0 | Prolog
Siedziała na swoim łóżku. Niby nieśmiała i cicha. Niby.
-Ech, dlaczego ten projekt mi nie wychodzi!? - dziewczę o fiołkowych oczach podniosło głos.
Nawet kiedy była zdenerwowana, wyglądała uroczo.
-Marinette, spokojnie, to tylko..
-Zamknij się, Tikki.
Niebiesko-włosa była wściekła, a nikt nie wiedział dlaczego. Nawet jej kwami. Tikki bezradnie spuściła główkę, a następnie usadowiła się na jej szkicowniku.
Dopiero po 2 godzinach dziewczyna była w pełni spokojna.
-Przepraszam Tikki. - powiedziała z łzami w oczach - Nie chciałam..naprawdę..
Marinette była na swój wiek wysoką osobą, z bladą cerą. Posiadała niebieskie włosy, oraz piękne, fiołkowe oczy. Ubierała się w białą koszulkę z kwiatkiem, szarą marynkarkę, różowe spodnie do kostek i baleriny w kropki. Była uroczą osobą.
-To nie twoja wina. Pochłonęły Cię emocje..
-A właśnie że moja..! Gdybym umiała się opanować..
Podeszła do okna. Instynktownie oparła się o nie i zamknęła oczy. Myślała o ostatnim ataku akumy. Nie mogła powstymać myśli, że Chat Noir jest osobą, którą zna w prawdziwym życiu.
Teraz, gdy miała odejść od okna, zamiast czarnego tła które widzi się podczas zamykania oczu pojawiło się parę obrazków, które przemijały z prędkością światła. Znajdował się na nich Adrien, który również był oparty o okno. Udało jej się usłyszeć pojedyncze słowa.
-Ladybug..
-Kocha..
-Ją..
-Ona..
-Chat Noira..
-Co jeśli..
-Mnie nienawidzi?
Dziewczyna otworzyła oczy. Były zalane łzami. Co to miało oznaczać? Czy ona kompletnie zwariowała?
Nastolatka nie odpowiedziała na pytania Tikki - wizja zbytnio ją przytłaczała.
Zeszła na dół. Zauważyła, że do piekarni wnoszą gigantyczne pudło, które kształtem przypominało prostokąt.
-Co to? - zapytała Marinette.
-Och, córeczko, nareszcie jesteś! - powiedziała rozdradowana mama - Pamiętasz, że za tydzień masz urodziny? Otóż ja z twoim ojcem postanowiliśmy dać Ci prezent już dziś!
-Ojej, nie trzeba było!
Ucałowała rodziców, a następnie pognała do swojego pokoju.
-Schowaj się, Tikki.
Po paru minutach pudło stało już w pomieszczeniu. Dziewczyna delikatnie podeszła w jego stronę. Zauważyła, że jacyś panowie rozpakowywują je. Była mocno podekscytowana. Może to manekin? Albo materiały do szycia? A co jeśli specjalnie dla niej zamówili spotkanie z Jagged'em Stonem!?
Gdy zobaczyła swój prezent urodzinowy, zamarła. To jest ta cudowna rzecz? To na to tak czekała. Podeszła bliżej i zaczęła przyglądać się lustru. Wyglądało na stare.
-Liczyłam na coś innego.. - wyjawiła stworzonku Mari.
Kwami uważnie praypatrzało się lustru. Chwilę potem wyleciało z torebki i podleciało do lustra.
-Oj Marinette, nawet nie wiesz ile masz szczęścia! To nie jest zwyczajne lustro! To..to..
-"To..?"
-To Lustro Powierzchni!
-A co to takiego..?
-Takie lustro pozwala przemieszczać się w inne miesca, nawet najbardziej odległe. A do tego, jeśli tylko zapragniesz, możesz być niezauważalna..w innym sensie - niewidzialna!
Dziewczyna pisnęła.
-Nie wiem, czy to dla mnie..
-Uwierz mi, będzie dobrze. Tylko pamiętaj, by tego nie nadużywać.
-Okej..Wypróbujmy to..
Dziewczyna niepewnie dotknęła lustra. Nie wiedziała jak go uruchomić .
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top