66.
Po naszym spotkaniu następnego dnia Jungkook musiał wrócić do wytwórni i wytłumaczyć się prezesowi. Mimo że nic nie zrobiłem to stresowałem się, przez co w pracy wylatywało mi wszystko z rąk.
ㅡ Cholera. ㅡ Fuknąłem, gdy upuściłem kwiaty przez co wyglądały nieestetycznie, pogniecione, a płatki leżały na całej podłodze. Westchnąłem klękając i ratując te najładniejsze. Po kilku chwilach zauważyłem obcą mi parę rąk. Uniosłem głowę widząc tą samą kobietę, która pomagała mi zbierać rośliny. ㅡ Dzień dobry. ㅡ Powiedziałem.
ㅡ Dzień dobry. ㅡ Uśmiechnęła się.
ㅡ Proszę to zostawić. Poradzę sobie.
ㅡ Nie ma problemu. Pomogę panu. ㅡ Odparła. Kilka minut później skończyliśmy. Odebrałem od niej kwiaty zanosząc je na zaplecze.
ㅡ Co by Pani chciała? ㅡ Spytałem. ㅡ Bukiet?
ㅡ Um.. Chciałabym wieniec. ㅡ Uciekła wzrokiem. ㅡ A Pan robi najładniejsze.
ㅡ Proszę spojrzeć pod ścianą na końcu. Tam są różne wieńce. ㅡ Odparłem. Skinęła głową ruszając w tamtą stronę. Obserwowałem ją ze skupieniem. Mimo że się uśmiechała była przygnębiona. Nie rozumiałem, dlaczego udaje taką silną. Każdy kogoś w życiu traci i to nie wstyd płakać. Kilka chwil później przyszła z dwoma wieńcami. ㅡ Poproszę te dwa.
ㅡ Tak. ㅡ Skinąłem głową licząc. ㅡ Moje kondolencje.
ㅡ Dziękuję. ㅡ Spuściła głowę wyjmując portfel płacąc.
ㅡ Pomogę Pani. ㅡ Powiedziałem.
ㅡ Nie trzeba. Poradzę sobie. ㅡ Stwierdziła. ㅡ Do widzenia.
ㅡ Do widzenia.
Dzień minął mi szybko jak za pstryknięciem palca. Zamykałem właśnie kwiaciarnie, gdy to poczułem oplatające mnie ramiona. Podskoczyłem wystraszony odwracając się zauważając Jungkooka.
ㅡ Guk? ㅡ Spytałem zaskoczony. ㅡ Co tu... ㅡ Przerwał mi muskając moje usta.
ㅡ Witaj kochanie. Co u ciebie?
ㅡ Dobrze, ale...
ㅡ Nie uciekłem i nie, nie mam kary.
ㅡ To skąd? ㅡ Uniosłem brew.
ㅡ Nie cieszysz się, że jestem?
ㅡ Cieszę się, Kookie. ㅡ Uśmiechnąłem się przytulając go. ㅡ Ale nie mówiłeś, że wychodzisz wcześniej. Jaki jest tego powód? Wyrzucili cię? ㅡ Odsunąłem się stresując się.
ㅡ Nie. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Po prostu... Rozmawiałem z prezesem. Wyjaśniłem mu sytuację i zrozumiał. O dziwo... Pozwolił mi kończyć wcześniej, bo nie chce bym stracił normalnego życia.
ㅡ To bardzo dobrze. ㅡ Pisnąłem uradowany wskakując na niego. ㅡ Czyli będziemy teraz się regularnie spotykać?
ㅡ Oczywiście. ㅡ Stwierdził. ㅡ Chodźmy na kawę.
ㅡ Dobrze. Czekaj zapomniałem telefonu. ㅡ Mruknąłem nie czując urządzenia w kieszeni. ㅡ Idź zająć miejsce ja zaraz przyjdę. ㅡ Uśmiechnąłem się.
ㅡ Okay. ㅡ Skinął głową ruszając do kawiarni.
Ponownie otworzyłem kwiaciarnie biegnąc na zaplecze znajdując swoją własność na stoliku. Odetchnąłem z ulgą wychodząc z pomieszczenia. Cofnąłem się wystraszony, gdy ktoś rzucił kamieniem w szybę, która potrzaskała się na drobny mak. Schowałem się za ladą słysząc obce mi głosy.
ㅡ Bierz pieniądze i spadamy. ㅡ Powiedział jakiś mężczyzna. Słyszałem kroki, które były coraz bliżej.
ㅡ Panowie tak w biały dzień? ㅡ Usłyszałem głos Kooka. Jeszcze jego tu brakowało. Uniosłem lekko głowę obserwując chłopaka, który stał na przeciwko złodziejom. W bohatera chcę się bawić. ㅡ Nie ładnie tak okradać kwiaciarnię. Jeśli chcecie kwiatki to możecie iść na łąkę.
ㅡ Nie wtrącaj się. ㅡ Powiedział wyjmując pistolet celując w Guka. Chciałem wyjść i powstrzymać, lecz powstrzymałem się, z powrotem chowając się za ladą i dzwoniąc na policję. Próbowałem im przekazać informację jak najciszej, lecz nie rozumiali, ale podejrzewali, że dzieje się niebezpieczeństwo.
Po chwili usłyszałem strzał. Serce przez chwilę przestało bić. Zerknąłem zakrywając usta, lecz odetchnąłem z ulgą widząc, że to nie Guk został ranny, a jeden z bandziorów. Ale jak?
ㅡ Zabij go! ㅡ Krzyknął ranny. Drugi złodziej rzucił się na Jungkooka, lecz mieli pecha trafiając na byłego żołnierza. Nie myliłem się. Guk raz dwa powalił mężczyznę na ziemię wykręcając mu rękę aż sam zakryłem oczy czując ten ból. Wtedy spokojnie mogłem wytłumaczyć policji co i jak.
Kilka minut później przyjechali, dlatego wyszedłem z ukrycia przytulając chłopaka, lecz zaraz odsunąłem się bijąc go po klatce piersiowej.
ㅡ Durny, durny. Jak mogłeś wyjść do zbirów?! ㅡ Oburzyłem się. ㅡ Nic ci nie jest?
ㅡ Miałem tak siedzieć i patrzeć, gdy byłeś w niebezpieczeństwie?
ㅡ A kto strzelił? Ty?
ㅡ No skąd. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Jego wspólnik. No nic. Idziemy na tą kawę?
ㅡ Musimy złożyć zeznania.
**
Po złożeniu zeznań na komisariacie wróciliśmy do domu, oczywiście Guka. Po drodze zadzwoniłem do rodziców opowiadając im wszystko co się stało. Zmartwili się, lecz odetchnęli z ulgą, gdy usłyszeli o Jungkooku i co zrobił.
ㅡ Zrobię ci herbaty na uspokojenie. ㅡ Stwierdził pocierając dłońmi moje ramiona, następnie idąc do kuchni.
ㅡ Jungkookie? ㅡ Poszedłem za nim.
ㅡ Tak? Wszystko w porządku? ㅡ Spytał. Pokręciłem przecząco głową przytulając go zaczynając płakać. Czułem jak wszystko ze mnie w końcu ulatuje, jakby kamień z serca spadł. ㅡ Hej spokojnie kochanie. Jesteś już bezpieczny.
ㅡ Bałem się. ㅡ Szepnąłem. ㅡ Szczególnie o ciebie. Mieli broń. Mogłeś być ranny. Mogłeś zginąć.
ㅡ Skarbie nie pamiętasz już? Dostałem kilka razy we wojsku i nadal żyłem.
ㅡ To tylko i wyłącznie dzięki szczęściu. Nie wiadomo co by teraz się stało.
ㅡ Dobrze, dobrze. Cichutko. ㅡ Przytulił mnie bardziej do siebie głaszcząc po głowie. ㅡ Ważne, że już po wszystkim, a ty dostałeś dwa dni wolnego.
ㅡ Nie potrzebnie, bo zwariuje w domu.
ㅡ Chim? A może... Znowu się wprowadzisz do mnie?
ㅡ Znowu? A co jeśli znowu nam coś nie wyjdzie? Zaczekajmy z tym Gukie.
ㅡ Dobrze, dopóki ci się nie oświadczę, będziemy mieszkać osobno. Popieram tę ciekawą sugestie. ㅡ Uśmiechnął się szeroko odsuwając i wstawiając wodę w czajniku.
ㅡ Co? ㅡ Zdziwiłem się.
ㅡ No to. Nieważne. Zróbmy sobie maraton filmowy. ㅡ Stwierdził wyjmując z szafki chipsy. Wciąż zdziwiony poszedłem do salonu.
****************************
23.10.22
Hejka
Jak wam się podoba?
Miłego dnia 💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top