Gabriel Agreste
Czymże jest śmierć? Jest nieodkrytą dotąd tajemnicą, która prawdopodobnie pozostanie w cieniu do końca naszego istnienia. Nikt tak naprawdę nie wie jak i kiedy nadejdzie i do tego momentu sekretem jest dla niego to co jest po drugiej stronie. Człowiek nigdy nie pojmie tego jak to dzieje się, że jego ukochana osoba jeszcze chwilę temu uśmiechała się, szeptała do niego czułe słowa, a zaraz później musi pogodzić się z jej odejściem na wieki. Przez taką śmierć osoba cierpiąca i stęskniona może odizolować się od całego świata, pozbyć się z życia rzeczy i ludzi, które przypominają o ukochanej. Czegoś takiego doświadczył Gabriel Agreste.
Oni. Tak idealni mimo tak wielu wad.
Ona. Piękna, czuła, kochająca. Maska nie zmieniała jej oprócz idealizacji kilku niedoskonałości.
On. Obojętny, nie potrafiący kochać, przynajmniej do czasu kiedy otrzymał Miraculum motyla. Dopiero pod maską mógł być sobą i żyć życiem którego nigdy wcześniej nie znał. Dwie postacie stały zwrócone w stronę wieży Eiffla, dumne z wygranej bitwy.
On. Wysoki, dobrze zbudowany facet o bardzo jasnych blond włosach. Połowę jego twarzy zakrywala fioletowa maska wykreowana na kształt motyla. Praktycznie cały jego strój był w tym samym kolorze z czarnymi zdobieniami.
Ona. Nieco niższa od niego, również blondynka. Jej przebranie zaś było w kolorach morskiej zieleni, odcieniach niebieskiego i z elementami czarnego. Wyglądem przypominało pawia. Oboje mieli uśmiechy na twarzach, cieszyli się mając siebie nawzajem, nic im nie brakowało. Byli idealni, a jednak pełni wad.
Byli wtedy tacy młodzi, pełni życia, nic nie wskazywało na to, że za niecałe dwa lata kobieta poświęci swoje życie, dla syna, a mężczyzna znienawidzi go za to całym sercem. W tym momencie Hawk Moth był pewien tego ci czynił. Już miał wbić nóż w serce chłopaka, zabić ostatnią osobę, jaka przypominała mu o żonie.
- Chat! - krzyknęła przerażona Ladybug, widząc, że jej partner, jej najlepszy przyjaciel, jej... miłość godzi się ze śmiercią.
- Nie dotykaj go! - rzuciła się na Władcę Ciem. Każdy jej cios był bezlitosny, pełen złości i smutku. Nikt nie może krzywdzić jej Kocura.
- M'Lady - szepnął ostatkiem sił.
- Nie zabijaj go, to mój ojciec - powiedział i opadł na ziemię. Ona w momencie podbiegła do niego i objęła go. Żył.
- Adrien... - wypowiedział Gabriel wracając do swojej normalnej formy.
- Co ja zrobiłem? - W jednej chwili zalał się łzami i objął syna.
- Przepraszma cię Adrien, tak bardzo cię przepraszam - mówił.
- Wybaczam ci ojcze. - Uśmiechnął się ukazując swoje kocie kły.
- Dziękuję Biedronko, gdyby nie ty... - Nie dokończył.
- Również panu wybaczam. - Podeszła by pogładzić Chata po głowie. Możnaby przyznać, że stali się jedną, kochającą rodziną, bedaca razem na dobrą i na złe.
A on i ona byli tak idealni, mimo tak wielu wad.
-----------------------------
Krótkie? No cóż, wiem, przepraszam, ale mam potworny zapierdziel w szkole, a wiecie, średnia 5.00 jest obowiązkowa u mnie.
Myślę, ze jeśli dobrze pójdzie to rozdział Campingu pojawi się w tym tygodniu, ale nic nie obiecuję wszystko może się zmienić.
Co do Londynu zrobiłam dla Was kilka zdjęć, oczekujcie ich pod rozdziałem ff o Tefefere ^^ Muszę przyznać, ze było przegenialnie, szczególnie ze miałyśmy mega pecha, który był aż śmieszny.
Ogólnie życzę wam powodzenia w szkołach, bo pewnie teraz dużo dużo Was coś poprawią, robi dodatkowe prace etc.
Dzięki za przeczytanie, przepraszam za błędy 💖
Also, zajrzyjcie czasem na mój profil, może się zdarzyć, ze na tablicy będę pisać do Was coś ważnego, a nie będę chciała dodawać specjalnej notki tutaj :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top