*** Wybranka, kogo? ***
Jeosung przedzierała się przez chaszcze gęstego, mrocznego lasu, prowadzona przez Jongdae. Rozglądała się dokoła siebie, chcąc zapamiętać drogę, gdyby powrót do domu wiązał się również z odwiedzeniem tego miejsca jeszcze raz. Wąska, kamienista ścieżka mocno utrudniała jej podróż, przez co czuła, że bardzo spowalnia swojego towarzysza, dzięki któremu kilka razy uniknęła upadku. Z Jongdae szatynka czuła się bardziej pewna siebie, pomimo że znała go kilka chwil, to potrafił zdobyć jej zaufanie i w niektórych momentach czuła jakby podróżowała z wieloletnim przyjacielem.
Kiedy w końcu przedarli się przez rozległy las, dotarli do niedużego miasteczka, który swoim wyglądem mocno odstawał od tych, które pamiętała ze swojej okolicy. Brukowaną drogę oświetlały wysokie latarnie w których wnętrzu palił się ogień, nie do końca wyglądający też na taki, który Jeosung znała. Sprawiał wrażenie, jakby żył własnym życiem – zapalał się, kiedy mieszkańcy go potrzebowali i wygasał, kiedy jego funkcja nie była przydatna.
Budynki wykonane były z kamienia i do złudzenia swym wyglądem przypominały te, które Jeo mogła obserwować na rycinach w szkole, kiedy przerabiała epokę średniowiecza. Choć wspomniany widok zdawał się typowo historyczny, to było w nim kilka drobnych szczegółów, które mało co miały wspólnego z czasami odległymi. Każdy domek ozdobiony był różnego rodzaju ozdobami, które niejedną osobę przyprawiłyby o lekki dreszcz strachu. Obowiązkowo przed każdą posiadłością ustawiona była dynia, wyrzeźbiona w różne kształty, dając do zrozumienia, że jej właściciel chce pokazać iż jest lepszy do sąsiada.
Całe otoczenie tętniło życiem, jakby dziewczyna trafiła w sam środek miasta w godzinie szczytu. Jeosung czuła się nieswojo w takim tłumie, szczególnie że mieszkańcy mocno odbiegali od standardów, do których była przyzwyczajona. Stwory o zielonym odcieniu skóry z dużymi nosami, skrzaty wykłócające się o swoją własność, nieziemsko przystojne istoty, których jedno spojrzenie mogło sprawić, że zrobiłoby się dla nich wszystko, widma pałętające się nad przechodniami i małe wróżki oraz ostatnia grupa, która mocno przerażała Jeo – ludzie, których kolor cery przypominał odcień pergaminu oraz ich dzikie, czerwone oczy, które nie zachęcały do znajomości. Dziewczyna starała się trzymać jak najbliżej Jongdae, gdyż on jako jedyny wyglądem najbardziej przypominał ludzką postać.
Jeosung znowu zaczęła wierzyć w to, że jednak to wszystko co się wokół niej działo, to tylko senne wyobrażenia. Nie umiała wytłumaczyć tego w inny, bardziej racjonalny, sposób.
Miała chęć zatrzymać się na środku drogi, by wpaść w histerię, jednak obecność dziwnego chłopaka dodawała jej trochę więcej odwagi. Jongdae mocno pilnował zagubionej dziewczyny, nie pozwalając żeby zgubiła się w takim tłumie.
– Jongdae, możesz powiedzieć mi gdzie idziemy? – zapytała, łapiąc chłopaka za dłoń, by nie zgubić swojego przewodnika.
Szybko jednak cofnęła swą rękę czując lekkie kopnięcie, jakby prąd ją poraził. Spojrzała na chłopaka lekko wystraszona, pocierając dłoń, w której odczuwała nieprzyjemne mrowienie.
– Przepraszam, podczas pełni nie panuję tak dobrze nad napięciem elektrycznym – rzekł, drapiąc się po głowie, widoczne zakłopotany tym zdarzeniem, po czym dodał: – proszę, mów na mnie Chen, dobrze? Bardziej wolę to miano.
Powinna była przyzwyczaić się do tego, że nic w tamtym miejscu nie było normalnym i po tym, jak zobaczyła Jongdae otoczonego polem elektrycznym, nie powinna być zdziwiona, a jednak wywołało to w dziewczynie dziwne uczucie, które odsunęła od siebie, by zachować pozory nieustraszonej.
– Oczywiście. Jeśli tak wolisz... więc gdzie mnie prowadzisz, Chen? – powtórzyła pytanie.
Znowu jednak nie otrzymała odpowiedzi, gdyż stwór swym wyglądem przypominający psa wielkości cielaka, zaatakował Jeosung, powodując, że straciła grunt pod nogami i upadła całą swoją długością na ziemię. Z ust dziewczyny wydobył się cichy jęk bólu i choć wylądowała na trawniku, to upadek i tak był bolesny, szczególnie, że zwierzę przyciskało ją swą ogromną łapą do ziemi.
Usłyszała niskie powarkiwania i dostrzegła białe, ostre kły, zbliżające się do jej twarzy. W oczach zbierały się jej łzy, jednak bała się ruszyć, by stwór nie poczuł się jeszcze bardziej zagrożonym. Wszystko działo się tak szybko, a mimo to Jeo modliła się, by Chen w końcu podjął jakąś walkę z bestią. Jednak kiedy jej spojrzenie spotkało się ze ślepiami stwora, dziewczyna mogła dostrzec, jak z groźnego potwora zwierzę staje się potulnym pupilem, który zaczął lizać ją po twarzy. Jeosung nie miała pojęcia co się działo, nie potrafiła się podnieść, gdyż ciężar zwierzaka spoczywającego na jej piersi był zbyt duży, a zasłanianie się rękoma nie za wiele pomagało. Dziewczyna zerknęła w stronę Jongdae, próbując znaleźć pomoc u niego, jednak jedyne co zobaczyła to chłopaka stojącego w pozycji obronnej z długim mieczem w dłoniach, który wyglądał jakby wykonany był z błyskawicy.
– Kai, ty głupcze, złaź z dziewczyny! – ryknął Chen, zmieniając pozę na bardziej wyluzowaną, po czym jego broń zniknęła.
Stworzenie przygniatające szatynkę do ziemi, odwróciło się w stronę chłopaka i prychnęło lekceważąco, jednak o dziwo posłuchało go i uwolniło Jeosung z uścisku, dzięki czemu mogła podnieść się do siadu. Dziewczyna zaczęła otrzepywać swoje już i tak zabrudzone ubranie z ziemi i trawy, kiedy podszedł do niej Jongdae, by pomóc jej wstać.
Wtedy Jeo zauważyła zbliżającego się do nich kolejnego chłopaka, który ubrany był w czarny, ale dość luźny strój, a jego czarne włosy były idealnie ułożone. Również był dość przystojny, a uśmiech który posłał do Jongdae sprawił, że wydawał się być dobrą osobą. Jeosung domyślała się, że ta dwójka dobrze się zna, gdyż pomimo wściekłości, zauważyła lekki uśmiech na twarzy Jongdae. Za nowo przybyłym podążał również identyczny stwór do tego, który kilka chwil wcześniej zaatakował Jeo, jednak jego sierść nie była barwy czekoladowej, a jasno szarej. Pomimo że to pierwszy wilk ją zaatakował, to Jeosung czuła dziwne zagrożenie ze strony drugiego. Jego błękitne ślepia cały czas obserwowały ją, jakby wyczekiwał odpowiedniego momentu, by zaatakować.
– Suho, mógłbyś pilnować swojej watahy? Wychowuj ich porządnie, kto to widział, żeby młode wilkołaki skakały po ludziach. – Oburzył się Chen.
Jeosung poczuła bodnięcie w lewy bok i kiedy spojrzała w tamtą stronę zauważyła brązowego wilka, który teraz stał przy niej, merdając ogonem i zachowując się jak pies. Dziewczyna przybliżyła się do pleców Jongdae, jednak zwierzę nie dawało za wygraną, więc Jeo uniosła dłoń, by pogłaskać czworonoga. Z jego gardła wydobyło się ciche mruczenie, dające do zrozumienia, że sprawia mu to przyjemność.
– Taka nasza krew, co na to poradzisz? Widzisz, dziewczyna mu się spodobała. – Suho, jak nazwał go wcześniej Jongdae, wzruszył jedynie ramionami, pokazując na tę dwójkę.
Jongdae odwrócił się, a Jeosung cofnęła swą dłoń, mając wrażenie, że źle zrobiła i za chwilę zostanie przez to skarcona, jednak Chen westchnął tylko, by znowu spojrzeć na Suho. Kiedy dziewczyna zerknęła w bok, brązowego wilka już przy niej nie było.
– To nie ma znaczenia, dalej uważam, że powinieneś go bardziej pilnować. Obaj wiemy, że jemu wszystko uchodzi płazem. – Chen dalej nie krył swojego niezadowolenia.
– Co tutaj robi człowiek? To dość dziwne, prawda? – Jeosung usłyszała niski, ciepły głos dochodzący zza jej pleców.
Nawet nie zdążyła wykonać pełnego obrotu, by sprawdzić do kogo należał, gdyż Jongdae chwycił ją za ramiona, przyciskając do swojej klatki piersiowej i w ten sposób zabraniając odwrócenia się. Szarpała się przez chwilę, gdyż czuła się dość niezręcznie, jednak chłopak był dużo silniejszy od niej.
– Kai, na litość boską, ubierz się! – ryknął na chłopaka, przez co i Jeosung podskoczyła lekko przestraszona.
Co ty tam widzisz głupku, też chcę!, przeszło jej przez myśl, ale nie miała na tyle odwagi, by to wypowiedzieć.
Przytulona do klatki piersiowej Chena, szatynka doskonale słyszała jego szybkie bicie serca, jednak to jego zapach, swoją wonią przypominający las gdzieś w deszczowym zakątku świata, powodował, że dziewczyna czuła, że jej ciśnienie rośnie coraz szybciej.
Jongdae w końcu wypuścił dziewczynę ze swych objęć, dostrzegając lekkie rumieńce na jej policzkach. Szybko odwróciła się do niego tyłem, chcąc ukryć zawstydzenie, jednak chłopak i tak je dostrzegł, co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy.
To co zobaczyła tam, nie było wcale lepsze, a spowodowało, że jej policzki zaczęły piec jeszcze mocniej, przez co miała ochotę zapaść się pod ziemię. Stał przed nią wysoki, dobrze zbudowany chłopak o lekko ciemniejszym odcieniu skóry. Najważniejszym punktem tego wszystkiego było to, że ubrany był w same szorty, a jego dobrze wyrzeźbiony brzuch mocno przyciągał spojrzenie Jeosung.
– Hejka, człowieku – powiedział Kai, uśmiechając się szeroko, przez co Jeo mogła zauważyć jego idealne, śnieżnobiałe zęby.
Można było dostrzec, że jest on bardzo żywiołową i wesołą osobą. Jeosung niecodziennie widziała półnagich, dobrze zbudowanych mężczyzn, dlatego czuła skrępowanie, jednak zmiennokształtny chłopak od razu zaskarbił sobie jej sympatię.
– Kris i Kai patrolowali teren, kiedy brama pokazała dziwną aktywność. Nigdzie nie możemy go znaleźć, a teraz pojawia się ona. To nie wróży nic dobrego, Chen – odezwał się Suho, przez co Jeosung odwróciła się ku niemu, a jej myśli wróciły na swój właściwy tor.
– Wiem przyjacielu. Też zauważyłem, że coś jest nie tak, a potem znalazłem ją – Chen spojrzał przelotnie na Jeo, by kontynuować: – Prowadzę ją do króla, by mógł zdecydować co mamy robić dalej.
Jeosung wodziła wzrokiem między Suho a Chenem, nie mogąc zrozumieć sensu ich wypowiedzi. Coraz bardziej nie podobała jej się sytuacja, w której się znalazła.
Czy to możliwe, że dzieje się to naprawdę? Czekali na mnie?, przeszło jej przez myśl.
– Króla? Macie tutaj króla? – zapytała Jeosung, patrząc na Jongdae i oczekując wyjaśnień, jednak chłopak ją zwyczajnie zignorował.
– Nie możemy ponieść porażki, Suho. Musicie go odnaleźć. – Jongdae zwrócił się do szatyna.
– Wiem, robimy co w naszej mocy, a teraz śpieszcie się, czuję, że coś wisi w powietrzu – stwierdził chłopak stojący obok szarego wilka, rozglądając się dookoła, co Jeo również uczyniła i dostrzegła, że uliczka, która jeszcze chwilę wcześniej tętniła życiem, w tamtym momencie była opustoszała.
– Mogę ich eskortować! – krzyknął zadowolony Kai tuż przy uchu Jeosung, co wywołało u niej niemałe zaskoczenie. – Dwóch rycerzy lepiej obroni księżniczkę, prawda?
Zdziwiona dziewczyna zerknęła na Kaia, który puścił do niej oczko i uśmiechnął się przyjaźnie.
– Chen, co ty na to? Kris i Kai pójdą z tobą, tak będzie bezpieczniej – stwierdził Suho, a Jeosung zaczęła zastanawiać się co może jej grozić, a poczucie niebezpieczeństwa zaczęło krążyć wokół niej. – Czeka mnie moja zmiana patrolu, więc wracajcie bezpiecznie – dodał, po czym na oczach wszystkich przekształcił się w sporego, czarnego wilka i pobiegł w tylko sobie znanym kierunku.
– Czy mnie tutaj jeszcze coś zdziwi? – Jeosung powiedziała do siebie, jednak Kai usłyszał jej wypowiedź, gdyż zaśmiał się na jej słowa.
– Nie widziałaś jeszcze trolli w akcji, to są dopiero dranie – zażartował, przysuwając się bliżej Jeosung, by szturchnąć ją po przyjacielsku w bok.
Natychmiast jednak odskoczył od niej jak oparzony, masując lewe ramię i patrząc z wyrzutem na Chena, który stał niewinnie tuż obok niego, by uśmiechnąć się przebiegle pod nosem i dmuchnąć na swoją dłoń, jakby była bronią palną.
– Auć, to bolało! Mogłeś uprzedzić, a nie traktować drugiego prądem! – oburzył się młodszy, mierząc wzrokiem szatyna.
– Trzymaj łapy przy sobie, Kai – rzucił Jongdae, po czym złapał Jeosung za rękę, by poprowadzić ją w dalszą drogę.
Jongdae nie miał litości dla Jeo, gdyż ich podróż kończyć miała się na szczycie wzgórza, do którego wiodła stroma, kamienista dróżka. Tym razem to Kai dbał o bezpieczeństwo dziewczyny, pilnując, by nie upadła i nie zrobiła sobie krzywdy, do czego była zdolna. Jongdae prowadził całą grupę na sam szczyt, a tyły obstawiał jasno szary wilk, którego Jeosung poważnie się obawiała.
Kiedy pokonali strome zbocze, teren wydawał się być nieco bardziej przyjaznym dla podróżujących, a jego przejście było bardziej możliwe. Wtedy też Kai aż za bardzo próbował umilić czas Jeosung swoim gadaniem. W końcu cierpliwość Jongdae się wyczerpała i skarcił młodszego, karząc mu przeistoczyć się w wilka, by mieć trochę spokoju. Od tego momentu Jeosung i Jongdae byli eskortowani przez dwa wilkołaki.
Na szczycie wzgórza szatynka mogła dostrzec sporych rozmiarów zamczysko, które imponowało swym wyglądem. Duża, dębowa brama prowadziła na dziedziniec, otoczony kamiennym murem, wysokim na kilka metrów. Prostokątna baza monumentu w każdym ze swych rogów ozdobiona była okrągłymi wieżyczkami z ostro zakończonymi dachami oraz ciemno zielonym bluszczem porastającym ich ściany. Wejście główne stanowiły pozłacane wrota, ulokowane między dwoma kolumnami, które podtrzymywały sporych rozmiarów taras. Stanowiło to również wspaniałe schronienie przed deszczem dla wychodzących z posiadłości osób. Na kolumnach i w wielu innych zdobieniach dostrzec można było motyw złotej gwiazdy, która przypominała tą prowadzącą trzech króli do Betlejem.
Wszystko, co otaczało Jeosung wykonane było z kamienia, drewna i złota, przez co dziewczyna nie mogła przestać podziwiać architektury. W tamtym momencie dotarło do niej, że to dziwne miejsce, w którym się znalazła, musiało posiadać swojego króla, gdyż bogactwo jakie ujrzała nie należało do codzienności.
Duże zaskoczenie w dziewczynie wywołał fakt, że kiedy dotarli do bram zamczyska, były one otwarte tak, jakby ktoś wyczekiwał ich przybycia. Tuż przed wejściem do środka, dwa wilki opuściły dwójkę podróżujących, wzorowo wykonując swoją misję, by bezpiecznie doprowadzić ich do celu.
Jongdae, jak przystało na prawdziwego dżentelmena, przepuścił Jeosung w drzwiach, pozwalając jej wejść do zamku jako pierwszej. Dziewczyna spodziewała się ujrzeć bardziej mroczny, surowy obraz wnętrza, jednak było całkiem inaczej. Hol był elegancki utrzymany w jasnych, ciepłych kolorach, po środku przełamanych ciemnymi, dębowymi schodami, prowadzącymi w głębsze zakamarki pałacu. Po każdej ze stron schodów, mogła dostrzec dwie pary drzwi, idealnie ulokowanych pod zdobionymi łukami. Każde wejście posiadało swoją pozłacaną gwiazdę, wyróżniającą się między innymi.
Brunetka miała wrażenie, że będzie musiała zbierać szczękę z podłogi, gdyż wpadła w taki zachwyt wnętrzem zamku, że nie mogła oderwać oczu od tych wszystkich zdobień i obrazów przedstawiających różne postaci. Jongdae chwycił dziewczynę za rękę, prowadząc ku najbardziej wystawnym drzwiom po ich prawej stronie. Zerknęła na chłopaka, kiedy tuż przy wejściu zatrzymał się, by na nią spojrzeć.
– Muszę panienkę przed czymś uprzedzić, zanim tam wejdziemy – zawahał się, jakby dalej szukał odpowiedniego doboru słów, by po chwili powiedzieć: – Widzi panienka, nasz władca jest dość specyficzną osobą.
– Przestań się tak do mnie zwracać. Mów mi po prostu Jeosung, dziwnie się czuję, słysząc te zwroty – oburzyła się szatynka, jednak ja jej twarzy pojawiło się zaintrygowanie, więc dodała: – Co masz na myśli mówiąc, że król jest specyficzną osobą?
– Sama zobaczysz – stwierdził, po czym otworzył drzwi, znów pozwalając jej wejść jako pierwszej.
Sala, która ukazała się przed oczami Jeosung, była dość pokaźnych rozmiarów, a całe wnętrze utrzymane było w kolorach złota, czerni i brązu. Dziewczyna weszła w głąb sali, by móc dostrzec więcej szczegółów. Przeciwległą ścianę zdobiły ogromne, ostro zakończone okiennice, swym wyglądem mocno przypominające te, wykorzystywane w gotyckich budowlach. Znajdował się tutaj również masywny, ciemnobrązowy stół z dużą ilością zdobionych krzeseł wokół niego. Z sufitu zwisał wystawny, złoty żyrandol. Jeosung obróciła się wokół własnej osi, chcąc zobaczyć więcej i na ścianie z drzwiami dostrzegła sporą ilość portretów, przedstawiających przystojnych mężczyzn, dość podobnych do siebie, jednak każdy z nich był w innym wieku, łączyło ich jednak to, że każdy ubrany był w czarny wystawny strój, z przypiętymi odznaczeniami na piersi oraz tą samą koroną na głowie. Dziewczyna domyśliła się, że są to poprzedni władcy tego miejsca. Wodziła wzrokiem za obrazami, aż zatrzymała się na ostatnim, umieszczonym nad sporym kominkiem, w którym ogień wesoło trzaskał, a który różnił się od pozostałych.
Jej spojrzenie przyciągnęła jednak sylwetka mężczyzny stojącego niedaleko kominka. Przyglądał się dziewczynie z zainteresowaniem, lekko uśmiechając się do niej. Jego okrągła, idealna twarz sprawiała wrażenie, że jej właściciel jest jeszcze niewinnym chłopcem, który potrzebuje kogoś, kto potrafiłby zaopiekować się jego sercem. Wizualnie nie pasowało to jednak do stylu chłopaka. Ubrany był w pstrokaty, czarno biały garnitur, przyozdobiony łańcuchami. Na jego szyi zapięta była gruba obroża, z ciężkim kołem pośrodku ozdoby. Jeosung nie mogła pojąć jak taka rzecz może być wygodną, jednak nie poprzestała na tym swoich obserwacji. Jego gęste, lśniące, czarne włosy ułożone były w artystycznym nieładzie, z odrobiną brokatu, który dodawał całej postaci swoistego charakteru i seksapilu.
Jeosung zdawała sobie sprawę z tego, że to nie jest kulturalne gapić się w ten sposób na drugą osobę, jednak coś w środku przyciągało ją do niego i mówiło jej, że skądś go zna.
Pstrokaty chłopak ruszył w ich kierunku, a Jongdae w tym momencie uklęknął na jedno kolano, schylając głowę ku ziemi. Kiedy dostrzegł, że Jeo dalej trwała w pierwotnie obranej pozycji, pociągnął ją za ramię, by uczyniła to samo co on.
– Wasza Wysokość, żołnierz pierwszej gwardii magów, Kim Jongdae, składa pokłon – rzekł Chen, dalej pochylając głowę.
– Nie wygłupiaj się, Chen. Wstawaj, no już! – Klasnął w dłonie, jak Jeosung mogła się domyślić, król, po czym dodał: – Nazywam się Byun Baekhyun – przedstawił się, wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny, chcąc pomóc jej wstać.
– Panie, nie powinieneś... – Chenowi nie dane było dokończyć, gdyż król machnął na niego dłonią w geście uciszenia.
Jeosung niepewnie chwyciła dłoń szatyna, która okazała się być niesamowicie delikatna i ciepła. Poczuła dziwne uczucie w dole brzucha, które zaczęło ją delikatnie łaskotać. Była zauroczona królem, który pomógł jej wstać z zimnej posadzki.
– Moje imię to Kwon Jeosung – przedstawiła się, jednak poczuła delikatne szturchnięcie ze strony Jongdae, więc dodała: – Wasza Wysokość?
Jeosung zerknęła w stronę swojego towarzysza, który stał obok, a on przytaknął jej z uznaniem, przez co na ustach dziewczyny pojawił się drobny uśmiech zadowolenia z siebie.
– A, więc tak wygląda wybranka naszego Sehuna? – zapytał Baekhyun, nie odrywając wzroku od szatynki nawet na moment.
– Wybranka, kogo? – Zaskoczona Jeosung spojrzała na Jongdae, oczekując wyjaśnienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top