30- Zacznijmy wszystko od nowa

Poranne słońce przebijało się leniwie przez zasłony moich okien, nakazując mi ruszyć swoje cztery litery i w końcu wstać z łóżka. Nie przychodziło mi to łatwo. Od jakiejś godziny leżałam w bezruchu i obserwowałam swój sufit. Nigdy nie byłam rannym ptaszkiem, jednak dzisiaj obudziłam się jeszcze przed świtem. Otulona swoją różową pierzyną, zastanawiałam się, co było tego powodem? Na myśl przychodziło mi tylko jedno - ubiegła noc, spędzona przy Adrienie. Pamiętałam wszystko, co do sekundy. Nie byłam jednak pewna, czy ten upojny stosunek na pewno miał miejsce.

Czy to nie było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe?

W tym momencie, czułam się źle. Pomimo tych wszystkich pięknych chwil spędzonych z Czarnym Kotem, jak i Adrienem, nie powinnam była tak szybko zapominać o tym, co mi zrobił. Myślałam teraz w pełni trzeźwo i nie oddziaływały na mnie ani zielone tęczówki chłopaka, ani jego dotyk. Tylko teraz mogłam to wszystko przemyśleć.

Kochałam go i nic by tego nie zmieniło.

Jednak, czy mamy szansę na wspólną przyszłość?

Przecież tyle się raniliśmy... Tyle przed sobą ukrywaliśmy... Nasze sprzeczki były czasem głupie i niedorzeczne... Nasze zachowanie dziecinne, a my.. zbyt zakochani, aby w końcu dostrzec, że coś jest nie tak. Zamiast myśleć, jak na dojrzałych ludzi przystało, nie interesowaliśmy się możliwymi konsekwencjami.

Czy taka relacja zasługiwała na happy end?

Czy ta wyniszczająca nas miłość miała jakiekolwiek szanse?

Czy naprawdę tyle musiało się stać, abyśmy w końcu mogli spokojnie odpocząć w swoich ramionach?

Moje oceny.. kontakt z rodzicami.. przyjaciele.. Alya.. Erick.. To wszystko stało pod wielkim znakiem zapytania. Wszystko przez moją huśtawkę nastrojów, spowodowaną problemami z Adrienem. Wiedziałam już, że moje zachowanie było dziecinne i głupie. Nie powinnam była tak reagować.. Nie powinnam była dać się ponieść.

Czas, aby wszystko naprawić. Aby zacząć od nowa.

Adrien stał się problemem drugoplanowym. Zrozumiałam, że nie tylko on był ważny. Nie był teraz czymś, czym powinnam się zamartwiać.

Był ktoś ważniejszy.

Jak głupia zerwałam się z łóżka i zaczęłam szykować się do wyjścia. Dzisiejszego dnia nie było szkoły, więc to zupełnie niepodobne do mnie, aby tak wcześnie coś ze sobą robić, jednak sytuacja tego wymagała. Nie poświęcałam dużo czasu swojemu makijażowi. Nałożyłam odrobinę maskary na oczy i gdzieniegdzie posypałam się pudrem, aby zakryć odbijające się światło. Powędrowałam do komody i założyłam na siebie pierwsze, co wpadło mi w ręce.

Po niespełna pięciu minutach byłam gotowa do wyjścia i naprawienia najgorszego.

Zeszłam po schodach, prowadzących do kuchni i podeszłam do blatu. Znalazłam pierwszy lepszy długopis i wyciągnęłam notatnik, który zawsze trzymamy w pierwszej szufladzie. Przydaje się w nagłych sytuacjach. Nie czekając długo, nabazgrałam na jednej z kartek niewyraźne "Wyszłam coś załatwić, wrócę na obiad. -Marinette" i ulotniłam się jak błyskawica z własnego mieszkania.

Droga strasznie mi się dłużyła. Pokonywałam tą trasę setki razy, jednak tym razem wszystko wydawało mi się takie nowe i odległe. Z każdym kolejnym krokiem, czułam się jeszcze dalej. Byłam pewna, że dużą rolę grał w tym mój strach.

Strach przed odrzuceniem.

**

Stojąc już przed znajomymi mi drzwiami, w końcu odezwała się trema i chęć wycofania się z tego pomysłu. Co miałam zamiar w ogóle powiedzieć? Jak mogłabym się wytłumaczyć? Przecież to było nierealne...

Bałam się jak nigdy, jednak postanowiłam zaryzykować.

Wyciągnęłam rękę w kierunku dzwonka i nie czekając, aż się rozmyślę, nacisnęłam go. Dźwięk obcasów przyprawił mnie o dreszcze. Kto by pomyślał, że coś tak błahego mogłoby mnie wyprowadzić z równowagi?

-Oh, Marinette - odezwała się kobieta średniego wieku, która dopiero co wyłoniła się zza otwieranych drzwi. - Co tu robisz tak wcześnie?

-Em, dzień dobry! - powiedziałam niepewnie. - Przyszłam do Alyi. Mogłabym wejść?

-Jasne - odsunęła się, dając mi możliwość przejścia przez próg. - Poczekaj w jej pokoju. Właśnie się kąpie.

-O..Okej - zająknęłam się

Minęłam matkę mojej przyjaciółki i pociągnęłam za klamkę, otwierając tym drzwi do pokoju Alyi.
Usiadłam na znajomym mi łóżku i zaczęłam przyglądać się dokładnie każdemu centymetrowi tego pomieszczenia. Szukałam czegoś związanego ze mną. Prezentów, podpisów, zdjęć.. jednak na marne. Ściana nad komodą zawsze była pełna wszelkich pamiątek. Poczynając od głupich biletów do kina, kończąc na wspólnych fotografiach.

Teraz była prawie pusta...

Na samym środku niej znajdowało się nasze stare zdjęcie, które mój tato zrobił nam w dniu rozpoczęcia szkoły. Byłyśmy takie młode.. niedoświadczone.. niewinne, a najważniejsze - pełne zaufania do siebie.

Co takiego się w nas zmieniło?

Czy to ja stałam się kimś innym?

Dlaczego na ścianie było tylko to zdjęcie? Czemu reszta fotografii zniknęła? Te wszystkie wspomnienia.. wspólne wycieczki.. spacery.. Czy to wszystko raz na zawsze zniknęło? Czy w sercu Alyi nie było już dla mnie miejsca?

Poczułam spływającą po policzku łzę, która była tylko zwiastunem mojego pełnego żalu płaczu. Zgięłam się w pół i łkałam we własne spodnie. Nie potrafiłam powstrzymać swoich emocji. Nie potrafiłam ich ukryć, jak to zwykle starałam się robić.

To było dla mnie za dużo. Zdecydowanie za dużo...

Nim się zorientowałam o czyjejś obecności, usłyszałam zdziwiony głos.

-Ma..Marinette?

Podniosłam się jak oparzona i spojrzałam w stronę drzwi, w których stała Alya. Tak dawno na nią nie patrzyłam i nie czułam na sobie jej wzroku. Obie starałyśmy się od siebie uciec, lecz w końcu nadeszła chwila konfrontacji.

-Co ty tu robisz? - zapytała.

-Ja.. ja przyszłam z tobą - mój głos się załamał, a z oczu wyleciały kolejne łzy. - Porozmawiać

Podejrzewałam, że trudno jej będzie mi wybaczyć i dać mi cokolwiek wytłumaczyć. Myślałam, że Alya zdenerwuje się na mój widok.. że będzie wypytywać.. obwiniać mnie.. Jednak żadna z tych rzeczy nie miała miejsca. Stało się coś zupełnie innego. Dziewczyna bez jakichkolwiek pytań, podeszła do mnie i wpuściła w swoje objęcia. To co zrobiła, było dla mnie niemożliwe. Położyła swoją rękę na mojej głowie i zaczęła delikatnie mnie uspokajać. Kiedy moje tętno zaczęło się normować, usłyszałam, jak z ust mojej towarzyszki wychodzi lekki jęk. Po chwili na jego miejsce wstąpił prawdziwy szloch, prawie taki jak mój.

Niemożliwe.

Bez jakichkolwiek słów, zrozumiała moje zamiary. Zrozumiała co chciałam jej powiedzieć. Swoim objęciem przyjęła moje przeprosiny, których i tak nie zdołałbym z siebie wydusić.

Myśląc o tym, poczułam jak z moich oczu leci kolejna dawka słonych łez.

Czemu to tak bolało?

-Mari, przepraszam - usłyszałam nagle zachrypnięty głos Alyi.

-Nie, to ja.. ja przepraszam. To ja byłam dla ciebie straszna. Wybacz mi, błagam. - powiedziałam, a raczej wyszlochałam jej prosto do ucha.

-Nic się nie stało. Nic się nie stało - powtarzała.

Stałyśmy na środku jej pokoju w swoich objęciach. Obie zapłakane i roztrzęsione. Obie tak bardzo cierpiące, a zarazem szczęśliwe.

Kto by pomyślał, że uda nam się to naprawić w ułamek sekundy?

**

Mijałam kolejne budynki i  rozmaite budowle, dzięki pomocy swojego jo-jo. Znowu miałam wrażenie, że jestem w niebie. Już dawno nie czułam tego wiatru we włosach i błogości, którą doświadczałam. Już dawno nie czułam się tak bezpiecznie, jak teraz.

Przemierzając kolejne metry, dostrzegłam czarną sylwetkę na szczycie największego w okolicy budynku. Tego samego, na którym spotykałam się jakiś czas temu z moim towarzyszem broni. To na nim wszystko się zaczęło.

-Cześć kocurku - powiedziałam, lądując na dachu.

-O, cześć biedroneczko- odezwał się chłopak w czarnym kostiumie.

Patrząc teraz na jego zielone jak las oczy, rozczochrane, blond włosy i  te charakterystyczne kości policzkowe, zastanawiałam się, jakim cudem nie zorientowałam się nigdy, kim tak naprawdę jest. Przecież to takie oczywiste...

-Musimy porozmawiać - zaczęłam.

-Też tak sądzę

Staliśmy łeb w łeb. Jak za dawnych czasów.

-To co się między nami wydarzyło było niesamowite Adrien. Kocham cie, jak tylko to możliwe. Jednak.. - zacięłam się.

-Jednak co?

-Jednak to dla mnie trudne. Dużo cierpiałam. Dużo mogłam stracić. To nie jest takie proste.

-Rozumiem cie Mari - powiedział nagle. - To trudne zaufać ponownie komuś, kto miał cie gdzieś przez tyle czasu. Trudno by ci było na mnie patrzeć, rozumiem.

-To nie do końca tak, Adrien.

-Spokojnie Mari - w jego oczach dostrzegłam ból, jednak na jego twarzy malował się uśmiech. Czemu próbował być takim twardzielem? -Wszystko rozumiem.

-Nic nie rozumiesz. Oszukałeś mnie, skrzywdziłeś, ignorowałeś, pozwoliłeś mi uschnąć, pobiłeś mojego bliskiego znajomego - wymieniałam. - Zakręciłeś mi w gło...

-Już przestań, błagam - przerwał mi. - Wiem, co zrobiłem. Wiem, że tego nie można cofnąć. Wiem, że będziesz pamiętała o tym do końca życia. Wiem to. Wiem! - krzyknął.

-Oboje to wiemy - powiedziałam spokojnie i złapałam jego rękę. - Oraz wiemy też, że wiele złego robiliśmy nieumyślnie.

-To nic nie zmienia.

-To dużo zmienia - warknęłam. - Wiesz co jest najgorsze?

-Co?

-Że jakbym tylko próbowała, nie potrafię wybić cie ze swojej głowy - szepnęłam. - Z kimkolwiek bym nie była, ty nadal jesteś najważniejszy. Zaczyna mnie to powoli irytować, przystojniaczku.

Adrien parsknął lekkim śmiechem. Widok jego uśmiechu mocno mnie podbudował. Poczułam się o niebo lepiej.

-Wybacz, że tak na ciebie działam - powiedział szczęśliwy.

-Powinieneś prosić o wybaczenie z innego powodu.

-A jakiego?

-A takiego, że pomimo tych wszystkich gorszych chwil i problemów, nadal masz swoje miejsce w moim sercu - podeszłam nieco bliżej, by móc znaleźć się na jego wyciągnięcie ręki. - Powinieneś mnie przepraszać, że mnie tak zakręciłeś - położyłam dłonie na jego karku. - I za to, że nadal Cie kocham, Adrien.

Moje ostatnie słowa były ledwie słyszalne, jednak wiedziałam, że do niego dotarły. I to wcale nie dzięki jego umiejętnościom, nabywanym po przemianie w Czarnego Kota, a dzięki uczuciom, którym się nawzajem darzyliśmy. Nieważne kim by był, usłyszałby moje słowa i na pewno by je zrozumiał. Był moją bratnia duszą, od której nigdy nie potrafiłabym się uwolnić.

-Czyli od dziś znowu jesteśmy zespołem? - zapytał.

-A jak sądzisz?

-Coś mi mówi, że tak. - zaśmiał się lekko, ukazując delikatnie swoje kocie ząbki.

Nie chciałam czekać już dłużej, więc stanęłam na palcach, aby móc zbliżyć się do jego ust. Gdy dzieliły nas już tylko milimetry, zanurzyłam się w jego wargach. Jak zwykle, współgrały idealnie z moimi, prawie jak dwie krople wody.

Pasujące do siebie jak ulał. Jak my.

**

Nie wiedziałam jakie jeszcze niespodzianki miało dla nas życie, ani co nas czeka jutro, jednak jednego byłam pewna. To właśnie z tym niesfornym, dzikim i wiernym do szaleństwa chłopakiem pragnęłam spędzić resztę swoich dni, nie martwiąc się o problemy codzienności. Przeszliśmy tyle, że już nic nie było w stanie nas poróżnić.

Wierzę, że coś daje nam szanse i możliwości do spełnienia naszego życiowego zadania, jednak to my decydujemy, jak z tego skorzystamy.

Ja zdecydowałam oddać swoje życie w ręce Adriena Agresta, który był moją pierwszą i ostatnią miłością. Który od zawsze był dla mnie kimś więcej. Który pokazał mi swoje prawdziwe i nikomu nieznane oblicze.

Który po prostu podbił moje serce.

Gdyby teraz dane mi było umrzeć, zrobiłabym to z uśmiechem na ustach.


DZIĘKUJE ZA PRZECZYTANIE TEGO ROZDZIAŁU!

Jeju, pierwszy raz płakałam przy pisaniu... :( Może przez emocje, a może przez to, że to KONIEC!

W sumie decyzja zależy od was. Jak wiecie, mama Adriena nadal nie została odnaleziona, Alya nie dowiedziała się prawdy, Erick zniknął bez słowa, jak reszta Miraculum, więc jest jeszcze dużo niewyjaśnionych wątków.

PISZCIE WIĘC!

CHCECIE WIĘCEJ? DAJCIE MI O TYM ZNAĆ! ALE MOCNO SIĘ POSTARAJCIE!
GWIAZDKA? KOMENTARZ?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top