#31
*Adrien*
Jak zwykle zwarty i gotowy czekałem na Marinette.
Nie wiem czym ona się tak przejmuje.
Od wczoraj denerwuje się tym, że dzisiaj mamy powiedzieć rodzicom, że spodziewamy się dziecka.
Ich reakcja jest do przewidzenia i jest w dziwiędziesięciu dziewięciu procentach pewien, że się ucieszą.
Nie spała pół nocy, jak nie więcej, i teraz próbuje zakryć to makijażem.
Znając ją układała sobie w głowie plan na cały dzisiejszy dzień.
Podniosłem się z fotela gdy usłyszałem stukot obcasów na schodach.
-Gotowa?
-Nigdy nie będę na to gotowa.
-Jesteś zła? Wywieraliśmy na tobie presję i tylko dlatego odstawiłaś tabletki?
-Nie, tylko boję się, że... zostawisz mnie z tym samą...
Gestem dłoni pokazałem jej, że ma przestać.
-Rozmawialiśmy już o tym, nie będę dwa razy powtarzał. A teraz się ubieraj ciepło bo się przeziębisz. Nie powinnaś wziąć płaskich butów?
-Stopy mi jeszcze nie puchną, a bez nich wyglądam przy tobie jak krasnal.
-Nieprawda.
-Widziałeś nasze zdjęcia?
-Właśnie, zdjęcia. Musimy zrobić sobie sesje zdjęciową.
-Sesje zdjęciową?
-Musimy mieć co potem pokazywać wnukom. -Zaczynasz robić się jak twoja mama.
Kurde.
Ona ma rację.
To chyba rodzinne.
W każdym bądź razie musimy się już zbierać jeśli nie chcemy się spóźnić.
-Chodź i nie denerwuj się.
-Ja się nie denerwuję.
***
Rodzice Marinette przyjechali przed nami, więc nie musieliśmy na nikogo czekać.
Zajęliśmy przygotowane dla nas miejsca.
Teraz tylko czekać na odpowiedni moment.
Chyba zaczynam czuć to co czuje od wczoraj moja żona.
Ale przecież nie zrobiliśmy niczego złego.
Oboje jesteśmy dorośli i mamy z czego utrzymać nasze dziecko.
W pomieszczeniu panowała dziwna cisza.
Marinette zaczęła się nerwowo rozglądać.
Na szczęście moja mama postanowiła to przerwać.
-Gabrielu, rozlej proszę wina.
-Dobrze.
I to jest idealny moment.
Mari spojrzała na mnie jednoznacznie.
Chyba rozumiem o co jej chodzi.
Granatowłosa położyła dłoń na swoim kieliszku.
-Ja dziękuję.
-Coś się stało? Nie lubisz tego wina? Mogę powiedzieć, żeby przynieśli jakieś inne. Jakiś wybrany rocznik? -Nie... ja...yyy...
Jak zwykle zasypała ją lawiną niepotrzebnych pytań.
Muszę uratować sytuację.
Złapałem żonę za rękę by dodać jej otuchy i spojrzałem na nią.
-Coś się stało?
-Spodziewamy się dziecka.
Mama prawie zakrztusiła się winem, które właśnie w tej chwili przełykała.
-NAPRAWDĘ?! Sabine słyszysz to? -Słyszę i nie wierzę własnym uszom.
Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić Marinette była obściskiwana przez moją mamę, a teść klepał mnie po ramieniu gratulując mi przy tym.
-Jak ja się cieszę! Znacie już płeć? -Jest jeszcze za wcześnie.
-Który to tydzień.
-Koniec piątego. -Myśleliście już nad imionami? Może Alex, a dziewczynka... Aurore. -Emilie uspokój się.
Jeśli nawet tata stwierdził, że mama przesadza to tak musi być.
-Nie będziesz mnie uciszał, muszę im pomóc w doborze imienia. Ciebie to oczywiście nic nie obchodzi i dziecko mogło by się nazywać Absalom.
-To ich decyzja.
I tu muszę się z nim zgodzić.
-Jak się czujesz? Nie masz mdłości?
-Jeszcze nie.
-A humorki? Adrien pewnie nie może wytrzymać.
-Nie jest źle.
Po natłoku pytań ze strony naszych rodziców, w końcu mogliśmy iść spać.
Oczywiście nadopiekuńcza Emilie Agreste z racji stanu błogosławionego Marinette, zakazała jej tłuc się po nocach i kazała nam zostać.
Do tego mama Mari ją poparła, więc nie mieliśmy wyboru.
Dostaliśmy ubrania na zmianę i nie czekając na nic poszliśmy spać.
-Mówiłem ci, że będzie dobrze.
-Proszę cię, twoja mama prawie się udławiła.
-Po prostu nie spodziewała się, że powiemy jej w tej chwili, ja też się nie spodziewałem, że mi to powiesz. Teraz możesz spać spokojnie.
-Ale jesteś pewien, że chcesz tego dziecka?
-Ile razy mam ci to powtarzać?
-Nie wiem Adrien, nie wiem.
-No, nie przejmuj się, bo nie chcę czekać jutro, aż skończysz się malować.
-Dobranoc.
-Dobranoc.
Przytuliła się do mojej klatki piersiowej i nie musiałem długo czekać, aż zaśnie.
Musiała być naprawdę zmęczona.
-----------------------------------------------------------
Siema siema.
Żyję, nie musicie się martwić.
Nie musicie się też już martwić czy Gabriel Agreste odezwał sie chociaż raz w tym opowiadaniu.
🖐🖐🖐🖐
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top