#43
*Adrien*
Od dwóch godzin siedzi i się nie odzywa, tylko klepie w ten komputer.
Spojrzałem na nią dyskretnie.
Ta sama niezmiennie poważna mina.
Niezręczną ciszę przerwał nie kto inny jak moja mama.
-O cieszę się, że widzę was oboje. Przyjdziecie jutro prawda?
Nie chciałem zgodzić się na coś czego nie chce Mari więc spojrzałem na nią i pozwoliłem jej zdecydować.
-Przyjdziemy.
Już się bałem, że te święta przesiedzimy w ciszy w domu.
-Twoi rodzice też przyjdą, prawda?
-Tak.
-No dobrze. Adrien mogę cię prosić na chwilę? Ojciec chciał żebyś przymierzył jeszcze jakiś garnitur z nowej kolekcji.
Wstałem z fotela i poszedłem za swoją mamą.
Weszliśmy do jej gabinetu.
-Nie miałem przymierzyć czegoś?
-Aj proszę cię to był tylko pretekst.
-Więc o co chodzi?
-Coś ty jej znowu zrobił?
-Ja? Nic.
-To dlaczego chowała rękę pod biurkiem? Myślisz, że nie widziałam? Nie ze mną takie numery.
-Po prostu się oparzyła. Dlaczego wszystko ma być z mojej winy?
-Najwidoczniej nie bez powodu mam takie podejrzenia.
Skoro własna matka ma taką opinię o mnie nie chce wiedzieć co myślą inni.
Zabrałem siebie i swoją dumę i wyszedłem z pomieszczenia.
Gdy wszedłem do naszego biura Marinette nawet nie na mnie nie spojrzała.
Nie no to jest nie do zniesienia.
Odkręciłem się na fotelu w jej stronę.
-Jak długo jeszcze zamierzasz się do mnie nie odzywać?
-Tak długo jak będzie to potrzebne.
Ta wiadomość zmieniła moje życie.
Ja już nie wiem co mam robić.
Na kolację z winem jej nie zabiorę bo po pierwsze nie pójdzie ze mną, a po drugie jest w ciąży.
Pozostaje mi tylko czekać.
***
Popołudnie minęło tak jak przedpołudnie.
Wieczorem wcale nie było lepiej.
Wziąłem szybki prysznic i wyszedłem z łazienki.
Mari zasnęła na łóżku przy włączonym telewizorze.
Podszedłem do niej, wziąłem do ręki pilot z szafki nocnej i wyłączyłem telewizor.
Przykucnąłem przy łóżku i spojrzałem na jej twarz.
Odgarnąłem włosy z czoła i złożyłem na nim pocałunek.
-Dobranoc.
Wyszedłem i zgasiłem za sobą światło.
Kanapo, nadchodzę.
*Marinette*
W związku z zaistniałą sytuacją poprosiłam Emilie o parę dni wolnego.
Nie daję już sobie z tym wszystkim rady.
Muszę odpocząć chociaż przez chwilę w spokoju, bez niego.
Zaparzyłam sobie herbatę i usiadłam przy stole w kuchni.
Nie zdążyłam jej nawet posłodzić bo zadzwonił mój telefon.
-Pani Agreste! Pożar!
-Co? Jaki pożar?
-W firmie!
Poczułam jak moje serce zaczyna przyspieszać.
Ubrałam się, czym prędzej wsiadłam do auta i pojechałam pod firmę.
Przepchałam się przez tłumy stojące pod budynkiem.
-Adrien!
-Proszę tam nie wchodzić trwa akcja ratunkowa!
-Mój mąż!
Adrien.
To tylko sen..
*Adrien*
Dochodziła trzecia a ja dalej nie mogę zasnąć w tej ciszy.
Spojrzałem jeszcze raz na wyświetlacz telefonu.
Druga pięćdziesiąt siedem.
Zobaczyłem światło na schodach.
Po chwili pojawiła się też Marinette.
Podniosłem się na łokciach.
-Coś się stało?
Na jej twarzy po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku dni zauważyłem łzy.
-Ja..
Usiadła obok mnie w miarę bezpiecznej odległości.
-Zdałam sobie sprawę... że jeśli by ciebie zabrakło...
Zrobiła krótką przerwę.
Powili przysunąłem się do niej.
-Dla dobra naszej rodziny... naszego dziecka.. jest to dla mnie trudne a-ale jestem w stanie ci wybaczyć...
Objąłem dłońmi jej twarz i przyłożyłem moje czoło do jej.
Otarłem kciukiem łzy z jej policzka.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię mam.
Posadziłem ją sobie na kolanach i oparłem jej głowę na moim ramieniu.
Oplotłem rękami jej talię.
Wygląda bardzo kusząco w tej czerwonej haleczce ale to by było zbyt ryzykowne posunięcie.
-Gdyby nie to, że jesteś w ciąży... odeszła byś ode mnie?
Szczerze mówiąc ledwo mi to przeszło przez gardło.
-Chyba. Chyba tak.
Brawo Agreste, stracił byś kobietę życia.
Nie wiem co bym w tedy zrobił.
Mógłbym szykować się na swój własny pogrzeb bo matka by mnie pewnie zatłukła.
Jeśli nie ona to sam bym to zrobił.
-Wiesz, że to, że ci wybaczyła nie oznacza, że zapomniałam o tym wszystkim.
-Zrobię wszystko żebyś zapomniała.
Na początek wyjedziemy gdzieś z dala od tego wszystkiego.
Będę musiał jeszcze wykupić abonament w kwiaciarni.
Do tego jeszcze uruchomić moją wenę twórczą bo mam pewien świetny pomysł.
Przynajmniej w mojej głowie jest świetny.
Zacząłem głaskać ją po plecach.
Jej oddech unormował się.
Zasnęła?
Złapałem za róg kołdry i przykryłem nas.
-Dobranoc kochanie.
Nie pozostało mi nic innego jak również spróbować zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top