seventy-three

Hyunjin wraz z Jisungiem opuścili pizzerię jako pierwsi, znowu wychodząc na ciemną ulicę. Księżyc górował nad ulicami zasypiającego Seulu, a gwiazdki posyłały z dala swój blask. Żółte lampy rozświetlały ulicę, którą dwójka nastolatków kierowała się w stronę samochodu rodziców starszego chłopaka. Hyunjin niepewnie ściskał mniejszą dłoń Jisunga, który rumienił się, idąc chodnikiem. Cały czas nie wierzył w to, co się między nimi działo, że ktoś naprawę się nim interesował. Przez całe swoje życie tkwił w swoich marzeniach, uważając, że jest jedynie nieinteresującym, niskim i niezbyt ładnym chłopakiem, a teraz te niewinne marzenia się spełniały. Każdy gest Hyunjina wywoływał rumieńce na jego okrągłych policzkach, każde słowo przyspieszało rytm jego serca. W końcu czuł, że komuś na nim zależy.

Ale i serce Hyunjina uderzało w tym momencie jak szalone. Miał on tego dnia pewien ustalony plan, który miał zamiar zrealizować. Bał się cokolwiek stracić, jakby obecność Jisunga przy jego boku mogła być jedynie ułudą. Miał wrażenie, że w każdym momencie młodszy chłopak może zniknąć, przerywając jego spełniające się marzenia.

Gdy w końcu dotarli do samochodu, ten szybciutko otworzył niższemu drzwi. Nie chciał popełnić żadnego błędu, dlatego też starał się zrobić wszystko idealnie. Ten drobny gest spowodował, że na usta Jisunga znowu wpłynął nieśmiały uśmiech. Po chwili oboje znaleźli się w środku, a kluczyki znalazły się w stacyjce. Hwang obiecał odwieźć młodszego do domu i miał zamiar zrealizować ten plan, jednak z małą zmianą.

— Możemy najpierw wpaść na chwilę do mnie? — zapytał, uruchamiając samochód. — Muszę coś wziąć z pokoju — wytłumaczył. — No i ojciec twierdzi, że zapewne rozwaliłem samochód, więc moglibyśmy się przejść. Do ciebie jest niedaleko.

Jisung jedynie skinął głową. Liczyło się tylko to, by być blisko Hyunjina, nie ważne gdzie i jak.

— Okey — odparł, wpatrując się w szybę. Odwrócił na chwilę głowę w stronę starszego, posyłając mu mały uśmiech. 

Po chwili zaczęli mijać kolejne budynki. Nie wywiązała się między nimi żadna rozmowa, a jedynie wsłuchiwali się w lecącą muzykę. Ale w końcu liczyło się to, że byli razem, nawet jeśli nie rozmawiali. Gdy w końcu stanęli pod domem Hyunjina, oboje opuścili samochód. Jisung zgodnie z prośbą starszego zaczekał przed furką, zastanawiając się, o co mogło chodzić Hwangowi. Czarnowłosy w tym czasie wbiegł do góry, rzucając rodzicom jedynie krótkie "Cześć, jeszcze wychodzę". Wpadł do swojego pokoju, łapiąc z biurka mały prezent, który wytrwale tam czekał. Samemu uśmiechnął się pod nosem, wpychając rzecz do plecaka i zarzucając go na plecy. Następnie z powrotem znalazł się na dole i nim minęła chwila, stał już obok Jisunga. Znowu chwycił drobną dłoń Hana, posyłając mu szczery uśmiech i ani słowem nie wspomniał o tym, co wziął ze swojego pokoju. Znowu w ciszy zaczęli spacerować, udając się w stronę domu Jisunga. Było to naprawdę niedaleko, więc po dziesięciu minutach przyjemnego spaceru, znaleźli się w znajomej okolicy. Było ciemno i zapewne gdyby nie fakt, że czarnowłosy cały czas kroczył obok niego, już dawno zacząłby panikować. Nie znosił ciemności i po zmroku wychodził na dwór tylko, gdy musiał, ale przy Hyunjinie nagle strach ulatywał. On po prostu czuł się przy nim bezpieczny, a dotyk na jego dłoni jeszcze bardziej go w tym utwierdzał.

Gdy w końcu stanęli przed drzwiami domu młodszego chłopaka, Hyunjin po raz pierwszy odkąd wrócił ze swojego pokoju, puścił jego dłoń, stając naprzeciw niego. Zacisnął mocno wargi, spoglądając na niższego chłopaka.

— Mam coś dla ciebie — wydusił w końcu, momentalnie odrywając wzrok od ślicznej twarzy młodszego. Ściągnął niewielki plecak, wyciągając z niego wrzucony tam wcześniej przedmiot. — Może to nic wielkiego, ale gdy to zobaczyłem, to pomyślałem o tobie, no i...

W tym momencie się zaciął, po prostu wciskając niższemu trzymany przez siebie prezent. Jisung nieco niepewnie sięgnął po ów przedmiot. Już chwilę później zaczął przyglądać się czarnej czapce, niemalże identycznej do tej, którą codziennie nosił. Jedyna różnica była w tym, że na przedzie czarnej beanie wygrawerowane było białą nitką jedno słowo — sweetie. Brązowowłosy momentalnie poczuł, jak rumieni się jeszcze bardziej, a jego serce przyspiesza swój rytm. Nieśmiało uniósł wzrok na czarnowłosego, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu.

— Dziękuję — wyszeptał. Jego serce uderzało tak szybko, jak nigdy. I jakby przestał liczyć się fakt, że stali właśnie przed jego domem i że napięcie między nimi jeszcze bardziej rosło. 

Czarnowłosy zrobił krok w stronę niższego, z powrotem biorąc w dłonie czarny materiał. Stanął tuż naprzeciw młodszego, po czym wsunął czapkę na jego głowę. Gdy tylko wykonał ten gest, nie odsunął się, stając bardzo blisko brązowowłosego, który to zaczynał się jeszcze mocniej rumienić. Bliskość Hwanga cały czas tak na niego działała i nie mógł tego powstrzymać.

— Sungie, chciałem cię spytać o jeszcze jedną rzecz — wydukał z trudem. Już od dawna zbierał się do tego, bo naprawdę tego pragnął. Jego serducho uderzało w bardzo szybkim tempie, a wargi niekontrolowanie drżały. Może przy przyjaciołach zgrywał nieustraszonego mężczyznę, ale teraz również się denerwował. — Wiem, że możesz nie być pewny tego, co między nami jest, ale mi naprawdę na tobie zależy. Podobasz mi się od bardzo dawna i teraz w końcu mogę ci to pokazać. Ja... — zaciął się, spuszczając wzrok. Położył dłoń na okrągłym i ciepłym od rumieńców policzku niższego. — Sungie, zostaniesz moim chłopakiem? — wyrzucił na jednym oddechu, podnosząc wzrok i spoglądając w ciemne oczy niższego.

I jak za dotknięciem magicznej różdżki w nich zatonął. Ciemne oczy Jisunga były zwierciadłem jego duszy — widać w nich było wszystkie jego uczucia. I w tym momencie zaświeciła się w nich radość. Sam też nie był pewny tego, co czuł do Hyunjina, jednak oczywiste było to, że z każdym dniem zakochiwał się w nim coraz mocniej. Czuł, że coraz mocniej reagował na drobne gesty czarnowłosego, że każde jego czułe słowo przyspieszało rytm jego serca. Wiedział, że Hyunjin zaczyna znaczyć dla niego coraz więcej. Oblizał nerwowo wargi, po czym niepewnym ruchem drżącej ręki odgarnął z czoła Hyunjina jego czarne kosmyki.

— Z chęcią — odparł, mimowolnie się uśmiechając. Usta Hyunjina rozchyliły się ze zdziwienia. On po prostu nie wierzył w to, co słyszał.

— Naprawdę? — wyszeptał, rozszerzając oczy. 

Z ust Jisunga wydobył się jedynie cichy chichot i nim Hyunjin zdążył coś dodać, młodszy wspiął się na palce i drugi raz tego dnia przycisnął wargi do ust czarnowłosego. Wplątał swoje drobne dłonie w jego czarne kosmyki, niepewnie poruszając swoimi ustami. Nim jednak zdążył się odsunąć, Hyunjin otrząsnął się z szoku, układając dłonie na szczupłej talii brązowowłosego. Poruszył delikatnie wargami, jeszcze bardziej pogłębiając róż na policzkach Hana. Po chwili Jisung znów stanął na pełnych stopach, odrywając się od pełnych warg starszego. Czarnowłosy oparł jednak czoło o te niższego, zaczynając uśmiechać się niekontrolowanie. Jego marzenia się spełniały. 

— Dobranoc, kochanie — westchnął, a jego oddech owiał drżące wargi brązowowłosego.

Jisung nieco niechętnie odsunął się od ciała wyższego chłopaka, lecz nim zdążył odejść, obrócił się na pięcie. Złożył na ustach czarnowłosego jeszcze jednego buziaka, mimowolnie się uśmiechając.

— Dobranoc — wyszeptał w jego usta, po czym czując róż na swoich policzkach, uciekł w stronę domu. Jego serce uderzało w szybkim tempie, gdy tylko zamknął drzwi za sobą, opadając na nie plecami.

Czy on naprawdę miał chłopaka?

I w tym momencie na ciemnym korytarzu rozbłysło światło, a jego oczom ukazała się sylwetka jego mamy.

— No, powiem ci, ustatkowałeś się.

...
[1177 słów]

eluwina ziomki z tej strony wasz ulubiony crusher aniunia. chciałam was zaprosić na mój najnowszy tree shot DUMB RACHA (chansung & binsung, fluff/smut/angst). póki co dodałam zapowiedź, a pierwsza część wlatuje w piątek. no, wbijać tam, bo jak nie to pożyczę narzędzia zbrodni amelii i was pogonię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top