32.

Jimin POV.

Gdy zbliżałem się do wyjścia zatrzymał mnie jakiś chłopak. Był zdyszany i wystraszony.

ㅡ Nie było żadnej blondynki, żadnej innej kobiety. Żartowaliśmy. Naprawdę. Jungkook jest czysty jak łza. On cię nie zdradził. Błagam uwierz mi.

ㅡ Nie ty powinieneś się tłumaczyć. ㅡ Fuknąłem chcąc sobie iść, lecz złapał mnie.

ㅡ Nie rozumiesz. Jungkook celuje we wszystkich bronią, dopóki nie powiemy ci prawdy. Powstrzymaj go, bo będą z tego ofiary. My naprawdę tylko żartowaliśmy.

ㅡ Cicho. ㅡ Fuknąłem biegnąc z powrotem do namiotu. Chłopak nie kłamał. Czyli nie wydawało mi się, że słyszałem strzały. ㅡ Kook odłóż pistolet. ㅡ Poprosiłem kładąc dłoń na jego barku.

ㅡ Ja naprawdę cię nie zdradziłem. ㅡ Powiedział poważnie, lecz wiedziałem, że kryje się za tym desperacja.

ㅡ Najpierw odłóż to. Proszę cię. ㅡ Rzekłem. Powoli zbliżałem się do jego dłoni aż w końcu zabrałem mu broń rzucając na bok. Wszyscy odetchnęli. ㅡ Oszalałeś?

ㅡ Właśnie. Oszalałeś? ㅡ Warknął ktoś za mną.

ㅡ Zamknijcie się. ㅡ Fuknąłem. ㅡ Gdybyście mnie nie okłamali inaczej to wszystko by wyglądało! Jaka to frajda niszczyć komuś związek?! Pomyśleliście? W tej chwili bylibyście już martwi.

ㅡ Dobra może przesadziliśmy. ㅡ Podszedł jakiś czarnowłosy chłopak. ㅡ Ale nie sądziliśmy, że sięgnie po broń, a ty EunBin nie zostawiaj pistoletu na łóżku. Ciesz się, że kapitan tego nie zauważył. A my przepraszamy za nasze kłamstwo.

ㅡ Przez was mogłem go stracić! ㅡ Krzyknął chłopak podchodząc do czarnowłosego chcąc go uderzyć, lecz w porę go zatrzymałem.

ㅡ Guk uspokój się, dobrze? Już jest wszystko w porządku. Spokojnie. Jestem z tobą. Wierzę ci. ㅡ Odparłem. Brunet upadł na kolana chowając twarz w dłoniach zaczynając cicho szlochać. Ukucnąłem przed nim ujmując w dłonie jego twarz.

ㅡ Gdybym tego nie zrobił.... Nie uwierzyłbyś mi. Przepraszam.

ㅡ Wystarczyła by zwykła rozmowa.

ㅡ Nie. Nie słuchał byś mnie. Miałbyś mnie gdzieś. A wy... ㅡ Spojrzał na pozostałych. ㅡ Nie jesteście prawdziwymi żołnierzami. Prawdziwy żołnierz ma honor, godność i jest uczciwy, a wy tacy jesteście?! ㅡ Krzyknął.

ㅡ Gukie..

ㅡ Co tu się dzieje? ㅡ Do środka wszedł dowódca. ㅡ Co to za zamieszanie?

ㅡ Nic się nie dzieje kapitanie. Rozmawiamy.

ㅡ A co to były za strzały? Kto używał broni? ㅡ Warknął.

ㅡ Ja, kapitanie. ㅡ Powiedziałem wstając na równe nogi. ㅡ Myślałem, że jest zablokowana i poleciało parę strzał. Przepraszam.

ㅡ Nie jesteś już żołnierzem. Nie powinieneś był tykać broni. W tej chwili opuść jednostkę inaczej wyciągniemy cię stąd siłą.

ㅡ W porządku. ㅡ Odparłem. ㅡ Do widzenia. ㅡ Ukłoniłem się wychodząc z namiotu jednocześnie kładąc dłoń na włosach starszego w ten sposób się z nim żegnając. Choć wiedziałem, że zostawienie go samego z tamtymi było dużym błędem, lecz nie chciałem większych kłopotów. Przekroczywszy bramę wsiadłem do samochodu chcąc odjechać, lecz po kilku chwilach usłyszałem alarm. Dostrzegłem, że wszyscy biegną w stronę namiotu. ㅡ Nosz kurwa. Usmaże tego królika. ㅡ Warknąłem z powrotem wychodząc z auta i podchodząc do bramy. Zauważyłem jak go siłą wyciągają i prowadzą do aresztu. ㅡ Trzymaj się Gukie. ㅡ Mocniej ścisnąłem kraty chcąc go przytulić. Cierpiał, a to przez kogo? Przez tych bandę frajerów, którzy okłamali mnie, a jego wystawili jako cel. Miałem nadzieję, że mają trochę oleju w głowie i coś z tym zrobią, bo to ich wina.

Kiedy straciłem strasznego z pola widzenia wróciłem do samochodu odjeżdżając. I tak bym nic nie wskórał. Wróciłem do domu, gdzie odpowiedziałem rodzicom co się stało.

ㅡ Pojadę tam i go po prostu stamtąd zabiorę. ㅡ Warknął ojciec.

ㅡ Niby jak? Nie jesteś...

ㅡ Nie mów, że zapomniałeś Jimin. Kim jest twój wujek?

ㅡ Ministrem obrony narodowej. ㅡ Przypomniałem sobie i nagle zaświeciła mi się zielona lampka. Szczęśliwi przytuliłem ojca. ㅡ Naprawdę go wyciągniesz?

ㅡ Chłopak się tam tylko marnuje. Jak będzie chciał może przecież iść do innej jednostki.

ㅡ Jadę z tobą tato. Proszę. ㅡ Powiedziałem błagalnie. Westchnął skinając głową. Uradowany poszliśmy na korytarz, gdzie się ubraliśmy, a następnie wyszliśmy z domu wsiadając do auta. ㅡ Zapomniałem, że wujek jest ministrem. Czemu nie mówiłeś wcześniej?

ㅡ Myślałem, że pamiętasz. ㅡ Zaśmiał się sięgając po telefon i wybierając numer. ㅡ Witaj bracie! Jesteś w pracy? Tak? To świetnie. Potrzebuję twojej pomocy. Przyjedziemy do ciebie za pół godziny. W porządku. ㅡ Rozłączył się odpalając silnik i ruszając. ㅡ Już na nas czeka. Nie będzie problemu z wjechaniem do środka.

ㅡ Tato jesteś niesamowity. Dlaczego ty nie jesteś ministrem, albo nie wiem...

ㅡ Bo ja Jimin chciałem mieć normalne życie. Mieć spokojne życie i rodzinę. Mój brat się uparł, że chce być kimś. Ale ty możesz iść własną ścieżką Jimin.

ㅡ Rozumiem.

Kilkanaście minut później dojechaliśmy na miejsce. Był to ogromny budynek z wieloma zabezpieczeniami. Po chwili dwóch mężczyzn podeszło do nas prowadząc w jakieś miejsce. Weszliśmy do środka kierując się na piętro, a potem weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia.

ㅡ Junsu. Miło cię widzieć. ㅡ Powiedział radośnie mój ojciec.

ㅡ Jaejoong kopę lat. A to twój mały Jimin? No już nie taki mały. Wyrósł na mężczyznę. ㅡ Zaśmiał się przytulając moją osobę. ㅡ Pewnie mnie nie pamiętasz. Miałeś wtedy dziewięć lat jak się widzieliśmy.

ㅡ Coś tam pamiętam wujku. ㅡ Uśmiechnąłem się.

ㅡ Jaka to sprawa, w której mam wam pomóc?

ㅡ Chodzi o jednego żołnierza. Jesteś w stanie go wyciągnąć?

ㅡ Może przecież sam zrezygnować z wojska. Wystarczy, że...

ㅡ Ale jest teraz w areszcie. Drugi raz pod rząd. ㅡ Odezwałem się. ㅡ Wujku. Proszę. Wyciągnij go stamtąd. Błagam. ㅡ Zrobiłem ręce jak do modlitwy.

ㅡ Jak ma na imię?

ㅡ Jeon Jungkook.

ㅡ Słyszałem o nim. Doszły mnie słuchy, że został porwany i...

ㅡ Tak tak. Wiemy o tym, ale dasz radę go wyciągnąć?

ㅡ Oczywiście. Poczekajcie. Może chcecie kawy? Herbaty? Mam nawet coś mocniejszego.  ㅡ Zaśmiał się siadając na swoim fotelu za masywnym biurkiem.

ㅡ Jimin poprowadzisz? ㅡ Spytał ojciec z uśmiechem. Westchnąłem skinając głową. ㅡ Super. Junsu daj mi coś mocnego. ㅡ Rzekł siadając na przeciwko brata. Wywróciłem oczyma siadając obok ojca. Wujek skinął głową wyjmując butelkę whisky ze szafki, a także dwie szklanki.

ㅡ Nalej. Ja zadzwonię. ㅡ Odparł. Sięgając po telefon. Po krótkiej rozmowie rozłączył. ㅡ Ja on mnie wkurza. Nalałeś? No to zdrowie. ㅡ Rzekł. Obaj mężczyźni chwycili za szklanki stykając się i wypijając wszystko na raz. Skrzywiłem się na sam zapach alkoholu.

ㅡ Coś się stało wujku?

ㅡ Spokojnie. Nic się nie stało. Za dwadzieścia minut przyjedzie główny dowódca.

ㅡ Po co?

ㅡ By się dowiedzieć czemu ma wypuścić Jeona.

*************************

30.07.22

Hejka

Jak wam się podoba?

Miłego wieczoru 💖

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top