80.
Jungkook POV.
Ocknąłem się w ciemnym miejscu. Od razu dotarło do mnie co tu robię i jak się tutaj znalazłem. Spojrzałem w bok widząc swoją grupę, którzy leżeli nieprzytomni. To było tak szybko... Czatowaliśmy w jednym starym budynku, gdy znienacka wybuchła bomba gazowa, a potem obudziłem się w tym miejscu.
Poruszyłem się, lecz nie mogłem będąc związany w nadgarstkach i nogach. Byłem obezwładniony.
ㅡ Kurwa. ㅡ Szepnąłem. Resztkami sił doczołgałem się do swoich ludzi zaczynając ich szturchać nogami. ㅡ Wstawajcie. ㅡ Powiedziałem. Ocknęli się zaczynając panikować. ㅡ Zamknąć się. ㅡ Syknąłem. ㅡ Trzeba zbadać sytuację i jakoś się stąd wyrwać.
ㅡ To niemożliwe. Jesteśmy dosyć mocno związani. Nie możemy ruszyć rękami nawet na milimetr.
ㅡ Z boku kieszeni powinienem mieć nóż. Spróbuj go wyjąć. ㅡ Szepnąłem. Chłopak przybliżył się odrwacając do mnie plecami. Na szczęście wyjął sztylet. ㅡ Świetnie. Tnij. Tylko traf. ㅡ Dodałem odwracając się do niego tyłem. Po kilku nieudanych próbach chłopak w końcu przeciął liny. ㅡ W końcu. ㅡ Odetchnąłem z ulgą masując nadgarstki. Następnie uwolniłem swoje nogi, a potem resztę załogi. ㅡ Bądźcie czujni. Nie wiemy, gdzie jesteśmy i z kim zadarliśmy.
ㅡ To pewnie jedni z tych gangów.
ㅡ Nic nam nie wiadomo. Załatwili nas jednym głupim gazem. Nie dajmy się złapać kolejny raz. ㅡ Fuknąłem.
Jimin POV.
ㅡ Jaki piękny widok. ㅡ Powiedziałem podchodząc do okna widząc za nim tańczące morze. ㅡ Dziękuję Bonseo jeszcze raz. Ratujesz mnie.
ㅡ Naprawdę to nic wielkiego. I tak musiałem sprzedać to mieszkanie, bo praktycznie z niego nie korzystam.
ㅡ Jest boskie. Mam u ciebie dług.
ㅡ No niby masz. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Bo musisz płacić za czynsz.
ㅡ Racja. ㅡ Również się zaśmiałem. ㅡ Myślę, że najważniejsze załatwiliśmy. Wracaj do Soorin. Potrzebuje cię teraz bardziej.
ㅡ Masz rację. To będę się zbierał. Trzymaj się.
ㅡ Tak, do zobaczenia. ㅡ Powiedziałem, a mężczyzna wyszedł z mieszkania. Westchnąłem wracając do widoku za oknem. Nocą ten widok musi być piękniejszy, a wschód słońca jeszcze bardziej.
***
Jungkook POV.
Miesiąc później...
Bawiłem się naszyjnikiem, który podarował mi Jimin. Zastanawiałem się co u niego i czy w końcu mi wybaczył. Nie tylko za to, że tak okropnie go potraktowałem, ale także za to, że zostawiłem go w dniu ślubu. Gdy się o tym dowiedziałem byłem wściekły. Nie chciałem tego. Dałem mu kolejny powód by odwołać ślub.
ㅡ Nie załamuj się. Wrócisz do niego. ㅡ Odparł jeden z chłopaków z drużyny. Dobrze wiedzieli, że jestem gejem i mam narzeczonego. Tu akurat nie musiałem się z tym ukrywać.
ㅡ Wysłałem mu podczas tej misji wiele listów. Na żaden mi nie odpowiedział... ㅡ Westchnąłem ciężko. ㅡ Chcę już wrócić do Korei i z nim porozmawiać. ㅡ Dodałem. Zacząłem się martwić, że chce o mnie zapomnieć i znaleźć sobie kogoś innego. Może przestał mnie kochać? Może się ucieszył, że nie było ślubu?
ㅡ Nie zadręczaj się. Wrócisz i się pogodzicie.
ㅡ Gdyby to było takie łatwe. ㅡ Mruknąłem podchodząc ostrożnie do okna na zwiady. Była noc, a my siedzieliśmy w opuszczonym budynku. Wszędzie było ciemno i cicho co przerażało. Sam nie widziałem celu w tej misji. ㅡ Co mamy tu robić? ㅡ Szepnąłem. ㅡ To tylko śmierć na darmo.
ㅡ Nieprawda. Pomagamy w tej wojnie.
ㅡ I tak się nie skończy. Ona trwa już od kilku lat. Myślisz, że my coś zmienimy?
ㅡ Kapitanie. Jeszcze tylko dwa miesiące i wracamy do domu. Potem niech Amerykanie się martwią.
ㅡ Spróbujcie mi w tym czasie zginąć. ㅡ Warknąłem. ㅡ Idźcie spać. Stanę na warcie. ㅡ Dodałem.
ㅡ Ale..
ㅡ To rozkaz.
Żołnierze położyli się szybko zasypiając. Dlatego obserwowałem przez rozbite okno wypatrując nieprzyjaciela, który mógł pojawić się, z każdej strony. Noc była najgorsza, ponieważ w ciemnościach grasuje największe zło, którego nie widać.
Nagle usłyszałem szelest. Schowałem się jeszcze bardziej wychylając jedynie jedno oko.
Kolejny szelest.
Serce przyspieszyło swój rytm, a w żyłach popłynęła adrenalina.
Przeładowywanie broni i strzał. Ukryłem się za ścianą zdając sobie sprawę, że nas znaleźli.
ㅡ Pobudka. Już, już. Musimy stąd się wydostać. ㅡ Szturchnąłem wszystkich. Ocknęli się wstając i łapiąc za karabiny. ㅡ Na ziemię i cicho. ㅡ Szepnąłem. Wykonali rozkaz leżąc jak ciche myszki. Drugie najgorsze co było w ciemności? To to, że nie widać kto kogo atakuje. Możesz zaatakować z prawej, lewej, a nawet z góry. Niezliczona liczba ataków.
ㅡ Kapitanie. Wyjdźmy tylnym wyjściem.
ㅡ To zbyt niebezpieczne. Mogą na nas tam czekać oczekując, że właśnie to zrobimy. Jesteśmy w pułapce. W tej chwili musimy walczyć.
ㅡ Nie lepiej iść piętro wyżej?
ㅡ Rzucą granat to cały budynek runie. ㅡ Odparłem. ㅡ I wszyscy zginiemy.
ㅡ To co robimy? Nie wiemy, gdzie są.
ㅡ Noktowizory.
ㅡ Mamy tylko dwie pary.
ㅡ Cholerny budżet wojska. ㅡ Warknąłem. ㅡ Zakładajcie i dajcie znać, gdzie są. Tylko ostrożnie.
ㅡ Tak jest.
*
Jimin POV.
Przez to, że chce na jakiś czas zamieszkać w Busan musiałem znaleźć pracę, którą znalazłem w pobliskiej kwiaciarni. Uwielbiałem kwiaty i nie mógłbym teraz z nich zrezygnować. W dzień w dzień zastanawiałem się jak się czuję Jungkook. Czy jest cały? Nic nie pisał, więc pewnie nie miał czasu.
Spojrzałem na swój pierścionek czując w oczach łzy. Chciałem by w końcu wrócił i mnie przytulił. Zrobiłbym wszystko.
ㅡ Przepraszam?
ㅡ Tak? ㅡ Ocknąłem się patrząc na mężczyznę.
ㅡ Mówiłem, że chciałbym bukiet mieszanych kwiatów.
ㅡ Jasne już się robi. ㅡ Odparłem.
ㅡ Ale taki mały. Nie musi być duży.
ㅡ Dobrze. ㅡ Skinąłem głową. Kilka minut później bukiet był gotowy. Podałem go mężczyźnie, a gdy zapłacił uśmiechnął się wychodząc. ㅡ Chcę do Guka. ㅡ Szepnąłem.
Gdy wybiła godzina siedemnasta zamknąłem kwiaciarnię idąc do marketu na zakupy. Musiałem przecież coś jeść.
Godzinę później zmęczony po udanych zakupach wróciłem do domu. Jak na złość miałem zajęte ręce przez reklamówki nie mogąc sięgnąć po klucz. Westchnąłem kładąc jedną torbę na ziemię, która się wywróciła, a produkty wysypały.
ㅡ Nie, cholera. ㅡ Warknąłem. Otworzyłem drzwi kładąc drugą torbę na korytarzu, a następnie zacząłem zbierać wysypane rzeczy.
ㅡ Pomóc? ㅡ Usłyszałem obcy głos.
ㅡ Nie, dziękuję. ㅡ Odparłem, jednakże mężczyzna nie posłuchał zbierając pomarańcze.
ㅡ Proszę. ㅡ Powiedział wrzucając owoce do torby.
ㅡ Dziękuję bardzo. ㅡ Wstałem kłaniając się.
ㅡ Jesteś tutaj nowy tak?
ㅡ Niedługo się wprowadziłem.
ㅡ Jestem Lee Kyung-Ji. ㅡ Podał dłoń.
ㅡ Park Jimin. ㅡ Odpowiedziałem ściskając jego rękę.
ㅡ Miło mi cię poznać. ㅡ Uśmiechnął się. Po chwili do jego nóg przytulił się mały chłopiec.
ㅡ Tato chodźmy już do domu.
ㅡ Poznaj mojego syna. Lee Seongjun. ㅡ Przedstawił nieśmiałego chłopca.
ㅡ Hej mały. Jestem Jimin. ㅡ Uśmiechnąłem się podając mu dłoń, lecz bardziej się schował za swoim tatą.
ㅡ Nie bój się. Podaj ładnie rękę. ㅡ Zaśmiał się. Chłopczyk ani drgnął. ㅡ No nic. Za bardzo się wstydzi.
ㅡ Nic się nie stało. ㅡ Odparłem.
ㅡ Pójdziemy już. Musi odrobić szlaczki.
ㅡ Rozumiem. To do zobaczenia.
ㅡ Do zobaczenia. ㅡ Rzucił wchodząc do mieszkania, które było dwa drzwi dalej od mojego. Zaśmiałem się jako iż mieszkał nawet blisko.
*************************
17.01.23
Hejka
Jak wam się podoba?
Miłego dnia 💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top