo wstając z kanapy i nachylając się nad stołem, z którego to pochwycił cztery butelki piwa. — Ale skoro już tu jesteśmy, to skorzystajmy z tego!

•••

Impreza trwała już w najlepsze, gdy Hyunjin po raz pierwszy dostrzegł w tłumie Jisunga. W jego oczach wyglądał cudownie ubrany w śnieżnobiałą koszulkę, na którą zarzuconą miał jeansową katanę. Czarna czapka, która towarzyszyła mu niemal każdego dnia w szkole również zdobiła jego głowę, dodając mu uroku. Jisung zdawał się być cichym i nieśmiałym, ale i zawsze uśmiechniętym chłopcem. I choć dużo się z prawdą nie minął, to nie znał jeszcze jego drugiej, rozemocjonowanej strony, która zarezerwowana była dla najbliższych.

W jego żyłach znajdowała się już duża ilość alkoholu. Piwa czy mocniejsze i słabsze drinki znikały w jego ustach, a z każdym łykiem stawał się pewniejszy. Od tak dawna chciał zrobić krok w stronę bliższego poznania się z Jisungiem, a tętniący w nim alkohol sprawiał, że coraz bardziej przekonywał się do tego, że był to dobry moment do podjęcia odpowiednich kroków. Stawał się pewniejszy i choć w środku nadal bił się ze swoimi emocjami, był naprawdę bliski tego, by po prostu podejść do Jisunga i bez ogródek go pocałować. A mimo to nadal bał się, że go wystraszy, zaprzepaści wszystkie swoje szanse.

— Hyunjin, jesteś tu jeszcze z nami? — przebijające się przez ryk muzyki pytanie i uderzenie szyjki butelki Seungmina w jego czoło sprawiło, że w końcu oderwał wzrok od szczupłej sylwetki Hana. Przerzucił zdezorientowane spojrzenie na przyjaciół, który tak jak on, stali oparci o stół jadalny.

Muzyka mocno drażniła jego uszy, zapachy imprezy roznosiły się wokół, a tłumy ludzi tańczyły, oddając się radości w wirze tańca. Panowała przyjemna atmosfera, a gospodarz co jakiś czas migał mu przed oczami. Jego wzrok jednak mimo wszystko od momentu gdy go zauważył, uciekał do Jisung;a, który większość imprezy spędził na tej samej kanapie.

— Jeszcze jestem — mruknął, odstawiając butelkę na stół. Przeczesał dłonią czarne jak smoła włosy, wypuszczając głośno powietrze z ust.

— Wyglądasz, jakbyś przeżywał właśnie wewnętrzną wojnę — zaśmiał się Changbin, szturchając jego bok, na co jedynie wywrócił oczami.

— No bo taką przeżywam — bąknął. Nie kłamał, bo w końcu tak się czuł. Coś tam mocno ciągnęło go do osoby młodszego chłopaka, a równocześnie bał się do niego podejść, bojąc się, że wszystko zepsuje.

— Nie mów, że zobaczyłeś gdzieś Jisunga — rzucił Seungmin, spoglądając sugestywnie na czarnowłosego. Jednak gdy ten posłał mu mordercze spojrzenie, zdał sobie sprawę, że wiele się nie pomylił. — Zobaczyłeś!

— Jak nie podejdę do niego teraz, to nigdy tego nie zrobię — wydusił, kompletnie ignorując poprzednie słowa Kima. — Pewnie też jest podpity, to może szybciej pójdzie.

— Czego ty się tak właściwie boisz? Co może się stać? — zapytał najstarszy, lekko podirytowany. Naprawdę ważne było dla niego szczęście przyjaciela, ale denerwowało go jego niezdecydowanie. Uważał, że Hyunjin powinien pokazać, że ma jaja i dać Jisungowi jakiś znak, a nie kryć się, jak zakochana w nauczycielu uczennica.

— Odrzuci mnie? — było to bardziej pytanie, niż stwierdzenie. Ponownie wziął do ręki butelkę piwa, biorąc duży łyk.

— To znajdziesz innego, w szkole jest dużo ładnych chłopców — zaśmiał się Seungmin.

— Ale Jisung jest najładniejszy! — oburzył się, marszcząc nos.

— Więc idź i mu to powiedz — westchnął Changbin.

— Ale...

— No idź! — pogonili go obaj i co miał miał zrobić, jak nie odepchnąć się od stołu i wzdychając ciężko, skierować się w stronę niższego chłopaka?

Jisung tymczasem siedział sam na kanapie, wpatrując się tępo w jakiś punkt przed sobą. Yugyeom w pewnym momencie postanowił iść potańczyć, Jeongin oddalił się pod pretekstem udania się po więcej alkoholu, Felix poszedł do łazienki, a on został kompletnie sam. Gdzieś w środku wiedział, że gdyby nie fakt, że wypił już naprawdę sporo alkoholu, to miałby za sobą już wstępne fazy ataku paniki. Nie znał nikogo, kogo obecnie miał w zasięgu wzroku, a w normalnych warunkach wywołałoby to u niego strach. Tak jedynie siedział jak sparaliżowany, pierwszy raz żałując, że przeszedł na tą imprezę, bo w końcu odkąd gospodarz powitał ich w swoim domu, nie widział go ani razu, a był w końcu głównym powodem, dla którego tu przyszedł. Jego nadzieje go zawodziły, niewielkie marzenia upadły, a alkohol jedynie potęgował jego doznania. Czuł się dziwnie wypluty, niespełniony, jakby nie tego oczekiwał na tej imprezie.

I pewnie siedziałby tak dalej, rozmyślając nad tym, dlaczego Chan ani razu do niego nie podszedł, gdyby nie fakt, że nagle ktoś się do niego dosiadł. Kiedy obok siebie zobaczył Hyunjina, w pierwszym momencie miał wrażenie, że jego serce zaraz wyskoczy z gardła, bo w końcu wyższy nie miał żadnego pretekstu, by z nim porozmawiać. Nie miał prawa wiedzieć, że on jest chłopakiem, z którym pisze, a poza tą właśnie konwersacją nie łączyło ich nic. A przynajmniej tak myślał Jisung.

Następnym, co przyszło mu do głowy, był fakt, że Hyunjin jakimś sposobem dowiedział się kim jest. W końcu obserwowały ich te same osoby i istniała szansa na to, że któraś z nich wyjawiła starszemu jego tożsamość. Nie mógł jednak długo się nad tym zastanawiać, bo po chwili jego uwaga zwróciła się na słowa Hwanga, które popłynęły z jego pełnych ust.

— Hey, Jisung — przywitał się, a na jego usta wypłynął ten powalający uśmiech, który przyciągał do niego hordy nastolatek.

— Hey? — to było jedyne, co zdołał wydusił. Z przerażeniem wpatrywał się w poczynania wyższego chłopaka. Gdzieś z tyłu głowy świtała mu myśl, że gdyby nie alkohol, to zapewne zszedłby tam na miejscu na zawał. W końcu nie miał zielonego pojęcia, co Hwang Hyunjin mógł od niego chcieć, a jedynym, co przychodziło mu na myśl, była prawda o jego tożsamości.

Jego serce biło w bardzo szybkim tempie, gdy obserwował, jak Hyunjin odkłada butelkę na stolik kawowy, który był już zapełniony pustymi opakowaniami po wszelakim alkoholu. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że również i w klatce piersiowej Hwanga panowało niemałe zamieszanie. Hyunjin postanowił po prostu dać ponieść się chwili i alkoholowi, który płynął w jego krwi. Dlatego też zdecydował się przysunąć nieco do niższego chłopaka i dotąd drżącą dłoń położyć na jego szczupłym udzie. W pierwszej chwili, widząc zaskoczoną minę jego obiektu westchnień, zaczął tego żałować, jednak postanowił iść z wiatrem i pokazać Jisungowi to, że jest nim zainteresowany. W tym celu pochylił się, przesuwając również swoją dłoń wzwyż. 

— Pięknie dziś wyglądasz — wyszeptał, a jego oddech musnął delikatnie skórę nad uchem Hana. Właśnie w tamtym momencie alkohol, który w końcu płynął w żyłach młodszego, zaczął przejmować kontrole nad jego odruchami. Lecz mimo wszystko gdzieś z tyłu zapaliła mu się jakaś dziwna czerwona lampka. Dlaczego Hyunjin mówił mu, że pięknie wygląda?

Jednak ta myśl przeminęła szybko, gdy tylko poczuł, jak ciepłe usta Hyunjina spotykają się ze skórą na jego szyi. I choć na ten gest rozchylił szeroko oczy, tak z jego ust mimowolnie uciekło westchnięcie, spowodowane nie tylko bliskością Hwanga, ale również jego dłonią, która zaciskała się na udzie młodszego. Mocne dreszcze przeszły przez jego ciało, a on chcąc nie chcąc, rozluźnił się, nie stopując ruchów koszykarza.

Hyunjin z kolei, widząc pozytywną reakcję Jisunga, zaśmiał się melodyjnie w jego skórę, drugą ręką obejmując jego talię. Kreślił kciukiem małe kółeczka na chudym udzie młodszego, czując, jak jego ciało drży. Złożył na jego szyi jeszcze jednego buziaka, tuż za uchem niższego, przygryzając delikatnie jego skórę. Stanowczo czuł się już pewniej, widząc to, jak ciało ciemnowłosego chłopaka reagowało na jego dotyk.

— Zatańczysz ze mną? — zapytał w momencie, gdy jego dłoń spoczęła u samej góry uda niższego, który to czuł, jak od tamtego miejsca w jego ciele rozchodzi się dziwne ciepło. 

— Mhm — wydusił jedynie. Wtedy nie potrafił już myśleć logicznie, czując to, jak ciało Hwanga coraz bardziej napierało na to jego. Dreszcze spacerowały wzdłuż jego kręgosłupa, westchnięcia spowodowane muśnięciami warg wyższego opuszczały jego usta, a dłoń zaciskała się na kolanie. 

Ale co miał do stracenia? Przecież Felix i tak go zostawił, a Hwang nie miał prawa wiedzieć kim był. I choć nadal nie wiedział, dlaczego podszedł akurat do niego, tak postanowił dać się ponieść. Bo czym zaszkodzić może jeden taniec?

Na usta wyższego tymczasem wypłynął uśmiech. Nie marnując czasu, oderwał swoje usta od szyi Jisunga i wstał, podając mu swoją dłoń. I gdy tamten ją chwycił, pociągnął go wprost na parkiet. Widział to, jak różowe były policzki nastolatka, którego ciągnął za sobą. Z początku chciał odszukać wzrokiem swoich przyjaciół, lecz gdy nie udało mu się to, postanowił skupić się na niższym chłopcu. Przyciągnął jego drobne ciało do siebie, nie zważając na to, co przed chwilą między nimi zaszło i na to, jak rozgrzane były policzki młodszego, który wpadł na ciało Hyunjina.

Wszystko robił jak w dziwnym transie, jakby alkohol przejął władze nad jego umysłem. Jeszcze przed chwilą siedział w samotności na kanapie, a teraz dłonie wysokiego i powalająco przystojnego Hwang Hyunjina spoczywały na jego wąskiej talii. Patrząc rozmarzonymi  oczami na pełne usta koszykarza, które znajdowały się na poziomie jego oczu, mógł przyrzec, że w tamtym momencie jakby zapomniał o Chanie i o tym, że jeszcze przed chwilą martwił się tym, że jego obecny towarzyszył odkrył jego tożsamość. Ogarniało go ciepło, mocne perfum czarnowłosego i jego dotyk, tak cholernie przyjemny. Nie wiedział, co się z nim dzieje i czemu tak mocno reagował na gesty wyższego, ale w tamtym momencie się to nie liczyło. Przynajmniej do czasu.

Skoczna muzyka drażniła ich uszy, kiedy poruszali się w jej rytm. Ciało tańczyło na prowizorycznym parkiecie przy ciele, a światła migały. Ręce Hwanga oplatały Jisunga w talii, a on z kolei nie wiedząc, co zrobić, zarzucił je na kark wyższego. Uśmiechał się niepewnie, tańcząc w rytm muzyki. Wszystko to było dla niego nowe, a powód towarzystwa Hyunjina nieznany. A mimo to czuł się dobrze, z każdą chwilą coraz luźniej, chociaż jego policzki płonęły, a ciało wysyłało mu sprzeczne sygnały.

W pewnym momencie dostrzegł w tłumie znajomą, rudą czuprynę. I mógłby przyrzec, że nawet z tej odległości rozpoznał osobę, z którą tańczył jego przyjaciel. I gdyby nie fakt, że jedna z dłoni czarnowłosego przesunęła się wzdłuż jego kręgosłupa, sięgając jego rozgrzanego policzka, zapewne jego oddech ustałby w gardle. Gest Hyunjina zmusił go jednak do spojrzenia wprost w jego oczy i uniesienia głowy. Mieniły się one dziwną radością, zapewne i iskrą pewności wyzwalaną po alkoholu, ale i szczerą nadzieją, bo w końcu chłopak nareszcie zmusił się do zrobienia tego pierwszego kroku i nawet dobrze mu szło — tańczył z Jisungiem, widział, jak chłopak reagował na jego dotyk. Dlatego też wpatrywał się z radością w śliczną twarzyczkę ponad dziesięć centymetrów niższego chłopaka, licząc na to, że ten wieczór faktycznie coś zapoczątkuje.

Myślał, że po tym, jak na kanapie ucałował skórę Hana, masując delikatnie również jego udo, nie zdoła się na więcej śmiałych kroków, a tymczasem odkrywał w sobie coraz więcej pokładów pewności. Dziwne impulsy podsuwały mu różne myśli, ale większość z nich uciekało do różowych ust chłopaka stojącego przed nim. Taki właśnie impuls sprawił, że pod wpływem chwili, słysząc nuty skocznej piosenki, ujął w w dłoń okrągły policzek niższego. Naprawdę gotów był go pocałować — wtedy, przy wszystkich, na imprezie, na parkiecie. W końcu marzył o tym od dawna, a teraz był tak blisko — tańczył z nim, trzymał w ramionach i może było to w pewnym stopniu spowodowane alkoholem, ale czuł jego bliskość, która napawała go nadziejami. Pochyliwszy się, zdołał jeszcze poczuć niespokojny oddech młodszego na swoich ustach i spojrzeć w jego głębokie, ciemne jak noc i tak cudowne oczy, nim nagle został od niego odepchnięty.

Wszystko stało się stanowczo za szybko. W jednym momencie jego ciało niemal przylegało do tego większego, Hwanga, praktycznie czuł jego usta na tych swoich, a w drugim wylądował na pobliskiej ścianie. Kraciasta koszula, jaką miał na sobie tego dnia Jeongin, mignęła mu przed oczami na chwilę przed tym, jak wypadł z transu, w jaki wprawił go dotyk czarnowłosego. I to właśnie było jego zgubą.

Jego oddech ustał w momencie, gdy zdał sobie sprawę, w jakiej sytuacji znajdował się z Hyunjinem, chłopakiem, którego powinien unikać jak ognia, jeszcze przed chwilą. Nie było to jak zmęczenie po biegu, on po prostu nagle, patrząc na równie zaskoczoną twarz czarnowłosego, stracił możliwość oddychania. Najgorsze było jednak to, że doskonale wiedział, co się właśnie z nim dzieje, dlaczego jego oddech ustał, serce zaczęło bić w zastraszającym tempie, a ciało trząść się niekontrolowanie.

Nagle wszystko stało się logiczne — z pozoru nic nie znaczące słowa Hyunjina, którymi opisał obiekt swoich westchnień.  Piękne, czarne oczy, okrągłe policzki, wkurwiający przyjaciel — Hwang mówił o nim i to dlatego do niego podszedł, dlatego go podrywał. Może mogłoby się wydawać, że był to błahy powód, ale atak paniki zaczął ogarniać ciało Jisunga, a wszystko dobił fakt, że rozpoznał chłopaka, z którym tańczył jego przyjaciel. Był nim w końcu jasnowłosy Chan, ten sam, z którego powodu tu przyszedł.

Ruszyć zdołał się jednak dopiero w momencie, gdy wyższy chłopak otrząsnął się z tego, jak został odepchnięty przez Jeongina. Chciał podejść do Jisunga i przeprosić go za to, że ktoś przerwał ich taniec, lecz gdy zauważył, że zaróżowiona dotąd skóra młodszego, nagle strasznie popadła, zmarszczył brwi.

— Coś się stało? — zapytał, jednak niższy nadal wpatrywał się tępo w punkt na jego klatce piersiowej. On po prostu nie potrafił wydusić słowa, ponieważ oddychał płytko, niemalże w ogóle.

Jednak gdy jednak dłoń wyższego wylądowała na jego ramieniu, jedynym, co potrafił wtedy zrobić, to uciec i uspokoić się, zanim atak skończyłby się jeszcze gorzej. Dlatego też rzucił mu jedno, spanikowane spojrzenie, po czym uciekł i choć Hyunjin próbował go dogonić, nie zdołał, gdyż zgubił go w tłumie.

On tymczasem wybiegł na zewnątrz, nadal nie potrafiąc zaczerpnąć oddechu. Miał wrażenie, że jego płuca zacisnęły się w tym momencie w ciasny supeł, przez który potrafiły się przedrzeć tylko pojedyncze oddechy. Co prawda chłodne, wieczorne powietrze nieco go rozluźniło, jednak nadal jego ciało drżało. I choć wiedział, że widok Felixa z Chanem poniekąd spotęgował jego atak, tak zdawał sobie sprawę, że rudowłosy był jedyną osobą, która mogła mu w tamtym momencie pomóc. Wyciągnął z kieszeni telefon, szybko wybierając numer przyjaciela.

— Jisung? Coś się stało? — usłyszał po chwili w słuchawce. Felix jednak nie potrzebował odpowiedzi, gdyż wystarczyły ciężkie oddechy o jeden dzień starszego chłopaka, by wiedzieć, co się stało. — Matko, Sungie, gdzie ty jesteś?

— Na dworze.

Po chwili faktycznie ujrzał przed sobą przerażoną twarz przyjaciela. Bowiem nie był to pierwszy raz, gdy ciemnowłosy dostał ataku paniki. Tym razem było jednak jeszcze gorzej, Han mógłby przyrzec, że jeszcze trochę, a zemdlałby z niedotlenienia. Na szczęście, gdy tylko Lee zamknął go w szczelnym uścisku, jego oddech zaczął powoli wracać do normy.

Jedno mógł przyznać bez zastanawiania się — był to najbardziej emocjonujący wieczór w życiu.

A Hyunjin? Hwang stał nadal w tym samym miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą tańczył z Jisungiem, wpatrując się w korytarz, w którym zniknął i myśląc, że wszystko zjebał, mimo, że nie była to jego wina.

..............

[3403 słowa]

Jest to jutrzejszy rozdział (7.02) ale dodaję dzisiaj, bo jutro nie będę miała za chiny czasu. Także ten, enjoy memeski i ogólnie, do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top