9. Jasne jak słońce
Był to piękny, ciepły, letni poranek. Słońce świeciło jasno jak słońce, a ptaki spiewały jak skowronki. Czas tykał jak zegar, a po niebie z hukiem leciał samolot. Wow.
Mimo to w ciasnym i zagraconym pokoju Lili nie było wcale jasno, a wszystko przez zaciągnięte podniszczone żaluzje, które przepuszczały jedynie pojedyńcze promyki słońca, i to prosto na jej twarz. Co prawda jedno z niewerbalnych praw wakacji mówi: "Nie będziesz nastawiać budzika na 6 rano", ale budzik w pokoju dziewczyny dzwonił przerywanie już od 3 bitych godzin, pokrzepiany ciągłym nastawianiem drzemki. Kiedy po raz dwódziesty do jej uszu dopłynęła melodyjka "happy birthday" którą miała ustawioną na alarm, a sąsiadka z góry włączyła na pełny regulator poranną audycję radiową, do Lili dopiero zaczynęło docierać, która to już godzina. A kiedy w końcu to do niej dotarło, zerwała się z łóżka jak poparzona.
- DZIEWIĄTA!?!
Wrzasnęła, zerwawszy się na równe nogi. Jek oddech przyspieszył a z kolei serce zaczęło bić niebezpiecznie wolno.
Niewiele myśląc, niczym ten ćpun z parteru, rzuciła się w stronę anexu kuchennego aby przygotować sobie kanapki, jednocześnie próbując ubrać się i zrobić makijaż. I o dziwo, udało jej się. Minęło zaledwie kilka sekund i już miała na sobie ubraną na lewą stronę obcisłą czarną sukienkę, na dodatek całą usmarowaną masłem i pomodorem. O makijażu to już lepiej nie wspominać.
Załamana, widząc plamy na sukience oraz generalną rozwałkę jaką zdołała sobie sprezentować, osunęła się po ścianie, siadając na podłodze w bezradnym geście. To był koniec jej wielkiej kariery, koniec wszystkiego o czym śniła. A dlaczego? Bo do cholery dziewiąta godzina a ona śpi. ŚPI!!!
Miała być supermodelką, gwiazdą, spidermanem, miała być kimś więcej niż licealistką mieszkającą pod jednym dachem z jej adopcyjną i wiecznie pijaną ciotką! Miała być kimś więcej, ale nie będzie, dzięki temu że zaspała na największą szansę w jej życiu!
Wkurzona rzuciła swoim chińskim, plastikowym mikołajkowym budzikiem o przeciwległą ścianę. O dziwo nawet się nie zadrasnął, za to melodyjka "happy birthday" zaczęła pobrzmiewać niczym szyderczy hymn pogardy wobec jej bezradności. Nagle usłyszała kroki i chwilę póżniej otworzyły się drzwi.
- Pamiętaj, wypierz te skarpety.
Do pomieszczenia wkroczyła ciotka Charline, cała czerwona na twarzy i nieco zdezorientowana.
Lila popatrzyła na nią chwilę z niedowierzaniem, wybałuszajac na nią oczy ( jak ona mogła przerwać jej bezdenny monolog o niesprawiedliwości związanej z jej przyszłością w tak głupi sposób?!) , a po kilku ciężkich sekundach mierzenia się dziwnym wzrokiem ciotka wycofała się ze sceny, wołając jeszcze przez ramię:
- I umyj w końcu tego kota. Śmierdzi dywanem.
Po chwili jej kroki ucichły, ginąc w mroku przedpokoju.
Nie wiedzieć czemu ostatnie słowa powiedziane na odchodnym przez pijaną ciotkę zmotywowały nastolatkę niesamowicie. Wstała dumnie, otrzepała się symbolicznie i powiedziała pewnie w przestrzeń:
- Masz rację ciociu. Umyję tego kota.
Szybko pobiegła do łazienki i z nową energią zaczeła ścierać plamy z jej nowej sukienki. Kiedy skończyła było już blisko godziny dziesiątej, ale wciąż nie traciła nadzieji. Szybko ubrała swoje nowe szpilki (w których jeszcze nie do końca umiała chodzić) i olewając śniadanie oraz polecenia od ciotki wyszła z domu, potykając się o własne nogi niczym jakiś pokraczny bocian.
***
- Aorux Sabine?
- Jest!
- Bourgeois Chloe?
- Obecna.
- Di Cante Laurel?
- Jestem!
- Miraqe Clarie?
- Obecna!
- Rossi Lila?
Nikt prócz ciszy nie raczył odpowiedzieć na to pytanie.
- Rossi Lila?! - ponownie zapytała kobieta - stawiłaś się, czy nie?
W ostatniej chwili drzwi sali orworzyły się na ościerz, a próg przekroczyła nieziemska francuska piękność o włoskich korzeniach. Wszystkim prócz kobiety wyczytującej nazwiska zaparło dech w piersiach, a inne kandydatki na modelkę poczuły mocne ukłucie zazdrości... Miała migotliwie szmaragdowe oczy o migdałowym krztałcie i bujne brązowe włosy sięgające jej do pasa. Do tego była szczupła i dobrze zbudowana, jeśli chodzi o ten zawód... Oto nadchodziła Lila Rossi.
- Jestem - Powiedziała, trzepocząc rzęsami - przybyłam i stawiłam się.
Kobieta od sprawdzania obecności zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem.
- Pan Gabriel Agreste nie toreluje spóźnień, panno Rossi.
Lila przewróciła oczami.
- Obiecuję, że kolejnym razem to już na pewno się nie powtórzy, pani... - rzuciła szybkie spojrzenie na plakietkę przypiętą do marynarki kobiety - .. Sancoeur.
- Jeśli będzie następny raz.
Nathalie Sancoeur położyła szczególny nacisk na słowo " będzie" przez co po plecach dziewczyny przeszły nieprzyjemne ciarki. Przecież to oczywiste, że to właśnie ją wybiorą, prawda? Na wszelki wypadek postanowiła już się nie odzywać i grzecznie czekać, aż skończy się to wyczytywanie nazwisk i w końcu rozpocznie się casting.
***
- Ale...
- Nie nadajesz się! - głos pani Sancoeur przeszył powietrze jak pocisk - Nie umiesz chodzić na szpilkach, nie potrafisz się zachować i w dodatku masz zbyt chude nogi! Nawet sam Agreste nie zdołałby zrobić z ciebie porządnej modelki!
- Proszę o choć jedną szansę!
- Nie mam na ciebie czasu. Przyprowadź mi tu następną kandydatkę, kiedy będziesz wychodzić.
Czuła jak łzy gromadzą się jej pod powiekami. To było takie niesprawiedliwe. Nikczemne!
- Ale ja jestem najlepsza!
W jej głosie pobrzmiała rozpacz. Kobieta już otwierała usta aby jen czymś dogryźć, ale nagle drzwi do biura stanęły otworem.
- Co to za krzyki?
Do pokoju wkroczył SAM GABRIEL AGRESTE, we własnej osobie... Chyba gorzej już byc nie mogło.
Nathalie wstała gwałtownie od biurka za którym siedziała, ale Gabriel pokazał jej gestem aby usiadła z powrotem. Nagle dziewczyna zdała sobie z czegoś sprawę. Jego wzrok był tak skoncentrowany na Lili, jak na nowej kolekcji mody jesiennej. Nie zabradzo wiedziała jak zareagować na takie zachowanie, więc po prostu spłonęła rumieńcem po czym spojrzała w kierunku okna.
- Nathalie, wyjdź.
Kobieta posłusznie wyszła z pokoju, na odchodnym posyłając Lili zdziwione spojrzenie. Gabriel obszedl biurko i zajął moejsce w fotelu, który przed chwilą zajmowała ta wredna baba. Wyjął z kieszeni cygaro i podpaliwszy je, zaczął rozkoszować się wdychanym dymem, jakby zupełnie ignorując dziewczynę. Zapatrzył się w okno, ale tak się zapatrzył, jakby właśnie dostrzegł za nim Boga. Po chwili nieco krępującej dla dziewczyny ciszy pan Gabriel nagle przemówił, przez co podskoczyła w miejscu.
- Panno Rossi, pani uroda naprawdę mi zaimponowała.
Po tych słowach zapadła chwila ciszy, w której mężczyzna zaciągnął się cygarem.
- Mimo to, przykro mi to stwierdzić - nie wiem czy pani aktualny status majątkowy zapewni pannie przyszłość pod znakiem mojej marki.
Lila posłała mu wrogie spojrzenie.
- Ale ja wcale nie jestem biedna! - Zaperzyła się - Moi rodzice są bogatymi przedsiębiorcami, tylko oddali mnie do adopcji bo... Bo nie mieli czasu się mną zajmować!
Ostatnie zdanie wypowiedziała z głęboką goryczą w głosie, co lekko ją zaskoczyło. Po chwili, kiedy dotarło do niej, jak to zabrzmiało, znów zabrakło jej sił. Od zawsze była przeznaczona na ściek społeczny.
Gabriel wciąż niewzruszenie wpatrywał się w okno, może czekając aż Lila przestanie zachowywać się jak bachor.
- Przepraszam.
Bąknęła pod nosem po krótkiej chwili ciszy.
Gabriel wstał od biurka i teraz stanął naprzeciwko okna.
- Piękny dziś mamy dzień, prawda? - Zapytał zaskakująco bezbarwnyn tonem - Słoneczko świeci jak lampa, ptaszki ćwierkają jak wróble. Po niebie z hukiem leci samolot... Ach, kocham Cię Paryżu.
Gabriel zaciągnął się cygarem, po czym zaczął wypuszczać obłoczki dymu. Lila zastanawiała się, doc zego ten facet zmierza.
- To prawda. - Przyznała, przypuszczając że Agreste może oczekiwać od niej odpowiedzi.
- A teraz... - gwałtownie zasłonił zasłony, a w pokoju zrobiło się naprawdę ciemno, po czym usiadł za biurkiem, odłożył nadpalone cygaro do popielniczki i zetknął ze sobą opuszki palców - porozmawiajmy o interesach.
Lila spojrzała na niego pytająco.
- O czym pan mówi?
- Mogę zrobić z ciebie modelkę. Większą i sławniejszą niż wszystkie moje muzy. Będę projektować ubrania przeznaczone tylko i wyłącznie na twoje pokazy. Będziesz bogata. Ale mam kilka warunków, na które musisz przystać, albo nici z twojej kariery.
Tym razem dziewczynę na chwilę zamurowało. Wow. Tego się nie spodziewała.
- Słucham w pełnym skupieniu.
- Po pierwsze - Gabriel zniżył nieco głos - musisz robić wszystko, co tylko ci każę.
Lila kiwnęła niepewnie głową.
- Po drugie: jedno "nie" i nici z kontraktu. Po trzecie: musisz dowieść swojej lojalności. A więc kutro mam dla ciebie pierwsze zadanie, które musisz wykonać. Czy jesteś na to gotowa? Mogę dać ci chwilę czasu na podjecie decyzji.
Lila zastanowiła się trzy sekundy, po czym wyprostowała się dumnie.
- Nie trzeba, panie Agreste. Jestem gotowa na wszystko.
Gabriel uśmiechnął się sztywno.
- A więc świetnie. Kroki które masz podjąć muszą być absolutnie tajne. Czy to jasne?
- Jak słońce, proszę pana.
- Zgłoś się do Nathalie jutro o dziewiątej. I ŻADNYCH spóźnień. Radziłbym zmienić bidzik, panno Rossi.
- Dziękuję panie Agteste!
- Proszę się uspokoić. Jeszcze nie podpisała panna kontraktu. Do zobaczenia jutro, możesz już zawołać tu moją asystentkę.
Gabriel wstał od biurka i rozchylił zasłony; Na niebie zbierały się burzowe chmury.
Lila nie chcąc zmoknąć w drodze do domu pospiesznie zaczęła się zbierać do wyjścia. Jednak kiedy już miała wyjść, do głowy przyszła jej jedna dość istotna kwestia.
- Panie Agteste? Mogę mieć jeszcze jedno pytanie?
- Już je zadałaś.
Odpowiedział sztywno.
- Emm.. no tak. Ale... Dlaczego to właśnie ja a nie żadna inna zasłużyłam na ten kontrakt?
Gabriel odwrócił się od okna. Jego twarz nie wyrażała kompletnie nic, ale w oczach czaił się podstępny błysk. Mimo to Lila oszołomiona szansą jaką otrzymała i szczęściem jakie w niej szalało nie odnotowała tego.
- Jest pani bardzo ambitna, panno Rossi. Jest pani gotowa na każde wyzwanie, byleby dotrzeć na szczyt. To wielki atut, którego potrzebuję i wymagam od moich pracowników. To wszystko. Może już pani wyjść.
Lila uśmiechneła się promiennie na odchodnym i kiedy tylko drzwi się za nią zamknęły, pisnęła z radości, aż Nathalie która ją mijała spojrzała na nią jeszcze bardziej niedowierzającym wzrokiem. Dziewczyna miała tylko nadzieję, że zadania które mają udowodnić jej lojalność nie będą wymagały zbyt wiele od jej godności. Wszystko miało się okazać następnego dnia...
***
- Ale... Gabrielu, to nierozsądne. Ta dziewucha mieszka w jakichś slumsach! Jak można zaufać komus takiemu w tak istotnej sprawie?! Nathalie patrzała na swojego przełożonego z wielkim niedowierzaniem. Nie mogła uwierzyć, że organizował cały ten casting tylko po to.
- Przecież kazałem ci obserwować ją już od dłuzszego czasu. - odparł Gabriel - W końcu sam wyslalem jej zaproszenie na ten casting. Przecież dopełniłaś swych obowiązków, mam rację?
- Tak. Dzięki temu wiem, ze jest cwana i sprytna. Wiem takze, ze nie lubi trzymac się zakazow!
- Tak, ale jesli w grę wchodzi sława i pieniadze, to nie odejdzie zanadto od warunków mojej umowy. Tak jak z tym młodym Couffaine. Moze to się wydawac dziwne, lecz wlasnie takie osoby najłatwiej zmanipulować. Chcę, aby panna Rossi uwiodła mojego syna... Tak aby odwrocił się od tej mlodej Dupain Chang.
- Przecież już dawno udaremniłeś ten związek.
- Ale wiem, że coś było między nimi... Teraz nie moze się do niej zbliżać... ani nigdy wiecej.
- Jeśli chcesz moje zdanie Gabrielu ( chociaż i tak wiem, że nie - dodała półgębkiem) to zamiast poprawnie działać z ukrycia robisz zbyt wiele zamieszania wokół siebie. Juz samo napuszczanie dziewczyn na własnego syna aby znaleźć tę właściwą było dość głośnym posunięciem w tej grze.
Gabriel spojrzał na asystentkę czujnym okiem i uśmiechnął się pobłażliwie.
- Nie mam nic wspólnego z wrodzonym urokiem mojego syna.
Powiedział, po czym nalał sobie lamkę białego wina i wykonawszy gest toastu, upił łyk.
- Wracając do tematu. Co prawda Couffaine juz dopuscil się zdrady wobec mnie - mial nie zblizac się do Chang, a jedynie relacjonowac mi wszystko z zewnatrz. Mimo to jego słabość przyniosla korzysci, teraz kiedy ją uwiódł mam jeszcze lepszy wgląd na postepy w akumizacji.
- Cóż, sam pan mówił, że ta dzewczyna przypomina Ladybug aż zanadto.
Gabriel kiwnął głową.
- Jest nawet piękniejsza. Urodą przypomina mi porcelanowe laleczki mojej Adelle, które kolekcjonowała... Ma cerę gładką i perfekcyjnie bladą, niczym krucha chińska porcelana...
- Miejmy nadzieję, że i jej dusza jest dostatecznie krucha.
Gabriel ponownie się uśmiechnął, lecz w tym uśmiechu nie było ani grama litości.
- Miejmy nadzieję.
NOTE OD AUTORE
Hej, dziś z trochę innej perspektywy. Przepraszam za błędy, kiedy dostanę w swe łapska komputer od razu je wszystkie zaceruję ;) Mam nadzieję że się spodobało.
Monicat
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top