sixty-eight

Jutrzejszy rozdział przed północą, bo opis. Ily <3

Po raz ostatni upewniwszy się, że kształtna trójka na jego policzku nie rozmazała się, zamknął drzwi swojego pokoju, wkładając telefon do kieszeni. Zbiegł szybko na dół. Musiał wyjść na dwór przed przyjazdem Hyunjina, by tylko uniknąć spotkania czarnowłosego z jego matką. Dobrze mu szło, miał jeszcze trochę czasu, toteż spokojnie przeszedł na korytarz, zaczynając zakładać buty.

— Wychodzę! — krzyknął, łapiąc w dłoń czarną kurtkę jeansową.

Jednak nim zdążył wyjść na dwór, w przedpokoju znalazła się jego mama. Oparła się o się ścianę, trzymając w dłoni pilota.

— Gdzie? — zapytała pogodnie, na co brązowowłosy wywrócił oczami. Wyprostował się, zarzucając kurtkę na ramiona.

— Na mecz — odparł szybko. Kobieta uniosła w górę brwi.

— A gdzie masz Felixa? — dopytała. — Zawsze z nim chodziłeś.

Brązowowłosy oblizał nerwowo wargi. Fakt, tego aspektu nie przemyślał. I już coś miał odpowiedzieć, gdy w pomieszczeniu nagle rozszedł się dźwięk dzwonka. No to chyba wpadł. Kobieta podeszła do drzwi i otworzyła je, a wtedy jej oczom ukazała się przystojna twarz Hyunjina, na którą wstąpiło pokaźne zaskoczenie.

— A cóż to za młody kawaler? — zapytała, unosząc w górę brwi.

Hyunjin wyglądał wtedy na wyjątkowo zdezorientowanego. Jego wzrok przemieszczał się po kolei z ciemnowłosego już Jisunga, na jego rodzicielkę, nie do końca pojmując, co się właśnie działo. Ale również Han zarumienił się dorodnie, czując, jak wstyd ogarnia go od środka.

— To jest... — wydusił w końcu, lecz czarnowłosy wciął mu się w zdanie.

— Hwang Hyunjin, miło mi — rzucił, wyciągając prawą dłoń w kierunku starszej kobiety. 

Kobieta przeleciała wzrokiem po sylwetce koszykarza, przyglądając się po kolei jego czarnym, rozczochranym włosom, zaskoczonej twarzy i bluzie ich drużyny, na której to widniał numer trzy. Spojrzała ponownie na swojego syna, na którego policzku namalowany by ten sam numer, po czym pokiwała znacząco głową, podając młodszemu rękę.

— Han Soyoung, mi również miło cię poznać — odparła, uśmiechając się przyjaźnie. Odsunęła się nieco, przepuszczając syna w drzwiach. — To bawcie się dobrze — dodała, praktycznie wypychając bruneta na zewnątrz. Lecz nim zamknęła drzwi za dwójką nastolatków, poruszyła dwuznacznie brwiami, jeszcze bardziej pogłębiając rumieńce na policzkach Jisunga.

Gdy drzwi zamknęły się za nimi, a oni zostali sami, Hyunjin wybuchnął śmiechem, spoglądając na młodszego, który to wywrócił oczyma.

— Tego to się nie spodziewałem — westchnął czarnowłosy, nadal się śmiejąc. Han uderzył go w ramię, schodząc na dół.

— Bardzo śmieszne — mruknął, spoglądając na zaparkowany pod jego domem samochód. — Miło cię widzieć tak w ogóle.

Nim się obejrzał, postać czarnowłosego znalazła się za nim, a dłonie starszego oplotły go w pasie. Hwang złożył delikatny pocałunek na czubku jego głowy, która wyjątkowo tego dnia pozbawiona była czarnej czapki.

— Ciebie również — szepnął. — I choć przyjemne ciepło rozeszło się po ciele niższego, wyswobodził się on z ramion Hwanga, obracając się w jego kierunku i przyciskając palec do jego czoła.

— Spóźnisz się na mecz, panie Hwang — zaśmiał się, obserwując niezrozumiałą minę starszego. — Na czułości jeszcze przyjdzie czas, a teraz do samochodu.

— Na jedzenie, seks i czułości zawsze jest czas — rzucił, sprawiając, że Jisung znowu wywrócił oczami. 

— Ciekawe co ci trener powie, gdy jego ulubiony as spóźni się na mecz.

— Coś ty taki pesymista? — burknął, mimo wszystko otwierając drzwi czarnego samochodu. — Jeszcze się wynudzisz na trybunach, mówię ci.

Następnie obaj wsiedli do samochodu. Policzki Jisunga znowu zarumieniły się na samo wspomnienie tego, co wydarzyło się, gdy był tu ostatnio. W ciszy ruszyli w drogę, jednak tym razem Hyunjin raczył włączyć muzykę, która zaczęła docierać do uszu młodszego.

— Na chacie jesteś jakiś bardziej rozmowny — mruknął nagle Hyunjin, skręcając w inną przecznicę. Do szkoły mieli dosłownie kilka minut samochodem, toteż nic dziwnego, że już po chwili znaleźli się w znajomej okolicy.

— Czasem prościej jest napisać coś głupiego, niż powiedzieć coś mądrego — odparł w momencie, gdy znaleźli się pod szkołą. 

I chociaż Hyunjin nie odpowiedział na słowa młodszego, zapadły mu one głęboko w sercu, zmuszając do dłuższej refleksji. Było w nich coś, co wywoływało pytania, czy aby na pewno jego się to też nie tyczy?

Opuścili po kolei ciepły samochód, po czym wyższy z nich otworzył jeszcze tylne drzwi pojazdu, wyciągając z niego swoją torbę sportową, którą następnie przerzucił sobie przez ramię. Jednak nim Jisung zdążył ruszyć w kierunku szkoły, czarnowłosy dołączył do niego, bez oporów wsuwając swoją dłoń do tylnej kieszeni spodni młodszego, który to otworzył z zaskoczenia usta, spoglądając na Hwanga. I chociaż chciałby to ukryć, jego policzki po raz kolejny tego jednego dnia przybrały różowiutki kolor. 

W ciszy krok za krokiem przemierzyli drogę, która dzieliła ich od szkoły. Budynek byk już wypełniony uczniami ich szkoły, ale również przyjezdnymi. Nie marnując już więcej czasu, udali się w stronę szatni, pod którą to musieli się rozstać. A gdy ten czas nadszedł, Jisung niepewnie obrócił się w kierunku wyższego, unosząc głowę i uśmiechając się nieśmiało.

— Powodzenia — wyszeptał, pozwalając sobie na to, by na jego twarz wkradł się dorodny uśmiech.

Hwang zrobił krok w jego stronę, przechylając głowę delikatnie w bok. Rozchylił ramiona, uśmiechając się szczerze.

— A dostanę motywacyjnego przytulasa? — zapytał, wydymając dolną wargę i sprawiając, że Jisung znowu wywrócił oczami.

Jedna istotnie wspiął się na palce i przylgnął do ciała Hyunjina, który to objął go ciasno w pasie, w tamtym momencie nie pragnąc niczego więcej, jak jego bliskości. Ta chwila mogła trwać wiecznie, ponieważ dla niego liczyło się to, że jego światełko nadziei stało właśnie przed nim, tuląc się do niego. Jisung ułożył swoją głowę w zagłębieniu szyi starszego, nadal stojąc na palcach. Zaciągnął się mocnym zapachem perfum Hwanga, również nie chcąc się odsunąć. Było mu tam dobrze, przy Hyunjinie, w jego ramionach. Nareszcie czuł, że czarnowłosy był osobą, której szukał — kimś, kto akceptował wszystkie jego wady, kto lubił go takiego, jakim był.

— Wiem, że stoisz na palcach — wyszeptał w pewnym momencie wyższy, wypowiadając te słowa wprost do ucha brązowowłosego i powodując gęsią skórę na całym jego ciele.

Jisung prychnął, uderzając wyższego delikatnie w ramię. I chociaż zareagował właśnie w ten sposób, w rzeczywistości jego policzki pokryły się jeszcze głębszym rumieńcem, a jego uśmiech poszerzył się. Może było to głupie, ale wszystkie słowa Hwanga działy na niego właśnie w taki niekontrolowany sposób.

Po chwili jednak Hyunjin odsunął się nieco, spoglądając w ciemne oczy młodszego. Ogarnął nieco grzywkę z jego czoła, po czym chciał odejść w stronę szatni, w momencie, gdy zatrzymał go nagły ruch Jisunga. Niższy bowiem znowu wspiął się na palce, na dosłownie chwilę przyciskając swoje wargi do ust Hyunjina. Zostawił na jego wargach króciutkie i słodkie cmoknięcie, po czym samemu się odsunął, rumieniąc się dorodnie. Naprawdę nie wierzył, że to zrobił.

— Powodzenia — wymamrotał, po czym nie czekając na odpowiedź Hwanga, odwrócił się w kierunku sali gimnastycznej.

W tamtym momencie nie potrafił znowu spojrzeć mu w oczy, jakby nagle czując się niezwykle zawstydzony tym, co zrobił. Może był to jeden, niewinny buziak, ale dla niego było to przeżycie pełne emocji. W końcu wcześniej całował się z Hyunjinem tylko raz i to w całkiem innej sytuacji, i miejscu. Dlatego też właśnie szybkim krokiem ruszył w kierunku dużych drzwi, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z jednego, ważnego faktu — był sam, a wokół niego było coraz więcej ludzi.

Znowu przeszyło go to okropne uczucie niepokoju, strachu. Naprawdę całym sercem nienawidził swoich fobii i ataków paniki. I chociaż wiedział, że był przecież w swojej szkole, i powinien po prostu wejść na salę i znaleźć Felixa, to i tak zaczął panikować, niekontrolowanie zaczynając rozglądać się wokół. Mijali go kolejni ludzie, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że jego twarz mimowolnie stała się okropnie blada. Jak on nienawidził tego uczucia, gdy strach ogarniał każdą komórkę jego ciała, a on nie mógł nic na to poradzić.

I pewnie skończyłoby się tak jak na imprezie, mimo że teoretycznie było to chłopakowi bliskie miejsce, gdyby nagle na swoim ramieniu nie poczuł czyjegoś dotyku. Automatycznie przekręcił się na pięcie, a gdy jego oczom ukazał się Felix, mimowolnie wtulił się w jego ciało. Kompletnie zignorował fakt, że obok stał trzymający trzy hot dogi Bang Chan i to, że z początku mina Felixa wyraziła nie zaskoczenie, a bardziej nawet przerażenie nagłym ruchem o jeden dzień starszego chłopaka.

Ale w końcu Felix nie był głupi i już po chwili zdał sobie sprawę z tego, co się działo. Ciasno objął jego ciało, uspokajająco gładząc jego plecy. To zawsze pomagało.

Pomogło i tym razem, bo po chwili poczuł, żeby trzymane w jego ramionach ciało się rozluźnia, a lekko zakłócony oddech Hana wrócił do normy.

— Wszystko w porządku, Sungie? — szepnął cicho, nadal nie puszczając niższego chłopaka. Musiał mieć pewność, że go nie krzywdził, że Han naprawdę czuł się dobrze, bo nadal miał wyrzuty sumienia o to, że zadawał się z jego byłym obiektem westchnień.

Brązowowłosy skinął delikatnie głową, samemu odsuwając się od swojego przyjaciela.

— Tak — mruknął cicho, nie podnosząc wzroku ani na Felixa, ani na Chana. — To co zwykle, no wiesz, dużo ludzi i...

Właściwie nie wiedział, jak wytłumaczyć swoje poprzedni stan. Był przecież w znajomej szkole, dlaczego więc panikował, robiąc z siebie pokrzywdzone dziecko?

Wtedy na szczęście w zdanie wciął mu się Felix, kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Sungie, wiesz, że nie musisz się tłumaczyć. Atak paniki to atak paniki — zapewnił, następnie chwytając nadgarstek niższego i ciągnąc go w stronę sali.

Chan westchnąwszy ciężko, ruszył za nimi, bo chociaż liczył na to, że spędzi ten wieczór z Felixem, to sam też był świadkiem jednego z ataków paniki Hana, toteż nie dziwiło go to, że Lee postąpił właśnie w ten sposób. Z lekkim grymasem pozwolił mu też usadowić najniższego z nich pośrodku, gdy już wspięli się na górę. I fakt, nie był do końca zadowolony z przebiegu wydarzeń, ale gdzieś w środku rozczulało go to, z jaką troską Felix dbał o swojego najlepszego przyjaciela.

Z kolei Jisung mając po obu stronach kogoś znajomego w końcu poczuł się bezpiecznie i to właśnie w takim nastroju przyszło kibicować mu Hyunjinowi, który z każdą chwilą coraz bardziej podbijał jego serce.

........................................

[1669 słów]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top