Prolog
-Szybciej!
-Tracimy ją!
-Siostro, skalpel!
-Niech się doktor pośpieszy!
-Gdzie jest ręcznik!?-było słychać na sali operacyjnej.
**
-Nasza Marinette...-załkała pani Cheng, siedząca na korytarzu. Tu było dużo ciszej i spokojniej, ale nastrój ten nie udzielał się rodzicom operowanej dziewczyny.
-Moja mała córeczka...-jęknął mąż wcześniej wymienionej kobiety-Dlaczego... dlaczego ona... Oh-rozpłakał się jak małe dziecko.
Żona chwyciła swoją drobną dłonią jego ramię w geście pocieszenia. Nie była w stanie zrobić nic więcej, nie umiała się do niego zbiliżyć.
Czuła się bezsilna.
Jej mała córeczka była operowana kilka pomieszczeń dalej, a ona jedyne co robiła to płakała. Nie mogła nawet na nią spojrzeć, pogłaskać po miękkich włosach, pocałować.
Marinette umierała.
***
Heja!
Sto lat mnie tu nie było i czuję ogromne zażenowanie poziomem moich książek, notek i wszystkiego innego, co tu zamieszczałam.
Postaram się to jakoś poprawić, ale nie wiem jak to wyjdzie.
No, ale było minęło, obiecałam Wam 2 część, a oto i ona!
Od razu mówię, bo wiem że tak będzie-rozdziały będą tu BARDZO żadko. Jednak mimo wszystko zachęcam do czytania.
No to by było na tyle,
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top