Belive in Angels

Noc minęła dla Korbyn przyjemnie, pierwszy raz bez niezrozumiałych snów i koszmarów. Dopiero gdy uchyliła ślepia, przypomniał sobie, dlaczego.

On... on nadal tu jest. L. L. Czyli to nie sen.

- Korbyn, patrzysz się na mnie od dobrych pięciu minut. Nawet jak na ciebie to przesada.

- N-naprawdę? Sorki... - mruknęła speszona.

Więc tak. On tu jest, on wie, on... nie żyje.

- Kiedy pójdziemy im pomóc?

- Kiedy tylko powiesz, czy masz te dowody na winę Kiry.

Korbyn sięgnęła po swojego laptopa i wyciągnęła z szuflady biurka pendrive.

- Mam.

Od razu odtworzyła nagranie, na którym Raito przyznawał się Misorze do bycia Kirą i załączyła zdjęcia i nagranie, według którego można było zrozumieć, że ostatnią osobą zobaczoną przez agenta Penbera był Raito Yagami.

- Da się to odtworzyć tam?

- Tak. To tak jak z tą reklamą o wypadku z Shinjuku.

- To dobrze. Chodźmy.

***

- Raito zginął, L też zginął... a Kira znów zaatakował. To chyba koniec. - westchnął Watari.

- To... to nie może być koniec! Stanowczo nie! - krzyknął Matsuda.

Jak na zawołanie, odezwały się telefony. Konkretniej Watariego i szefa Yagamiego.

Zajęli się ze skupieniem rozmowami. Matsuda dostrzegł na twarzach obu mężczyzn ogromny szok.

- Niech pan mówi pierwszy, panie Yagami. - odezwał się Watari.

- Dzwonili z kostnicy, że wedle nagrania z kamer... Raito uciekł z prosektorium. Poświadczają temu ślady krwi. Ale jak?

Matsuda i inni poderwali się jak oparzeni.

- To niemożliwe, by ktoś tak po prostu zmartwychwstał. - mruknął Aizawa. - Co się stało, Watari? - mruknął po chwili namysłu.

- Ciało L... zniknęło. To nie była ucieczka, Raito był dłużej badany, L był już w zamkniętej trumnie. I jakby z niej wyparował. Nie była otwierana przez dwie godziny.

Mężczyźni poderwali się ponownie, szok oczywiście był nawet jeszcze większy.

- Kira zmartwychwstał? - westchnął Watari.

- To jeszcze nie jasne. - burknął szef Yagami.

- A co jeśli teraz L jest świętym? I dlatego zniknął?

- Matsuda, przestań. Wiele razy zdarzało ci się palnąć coś głupiego, ale to już jest przesada i to ogromna. - odrzekł z dezaprobatą Yagami.

- Powiem tak, że chciałbym wierzyć, że L jest tam. I że jest szczęśliwy. - mruknął Watari, ścierając łzę z policzka.

Aniołem? Cóż, prawie.

- Ja... ja myślę, że L na pewno też wróci. Może inaczej, ale choćby miał mnie nawiedzać jako duch, na pewno pomógłbym mu, gdyby tego chciał!

- Matsuda, masz naprawdę ciekawą wiarę, ale nie sądzę by coś takiego się zdarzyło.

- Ale gdyby...

- Też bym tak zrobił, ale gdybać można.

Kodo schwyciła L za dłoń i puścili list złożony w samolot.

- Co to ma być? - Matsuda złapał lecącą skłdankę. - To jakaś wiadomość...

- Czytaj!

- "Oto list który piszę, choć w waszych głowach to się nie mieści. Macie rację, umarłem i moja egzystencja jako człowieka nieodwracalnie się zakończyła. Jednak z tego co wiem, Kira jeszcze nie skończył. Chciałbym nie żyć, ale w spokoju. Czy zaryzykujecie, aby mnie spotkać i uwierzyć? Możemy razem schwytać Kirę.
Podpisano L, dnia 6 października 2004

- To niemożliwe! - wrzasnął Aizawa, wstrząśnięty.

- Możliwe, jeśli wziąć pod uwagę teorię Matsudy. - odrzekł Watari, patrząc w przestrzeń. - Ale jeśli nie stanie się widoczny, to niewiele nam pomoże. Jak mówiłem, jeśli to nie bujda, to będę go wspierał.

Na stoliku obok szefa Yagamiego wylądował drugi samolot, tym razem z zrobiony z fotografii.

- "Jest to dosyć...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top