105.
Następnego dnia, gdy wszystkie emocje ze mnie zeszły pojechałem ponownie do jednostki, jednakże by załatwić tylko jedną sprawę. Będąc na miejscu od razu ruszyłem do gabinetu generała. Wszedłem do środka oszczędzając sobie salutowania od razu przechodząc do rzeczy.
ㅡ Jungkook?
ㅡ Proszę. ㅡ Podałem mu kopertę.
ㅡ Wypowiedzenie? Żartujesz sobie.
ㅡ Nie. Odchodzę. ㅡ Powiedziałem poważnie.
ㅡ Jungkook wiem, że powiedziałem o jedno słowo za dużo, ale to nie powód by rezygnować.
ㅡ I tak bym nie wrócił. Powiedział Pan, że wrócę po leczeniu. Jakim jebanym leczeniu? Siedzę tylko w domu, a nikt do mnie nie przychodzi. Tylko raz była u mnie psycholożka i już nie pokazała się ani razu. Tak chcecie mną pogrywać? To wolę sam odejść. ㅡ Warknąłem.
ㅡ Daj szansę. Załatwię to i..
ㅡ Nie. Pierdolę już tą jednostkę. Przenoszę się do innej. ㅡ Fuknąłem wychodząc z pomieszczenia.
ㅡ Jungkook! ㅡ Usłyszałem znajomy mi głos. Odwróciłem się widząc Tae.
ㅡ O co chodzi?
ㅡ Nie mogę znaleźć Jimina. Szukałem go już wszędzie. Mówił, że idzie do toalety, ale nie wrócił. ㅡ Powiedział, a mi od razu zaświeciła się czerwona lampka. Pobiegłem w tamtą stronę jak najszybciej. ㅡ Ale tam go nie ma! ㅡ Krzyknął, lecz nie obchodziło mnie to już. Wparowałem do łazienek szukając chłopaka.
ㅡ Ty. Gdzie jest Kang i jego kumple? ㅡ Spytałem przypadkowego chłopaka.
ㅡ Widziałem jak szli za budynek koszar. ㅡ Odparł, dlatego od razu tam popędziłem. Słysząc stęki bólu i płacz wiedziałem już do kogo należą.
ㅡ Co wy wyprawiacie? ㅡ Warknąłem łapiąc jednego za kołnierz, który kopał mojego Chima co się zwijał z bólu na ziemi.
ㅡ M-my nic takiego Kapralu.
ㅡ Nic takiego?! Macie pięć sekund by być na dziedzińcu. Jeśli was nie będzie inaczej sobie pogadamy, jasne?! ㅡ Krzyknąłem, a ci pobiegli aż się kurzyło. Następnie ukucnąłem przed młodszym biorąc go na ręce. ㅡ Spokojnie kochanie. Już jestem.
ㅡ Nie dałem rady. Przepraszam. ㅡ Wyszlochał.
ㅡ Ćśś... To nie twoja wina. Było ich więcej. Nie wiń się za to, skarbie. Zaniosę cię do skrzydła szpitalnego. ㅡ Odparłem robiąc co mówiłem. Położywszy go na łóżku chciałem od razu iść dać im nauczkę, lecz czując ucisk na ręce przystanąłem.
ㅡ Zostań ze mną.
ㅡ Chciałbym, ale muszą za to zapłacić.
ㅡ Pytali jak to jest mieć taryfy ulgowe, gdy sypiasz ze swoim przełożonym. Pytali także o gorsze rzeczy.
ㅡ Spokojnie. Czy odkąd byliśmy razem miałeś jakieś taryfy? Nie. Traktowałem cię równo jak innych.
ㅡ Oni także chcieli mieć luzy i coś z tego wojska, dlatego powiedzieli, że mam robić wszystko co każą. ㅡ Uciekł wzrokiem.
ㅡ Czyli? Chim? Co kazali ci zrobić? Kochanie obiecuje, że nie będę zły. Zmusili cię do tego, ale powiedz co. Jimin co musiałeś zro-...
ㅡ Miałem im zrobić dobrze! Zadowolony?! ㅡ Krzyknął zalewając się łzami, dlatego od razu go przytuliłem. ㅡ Nie chciałem tego. Nie chciałem... ㅡ Wyszlochał.
ㅡ Cichutko. Jestem przy tobie. Już nic ci nie grozi, a oni za to zapłacą.
ㅡ Przepraszam.
ㅡ To nie twoja wina, Chim. Nie zrobili ci nic więcej?
ㅡ Nie.
ㅡ Chociaż tyle mają szczęścia. ㅡ Mruknąłem pod nosem. ㅡ A teraz tutaj poczekaj. Załatwię sprawę. ㅡ Powiedziałem biegnąc do gabinetu generała. Wparowałem do środka czując narastające ciśnienie.
ㅡ Zmieniłeś zdanie?
ㅡ Mówiłem, że jak coś mu się stanie będzie to Pana wina! ㅡ Krzyknąłem uderzając w biurko.
ㅡ Uspokój się. Co się stało?
ㅡ Oczywiście. Pan nigdy nie wie co się dzieje w korpusie.
ㅡ Jungkook przejdź do rzeczy.
ㅡ Mówiłem by dać im nauczkę już dużo wcześniej. Teraz dręczą Jimina i przy okazji wykorzystali go dla swoich chorych potrzeb. Zadowolony jest Pan?
ㅡ Jak to wykorzystali? Zgwałcili go?
ㅡ Na szczęście nie, ale... Aish.. No wie generał...
ㅡ Dobrze, już rozumiem. Załatwię to.
ㅡ Załatwi Pan? Teraz?
ㅡ Uspokój się powiedziałem. ㅡ Warknął. ㅡ Idź już. Tą sprawę zostaw mnie.
ㅡ O nie. Nie ma mowy. Teraz pójdę na dziedziniec i tam im lekcje. Potem może pan wkroczyć.
ㅡ Jungkook..
ㅡ Wiem, że nie mogę, ale chcę ten ostatni raz.
ㅡ Eh... Tylko nie bądź zbyt brutalny.
ㅡ Dziękuję. ㅡ Odparłem opuszczając pomieszczenie, a następnie kierując się w stronę dziedzińca, ówcześnie zabierając z gospodarczego kilka wiader i kijów, które rzuciłem im pod nogi. ㅡ Teraz je weźmiecie i napełnicie wodą.
ㅡ Po co? ㅡ Spytali wystraszeni. Nie odpowiedziałem, dlatego bez zbędnych pytań zrobili co kazałem. Kilka minut później przede mną stało sześć wiader z wodą.
ㅡ Załóżcie je na ramiona.
ㅡ Że jak?
ㅡ Normalnie. Tu macie kije. Powieście je na dwóch końcach. ㅡ Wyjaśniłem, gdy nadal nie rozumieli. Widząc ich grymas na twarzy, kiedy podnosili dwadzieścia litrów aż się zaśmiałem. ㅡ Świetnie. Zrobicie teraz trzydzieści okrążeń.
ㅡ Z tymi wiadrami?
ㅡ A z czym myślałeś? Jednakże nie może spaść ani jedna kropelka. Są susze. Nie można marnować wody. Zaczynamy. Będę tuż za wami. ㅡ Powiedziałem. Jęknęli desperacko ruszając wolnym krokiem przed siebie uważając na wodę. ㅡ Stop! ㅡ Krzyknąłem, gdy jeden z nich odrobinę wylał. ㅡ Dwadzieścia pompek. ㅡ Warknąłem. Chłopak zmęczony położył wiadra wykonując ćwiczenie. Po kilkunastu seriach skończył, dlatego kazałem mu z powrotem zabrać wiadra i iść.
To się powtórzyło jeszcze kilka razy. Rekruci byli wykończeni i padali na twarz, ale ja jeszcze nie skończyłem.
ㅡ Świetnie. Dobra robota. ㅡ Pochwaliłem, gdy zrobili ostatnie okrążenie.
ㅡ Kapralu dosyć.
ㅡ Co? Co tam mamroczesz? To dopiero początek.
ㅡ Wiemy, że zrobiliśmy źle. Niech Pan da nam już spokój. ㅡ Powiedział Kang. Podszedłem do niego patrząc mu prosto w oczy.
ㅡ Spokój? A wy daliście spokój Jiminowi, gdy o to was prosił?
ㅡ My tylko...
ㅡ I to był błąd Kang. Zadarliście z niewłaściwą osobą. ㅡ Fuknąłem.
ㅡ Kapralu? ㅡ Usłyszałem za sobą. ㅡ Przyniosłem to o to Pan prosił. ㅡ Powiedział chłopak podając mi worek z jabłkami i liny.
ㅡ Dziękuję. Możesz iść..
ㅡ Mogę obserwować? ㅡ Spytał niepewnie.
ㅡ Śmiało. ㅡ Uśmiechnąłem się cwaniacko. ㅡ Klękać. ㅡ Rozkazałem co wykonali rozkaz. Jednym sprawnym ruchem związałem im ręce na plecach, a do wiader z wodą wrzuciłem jabłka.
ㅡ Mamy je wyłowić?
ㅡ Nie. Zjeść. Każde jabłko ma być do końca zjedzone..
ㅡ Ale to niemożliwe.
ㅡ Wszystko jest możliwe, jeśli się postaracie. Śmiało. Mamy czas. Nie wypuszczę was, dopóki nie zjecie wszystkich owoców. ㅡ Odparłem stojąc na przeciwko nich. Ci niepewnie zaczęli zanurzać się we wodzie próbując złapać jabłka, które wciąż im uciekały. Było to zabawne, a nie zauważyłem, kiedy obok zrobiło się pole widowiskowe.
ㅡ Już już wystarczy. ㅡ Usłyszałem, a koło mojej osoby stanął minister. ㅡ Za surowo ich traktujesz.
ㅡ I powinni być tak traktowani.
ㅡ Dziękuję, że bronisz Jimina, ale teraz to on cię potrzebuję. Zostaw ich mnie. Dostaną zasłużoną karę.
ㅡ Wie Pan?
ㅡ Zadzwonił do mnie generał i wszystko wyjaśnił. Przyjechałem jak najszybciej się dało. Nikt nie będzie dręczył mojego bratanka, a tym bardziej go wykorzystywać. Idź do niego Jungkook.
ㅡ Dobrze. ㅡ Westchnąłem niezadowolony, że kończę swoją zabawę.
ㅡ A do twojej rezygnacji wrócimy później.
ㅡ I tak odchodzę.
ㅡ Dlatego musimy porozmawiać. No nic idź już. ㅡ Machnął ręką. Wywróciłem oczyma idąc do skrzydła szpitalnego, w którym leżał Chim.
ㅡ Jak się czujesz kochanie? ㅡ Spytałem siadając na jego łóżku łapiąc jego dłoń.
ㅡ Już dużo lepiej. I jak?
ㅡ Nie skończyłem dawać im nauczki, bo przyjechał twój wujek.
ㅡ Że co? Kto go tu wezwał?
ㅡ Generał. Przepraszam Chim. Po tym poszedłem do niego i nakrzyczałem, bo miał cię pilnować, a szczególnie tamtych i tego nie zrobił.
ㅡ I tak by się dowiedział i tak. Nic nie szkodzi, Guk. Pewnie ich wyrzuci z jednostki.
ㅡ Tak myślisz?
ㅡ Jesteś dłużej ode mnie żołnierzem i nie wiesz tego? W ogóle to teraz go zdenerwowali, więc miły nie będzie. Znam już go.
ㅡ A co jeśli ich zostawi, a ciebie przeniesie?
ㅡ Nie. Dlaczego ja miałbym płacić za coś czego nie zrobiłem?
ㅡ Racja. ㅡ Skinąłem głową. ㅡ Wiesz... Złożyłem rezygnację z wojska.
ㅡ Naprawdę? Mam być dumny? ㅡ Uśmiechnął się szeroko.
ㅡ Serio? ㅡ Spojrzałem na niego spod byka.
ㅡ No co? Guk... Wiesz, że lepiej dla ciebie by było odpuścić wojsko. Jesteś słaby, ale udajesz silnego. Tak nie powinno być wiesz o tym doskonale.
ㅡ Wiem. Po prostu miałem dość tego traktowania. Miałem wrócić, a nie kwapią się do tego. Może nie chcą mnie tutaj tak naprawdę.
ㅡ Nie mów tak. Jesteś najlepszym żołnierzem. To dla nich będzie strata jeśli stracą ciebie.
ㅡ Ale jak mam wrócić skoro mają w dupie moje leczenie?
ㅡ Może chcą w ten sposób dać ci więcej wolnego. Odkąd jesteś we wojsku ile miałeś urlopu? ㅡ Spytał. Zamilkłem. Nie brałem go, bo po prostu nie potrzebowałem. ㅡ No właśnie. Chcą ci pewnie dać po prostu czas na odpoczynek, a na leczenie przyjdzie pora.
ㅡ Może masz rację. Zobaczymy. Twój wujek chcę ze mną rozmawiać na ten temat.
ㅡ Nie bój się. Może ci lepiej to wytłumaczy.
ㅡ Jasne. No nic. Wracam do domu. Odpoczywaj, Chim. ㅡ Powiedziałem całując go w czoło.
ㅡ Dziękuję Jungkook. Do zobaczenia.
ㅡ Do zobaczenia.
****************
26.07.23
Hejka
Jak wam się podoba?
Chyba powoli musimy kończyć tą książkę. Nie chce ale no niestety trzeba.
Miłego dnia 💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top