"Razem"?
Cześć!
Wiem, wiem, shocik miał być wcześniej, ale miałam spadek psychiczny i ogólnie nie miałam ochoty nic wstawiać. Teraz jestem i mam coś dla was! Takie króciutkie coś, oparte na tekście piosenki.
Tak wiem, kochacie to :>
Ogólnie nie zamierzam się udzielać w internecie przez kilka najbliższych dni i jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to odezwę się w czwartek/piątek, jeżeli nie to nie wiem. Może w niedzielę, gdy wstawię coś nowego? Możliwe.
Teraz czeka mnie dość ciężki okres, ale nie zamierzam zostawić czegoś, co kocham i zostawiać was bez niczego, więc nie martwcie się!
Od teraz będę was informować ile słów ma shot, będziecie wiedzieli, czy macie zostawić go sobie na dłuższą ilość wolnego czasu, czy przeczytać od razu :3
Ilość słów - 1340 :>
Kocham was skarby <33
Dziękuję wam wszystkim, zarówno komentującym jak i tym, którzy nie chcą zbyt bardzo się wychylać. Dziękuję za to, że czytacie moje wypociny i za to, że jesteście. Dodajecie mi siły do pisania dalej.
Miłego czytania kochani :3
-----------------------------------------
" Kiedyś zapytałeś się mnie, co będzie po śmierci. Ja nie wiem, ale ty teraz owszem. Zapytałem się ciebie, co byś chciał, żeby zrobiono z ciałem. Nie spodziewałem się tego co powiesz.
"- Nie róbcie mi pogrzebu, bo na niego nie zasługuję. Nie róbcie uroczystości, żadnej, nie chce jej. - Spojrzałeś w moje oczy. Głęboko. Tak, żebym na pewno zrozumiał. Nie wiedziałem, czemu nie chciałeś tego wszystkiego, ale zrozumiałem twój wybór. Akceptowałem go. - Spalcie moje ciało i najlepiej zakopcie daleko pod ziemią. Nie wydawajcie pieniędzy na nic, co jest związane ze mną. Wszystko, co było moje, ma być przepisane na was. Nic nie ma być podpisane moim nazwiskiem. Nie wspominajcie co się ze mną stanie, w końcu wszyscy o mnie zapomną, tego chcę. Chcę nie istnieć w oczach innych. Tylko wy naprawdę będziecie wiedzieli, co się stało i kim byłem. Nie mówcie mojego imienia, nie opowiadajcie o mnie, jakby mnie nigdy nie było. Spalcie wszystkie zdjęcia, usuńcie wiadomości w internecie jeżeli dacie radę. Nikt inny nie ma wiedzieć, że kiedykolwiek istniał ktoś taki jak Erwin Knuckles. - Odwróciłeś głowę i napiłeś się swojego drinka. Laserowe światła błądziły po twojej twarzy, a oczy magicznie zmieniały kolory, wraz z błyskającymi światłami.
- Okej, postaram się spełnić twoją obietnicę, gdy odejdziesz zbyt szybko - mruknąłem i również upiłem łyk ze swojej szklanki. Odwzajemniłeś moje słowa uśmiechem. Małym wygięciem ust".
Musiałeś wiedzieć, że niedługo odejdziesz, bo po miesiącu od tych słów już cię nie było. Odszedłeś. Wiedziałem, że kiedyś to nastąpi, każdego to czeka, tylko że niektórzy nie umieją żyć. Zatracili się w emocjach, w tym bólu, nie ruszyli dalej. Nie byliśmy na to przygotowani.
Wiesz... Lubię patrzeć w gwiazdy, zwłaszcza w słońce gdy mnie oślepia, bo mam wrażenie, że to ty. Że zamieniłeś się w nie, by rozświetlać moje życie. Że jesteś największą z gwiazd i jesteś tą wyjątkową, bo jako jedyna pojawiasz się pod osłoną dnia, a nie nocy. Zawsze gdy tak patrzę, myślę tylko o jednym. Czy nas widzisz? Czy słyszysz nas i nasze myśli? A może nie przejmujesz się nami i żyjesz w spokojnym świecie wśród owoców i piękna. Możliwe też, że siedzisz w pętli jednego wspomnienia, tego najszczęśliwszego, jakie posiadasz. Jeżeli tak, to powiesz mi które to?
Jeżeli nas widzisz, to wiesz, że wszyscy chcą coś zmienić, ale sami się do tego nie ruszą. Jeżeli nas obserwujesz, to pewnie widzisz też to, że się odsunęliśmy. Że już nie jesteśmy ekipą. Każdy poszedł w swoją stronę. Nie chciałem tego. Walczyłem do samego końca. Naprawdę Erwin, starałem się ich zatrzymać, ale każdy miał wyjebane. Mają uraz do ciebie i do mnie. Nawet nie wiem o co.
Zazwyczaj nie mówili o tobie. Milczeli, chyba że nagle wybuchała kłótnia, wtedy każdy dorzucał swoje trzy grosze. Starałem się bronić twojego imienia, ale jeżeli widziałeś, to doskonale wiedziałeś, że marnie mi to szło.
Obwiniają mnie za twoją śmierć. Obrzucają mnie winą, ale ja wiem, że tak nie jest. Obwiniają też ciebie. Pewnie wiesz o co. Powtarzają, że tak uzależniłeś nas od siebie, że nie umiemy, żyć bez ciebie. Bo gdy ciebie nie ma, nie umiemy rozmawiać, nie umiemy nic. Żadne z nich chcę sobie poradzić w pojedynkę, ale wiem, że jeżeli wszyscy odstawiliby swoją dumę na bok, byłoby łatwiej nam przetrwać. Wesprzeć siebie nawzajem.
Najgorszy jednak jest Vasquez. Nie wiem, czemu tak uparł się swojego zdania. Wiele razy próbowałem przemówić mu do rozsądku, ale on dalej swoje. "To przez niego się rozpadliśmy! Nie widzisz tego?!". Jego słowa wciąż wybrzmiewają w moim umyśle, a minęło tyle czasu. Tyle miesięcy odkąd pamiętam, a ja wciąż tęsknie. Za nim, za tobą.
Pamiętasz gdy każdy krzyczał na ciebie, że nie umiesz się skupić i nas posłuchać? Teraz oni to robią. Puszczają wszystko mimo uszu. Nie ważne co zrobię, nie zwrócę ich uwagi, wyznaczyli sobie własną ścieżkę i nawet na chwilę nie chcą z niej zboczyć. To przerażające.
Niechcący kiedyś wspomniałem twoje imię. Przepraszam cię za to. Ale usłyszałem jedno pytanie, które wbiło mnie w ziemię, przecież nikt już nie pamiętał. Zapomniałem wtedy o tym. "To gdzie jest teraz ten twój Erwin? Ktoś taki w ogóle istniał?". Wtedy odpowiedziałem - "Nie, nikt taki nie istniał, to tylko takie myśli, do mojej książki".
Czy jeżeli ja też odejdę z tego świata, spotkam się z tobą? Co jeżeli ja będę tylko nic nieznaczącą gwiazdą w nocy, a ty wciąż pozostaniesz słońcem? Nigdy się nie spotkamy.
To już czas, żebym kończył. Muszę iść. Poznałem kogoś, ale nie w ten sposób, który myślisz. To osoba z naszego otoczenia, po prostu poznałem ją w inny sposób. Odezwę się kiedyś, może. Może znów będę potrzebował się wygadać? Pamiętasz o nas wszystkich w tamtym miejscu?
Tęsknie za tobą Erwin. Chyba najbardziej z nich wszystkich. Chciałbym już być przy tobie.
Twój Speedo..."
Patrzył smutnym wzrokiem na notatki, które kiedyś prowadził, żeby uporać się ze stratą, smutkiem i tęsknotą. Nie pomogło mu. Po wielu latach wciąż myślał. Kolejne osoby z dawnej ekipy umierały. Rok za rokiem, a on jako jedyny jeszcze został na tym świecie. Jedyny z ich grupy.
Przewertował strony, aż dotarł do ostatniej i drżącą ręką napisał tylko - "Widzicie mnie stamtąd? Tęsknicie za życiem albo za mną? Przykro mi, że nie umieliśmy się utrzymać do końca. Mam nadzieję, że każdy z was jest szczęśliwy".
Odłożył długopis i wstał z podłogi. Schował mały dzienniczek pomiędzy inne książki, by kurzył się tak jak one. Usłyszał dziewczęcy krzyk, a na ramionach poczuł dłonie swojej małżonki. Wciąż żywił jakieś uczucia do szatyna, który od wielu lat nie żyję, ale zdążył ułożyć sobie życie i pokochać kogoś innego.
Obrócił się i przytulił się do swojej małżonki, która złożyła na jego ustach soczysty pocałunek. Uśmiechnął się smutno, a ona od razu zrozumiała, o co chodzi.
- Wciąż za nim tęsknisz?
- Był moim starszym bratem, jak mogę nie tęsknić? - przerwał na chwilę, by spojrzeć przez okno na wysoko ustawione słońce, które grzało swoim ciepłem tego dnia, nie dając litości nikomu. - Tęsknie za nimi wszystkimi, ale teraz to zamknięty temat. Czas, żeby też zapomnieć. - Ułożył głowę na ramieniu swojej ukochanej, przyciskając ją jeszcze bliżej do siebie.
- Zawołam Laurę na obiad, nie można jej odgonić od koleżanek - zaśmiała się, zatapiając palce w jego brązowych włosach. Już ich nie farbował. Nie chciał wracać do tamtych czasów za bardzo. Chciał zacząć na nowo.
- Jasne, ja pójdę zawołać Dylana, jego nie można odgonić od komputera. - Odsunął się, wzdychając. Zawołał imię syna i poszedł do kuchni, żeby nałożyć obiad dla całej rodziny. Zasiedli przy stole, cała szczęśliwa rodzina. On, żona i dwójka dzieci.
Tak jak powiedział. Zapomniał. Było mu ciężko, wiele razy przechodził kryzys, ale gdy w końcu nie pamiętał, odczuł ulgę, jednak jedna rzecz pozostała niezmienna. Kochał patrzeć na słońce, które wychodziło zza horyzontu, albo gdy było wysoko na niebie. Dziennika, który stał pośród wszystkich książek, nie dostrzegał. Nie wyróżniał się dla niego. Jedyne co było dla niego ważne to słońce, ale zapomniał, jakie miało znaczenie, gdy na nie spoglądał. Co dla niego znaczyło i kim było.
Nie chciał pamiętać, po prostu zawsze z uśmiechem patrzył na wielką gwiazdę, która zawsze podąża tym samym torem, ale nie świeci tak samo. Każdy dzień był inny. Szczerze nienawidził chmur, ponurych pogód, bo podświadomie czuł, co się stało podczas tej pogody. Ruszał nadgarstkiem w różnych chwilach, tak jakby miał odpalić motocykl albo przyspieszyć. Podświadomość wiedziała, co się wtedy stało.
"Szybciej, szybciej, no dawaj! Dasz radę, musisz go stamtąd wyciągnąć, to jedyna szansa. Tylko złap go za rękę, tak by nie spadł... Nie! Nie! NIE! To się nie stało. Nie mogło. Na pewno nic mu nie jest! Chociaż jakby mogło nie być, skoro spadł z takiej wysokości...? Zabiłem go... To moja wina... Nie chciałem, wyślizgnął mi się z dłoni. Nie zdążyłem. Ten złoty wzrok, który wyrażał tylko strach i zrozumienie, gdy spadał... Przepraszam Erwin, ja nie chciałem..."
To wspomnienie wymazało się z pierwszych stron jego umysłu, będąc zakopanym gdzieś na końcu. Chociaż takie brutalne, to nie różniło się bardzo od poprzednich przeżyć. Nie chciał wspominać tamtych uczuć. Żył spokojnie i szczęśliwie. Nie żałował, że o czymś zapomniał. Czuł to, ale nie chciał pamiętać, jeżeli tak bardzo starał się zapomnieć. Pamiętał tylko swoje nowe życie i był z niego całkowicie dumny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top